poniedziałek, 4 kwietnia 2016

Od Albusa (CD Ti'ena)

        Albus z typowym dla siebie stoickim spokojem obserwował aroganckiego mężczyznę i nieco zażenowaną kobietę. Mógł przyznać, że nawet ta parka go bawiła w szczególności lekceważące zachowanie obcego, które odbierał jako wyraźnie prze kolorowane i wymuszone.
  -Skoro tak tobie spieszno, to jak tylko będziesz gotów znaleźć się w siodle.- Odpowiedział na pytanie.
  -A to wy już gotowi?- Zapiał zdziwiony Ti'en, a Lena nieco się spięła.
  -Mój wierzchowiec czeka na zewnątrz. Twój z resztą również.- Zwrócił się do dziewczyny która zamrugała jakby obudziła się z drzemki lub o czymś zapomniała. Z czego Albus był pewien, że to ta druga opcja.
  -Idź po bagaż, a my poczekamy na dziedzińcu.- Uśmiechnął się. Lena żwawo ruszyła do komnaty po najpotrzebniejsze rzeczy.
  -A ty przyszły słowiku choć, mam nadzieje że masz konia, a jak nie to coś tobie dobierzemy.- Rzucił i nie oglądając się na w jego mniemaniu przybłędę ruszył ku wyjściu.
  -Skąd wiesz że słowiki? Nie powiedziałem gdzie chcę dołączyć.- Zawołał za nim dorównując kroku młodszemu mężczyźnie.
  -Zgadywałem, jak widzę trafnie.- Rzucił przez ramię nawet nie obracając się w stronę mężczyzny. Albus czuł wbijane mu w plecy sztylety nienawiści ciskane z oczu towarzysza. Cóż się mógł spodziewać? Tak jak kobiety go wprost ubóstwiały, tak wielu mężczyzn pokroju Ti'ena, silnych i uważających się za stuprocentowo męskich go nienawidziło. Za wszystko, za zachowanie, dumną pozę, nienaganne maniery, bezwstydne podrywanie panienek, ale przede wszystkim za to jakim jest oślizgłym wężem i potrafi zawsze dostać to czego chce. To zawsze była czysta nienawiść. Sam Albus mógłby spokojnie powiedzieć, że znając kogoś takiego jak on równie mocno by siebie znienawidził. Ale tak? Wszyscy go kochali, puki nie zrobili się zazdrośni lub nie zostali przez niego wykiwani. Mężczyźni znaleźli się na dziedzińcu gdzie czekał wierzchowiec dla Świętoszka i może wyglądało to zabawnie, ale kucyk. Szczerze mówiąc to chłopak nie miał bladego pojęcia jak krasnoludy radziły sobie z przemieszczaniem się, dlatego kazał przygotować dla Leny trochę mniejszego “konia”.
  -Jedzie z nami dodatkowa osoba, przygotuj proszę jeszcze jednego konia.- Zwrócił się do stajennego przejmując od niego wodzę swojego siwka. Młody chłopak uśmiechnął się, dygnął i ruszył w stronę boksów. -Weź tego jucznego!- Zawołał jeszcze za nim.
  -Co ja bagaż?- Burknął Lao
  -Skąd, po prostu muszę zostawić konie dla innych.- Uśmiechnął się uprzejmie, perfidnie kłamiąc. Po prostu to był dla niego dodatkowy bagaż w dodatku miał nadzieje że tylko w jedną stronę. W tym momencie wyszła do nich Lena zapakowana dość skromnie, w porównaniu do tego co zakładał Albus.
  -Mam nadzieję że kuc w żadnym stopniu cię nie urazi?- Zapytał ja wskazując osiodłanego malca.

Lena? Tien? Wybaczcie, że długo czekałyście, a opowiadanie takie krótkie, bez ładu i składu, ale jeszcze nie do końca opanowałam tę postać :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz