Na twarzy miał kamienną maskę, pod siodłem łaciatego kuca, w worku kota,
a w myślach prawdziwe piekło. Już od prawie godziny powstrzymywał się
od rzucania kotem w najbliższego lorda. Nie tylko dlatego, że nie miał
innego ciekawego celu, ale i dlatego że szamoczący się w worku kocur
straszył nieszczęsnego kuca. Pozostało mu puszczać dymne okręgi i
powstrzymywać zwierzę od panicznej ucieczki przed zawodzącym tobołkiem.
Saval Soren bardzo spokojnie to znosił. Tylko raz zapytał, czy branie
tego potwora ze sobą jest konieczne, a gdy otrzymał odpowiedź twierdzącą
skrzywił się tylko lekko i nie poruszał więcej tematu. Gdy ktoś pytał
co tak hałasuje krasnolud twierdził, że odkrył nowy gatunek potwora,
który po Święcie Tolerancji chce oddać na badania uczonym z Mithiremu, a
gdy ktoś chciał zajrzeć do worka tłumaczył iż zwierze wydziela trujące
opary mogące poważnie uszkodzić błony śluzowe. Zarówno lord jak i cała
jego ochrona i doradcy taktownie wtedy milczeli. Może jednak udzielę
odpowiedzi na pytanie Sorena. Vintengard miał złe doświadczenia z
zostawianiem kota samemu sobie. Zawsze robił wtedy coś co potem odbijało
się na reputacji właściciela. Atakował psy, straszył konie, przewracał
towar w kramach, drapał próbujące go pogłaskać dzieci i pożerał
niestrzeżone jedzenie (nawet z wnętrza domów). Nic nie dawało
tłumaczenie ,,To nie mój kot!", bo i tak połowa Castelii dobrze
wiedziała do kogo należy Krzyworyj. Jednak nawet teraz, gdy miał go przy
sobie, sprawiał problemy. Kiedy zatrzymywali się na noc Gard karmił
Gravara tak by nie wyskoczył z worka, a walka ta wyglądała do prawdy
makabrycznie. Gdyby zobaczył to jakiś obrońca praw zwierząt lub choćby
zwykły mający skrupuły człowiek...
- Vintengardzie, proszę, pomóż im robić miejsce- powiedział Saval
wskazując na dwóch strażników usiłujących zrobić przejście wśród tłumu.
Dopiero teraz do krasnoluda dotarło jak blisko jest Ikram. Tak blisko,
że prawie do niego wjechał. Popędził kuca, a gdy dotarł do bramy,
bezceremonialnie władował się w tłum. Efekt byłby pewnie
nieporównywalnie lepszy gdyby dosiadał pełnowymiarowego konia, a nie
liczącego mniej niż metr 40 kuca. Nie mniej jednak część ludzi się
cofnęła. Wszyscy chcieliby choćby rzucić okiem na władcę Dal-Virii. Krasnolud dobrze wiedział, że lord by tego nie poparł, ale po prostu nie
mógł się powstrzymać od sięgnięcia po topór. Może baryłkowaty kuc nie
wyglądał zbyt strasznie, ale ciężki, dobrze naostrzony topór zrobił
pożądane wrażenie. Tłum prawie natychmiast się rozstąpił robiąc miejsce
dla orszaku. Kiedy Krzywowąs upewnił się już, że ludzie będą się dalej
rozchodzić, zwolnił i kontynuował podróż trzymając się gdzieś pomiędzy
przestrzenią zarezerwowaną dla doradców i innych ważnych osobistości, a
tą przeznaczoną dla ochroniarzy lorda. Najchętniej bezceremonialnie
wparowałby na swym kucu w środek tłumu i pojechałby prosto do siedziby
Orłów, ale przysiągł Sorenowi, że tym razem tego nie zrobi. Nie miał
więc nic ciekawszego do roboty ponad obserwowanie tłumu i szukanie
powodów do narzekań. Nabił fajkę i zaczął tworzyć listę czynników
pogodowych które mu nie odpowiadały. Kiedy te się skończyły stworzył
całą litanię epitetów, którymi obrzuci szalejącego w worku kota kiedy
już wypuści go na wolność. Gdy zabrakło mu wulgaryzmów wziął się za
wymyślanie wad dla kuca, choć w rzeczywistości nic do niego nie miał.
Prędzej czy później w końcu skończyły mu się niedogodności i musiał
znaleźć sobie inne zajęcie. Powiódł wzrokiem po przelewającym się po
brukowanej ulicy tłumie. Większość ludzi obserwowała z większym lub
mniejszym zainteresowaniem lorda. Inni mieli widocznie w głębokim
poważaniu to co dzieje się w mieście i zajmowali się własnymi sprawami.
Niewielkie, aczkolwiek powiększające się grupki, uważnie obserwowały
podskakujący i wyjący cicho worek. Gard nie mógł się doczekać chwili w
której nareszcie będzie mógł się go po cichu (a przynajmniej niezbyt
głośno) pozbyć.
Po blisko pół godzinie przeciskania się przez tłumy zza rogu wyłonił
się budynek ikramskiego klanu. Krasnolud odetchnął z ulgą na myśl, że
koniec mordęgi jest już bliski. Postanowił sobie, że dziś wieczorem
wyciągnie swój najlepszy tytoń i ulubione fajki, a następnie poczęstuje
każdego kto będzie miał na to ochotę.
- Pssst! Gard!
Krasnolud spojrzał na lewo usiłując znaleźć źródło głosu. Okazał się nim
młody strażnik. Poznali się podczas drogi z Castelii. Jak on miał na
imię? Ron? Ronin? Ronan? Na pewno coś na ,,r". Chłopak jechał na
niemałym siwku, więc kiedy podjechał trochę bliżej lider Lwów musiał
wysoko zadzierać głowę by zobaczyć jego twarz.
- O co chodzi?- spytał gasząc i chowając fajkę- Jakiś problem?
Żołnierz o imieniu zaczynającym się na ,,r" pokręcił głową.
- Nie, wszystko w porządku. Po prostu chciałem spytać kiedy wreszcie
pozbędziesz się tego kota. Zwraca na siebie niepotrzebną uwagę- szepnął.
Krasnolud skrzywił się spoglądając na podskakujący u boku wierzchowca worek.
- Czekam na odpowiednią okazję- stwierdził Gard.
Młodzieniec przez chwilę milczał jakby coś rozważając po czym błysnął zębami uśmiechając się do Krzywowąsa.
- Jeśli chcesz mogę go wziąć i po cichu wypuścić w jakimś zaułku w pobliżu siedziby Orłów.
Holvert zaśmiał się krótko sięgając po worek.
- Dobry z ciebie chłopak- powiedział podając strażnikowi zapakowanego kota- Wątpię jednak byś zdołał to zrobić po cichu.
Jak na zawołanie z worka wydobyło się głośne, niezbyt przypominające
kocie, wycie. O ile wcześniej chłopak wierzył w swoje możliwości, to
teraz stracił całą nadzieję. Uśmiechnął się tylko krzywo i nieporadnie,
po czym przytroczył podskakujący worek do siodła, co wyraźnie nie
spodobało się jego siwkowi.
- Powodzenia- rzucił krasnolud i wjechał w tłum usiłując dostać się na teren siedziby Orłów.
Lord nie wybierał się tam, a przynajmniej nie w tym momencie. Vintengard
mógł sobie być liderem klanu podległego władcy całej Dal-Virii, ale to
jeszcze nie dawało mu wglądu w plan dnia Savala.
Ledwie zsiadł z kuca podbiegł do niego nieco zaczerwieniony, jakby
zawstydzony, chłopak zerkający nerwowo w kierunku zgromadzonych na
placu. Krasnolud chętnie dowiedziałby się kto lub co wprawiło chłopaka w
takie zmieszanie, ale nie zdążył nawet otworzyć ust, bo ten już
odprowadzał jego kuca do stajni. Szedł tak szybko, że już nieco
wymęczone drogą i jękami kota zwierzę musiało powoli kłusować by za nim
nadążyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz