sobota, 23 kwietnia 2016

Od Jina - Ostatni dzień w Wu-Shi

        Przed oczami Jina śmignęły gwiazdki.
  Padł na wznak uderzony w nasadę nosa, nie mając już siły się podnosić. Lux, jego przeciwnik i najlepszy przyjaciel, wyprostował się dumnie. Żeby tylko można było powiedzieć to samo o nauczycielu młodzików. Mistrz Kormac westchnął niemalże boleśnie, przejeżdżając sobie ręką po twarzy i chwytając się za zaplecioną w krótki warkoczyk brodę. Miał pod opieką całą frakcję Fuchicho, a wielki mistrz wcisnął mu jeszcze kilku Kitsune. Wychowankowie Lisa szczycili się sławą rozrabiaków i obiboków, jednak tak paskudnego przypadku jak Jiantou jeszcze nie widział. Jakim cudem ten dzieciak jeszcze tu jest?, przechodziło mu przez myśl. Najwyraźniej przypisywanie młodym Kitsune niesamowitego szczęścia także nie mijało się z prawdą.
  - Fuchicho Luxroth - zakomenderował. - Możecie odejść.
  - Hai, sensei - odpowiedział ciemnowłosy chłopak osłaniając pięść dłonią i kłaniając się. Posłał jeszcze Jinowi pocieszający uśmiech i posłusznie oddalił się.
  Kitsune nawet nie wstawał. Usiadł na ziemi starł rękawem cieknącą z nosa krew. Kormac stanął nad nim z założonymi na piersi rękoma.
  - Ćwiczyłeś wcześniej pod opieką mistrza Fujina - powiedział nauczyciel. Nie było to nawet pytanie, a raczej stwierdzenie faktu. Mimo to Jin kiwnął potakująco. - Czy po jakimkolwiek z treningów nie skończyłeś w piachu z rozwalonym nosem?
  Jin uśmiechnął się krzywo.
  - Sensei Fujin miał nieco inne metody nauczania - wyjaśnił krótko.
  - To dlaczego dalej nikt cię stąd nie wyrzucił? Czyżby sensei Fujin był zbyt miękki dla swoich Kitsune?
  Chłopak słysząc skrytą pod tymi słowami obrazę zaadresowaną do jego mistrza powstał natychmiast, mierząc wyższego o głowę starszego mężczyznę niemal wyzywającym wzrokiem.
  - Nie, sensei - odpowiedział hardo. - Kitsune dbają o swoich. Każdy z nas jest coś wart.
  Kormac uniósł jedną brew.
  - Ryu sądzą inaczej - rzucił podchwytliwie, testując cierpliwość Jiantou.
  - Smoki są zbyt dumne. Nie patrzą pod nogi, tak jak Tora, a nawet Fuchicho - założył ręce na piersi. - My, Lisy, kierujemy się sprytem.
  - Ale nie wygrywacie żadnych walk.
  - Postaw Kitsune na odsłoniętym terenie, a od razu zostanie naszpikowany strzałami i zda się jedynie jako żywa tarcza. Umieść go w cieniu, sensei, a skradnie oprawcom łuki, by jego bracia mogli przejść bezpiecznie - Jin uśmiechnął się lekko.
  Mistrz Kormac zmrużył oczy. Chłopak był inteligentny i butny. Doprawdy szkoda, że trafił akurat do Kitsune. Gdyby od początku uczył się we frakcji Fuchicho, wyprowadziłby go na ludzi. Feniksy ceniły sobie odwagę i wiarę w siebie, a tych dzieciak miał aż za dużo. Nawet Ryu nie pogardziliby kimś takim. Jedynie może Tora mieliby sporo zastrzeżeń - Tygrysy skupiały się na sile fizycznej. Postura Jiantou mogłaby jedynie wywołać śmiech na sali. Jednak nawet jako Lis chłopak nie mógł się wymawiać zbyt długo przed wyrzuceniem go z akademii Wu-Shi. Był słabym ogniwem i jeśli nie wytrzyma pod jego nadzorem, mistrz Fujin po powrocie zastanie o jednego Kitsune mniej.
  Tymczasem Jin dalej hardo wiercił wzrokiem mistrza Kormaca. Jego powieka nawet nie drgnęła, chociaż w głębi duszy zaczynał mięknąć. Czy nie posunął się za daleko? Z Fujinem jeszcze mógł sobie pozwolić na takie zachowanie, bo pojedynki słowne nie wychodziły poza treningi. Bronią Lisów nie była siła fizyczna, a psychiczna. Fujin mimo wszystko był dla Kitsune dość pobłażliwy. Lubił swoich podopiecznych i jako jedyny z nauczycieli był w stanie zniżyć się do ich poziomu, zrozumieć ich. Natomiast Kormac...Cóż, może i Fuchicho nie byli aż tak surowi jak Smoki czy Tygrysy, jednak stanowczo pod względem dyscypliny przewyższali frakcję Lisa. Jeśli mistrz Fujin nie wróci zbyt szybko, odprawi z kwitkiem wszystkich Kitsune, którymi przyszło mu się opiekować.
  Od Jina począwszy...
  Dlatego też chłopak nie mógł uwierzyć własnym uszom, gdy usłyszał jedynie:
  - Kitsune Jiantou, możecie odejść.
  Jiantou zamrugał kilka razy, po czym szybko ukłonił się osłaniając dłonią pięść i ruszył spokojnym krokiem w stronę dormitoriów. Gdy tylko skręcił za róg, puścił się biegiem. Zatrzymał się dopiero przy drzwiach do budynku mieszkalnego. Odczekał kilka minut i z tego samego kierunku przybiegł niezwykle rozbawiony Lux. W blasku zachodzącego słońca zalśnił blady wzór feniksa na lewym przedramieniu - symbol frakcji Fuchicho.
  - Słyszałeś to? - zapytał Jin uśmiechając się z niedowierzania.
  - Wszystko - potwierdził Lux błyskając zębami. - W życiu nie widziałem starego Kormaca w takiej sytuacji.
  - Nikt z was do tej pory tak nie robił? - Kitsune nagle zaczął tracić poczucie humoru.
  - No a jak? Każdego z Fuchicho od razu przegoniłby dziesięć razy wokół świątyni Raijina i przez trzy miesiące czyściłby jeszcze obornik - w niebieskich oczach błyszczało podniecenie. - Niesamowite. Odkąd Kitsune trafili pod jego opiekę po raz pierwszy z resztą Feniksów mamy wrażenie, że nie ma pojęcia co robić. A przecież to Kormac! Potrafił zapanować nad całymi frakcjami Tora i Fuchicho jednocześnie, a kilka Lisów robi mu zamieszanie.
  - No i teraz widzisz: w czymś jednak jesteśmy dobrzy - Jin uśmiechnął się złośliwie.
  - A propos...wybacz za nos - Lux odwzajemnił się tym samym.
  - Zagoi się. Jak zawsze - Jiantou machnął lekceważąco ręką.
  - W zbieraniu ciosów też jesteście dobrzy - rzucił zgryźliwie Fuchicho.
  - Dobrze wiesz w czym nas naprawdę szkolą - Lis posłał przyjacielowi zbójecki uśmiech.
  Luxroth spoważniał.
  - O nie - pokręciła przecząco głową. - Chyba nie zamierzasz...- westchnął widząc jedynie coraz bardziej wesoły uśmiech Jina. W żaden sposób nie przemówi mu do rozsądku. - Co tym razem?
  - Jadeitowy tygrys.
  - Co przepraszam?
  - Figurka z kapliczki Tora.
  - Oszalałeś?!
  - Może głośniej? - skrzywił się Jiantou. - Sam Raijin w niebiosach cię jeszcze nie słyszał.
  - Przecież to szkolne samobójstwo. Wyrzucą cię, a reszta Kitsune będzie miała przez ciebie przesrane - naciskał Lux.
  - Dlatego to mój ostatni skok.
  Feniks zamrugał kilka razy, nie dowierzając.
  - Odchodzisz? - zdziwił się. - Ale jak? Nikomu nie udało się stąd uciec.
  - Więc przynajmniej chociaż raz jakiś Lis zapisze się w historii akademii - Jin uśmiechnął się diabolicznie.
  Słońce zapadło się w wodach zatoki Wu-Shi. Dla młodego Kitsune zapowiadała się długa noc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz