Kąciki ust piratki uniosły się znacznie, w mgnieniu oka układając się w zbójecki uśmiech. Mściwy grymas zadowolonego z siebie chochlika, który, chociaż z pewnością, zdążył już znaleźć niejednego adresata, wciąż potrafił wzbudzać wśród odbiorców mieszane, choć bez wątpienia niezbyt pozytywne uczucia. Jednak czemuż tu się dziwić? Bo chociaż w tym umownym, ustalonym przez nie wiadomo kogo geście, zwykliśmy utożsamiać uśmiech ze szczerą radością, podzięką, wdzięcznością i sympatią, należy pamiętać, że wśród licznych gatunków zwierząt, takowe, jednoznaczne wykrzywianie warg nie zwiastuje niczego dobrego. A piraci, oraz ich dalsi krewni- złodzieje i pomniejsze złodziejaszki, mordercy, Ci mniej lub bardziej obeznani w dyskrecji swego fachu, przemytnicy, porywacze, oraz prości rabusie, których dość niejasna rola w społeczeństwie polega na niesieniu popłochu i zakłócaniu naturalnego porządku dnia codziennego- oni wszyscy bez wątpienia zajmują czołowe miejsce we wspomnianej wcześniej przeze mnie grupie drapieżców.
Uśmiechający się pirat z pewnością nie zwiastował szczęścia, ani pomyślności. Zwłaszcza, jak to w niejednym porcie mawiają żeglarze (przede wszystkim Ci, którzy nie zdążyli jeszcze zajrzeć do kufla), jeśli owym morskim złoczyńcą jest kobieta. I chociaż dziwny stosunek marynarzy do przedstawicielek płci pięknej nie zawsze był rozumiany przez resztę społeczeństwa, ten jeden, jedyny raz portowe dziwolągi mogły mieć rację.
- Czy ja wiem..?- piratka odezwała się, teatralnie przeciągając końcówki sylab. Szary z udawanym zrezygnowaniem przyłożył palce prawej ręki do twarzy, jednoznacznie pokazując, co sądzi o ludziach pokroju Thalii, podejmujących jakąkolwiek próbę polemiki. Szkwał z kolei doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak wielu ludzi wolałoby trafić w ręce nadwornego kata i dobrowolnie poddać się torturom, niż słuchać pirackich mądrości, starając się wyłapać wśród zdań ukryty sens. - Nienormalność jest pojęciem względnym. Nazwanie kogoś szaleńcem jest subiektywną i często niesprawiedliwą opinią pojedynczej osoby, a poza tym…- ostatnie słowa wymówiła „pooozaaa tyyyym”.- Co jeśli to świat jest dziwny, a my jedynie próbujemy za nim nadążyć? Jak to mawiają, od szaleństwa, do szaleństwa - takie jest życie!- dziewczyna bezlitośnie kontynuowała swój monolog, z rozbawieniem obserwując Prześladowcę, któremu za pewne nie pierwszy i nie ostatni raz przyszło się zastanawiać, dlaczego los podrzucił mu tak ekscentrycznych towarzyszy.- „Kto żyje bez szaleństwa, mniej jest rozsądny, niż mniema”. To chyba ty jesteś tu od cytowania, prawda?
To odciągnęło uwagę Szarego od własnych myśli, wśród których niewykluczanie mogły znajdować się plany jak najszybszej ucieczki z balu, na co niewątpliwie miał ochotę już od pierwszej chwili, kiedy tylko przekroczył próg bogato wystrojonej sali.
Owszem, już pierwszego dnia wędrówki żadne z nich nie omieszkało się popisać znajomością poezji, jednak o ile w przypadku Prześladowcy można było mówić o faktycznym zainteresowaniu literaturą, tak w przypadku piratki znajomość kilku wersów jednego wiersza, do tej pory mogła uchodzić za zwykły przypadek. Jednak znajomość kolejnych tekstów pisanych wydawała się co najmniej niepokojąca.
Ciężko powiedzieć, czy to duma, czy też naruszenie przez Thalię pewnego porządku rzeczy, jasno dającego do zrozumienia, że piractwo i poezja nie powinny iść w parze, zmusiły Revana, by dał się wciągnąć w rozmowę. Z drugiej strony, co morderca z hakiem w jednej ręce i książką w drugiej miał wiedzieć o przestrzeganiu porządku rzeczy?
- „Czujemy się bezpieczniejsi z szaleńcem, który mówi, niż z takim, który nie potrafi otworzyć ust.”- mężczyzna odpowiedział po chwili wahania, najwyraźniej nie zdając sobie sprawy z tego, w co właśnie został wciągnięty.
- Ładnie, ładnie.- skwitowała Sargent, potwierdzając swoje słowa pojedynczym klaśnięciem dłońmi.
Dziewczyna skrzyżowała ramiona na piersiach, przy okazji opierając się o poręcz tarasu, na którym oboje się znajdowali. Miejsce było na tyle oddalone od tłoczącej się na sali arystokracji, a jednocześnie wciąż stanowiło część budynku, w którym odbywał się bal. Wydawało się wręcz idealne dla osób, które wyjątkowo nie chciały znaleźć się dzisiaj na przyjęciu, jednak za sprawą sił wyższych, musiały brać udział w Święcie Tolerancji.
Mimo wszystko, wśród wachlarza najprzeróżniejszych ras, dziwactw i osobowości, to morderca i pirat, pojedynkujący się na wiersze sprawiali wrażenie tych odstających od społeczeństwa.
- Ale trochę prosto…- dodała, w zamyśleniu przygryzając wargę. Jakby faktycznie zastanawiała się nad tym, czy istnieją ciekawsze wiersze dotyczące szaleństwa. Najlepiej takie, których istnienie umknęłoby Prześladowcy.
Szkwał uśmiechnęła się szeroko, kiedy pierwsze słowa tekstu ukazały się przed jej oczami, niczym grupa aktorów, wychodząca na scenę po odsłonięciu czerwonej kurtyny.
- A co powiesz na to?- zawołała zaczepnie, wskakując na poręcz tarasu. Rozstawiła szeroko ręce, stawiając pierwsze kroki i balansując na balustradzie.- „Nie mów mi, żem szalona! Chcę byś ty oszalał! Całą duszą wybiegam co dzień na rozstaje…”
- „… Płomień w oku niosąc, co jak upiór wstaje. By się własną pożogą i obłędem spalał”- Revan z niemałą satysfakcją dokończył fragment wiersza, sprawiając przy tym, że uśmiech, tańczący na wargach piratki zgasł odrobinę. Jednak nie na długo.
- „I idę czekająca, że mi się wydaje…”- Sargent przerwała w połowie zdania, zeskakując z poręczy. Podeszła w stronę zamaskowanego mężczyzny, oskarżycielsko wskazując nań palcem.- Wiesz, co mnie w tym wszystkim intryguje? Że ktoś taki, jak ty, zna się na wierszach.
- Z ust mi to wyjęłaś.- Prześladowca rzucił kąśliwie.
Piratka z łatwością połknęła haczyk. Co jak co, ale w niektórych kwestiach nie miała najmniejszego zamiaru pozostawać dłużna.
- Powiedz Re, zamordowałeś jakiegoś poetę w zaułku i ukradłeś jego notatki?- Przerwała na chwilę, zupełnie, jakby naprawdę zaczęła się zastanawiać nad prawdopodobieństwem wysnutej teorii.- Bawisz się w hienę cmentarną?- Thalia posłała Szaremu jeden z najpaskudniejszych uśmiechów, na jaki potrafiła się zdobyć. Niestety, wbrew jej oczekiwaniom, Prześladowca mimo zaczepki sprawiał wrażenie spokojnego i opanowanego, jak zwykle.
- Nic z tych rzeczy. Mnie z kolei zastanawia, jakim sposobem księga dostała się w pirackie ręce… Czy podczas napadu nie pomyliliście zbrojowni z zakonem?
- Nie wszystkie pogłoski na temat głupoty piratów są prawdziwe.- odparła Thalia z udawanym oburzeniem, przyglądając się zamaskowanemu mężczyźnie spod przymrużonych powiek.- A skoro musisz wiedzieć, dawno temu pewien mężczyzna obiecał nam całkiem ładny, pełny kufer, za sprowadzenie kilku ksiąg…
- Poważnie?- zarówno ton głosu, jak i postawa Prześladowcy jasno dawały do zrozumienia, że nie tylko nie jest pewien, co do szczerości słów piratki, ale także powodu, dla którego Sargent zdecydowała się o tym opowiedzieć. Z drugiej strony, znając porywczość brunetki, wcale nie musiała mieć konkretnych powodów, by opowiadać tego typu historie.- Jak bardzo bezmyślnym trzeba być, by zlecać…
- Bezmyślny?- Szkwał uniosła brwi, raczej w geście dziwnego rozbawienia, niż niedowierzania, kiedy tylko przypomniała sobie co spotkało ich potem. Zarówno załogę, jak i nieszczęsnego pracodawcę.- A żebyś wiedział, skończony kretyn! Po wszystkim chciał nas jeszcze wykiwać, sukinsyn jeden, nie płacąc ani złamanego grosza!- kobieta parsknęła śmiechem.- Żebyś widział, jak się z tym ścierwem rozprawiliśmy!
Chociaż bandanka zasłaniała część twarzy mężczyzny, znacznie utrudniając rozszyfrowanie kotłujących się w nim emocji, nie trudno było zgadnąć, że Szary nie miał zbyt wielkiej ochoty dowiedzieć się, jak załoga uporała się z irytującym problemem. Owszem, Prześladowca obeznany był w uniwersalnym języku przemocy, jak mało kto, jednak z całą pewnością nie tylko nie podzielał, ale nawet nie starał się zrozumieć dumy i niezdrowego entuzjazmu piratki, który tylko potwierdzał jego wcześniejsze słowa.
Może Sargent na swój sposób była nienormalna, jednak nie sposób jest nienawidzić szaleńca. Podobnie, jak nie sposób być złym na nieożywiony przedmiot, o który uderzyłeś się łokciem.
- I pomyśleć, że próbowałaś zaprzeczyć, kiedy nazwałem Ciebie i Chow nienormalnymi…- powiedział Revan, choć słowa zdawał się kierować bardziej do siebie, niż do piratki.
- Oh, ależ nic z tych rzeczy!- Sargent machnęła energicznie ręką, jakby chciała odgonić od siebie wyjątkowo złośliwą muchę.- Niczemu nie zaprzeczam! Choć z drugiej strony…- dodała, uśmiechając się konspiracyjnie.- Ludzie szaleni zwykle nie mają pojęcia o tym, że są szaleńcami. A skoro ja wiem, że jestem szalona, czy oznacza to, że w takim razie nie jestem szaleńcem?
Prześladowca zaśmiał się krótko, kręcąc głową z niedowierzaniem. Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy był bardziej rozbawiony, czy wykończony słuchaniem mądrości i przemyśleń kompanki. Bez wątpienia uprawianie, albo chociażby najmniejsze próby uprawiania filozofii przez piratów powinny być surowo zabronione.
- Właśnie złamałaś dwie zasady, dotyczące piractwa.- zauważył Poursuivant i chociaż nikt nie był w stanie tego dostrzec, mężczyzna uśmiechnął się ironicznie pod bandanką.- Brak znajomości poezji i zakaz uprawiania filozofii…
- Zdaje się, Panie Szary, że zapomniałeś o trzeciej, najważniejszej zasadzie.- Thalia wtrąciła się w pół słowa, jak to miała w zwyczaju.- Piraci łamią zasady.- odpowiedziała na pytające spojrzenie Szarego, szczerząc się z zadowolenia.
Przez drzwi prowadzące na taras, które obecnie zostawiono otwarte na oścież, Sargent dostrzegła salę, na której odbywało się faktyczne przyjęcie z okazji Święta Tolerancji. Skupisko przeróżnych barw, odcieni i kolorów zdawało się zlewać w jedną, roztańczoną plamę, kiedy coraz to bogatsze suknie dam wirowały zaledwie kilka centymetrów nad parkietem. Dopiero wśród głuchej ciszy, brunetce udało się wychwycić pojedyncze dźwięki, a później nawet i spójną melodię, która przez otwarte drzwi ulatywała z sali, mknąc przed siebie w dal. Kontrast między wirującą gamą kolorów, a niebem (które, ze względu na późną porę, powoli przybierało odcienie czerni, ciemnego granatu, oraz indygo) aż za bardzo rzucał się w oczy. Dopiero teraz przypomniała sobie po co zdecydowała się przyjść na przyjęcie, choć szczerze wątpiła, by wśród tłumu udało jej się znaleźć Liderkę Orłów, a było to zadanie, którego z pewnością nie powierzyłaby Dexter’owi. Sargent była niemalże pewna, że przy podobnej liczbie gości, dostanie się do Rubkat może okazać się trudniejszym zadaniem, niż dołączenie do Klanu. Oczami wyobraźni bez problemu była w stanie ujrzeć Liderkę, otoczoną przez grupę arystokratów. Prawie jej współczuła.
- Wiesz co? Ktoś mi kiedyś powiedział, że czasem dochodzimy do momentu, w którym robi się tak źle, że można uczynić tylko jedno z dwojga - śmiać się albo oszaleć.- zaczęła piratka, przypatrując się grupie arystokratów, z wyraźnym zdegustowaniem na twarzy.- Najwyraźniej dzisiejszego wieczoru trzecią możliwością jest taniec.
Revan? Wcale nie spóźnione to opko i w ogóle… taki ninjapush, o! Resztę naszej małej bitwy zostawiam już Tobie… i w końcu nie posłużyłam się żadnym z wybranych poetów XD
W ogóle, wybacz mi stan tego wszystkiego, ale póki co, na nic więcej mnie nie stać
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz