niedziela, 24 kwietnia 2016

Od Vintengarda

        Na twarzy miał kamienną maskę, pod siodłem łaciatego kuca, w worku kota, a w myślach prawdziwe piekło. Już od prawie godziny powstrzymywał się od rzucania kotem w najbliższego lorda. Nie tylko dlatego, że nie miał innego ciekawego celu, ale i dlatego że szamoczący się w worku kocur straszył nieszczęsnego kuca. Pozostało mu puszczać dymne okręgi i powstrzymywać zwierzę od panicznej ucieczki przed zawodzącym tobołkiem. Saval Soren bardzo spokojnie to znosił. Tylko raz zapytał, czy branie tego potwora ze sobą jest konieczne, a gdy otrzymał odpowiedź twierdzącą skrzywił się tylko lekko i nie poruszał więcej tematu. Gdy ktoś pytał co tak hałasuje krasnolud twierdził, że odkrył nowy gatunek potwora, który po Święcie Tolerancji chce oddać na badania uczonym z Mithiremu, a gdy ktoś chciał zajrzeć do worka tłumaczył iż zwierze wydziela trujące opary mogące poważnie uszkodzić błony śluzowe. Zarówno lord jak i cała jego ochrona i doradcy taktownie wtedy milczeli. Może jednak udzielę odpowiedzi na pytanie Sorena. Vintengard miał złe doświadczenia z zostawianiem kota samemu sobie. Zawsze robił wtedy coś co potem odbijało się na reputacji właściciela. Atakował psy, straszył konie, przewracał towar w kramach, drapał próbujące go pogłaskać dzieci i pożerał niestrzeżone jedzenie (nawet z wnętrza domów). Nic nie dawało tłumaczenie ,,To nie mój kot!", bo i tak połowa Castelii dobrze wiedziała do kogo należy Krzyworyj. Jednak nawet teraz, gdy miał go przy sobie, sprawiał problemy. Kiedy zatrzymywali się na noc Gard karmił Gravara tak by nie wyskoczył z worka, a walka ta wyglądała do prawdy makabrycznie. Gdyby zobaczył to jakiś obrońca praw zwierząt lub choćby zwykły mający skrupuły człowiek...
  - Vintengardzie, proszę, pomóż im robić miejsce- powiedział Saval wskazując na dwóch strażników usiłujących zrobić przejście wśród tłumu.
  Dopiero teraz do krasnoluda dotarło jak blisko jest Ikram. Tak blisko, że prawie do niego wjechał. Popędził kuca, a gdy dotarł do bramy, bezceremonialnie władował się w tłum. Efekt byłby pewnie nieporównywalnie lepszy gdyby dosiadał pełnowymiarowego konia, a nie liczącego mniej niż metr 40 kuca. Nie mniej jednak część ludzi się cofnęła. Wszyscy chcieliby choćby rzucić okiem na władcę Dal-Virii. Krasnolud dobrze wiedział, że lord by tego nie poparł, ale po prostu nie mógł się powstrzymać od sięgnięcia po topór. Może baryłkowaty kuc nie wyglądał zbyt strasznie, ale ciężki, dobrze naostrzony topór zrobił pożądane wrażenie. Tłum prawie natychmiast się rozstąpił robiąc miejsce dla orszaku. Kiedy Krzywowąs upewnił się już, że ludzie będą się dalej rozchodzić, zwolnił i kontynuował podróż trzymając się gdzieś pomiędzy przestrzenią zarezerwowaną dla doradców i innych ważnych osobistości, a tą przeznaczoną dla ochroniarzy lorda. Najchętniej bezceremonialnie wparowałby na swym kucu w środek tłumu i pojechałby prosto do siedziby Orłów, ale przysiągł Sorenowi, że tym razem tego nie zrobi. Nie miał więc nic ciekawszego do roboty ponad obserwowanie tłumu i szukanie powodów do narzekań. Nabił fajkę i zaczął tworzyć listę czynników pogodowych które mu nie odpowiadały. Kiedy te się skończyły stworzył całą litanię epitetów, którymi obrzuci szalejącego w worku kota kiedy już wypuści go na wolność. Gdy zabrakło mu wulgaryzmów wziął się za wymyślanie wad dla kuca, choć w rzeczywistości nic do niego nie miał.
  Prędzej czy później w końcu skończyły mu się niedogodności i musiał znaleźć sobie inne zajęcie. Powiódł wzrokiem po przelewającym się po brukowanej ulicy tłumie. Większość ludzi obserwowała z większym lub mniejszym zainteresowaniem lorda. Inni mieli widocznie w głębokim poważaniu to co dzieje się w mieście i zajmowali się własnymi sprawami. Niewielkie, aczkolwiek powiększające się grupki, uważnie obserwowały podskakujący i wyjący cicho worek. Gard nie mógł się doczekać chwili w której nareszcie będzie mógł się go po cichu (a przynajmniej niezbyt głośno) pozbyć.
  Po blisko pół godzinie przeciskania się przez tłumy zza rogu wyłonił się budynek ikramskiego klanu. Krasnolud odetchnął z ulgą na myśl, że koniec mordęgi jest już bliski. Postanowił sobie, że dziś wieczorem wyciągnie swój najlepszy tytoń i ulubione fajki, a następnie poczęstuje każdego kto będzie miał na to ochotę.
  - Pssst! Gard!
  Krasnolud spojrzał na lewo usiłując znaleźć źródło głosu. Okazał się nim młody strażnik. Poznali się podczas drogi z Castelii. Jak on miał na imię? Ron? Ronin? Ronan? Na pewno coś na ,,r". Chłopak jechał na niemałym siwku, więc kiedy podjechał trochę bliżej lider Lwów musiał wysoko zadzierać głowę by zobaczyć jego twarz.
  - O co chodzi?- spytał gasząc i chowając fajkę- Jakiś problem?
  Żołnierz o imieniu zaczynającym się na ,,r" pokręcił głową.
  - Nie, wszystko w porządku. Po prostu chciałem spytać kiedy wreszcie pozbędziesz się tego kota. Zwraca na siebie niepotrzebną uwagę- szepnął.
  Krasnolud skrzywił się spoglądając na podskakujący u boku wierzchowca worek.
  - Czekam na odpowiednią okazję- stwierdził Gard.
  Młodzieniec przez chwilę milczał jakby coś rozważając po czym błysnął zębami uśmiechając się do Krzywowąsa.
  - Jeśli chcesz mogę go wziąć i po cichu wypuścić w jakimś zaułku w pobliżu siedziby Orłów.
  Holvert zaśmiał się krótko sięgając po worek.
  - Dobry z ciebie chłopak- powiedział podając strażnikowi zapakowanego kota- Wątpię jednak byś zdołał to zrobić po cichu.
  Jak na zawołanie z worka wydobyło się głośne, niezbyt przypominające kocie, wycie. O ile wcześniej chłopak wierzył w swoje możliwości, to teraz stracił całą nadzieję. Uśmiechnął się tylko krzywo i nieporadnie, po czym przytroczył podskakujący worek do siodła, co wyraźnie nie spodobało się jego siwkowi.
  - Powodzenia- rzucił krasnolud i wjechał w tłum usiłując dostać się na teren siedziby Orłów.
  Lord nie wybierał się tam, a przynajmniej nie w tym momencie. Vintengard mógł sobie być liderem klanu podległego władcy całej Dal-Virii, ale to jeszcze nie dawało mu wglądu w plan dnia Savala.
  Ledwie zsiadł z kuca podbiegł do niego nieco zaczerwieniony, jakby zawstydzony, chłopak zerkający nerwowo w kierunku zgromadzonych na placu. Krasnolud chętnie dowiedziałby się kto lub co wprawiło chłopaka w takie zmieszanie, ale nie zdążył nawet otworzyć ust, bo ten już odprowadzał jego kuca do stajni. Szedł tak szybko, że już nieco wymęczone drogą i jękami kota zwierzę musiało powoli kłusować by za nim nadążyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz