Albus z typowym dla siebie stoickim spokojem obserwował aroganckiego
mężczyznę i nieco zażenowaną kobietę. Mógł przyznać, że nawet ta parka
go bawiła w szczególności lekceważące zachowanie obcego, które odbierał
jako wyraźnie prze kolorowane i wymuszone.
-Skoro tak tobie spieszno, to jak tylko będziesz gotów znaleźć się w siodle.- Odpowiedział na pytanie.
-A to wy już gotowi?- Zapiał zdziwiony Ti'en, a Lena nieco się spięła.
-Mój wierzchowiec czeka na zewnątrz. Twój z resztą również.- Zwrócił
się do dziewczyny która zamrugała jakby obudziła się z drzemki lub o
czymś zapomniała. Z czego Albus był pewien, że to ta druga opcja.
-Idź po bagaż, a my poczekamy na dziedzińcu.- Uśmiechnął się. Lena żwawo ruszyła do komnaty po najpotrzebniejsze rzeczy.
-A ty przyszły słowiku choć, mam nadzieje że masz konia, a jak nie to
coś tobie dobierzemy.- Rzucił i nie oglądając się na w jego mniemaniu
przybłędę ruszył ku wyjściu.
-Skąd wiesz że słowiki? Nie powiedziałem gdzie chcę dołączyć.- Zawołał za nim dorównując kroku młodszemu mężczyźnie.
-Zgadywałem, jak widzę trafnie.- Rzucił przez ramię nawet nie obracając
się w stronę mężczyzny. Albus czuł wbijane mu w plecy sztylety
nienawiści ciskane z oczu towarzysza. Cóż się mógł spodziewać? Tak jak
kobiety go wprost ubóstwiały, tak wielu mężczyzn pokroju Ti'ena, silnych i
uważających się za stuprocentowo męskich go nienawidziło. Za wszystko,
za zachowanie, dumną pozę, nienaganne maniery, bezwstydne podrywanie
panienek, ale przede wszystkim za to jakim jest oślizgłym wężem i
potrafi zawsze dostać to czego chce. To zawsze była czysta nienawiść.
Sam Albus mógłby spokojnie powiedzieć, że znając kogoś takiego jak on
równie mocno by siebie znienawidził. Ale tak? Wszyscy go kochali, puki
nie zrobili się zazdrośni lub nie zostali przez niego wykiwani.
Mężczyźni znaleźli się na dziedzińcu gdzie czekał wierzchowiec dla
Świętoszka i może wyglądało to zabawnie, ale kucyk. Szczerze mówiąc to
chłopak nie miał bladego pojęcia jak krasnoludy radziły sobie z
przemieszczaniem się, dlatego kazał przygotować dla Leny trochę
mniejszego “konia”.
-Jedzie z nami dodatkowa osoba, przygotuj proszę jeszcze jednego
konia.- Zwrócił się do stajennego przejmując od niego wodzę swojego
siwka. Młody chłopak uśmiechnął się, dygnął i ruszył w stronę boksów. -Weź tego jucznego!- Zawołał jeszcze za nim.
-Co ja bagaż?- Burknął Lao
-Skąd, po prostu muszę zostawić konie dla innych.- Uśmiechnął się
uprzejmie, perfidnie kłamiąc. Po prostu to był dla niego dodatkowy bagaż
w dodatku miał nadzieje że tylko w jedną stronę. W tym momencie wyszła
do nich Lena zapakowana dość skromnie, w porównaniu do tego co zakładał
Albus.
-Mam nadzieję że kuc w żadnym stopniu cię nie urazi?- Zapytał ja wskazując osiodłanego malca.
Lena? Tien? Wybaczcie, że długo czekałyście, a opowiadanie takie
krótkie, bez ładu i składu, ale jeszcze nie do końca opanowałam tę
postać :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz