Uśmiechnęłam się złośliwie i skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej,
opierając się drzewa, które stało za mną. Zdałam sobie sprawę, że mimo
iż mężczyzna, który stoi przede mną jest świrem, to zaczynam go nawet
lubić. Nie był taki nudny jak reszta śmiertelników.
- Bal jest dziś w nocy – odparłam z tajemniczym uśmiechem – zaprowadzę
Cię jeśli chcesz, bo też się tam wybieram… No! Chyba że się boisz że w
jakiś sposób Cię zaczaruję – dodałam ze złośliwym uśmiechem.
- A więc chcesz mnie zaszczycić swoim towarzystwem? – spytał złośliwie drocząc się ze mną.
- Póki co, to Ty masz zaszczyt cieszyć się moim towarzystwem – odgryzłam się.
Ten uśmiechnął się tajemniczo jak zwykle się szczerząc, co znowu u mnie
wywołało reakcję „Jeśli dalej się będziesz tak szczerzył to zaraz Ci
pier**lnę”, ale powstrzymałam się, bo nie chciałam wyjść na kogoś, kto
ma krótkie nerwy. – Wracając do twojego wcześniejszego pytania… Będą tam
nie tylko liderzy ale i też większość bandy, która przybędzie razem ze
swoimi liderami. Straszne to upierdliwe ale też wypada mi pójść. –
skończyłam westchnieniem.
- Drapieżnik, który musi wyjść z ukrycia i się ujawnić nie jest zbyt szczęśliwy co? – spytał sarkastycznie.
- O to się nie bój! Jest tam wiele miejsc, gdzie można się zaczaić na
kogoś – powiedziałam niemal z drapieżnym spojrzeniem na mężczyznę.
- Zapewne tak jest – odparł szczerząc się. – Jednak ja będę się trzymał raczej z dala od takich miejsc – odparł pewny siebie.
- Spokojnie! Jak mi zaleziesz za skórę to i z stamtąd cię wyciągnę – odparłam złośliwie i lekko złowieszczo.
Ten tylko obdarzył mnie spojrzeniem typu „Chyba śnisz kochana!”, po czym
wrócił do głaskania skorpiona, który jakby chciał do mnie doskoczyć i
mnie zabić… Mimo iż mu nic nie zrobiłam.
- Do balu jest jeszcze szmat czasu, więc idę na małe polowanie – stwierdziłam – Idziesz ze mną? – spytałam jakby z nutą prośby.
- Czemu nie… Nie mam nic lepszego do roboty – powiedział, po czym zaburczało mu w brzuchu.
- Widzę że myślimy o tym samym - dodałam i zagwizdałam.
Po chwili słychać było głośne rżenie i tętent końskich kopyt o twardą
ziemię. Po chwili przybiegła do mnie moja klacz. Zarżała cicho na
powitanie i ją pogłaskałam za uchem, to było miejsce, które najbardziej
lubiła.
- Witaj! – przywitałam się z koniem i poklepałam ja lekko po szyi.
- Zastanawiałem się czy też masz konia – powiedział jakby od niechcenia lecz dostrzegłam w nim nutkę ciekawości.
- Każdy zwiadowca przecież ma wierzchowca – odparłam jakby nigdy nic.
Sonia popatrzyła na nieznajomego dość wrogo, dając mu tym samym
ostrzeżenie typu: „ Jeśli zrobisz coś głupiego, to nie ręczę za siebie”.
Po czym jakby na potwierdzenie swojego, tupnęła ostrzegawczo kopytem.
Przy siodle znajdował się łuk ze strzałami. Sprawdziłam machinalnie czy
wszystko jest dopięte, złapałam za wodze konia i ruszyłam w stronę lasu,
lecz jeszcze przystanęłam na chwilę krzycząc do Ryu.
- Długo mam na ciebie czekać? – krzyknęłam i zrobiłam złośliwy uśmieszek.
Ten w odpowiedzi zrobił to samo i ruszył w moim kierunku a po chwili się
ze mną zrównał, lecz przełożył skorpiona na drugie ramię, bo skorpion
nie był raczej zadowolony z mojego towarzystwa.
- Ten twój skorpion, to w gorącej wodzie kapany jest – dodałam patrząc
jak skorpion próbuje mnie jakby zasztyletować wzrokiem. Teraz już prawie
w ogóle nie robił na mnie wrażenia, bo zdążyłam się do niego
przyzwyczaić. Być może to była zasługa szkolenia zwiadowców, dzięki
któremu potrafiliśmy się dostosować do każdej sytuacji.
Ryu ponownie zaczął czule głaskać skorpiona a ten zaczął się powoli
uspokajać, choć cały czas mierzył mnie wzrokiem ale ja już na to nie
zwracałam specjalnej uwagi… Szłam przed siebie i co jakiś czas
przykucałam przy ziemi, żeby przypatrzeć się śladom zwierząt.
Ryu? Nie mam o co się obrażać :P Ożywimy troszkę opa i zrobimy tak że ktoś nas np. zaatakuje? Jakieś zbiry? Co Ty na to? :P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz