niedziela, 15 marca 2015

Od Nashiry (CD Yormunda)

Zaraz po otworzeniu drzwi do nosa wdarł mi się gryzący zapach dymu,potu ,tytoniu i nie chce wiedzieć czego jeszcze ( niech się tym zajmom Wilki w końcu to ich rewir). Panował spory tłok ,niektórzy goście stali inni siedzieli większość miała zaczerwienione od trunku twarze i niemrawy wzrok.W rogu dostrzegłam dwóch Khajiitów pochylonych nad swoim jedzeniem a przy stoliku blisko lady siedział krasnolud.
  Przepchnęłam się wśród tłumu i dotarłam do kontuaru.
-Czego? -rzucił niezbyt uprzejmie korpulentny barman polerując wyszczerbiony talerz
-Chciała bym...
-Tak ?-spytał znudzony nie odrywając się od zajęcia
-Słyszałam wiele dobrego o tutejszym grzańcu -mruknęłam uprzejmie
-A tak-grubasek nagle się ożywił- proszę siadaj -wskazał bliżej nieokreślone miejsce i popędził na zaplecze
Oparłam topór o ladę i klapnęłam zrezygnowana na krzesło ,domyślałam się ,że przyjdzie mi tu czekać dość długo ,obejrzałam się jeszcze raz na drzwi od kuchni i westchnęłam.
  Po drugiej stronie stołu siedział krasnolud którego zauważyłam po wejściu do karczmy.Moją uwagę natychmiast zwróciły zaplecione w warkoczyki wąsy mimowolnie się uśmiechnęłam.tamten uniósł krzaczaste brwi i łypnął na mnie lodowato niebieski okiem.
-Fajne wąsy- uśmiechnęłam się jeszcze szerzej
Zmarszczył czoło doszukując się w mojej wypowiedzi sarkazmu którego jednak nie znalazł.
-Dzięki ,twoje też
Dotknęłam warg niby poszukując tam zarostu jednocześnie uważnie obserwując krasnoluda po drugiej stronie stołu , drgnął mu kącik ust a po chwili nawet lekko się uśmiechnął. Wyszczerzyłam zęby.
-Nashira -wstałam i wyciągnęłam rękę nad stołem
-Yormund
Chwile później zjawił się barman i postawił przed krasnoludem talerz z czymś pachnącym całkiem smakowicie.Yormund zabrał się za jedzenie.
-Więc co cię sprowadza do Ironwood?-zapytał dźgając talerz widelcem- Nie wyglądasz na tutejszą
-Należę do Orłów -stwierdziłam z niejaką dumą -teraz ...wykonuje misje
Sztućce krasnoluda brzęknęły o talerz.
-Do Orłów?
-Tak -odparłam zdziwiona reakcją Yormunda
-Chciałbym się przyłączyć do Lwów -powiedział zniżając głos
Na stole z hukiem wylądował kufel piwa.Posłałam karcące spojrzenie kelnerce która przyniosła naczynie.
-To twoje?-wskazałam na napój
-Nieee
-Nieważne, a więc Lwy z Castelli ?

Yormund?

Od Rodenta

Tego dnia obudziło mnie coś odmiennego od tego co zwykle to robi. Powinny mnie obudzić kroki w korytarzu, lub , jeśli było już naprawdę późno, gniewne okrzyki Krasnala. Powieki powoli zaczęły się unosić. Jednak gdy mój wzrok natrafił na wysoką postać przy szafie natychmiast się rozbudziłem. Przy starej drewnianej szafie stała jakaś reptilianka, dopiero po dobrej minucie ją rozpoznałem.
 W moim dobytku grzebał nie kto inny, a Reyna. Co chwilę w powietrze wylatywały koszule, spodnie, gacie, rękawice lub skarpety. Dwa ostatnie zostały po poprzednim lokatorze. Chrząknąłem dając jej do zrozumienia, że nie śpię. Ta wzdrygnęła się. Spojrzała na mnie.
- Wyjaśnisz mi może, z łaski swojej, powód dla którego grzebiesz w moich ciuchach?- spytałem nie ruszając się  z łóżka.
Uśmiechnęła się.
- Nie ciekawi cię bardzie co w ogóle robię w Knowhere? Jak dostałam się tutaj? Skąd wiem gdzie mieszkasz?
Prychnąłem pogardliwie.
- Problemy niższego rzędu.
Westchnęła przewracając oczami po czym wróciła do oględzin mego dobytku. Wstałem powoli, ruszyłem w kierunku sterty ubrań piętrzącej się na podłodze za jej plecami.
- Te jak zgaduję już przeszukałaś- mruknąłem wskazując na pomięte szmaty.
Odpowiedziało mi potakujące mruknięcie. Pozbierałem swe mienie i położyłem je na łóżku. Ziewnąłem, przeciągnąłem się i podszedłem do niej, oparłem się o szafę. Nawet na mnie nie spojrzała całkowicie pochłonięta penetrowaniem mebla. Nie zamierzałem się z nią sprzeczać. Kłótnia mijała się z celem.
- Czego szukasz?-spytałem zaglądając do opustoszałej szafy- Mogę ci pomóc.
Wyprostowała się. Jej twarz zdradzała poirytowanie.
- Gdzie trzymasz prochy?
Zamrugałem.
-Narkotyki w sensie?
Potaknęła.
- Nigdzie- wzruszyłem ramionami.
Widocznie mi nie uwierzyła bo od razu po spuszczenia ze mnie jadowitego spojrzenia powróciła do przerwanego zajęcia. Głośno wypuściłem powietrze, splotłem ręce na piersi cierpliwie czekając aż da za wygraną.
 Minęło około pół godziny nim sobie odpuściła. Widząc jej zrezygnowaną minę uśmiechnąłem się tryumfalnie. Nim jednak to zauważyła pozbierałem to co w ciągu owej godziny rozwaliła i rzuciłem na łóżko. Kiedy znów się ku niej odwróciłem uważnie mi się przypatrywała.
- O co chodzi?-spytałem.
Uśmiechnęła się smutno.
-Dlaczego nie odpisałeś?
Skrzywiłem się. Pomasowałem kark prawą ręką.
-Wybacz...zamierzałem to zrobić dziś wieczorem- skłamałem- A co u rodzinki?- zmieniłem temat.
Ta udała, że nie zauważyła mojego zmieszania.
- Wuj wypytuje kiedy odwiedzisz go w Ironwood.
Uśmiechnąłem się.
- A to się akurat dobrze składa- powiedziałem podnosząc z łóżka lnianą koszulę, której koloru nie było widać spod warstwy plam różnego pochodzenia- Bo widzisz dziś wieczorem opuszczam Knowhere, a Ironwood jest mi po drodze.
Zamrugała.
- Jak to?
Roześmiałem się.
- A co? Liczyłaś, że spędzisz trochę czasu z braciszkiem, co? No, niestety.
Zamyśliła się na chwilę.
-Do kąt się wybierasz?
Zaśmiałem się cicho jednocześnie zakładając koszulę. Zerknąłem na resztę łachmanów. Wygrzebałem z nich stare, zielonkawe, pomięte spodnie i brązowy, skurzany pasek. Kiedy już byłem kompletny stanąłem przy drzwiach.
-Porozmawiamy gdy wrócę- posłałem jej serdeczny uśmiech  po czym opuściłem pomieszczenie.
 Korytarz był pusty i całkowicie ciemny. Ruszyłem nim równym krokiem.Tylko mieszkańcy potrafili się tędy przemieszczać. Wszelkim gościom potrzebny był przewodnik, a krasnolud zwany Krasnalem rzadko kiedy wpuszczał tu kogoś nie mającego do nas interesów. Może łaskawie wyjaśnię niewtajemniczonym kogo mam na myśli mówiąc ,,my".
 Jesteśmy wpół legalną organizacją, która jednocześnie ułatwia i utrudnia życie mieszkańcom tegoż właśnie miasta. Pomagamy handlarzom się wybić w zamian za odpalenie paru groszy. Co poniektórzy zbili majątek na branży ,,ochroniarskiej". Sprzedawcy na targu płaca im za ochronę. Ja param się innym rzemiosłem, a mianowicie, dbam o interesy Krasnala. Jest w pewnym sensie moim przełożonym. Większość członków, a zwłaszcza ci poszukiwani, zamieszkiwała podziemia. Pod prawie całym miastem jest sieć tuneli, dzięki niej możemy bez problemu przemieścić się z jednej strony miasta na drugą unikając korków i wykrycia.
 Ziewnąłem przechodząc przez drzwi po prawej. Wspiąłem się po niezbyt wysokich schodach. Otworzyłem drzwi na końcu korytarza. Wpadające przez okna promienie słoneczne oślepiły mnie, oczy potrzebowały chwileczki by przestać nieprzyjemnie piec.
- Witaj śpiąca królewno- usłyszałem drwiący, znajomy głos.
Spojrzałem na swoją lewą. Za biurkiem siedział prawie dorównujący mi wzrostem młody ćwierćelf. Niewiele z elfa zostało. Uszy nie były już nawet spiczaste, tylko nieco dłuższe od ludzkich, włosy blado złote. Wydatne kości policzkowe nadawały charakteru pociągłej twarzy. Skórę miał bladą. Ciemne oczy dodatkowo wzmacniały ten efekt.
 Uśmiechnąłem się nieco złośliwie.
- Witaj Sikorko. Długo spałem?
-Już południe- mężczyzna odchylił się do tyłu na krześle na widok mego zdziwienia- Tak to jest jak się zarywa nockę.
Skrzywiłem się. Aż dziwne, że się Krasnal nie zorientował.
-To jak?-doszło mnie kpiące pytanie- Bierzesz się do roboty, czy nie?

 Czas mijał nieubłaganie. Kolejni ,,klienci", kolejne problemy, kolejne szlochy. Kiedy niezadowolony, stary kowal opuścił pomieszczenie, usłyszałem skrzypnięcie po swej prawej. Zza drzwi do tuneli wyglądał Krasnal.
- To chyba od ciebie- mruknął.
Do pokoju weszła Reyna z szerokim uśmiechem na twarzy, a tak w zasadzie to pysku. Promienie słoneczne odbijały się w jej błękitnych łuskach. Gdyby nie fakt, że to moja siostra uznałbym ją za dość atrakcyjną. Nie jeden już powiedział jej, że ma piękne oczy, co jest rzecz jasna prawdą powszechną. Nikt nie mógłby z czystym sumieniem odmówić jej też perfekcyjnej sylwetki lub przepełnionego gracją sposobu poruszania się. Kilka osób, które jej nie znały, a zobaczyły nas razem szeptały, że ,,śliczną mam dziewuszkę".
 Uśmiechnąłem się krzywo, ale nie ukrywałem, że cieszę się na jej widok. Nie widziałem jej już od jakichś trzech, czterech lat.
- Jak ci idzie braciszku? Ile osób puściłeś już dzisiaj zalanych łzami.
Mój pysk wykrzywił gorzki grymas.
- Dwie.

 Chwyciłem mocno kufel i wychyliłem go za pierwszym razem. Siedząca obok Reytana zaśmiała się cicho po czym ujęła w palce swój kufelek. Dno uderzyło o barek w czasie o połowę krótszym od mojego. Pokiwałem głową z niekrytym podziwem.
- Pijesz jak prawilny reptilian.
- Ty też jesteś całkiem niezły- odparła uśmiechając się-Hej, panie!
Barman podszedł do nas i otrzymał zamówienie na cztery kufle. Spojrzałem na nią pytająco.
- Ja stawiam- roześmiała się poklepując mnie po ramieniu.

I znowu przepraszam!

  Znowu przerwa między wstawianiem opowiadań. Naprawdę za to przepraszam. Już od dzisiaj mam nowy komputer, który przez najbliższe pół roku nie powinien się zepsuć. Będę już wstawiać opka normalnie. Dziękuję za wyrozumiałość i jeszcze raz przepraszam.