poniedziałek, 4 kwietnia 2016

Od Kiary

        Ta… Pamiętam jak jeszcze podążałam wraz z moim mistrzem za granice nieznanych nam dotąd terenów. Byłam już pełnoprawnym zwiadowcom, lecz los nie uśmiechnął się do nas i do naszej specjalizacji… W czasie gdy ja i mój były mistrz Halt, przemierzaliśmy nowe tereny, nasze królestwo zostało zaatakowane. Gdy wróciliśmy do domu z wieściami, ujrzeliśmy płonące domy, zwłoki ludzi na ulicach a wojska zostały starte na pył przez wroga. Ród Aurelańczyków stanął pod znakiem zapytania. Niegdyś najpotężniejsza kraina, padła w tedy na kolana, zupełnie nieprzygotowana na nagły atak ze strony swoich „sojuszników”, którzy zdradzili nas, bo chcieli władzy. Zwiadowcy powinni temu zapobiec… lecz niestety nie zdążyli na czas… I królestwo stanęło w ogniu. Władcy uciekli wraz z resztą wojsk i ludzi, którzy cudem uniknęli śmierci, poprzysięgając zemstę!
  Widząc co się dzieje, ja ze swoim mistrzem uciekliśmy na nieznane tereny, daleko za granice ojczystych nam terenów. Musieliśmy jakoś przetrwać! Dlatego przenieśliśmy się do krainy, gdzie zwiadowcy i nasza kraina nie były znane nikomu i niczemu. Cały czas pozostając wierni naszym władcom, ukryliśmy się i zaczęliśmy życie na nowo pamiętając, co stało się z naszym domem. Przez lata gniew w nas wzrastał aż wszyscy staliśmy się poniekąd zabójcami oprychów. Nasze zdolności jakie posiadaliśmy dzięki szkoleniu na zwiadowców, sprawiało że bez trudu radziliśmy sobie z takim zadaniami. Jednak… Gdy mój mistrz umarł i zostałam sama daleko od reszty zwiadowców, którzy byli rozproszeni po całym świecie… Pojęłam że teraz muszę zrobić wszystko, by przygotować się na wojnę, która miała odbić nasz dom.
  Dołączyłam do klanu Orłów i tak oto stałam się oprychem. Niegdyś honorowy zwiadowca, dziś rabuś, który pała rządzą zemsty!
  Klęczałam właśnie na jednym z dachów i przyglądałam niemej ofierze, którą śledziłam od dłuższego czasu… Badałam jej zachowanie, sposób myślenia i reakcji. Przyznam że był to tajemniczy osobnik, który mnie intrygował. Był to mężczyzna, który należał do innego klanu. Z tego co udało mi się wywnioskować, ten osobnik także potrafił świetnie walczyć. Na dodatek posiadał w pewien sposób „magię’ co sprawiało że nie będzie łatwo go wykończyć… Przeklęłam w myślach. Jak mam go załatwić skoro wyprawia takie sztuczki? – pomyślałam. To zlecenie będzie trudne albo i nawet niewykonalne… Fakt gość miał swoje za uszami! Ale nie byłam pewna czy mam go zlikwidować…
  Muszę się jeszcze więcej dowiedzieć – stwierdziłam.
  Zeskoczyłam z dachu cicho i niewidocznie dla innych, po czym ruszyłam w kierunku mojego konia, który czekał na mnie w lesie. Na plecach miałam łuk oraz strzały, a przy pasku sztylety. Na łydkach też miałam na wszelki wypadek zapasowe. Szaro zielona peleryna sprawiała że maskowałam się z każdym cieniem, głazem, ziemią, drzewem itp.
  Podeszłam do swojego konia i pogłaskałam ja po miękkim pysku, a ta lekko zarżała na powitanie. W tedy poczułam że ktoś się zbliża… Sonia też dawała mi wyraźne znaki że ktoś obcy jest w pobliżu. Schowałam więc konia w zaroślach a sam ukryłam się na drzewie, pośród gęstych zarośli. Nakryłam się peleryną i znieruchomiałam. Byłam niewidoczna tak samo jak mój koń, ciekawiło mnie kto lub co się zbliżało…
Słyszałam wyraźnie czyjeś kroki, po chwili wiedziałam już że to kroki człowieka… a konkretniej mężczyzny. Nagle ujrzałam mój cel! Czyżbym nie zachowała należytej ostrożności? Nie… Raczej nie. A więc co on tu robi? – spytałam siew myślach. Nie poruszałam nawet oczami, bo wiedziałam że to może spowodować że zdemaskuję swoja pozycję, gdyż odruchowo też głowa lekko zmieni swoje położenie. Treningi Halta mnie na to przygotowały. W ciszy i ukryciu obserwowałam i nasłuchiwałam. Zasadę jaką wpoił mi mój mistrz była: Nigdy nie patrz tylko w jeden punkt! Obserwuj całe, gdyż nigdy nie wiesz czy ktoś cię może zaatakować. Pamiętaj! Napastnik czy ofiara nie zawsze są sami! Podczas gdy jeden odwraca twoją uwagę, drugi może cię szukać”.

 Ti'en Lao?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz