sobota, 31 stycznia 2015

Przewidziane opóźnienia

  Cześć wszystkim!
  Mam pewien problem. Mianowicie mój komputer poszedł do naprawy, gdzie okazało się, że padł główny dysk. To stary model laptopa i nie ma jak znaleźć zamiennika. Niestety nie najlepiej odbije się do na blogu. Opowiadania mogę dodawać przez telefon, ale z profilami jest gorzej. Mogę od czasu do czasu korzystać z komputera taty, ale tylko co kilka dni. Nie chcę bloga zupełnie unieruchamiać dopóki nie będę mieć z powrotem pełnego dostępu do komputera (bo to zapewne trochę potrwa). Opowiadania nadal będę wstawiać w miarę regularnie. Po prostu na profile trzeba będzie czekać, o czym będę informować w wiadomościach prywatnych.
  Przepraszam i pozdrawiam

Nyan Cat

Profil Nashiry


Imię: Nashira
Nazwisko: Thaggi
Przydomek: Silnoręka
Wiek: 21 lat
Płeć: Kobieta
Rasa: Człowiek
Aparycja:Nashira jest dobrze zbudowana i ma prawie dwa metry wzrostu z tego powodu obcy często biorą ją za mężczyznę.Całe ciało pokrywa ciemno brązowa opalenizna na której doskonale widoczne są jaśniejsze pasma pozostałe po bliznach.Nie jest brzydka choć pięknością nazwać jej nie można natura obdarzyła ją trochę dziką urodą ,ma czarne wypłowiałe od słońca włosy i sporo piegów na twarzy wyróżnia się też nietypowym zielono-żółtym kolorem oczu.
Charakter: Poważnie traktuje swoje obowiązki ,jest lojalna wobec przyjaciół.Nigdy nikomu do końca nie ufa potrafi rozpoznać kłamstwo.Jest pamiętliwa i rzadko odpuszcza zniewagi a trzeba wiedzieć ,że ma naprawdę świetną pamięć.Nashira to towarzyska osoba dobrze się z nią rozmawia ma poczucie humoru.Nie boi się wyzwań, lubi przygody i wszystko co z nimi związane.Jest odważna i honorowa ale bywa również brutalna.
Miasto rodzinne: urodziła się poza Dal-Virią
Klan: Orły z Ikramu
Pozycja: Lider
Punkty pojedynku: 25
Profesja: Szermierz,Łucznik
Broń: Dwuręczny miecz, urumi (czyli długi miecz z giętkiej stali który można zawinąć jak pas w okół tułowia) topór,łuk
Umiejętności: Po mistrzowsku posługuję się białą bronią,celnie strzela z łuku.Jest szybka i silna wygrywa niemal każdą walkę na pięści.Potrafi się wspinać świetnie pływa i nurkuje.Utrzymanie się w siodle nie jest dla niej problemem choć równie szybko przemieszcza się bez wierzchowca.
Towarzysz: Skata
 Nick na howrse: agora

Od Mir

 Pokonałam kolejną głęboką zaspę i zatrzymałam się przed wiekowym drzewem o szerokim pniu. Rozłożyste gałęzie poruszały się na chłodnym wietrze. Biała wilczyca przystanęła przy mnie i przekręciła łeb lekko w bok.
  - Co o nim myślisz?
  Silver obwąchała pień uważnie z każdej strony, na koniec uniosła nogę i.... zaznaczyła teren.... Westchnęłam głośno, unosząc oczy ku niebu. Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam przed siebie w poszukiwaniu kolejnego żelaznego drzewa. Lasy Ironwood pełne były tych niezwykłych roślin, należało jedynie wiedzieć gdzie szukać. Pół godziny później natknęłam się na kolejnego przedstawiciela gatunku drzewnego. Smukły pień miał nie więcej niż 40 centymetrów średnicy. Przyłożyłam obie dłonie do gładkiej kory i przymknęłam oczy. Drzewo było zdrowe i młode. Pieszczotliwie musnęłam opuszkami palców pień na pożegnanie. Już wkrótce odpowiednio przeszkoleni drwale zetną to piękne drzewo. Czułam żal, jednak wskazując ludziom odpowiednie osobniki oszczędzałam życie innym. Półtorej metra od wybranego przeze mnie żelaznego drzewa dostrzegłam nowe, niewielkie ledwie przebijające się przez grubą warstwę śniegu. Z wewnętrznej kieszeni wyjęłam skrawek pergaminu i rysik z węgla. Zaznaczyłam na niewielkiej mapie obecne miejsce, by później przekazać potrzebne informacje drwalom. Na białej powierzchni papieru widniało już kilka czarnych krzyżyków.
  - Myślę, że na dzisiaj wystarczy. - podrapałam waderę za uchem, na co przymknęła błękitne oczy i wywaliła różowy jęzor, dysząc cicho z zadowolenia.
  Ruszyłam na północ z łatwością przedzierając się przez głębokie zaspy. Jutro w południe miałam spotkać się z drwalami w najbliższej wiosce. Dopiero pod wieczór dotarłam do domu. Przed laty moja opiekunka urządziła sobie mieszkanie w ogromnym pniu starego drzewa używając magii natury. Przygarnęła mnie - mieszańca i wyrzutka. Wychowała i nauczyła wszystkiego co sama potrafiła. Niestety odeszła przed paru laty do Bogini. Z zamyślenia wyrwał mnie czyjś szybszy oddech. W oddali dostrzegłam tajemniczego wędrowca przedzierającego się przez głęboki śnieg.

Kto?

Profil Iloriel

Imię: Iloriel
Nazwisko: Ciryatan
Przydomek: Łowczyni Cieni (często się tak przedstawia)
Wiek: 20 lat
Płeć: Kobieta
Rasa: Elf
Aparycja: Wysoka,o niebieskich oczach i srebrnych włosach.Zawsze ubiera się na niebiesko.Nigdy nie ubiera się w suknie,zawsze tylko w zbroję,płaszcz i długie bransolety na rękach.
Charakter: Jest bardzo nastrojowa, delikatna, spokojna. Czasami lubi się pośmiać, lecz w ważniejszych sprawach zachowuje powagę. Nie lubi kłamać i nie potrafi, jest inna niż wszyscy. Można powiedzieć iż jej najwidoczniejszą cechą jest skrytość serca, skromność. Nie należy do osób ufnych, lecz sama oczekuje zaufania. Jest także bardzo romantyczna, lecz czasami ucieka jak dym poniesiony przez wiatr. Nie ma litości dla zdrajców, jednak zabijanie nie sprawia jej radości i czasami się waha nad dobrą decyzją. Jest typem samotnika z trudną przeszłością.
Miasto rodzinne: Nie pamięta
Klan: Słowiki z Knowhere
Pozycja: Nowicjusz
Punkty pojedynku: 10
Profesja: Łucznik
Broń: Cisowy Łuk,zatrute sztylety,noże do rzucania
Umiejętności: Świetnie strzela z łuku,rzuca nożami i walczy sztyletami.Ładnie gra na flecie i lirze.
Towarzysz: Luna
[Z nieznanych powodów nie mogę dodać zdjęcia, aby zobaczyć kliknij tutaj]
Nick na howrse: Smaug

piątek, 23 stycznia 2015

Profil Mir

Imię: Mir
Nazwisko: Da Ziràn
Przydomek: Jaskółka
Wiek: 21 lat
Płeć: Kobieta
Rasa: Półelf
Aparycja: Ma zaledwie 163 centymetry wzrostu, smukłe ciało o kobiecych kształtach i długie, kruczoczarne włosy, które chętnie spina w gruby warkocz. Stalowoszare oczy odziedziczyła po ojcu. Pełne usta najczęściej zdobi delikatny uśmiech. Nie posiada znaków szczególnych poza lekko szpiczastymi uszami.
Charakter: Nie należy do osób towarzyskich, najchętniej wybiera leśne zacisze. Jest dość płochliwa i nieufna wobec obcych - wychowała się gdzieś w sercu puszczy, obserwując świat z ukrycia. Często milcząca, nie podejmuje ryzyka bez potrzeby. Długo trzyma urazę, choć szybko wybacza. Na polu walki odważna i nieustępliwa. Potrafi zabić, jeśli zajdzie taka potrzeba, jednak tylko w ostateczności. Szanuje życie i je ceni.
Miasto rodzinne: pochodzi spoza granic Dal-Virii
Klan: Wilki z Ironwood
Pozycja: Nowicjusz
Punkty pojedynku: 10
Profesja: Mag, łucznik
Broń: Zaklęty łuk (według legendy strzała wypuszczona przez łucznika zawsze odnajdzie upatrzony cel) i długi sztylet myśliwski elfiej roboty
Umiejętności: posiada dar uzdrawiania i panowania nad siłami natury, celnie strzela z łuku
Towarzysz: od najmłodszych lat stale towarzyszy jej wadera Silver
Nick na howrse: greenmir

czwartek, 22 stycznia 2015

Od Ethana (CD Julie)

  Nie wypytywałem o szczegóły. Mało były mi na razie potrzebne. Jednak Julie odchrząknęła znacząco. Obejrzałem się na nią. Spytała:
  - A ty? Gdzie w Knowhere można miło spędzić czas?
  Korciło mnie aby rzucić jakąś głupią odpowiedź, ale powstrzymałem się. Rozmowa to zawsze jakieś urozmaicenie.
  - Mam dość mało wolnego czasu. Gdy jednak zdarzy mi się jakiś wolny dzień przeważnie spędzam go na rozmowie z przyjacielem w Ruhje - odpowiedziałem.
  - Mam nadzieję, że nie masz na myśli tego konia...
  Wyrwij parsknął oburzony, jakby Julie właśnie go obraziła.
  - Nie - odpowiedziałem z uśmiechem. - Nazywa się Asvalor. I konia nie przypomina w żadnym stopniu.
  W końcu dojechaliśmy do jeziora. Tam grunt stał się równiejszy i po chwili ruszyliśmy cwałem wzdłuż brzegu do najbliższego mostu przy dopływie Piargi. W końcu zobaczyliśmy most. Zwolniliśmy do stępa zdziwieni panującym na nim tłokiem. Spojrzałem pytająco na Julie, ale ta tylko wzruszyła ramionami, równie zdziwiona. Podjechaliśmy wolno i zatrzymaliśmy się na końcu kolejki wozów i koni. Julie szturchnęła lekko w ramię faceta siedzącego na wozie przed nami.
  - Przepraszam - powiedziała. - Czy coś się tam stało? Wypadek?
  - Podatnicy - odpowiedział z boleścią.
  Zmarszczyłęm brwi.
  - Lord Soren ich tu przysłał? - zapytałem. Nigdy nie słyszałem, by ściągał podatki za przejazdy. Zaprzestano tego już dawno temu nawet w Knowhere, o Castelii nie wspominając.
  - A skąd ja mam to wiedzieć, mości panie? - odparł chłop. - Ja tylko jeno z pola wracam z synem. Słyszałem tylko, że bez 50 sztuk złota ani rusz. Jeśliście ciekawi, to się ich sami spytajcie.
  Kusząca propozycja, pomyślałem i naciągnąłem na nos chustę. Zeskoczyłem z konia i zacząłem przepychać się do mostu. Julie poszła w moje ślady.
  - Po co ci ta maska? - spytała w międzyczasie.
  - Nie lubię być poznawany po twarzy - odpowiedziałem. Dla pewności poprawiłem pas kołczanu, a rękę trzymałem na rękojeści saksy.

Julie? Szykuje się ciekawa rozmowa

Od Julie (CD Ethana)

  - Jasne! - odparłam ochoczo. Ruszyliśmy ze stajni. Jechałam na gniadej klaczy, którą zabrałam przy ostatniej misji. Muskularna i silna, a przy tym dość szybka. Idealna dla mnie i w dodatku nie przeszkadza jej obecność Aguletty przy jej szyi.
  - O nie, nie zdążyłam się nawet przebrać. - mruknęłam do siebie, ale Ethan usłyszał i zapytał:
  - Byłaś gdzieś?
  - Miałam misję. Wróciłam dziś i nie zdążyłam nawet się przebrać. - spojrzałam na siebie. Srebrny napierśnik i czerwona "spódnica" w kształcie poszarpanego trójkąta, rozcięta na bokach przez niemal całą długość nie są zbyt odpowiednie, jeśli chodzi o podróż wspólną.
  - Myślałem, że byłaś w wojsku...
  - Och nie, moja rola była inna. - wyjechaliśmy przez główną bramę. - Byłam często wysyłana na przeróżne wyprawy, najczęściej sama. Wy jesteście specami od takich zadań, ale Saval również chciał mieć parę takich osób.
  Ethan mruknął coś pod nosem, ale nie zrozumiałam. Przed nami rozciągał się traktat do Thasii i mnóstwo wozów, jeźdźców a także pieszo idących zmierzało w stronę przeciwną do naszej. Nie było to dziwne, ale niestety uniemożliwiało dalszą rozmowę. Ktoś mógł podsłuchać, a zresztą i tak musielibyśmy do siebie krzyczeć, aby cokolwiek usłyszeć. Nigdy nie lubiłam otwartych traktatów, czy nawet niewielkich dróg. Przeważnie zbaczałam z głównej trasy i przemierzałam lasy i pola. Zero utartych szlaków, jedynie mapa i wyczucie orientacji terenu. I było dobrze, nawet szybciej. Czasem, oczywiście jakiś mały pościg, żołnierze rzadko widują kogoś podróżującego jak ja, więc jestem "wiecznie podejrzewana".
  Nie lubię przebywać wśród wielu osób, dlatego czułam, jak spojrzenia wszystkich wokół parzą mi skórę. Oburzone kobiety, mężczyźni pełni zdziwienia, wrogość, strach, odraza, nieprzyjemne uśmieszki, och, za co?! Dla wielu z nich będę do końca zapamiętana, jako nieporządna elfka. Pocieszające, że przynajmniej ludzie mają taką krótką pamięć. Oczywiście spojrzenia wędrowały też w stronę Aguleci, więc przyciągnęłam ją bliżej, poprawiłam się w siodle i rzuciłam niby od niechcenia do Ethana:
  - Musimy jechać tym głównym traktatem? Tyle tu osób... a poza tym, przeprawiając się przez jezioro zaoszczędzimy czas.
  - Też myślałem czy by przez nie się nie przeprawić. Cóż, zatem musimy skrę...
  - Natychmiast, tu jest niewielka dróżka, dotrzemy nią tam szybko. - przerwałam mu i wskazałam ręką miejsce. Uniósł brwi, ale skręcił w tamtą stronę, a ja skierowałam klacz za nim.
  - Chyba nigdy nie jechałem tą trasą. A ty?
  - Wiele razy. Uwielbiam jeździć nad to jezioro. Czasem, gdy nie mam nic do roboty wybieram się tutaj i zabieram ze sobą Agusię. - spojrzałam na swoją koteczkę, a ta miauknęła słodko.

Ethan? Najpierw rozmowa :d

środa, 21 stycznia 2015

Od Ethana (CD Julie)

  - Zwariowałaś? - odpowiedziałem. - Będziemy mieć przez to kłopoty...
  - Daj spokój. Najbardziej to JA mogę tu ucierpieć - odparła Julie. - Poza tym może znajdzie się tu jakaś robota.
  Po krótkim zastanowieniu musiałem przyznać dziewczynie rację. Nie w kwestii kto tu może ucierpieć, ale w sprawie jakiegoś zajęcia. W Knowhere nie ma na razie nic do roboty. Może gdzieś w okolicy będzie coś ciekawszego.
  Zaczęliśmy szybko przeglądać dokumenty. Większość to były rachunki za import drzewa żelaznego, stali i żelaza.
  - Masz coś? - spytała szeptem Julie.
  - Nie, same rachunki...Czekaj! - dziewczyna natychmiast okrążyła stół i zerknęła mi przez ramię. Zaczęła czytać:
  - ,,Zgodnie z twoim poleceniem wysłałem z Ariathe do Ergo dostawę surowców, jednak doszły mnie wieści, że wóz nie dotarł na miejsce. Tak więc udałem się do jednego z przejazdów granicznych. Twoi celnicy wyjaśnili, że przez och posterunek nie przejeżdżał żaden wóz z zaopatrzeniem od przeszło miesiąca. Czy mógłbyś wysłać jakąś grupę zwiadowczą, aby sprawdzili co się stało z konwojem? Sam nie ustaliłem jeszcze, kto będzie się nadawał do dowodzenia klanem Ironwood."
  - Podpisano: Tamir Denesle, lord Ironwood - dokończyłem. - No to chyba...
  - Tak, macie robotę do wykonania.
  Aż podskoczyliśmy z zaskoczenia. Lord Soren stał z założonymi rękami. Nie był jednak zły. Domyśliłem się też, że stoi tam dłużej niż minutę. Spodziewał się co dwójka poszukiwaczy przygód może robić przy ważnych dokumentach...
  - Co stoicie? Jedziecie w okolice Ariathe i to w te pędy!
  - Tak jest! - odpowiedzieliśmy równocześnie i wyszliśmy raźnym krokiem z sali.

  Po drodze Julie przedstawiła mi swoją "partnerkę", Agulettę. Kotka potulnie otarła się o nogi właścicielki na przywitanie, ale mnie zmierzyła wrogim wzrokiem co bardzo rozbawiło Julie. Dotarliśmy do dolnego pierścienia miasta. Skierowaliśmy się w stronę stajni po nasze konie. Stajenny przyprowadził klacz liderki Lwów. Zaproponowałem, że sam pójdę po Wyrwija, ale młody chłopak zapewnił, że sam sobie poradzi. Nie byłbym tego taki pewny, pomyślałem.
  - Twój koń ma na imię "Wyrwij"? - spytała niedowierzająco Julie. - Dlaczego?
  - Sama zobacz - powiedziałem i kiwnąłem głową w stronę wracającego stajennego.
  Chłopak prowadził za uzdę mojego ciemnokasztanowatego ogiera. Początkowo szedł spokojnie, ale gdy tylko koń mnie zauważył szarpnął głową wyrywając się chłopakowi, który cudem uratował się od wpadnięcia w kałużę błota. Wyrwij przepchnął się przez tłum, co biorąc pod uwagę jego rozmiar raczej nie było trudne i stanął dumnie przede mną.
  - Ostrzegałem! - zawołałem do stajennego i zaciągnąłem na głowę kaptur. - To jak? Jedziemy? - rzuciłem do Julie.

Julie? Robota czeka :P

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Od Julie (CD Ethana)

  - Cśś, Aguś, ciszej, bo nas usłyszy. - rzuciłam szeptem do mojej panterki. Miauknęła znacząco i ucichła na dobre. Poruszyła się tylko lekko, ale co tu się dziwić, nie znosi długiego przesiadywania na drzewie. Szczerze, ja także, ale misja, to misja. Nareszcie, po wielu godzinach oczekiwania usłyszałam tętent kopyt i zza zakrętu drogi wyłoniły się cztery postacie na koniach. Zeskoczyłam cichutko na śnieg z drzewa i czekałam. W końcu, gdy postacie zbliżyły się dostatecznie posłałam na nich dwie strzały, za jednym zamachem. Byłam tak blisko, że nawet nie musiałam używać tych zatrutych. Dwóch mężczyzn padło trupem od razu. Strzał w głowę następnego, i już został tylko jeden, zdezorientowany. Wyszłam mu naprzeciw i odrzekłam:
  - Więc to ty jesteś tym tajemniczym przewoźnikiem? Komu dostarczasz wiadomość?
  Mój zimny jak lód głos poniósł się echem. Droga w końcu w lesie, cóż.
  - Skąd niby wiesz, kim mogę być? - zapytał, z udawaną pewnością siebie.
  - Błagam, czemu każdy mężczyzna myśli, że jeżeli jestem kobietą, to jestem głupia? Trzej straży przybocznej, obładowanych bronią. I ty, ze strachem w oczach, praktycznie bez broni. - rzuciłam okiem na sztylet przypięty do jego pasa. - Wnioski - przewozisz wiadomość, a wysłano mnie tu, żebym takowego właśnie zatrzymała. Cóż, pozwól, że przejdziemy do obowiązkowych uprzejmości... Czy poddasz się, czy też wolisz zginąć, za te grupę przestępców, która była na tyle głupia, że cię do siebie przyjęła?
  - Ja... nigdy nie zdradzę moich braci! Jesteśmy jak rodzina!
  - Fantastycznie, to się z tą rodziną w piekle spotkasz. - odrzekłam i już mierzyłam w niego strzałą, gdy krzyknął:
  - Zaraz, nie powinnaś mnie zaprowadzić pod jakiś sąd?
  - A po co? To jedynie zmarnuje mój czas, a informatora już mamy. - i bez dalszego wahania strzeliłam prosto w jego krtań. Podeszłam i wyciągnęłam zza jego zbroi zwitek pergaminu. Wsunęłam go prędko pod bransoletę i zawołałam na moją kicię.
  - Dziś pojedziemy na tym koniku. - powiedziałam do niej i wsiadłam na gniadą klacz, z której spadł jeden z mężczyzn.
~.~
  - Masz? - zapytał Esren, dowódca wojsk Castelii.
  - Proszę cię bardzo. - odparłam swobodnym tonem i wyciągnęłam spod bransolety zwitek pergaminu.
  Mężczyzna wziął go, obejrzał i pokiwał głową. Już chciałam odejść, ale powiedział:
  - Lord Soren chce cię widzieć. Nie wiem czemu. - dodał, gdy zobaczył moją minę. Wzruszyłam ramionami i posłałam mu znaczącą minę, po czym ruszyłam długim korytarzem do sali tronowej.
  - Och, Snoweye, nareszcie jesteś. - lord powstał z tronu. - Misja jak zwykle wykonana znakomicie?
  - Wszystko poszło zgodnie z planem. Mogłam tylko dostać jaśniejsze informacje odnośnie godziny. - pokłoniłam się.
  - Wybacz mojemu synowi, jest taki roztargniony. Nie czekałaś zbyt długo, prawda?
Gdzie tam, tylko jakieś pół dnia. Co mi tam. - pomyślałam sarkastycznie. Wymamrotałam coś zamiast tego, ale król nie zwrócił na mnie uwagi. Zajęty był przeglądaniem jakiś pergaminów i map. Przywołał mnie gestem i odrzekł:
  - Wiem, że pewnie bardzo cię ciekawi, po co cię tu sprowadziłem. - zaczął. Ta, umieram z ciekawości. Naprawdę to ty jesteś tym bardziej przejęty, niż ja. - pomyślałam lecz milczałam.
  - Ale ja ci już mówię. - kontynuował. - Otóż, wysłałem wiadomości do wszystkich lordów w Dal-Virii, że należy utworzyć grupę, która będzie... - i tak gadał i gadał, a ja go prawie nie słuchałam.
  - Więc, uważam, że ty będziesz najlepszą kandydatką na liderkę Lwów z Castelii. Co o tym sądzisz?
  - Ja... Ależ to... to wielki zaszczyt... czy ja podołam... - wydusiłam z siebie jedynie. Nie miałam pojęcia o co dokładnie chodzi, ale właśnie stałam się liderką jakiejś grupy walczącej z przestępczością, a lord Soren patrzył na mnie z niemal zachwytem. Szybko się jednak opamiętał i przerwał mi:
  - Na pewno będziesz wspaniała. A teraz posłuchaj, chcę ci pokazać kilka planów pierwszej misji. Muszę jednak poczekać, na odpowiedź któregoś z lordów....
  Przerwały mu otwierające się drzwi. Do sali wszedł jakiś mężczyzna.
  - Ethan! Miło cię widzieć! - rzekł lord Soren.
  - Mam poselstwo z Knowhere - odpowiedział ów Ethan.
  - Świetnie! Na Ibn'Lshada zawsze można liczyć.
  Lord wziął wiadomość od mężczyzny. Po przeczytaniu uśmiechnął się i powiedział:
  - Doskonale. Czyli zostałeś wybrany na lidera klanu z Knowhere. Nie dziwię się Thadiemu. W końcu znacie od tak dawna...
  Już nie wytrzymałam i odchrząknęłam głośno. Znowu by się zaczęło, długie, długie i nudne dysputy o lordach i tak dalej, i tak dalej.
  - No tak, gapa ze mnie. Ethan, poznaj Julie, liderkę klanu Castelii. Wybaczcie, ale muszę pilnie załatwić jedną sprawę - rzucił szybko i wyszedł przez boczne drzwi.
  - Pierwszy raz widzę żeby się tak czymś zaaferował - mruknął. - Kiedy cię zwerbował? - dodał po chwili.
  - Tak, zgadzam się bardzo jest tym przejęty. A przed chwilą się dowiedziałam.
  - Miło mi, tak w ogóle.
  - Mnie również, ale może porzucając te dworskie uprzejmości, przejrzyjmy te papiery?

Ethan?

Od Ethana

  Tłok Castelii był nie do zniesienia. Rozumiem - stolica, wielki ośrodek handlowy, no ale cholera jasna, udusić się można. Jeszcze gdybym mógł jechać na Wyrwiju, to może miałbym jakieś szanse "przeżycia" w tym tłumie. Niestety strażnicy z miejsca dali mi naganę za jazdę po mieście i biedak musiał zostać w stajni z innymi końmi. Pieprzone reguły. Dlaczego niby tylko strażnicy mogą sobie pozwolić na wygodę patrzenia z siodła na wszystkich?!
  W końcu przebrnąłem przez dolny pierścień miasta. Przy bramie stali strażnicy, ale po pokazaniu przepustki od lorda Knowhere nawet okiem nie mrugnęli. Wyższe pierścienie miasta są dozwolone głównie wysoko urodzonym, tylko dolny grozi powolnym, agonicznym uduszeniem. Zdjąłem z głowy kaptur i zsunąłem z podbródka chustę. Świetnie. Teraz zamiast tłoku będę musiał znosić spojrzenia pełne pogardy i wywyższenia. Dla pewności poprawiłem pas kołczanu abym mógł łatwiej dosięgnąć strzały. Jestem posłańcem i muszę się pilnować. Nigdy nie wiadomo, która z tych żmij w dworskich strojach przysunie ci nóż do gardła.
  Szedłem brukowanym chodnikiem wzdłuż blanków muru wewnętrznego. Był stąd piękny widok na jezioro Królewskie. Gdyby był to pierwszy taki widok w moim życiu to może nawet bym się zatrzymał i poprzyglądał. Ale mając za sobą niejedną wyprawę do Cleveland wyżej ceniłem tamtejszy krajobraz. Jezioro Królewskie nijak się ma do Lazuli, którego krystalicznie czysta woda ukazuje pokryte perłami i kryształami dno, niedostępne nikomu. Krasnoludy pewnie znalazłyby sposób na wydobycie tych skarbów, ale ich rasa wyżej oceniła piękno naturalnego kunsztu niż wartość w złocie. Zostawili więc dno Lazuli takim, jakie było od wielu wieków.
  Gdy dotarłem do głównego pałacu zauważyłem spacerującego po włościach Astona Sorena, przyszłego lorda. Oczywiście musiał mnie zauważyć. Skłoniłem głowę w geście szacunku, co było ironicznie biorąc pod uwagę, że jest ode mnie młodszy o prawie pięć lat.
  - Ty w jakiej sprawie? - spytał niedbale.
  - Poselstwo do twojego ojca - dla dowodu wyciągnąłem list.
  - Świetnie, przekażę mu.
  Chłopak sięgnął po wiadomość, ale cofnąłem rękę.
  - Wolę sam mu ją przekazać - powiedziałem stanowczo dając wyraźny sygnał, że nie podlegam jego rozkazom dopóki nie zostanie lordem.
  Aston zmierzył mnie wzrokiem po czym zaprosił gestem na wejście do pałacu. Do sali tronowej trafiłem sam. Tron był oczywiście pusty, bo Saval zajęty był czymś ciekawszym niż wygniatanie dupska. Stał przy stoliku z papierami w rogu sali i rozmawiał z jakąś kobietą. Szczerze to na pierwszy rzut oka wziąłem ją za elfa: długie blond włosy niespięte żadną opaską, łuk przewieszony przez plecy, figura akrobaty. Szybko rzuciłem okiem na uszy. Nie były spiczaste. Czyli jednak była człowiekiem.
  - Ethan! Miło cię widzieć! - przywitał się lord Soren i czekał aż odpowiem porzucając dworskie maniery nakazujące poddanym pierwsze się skłonić, a później mówić.
  - Mam poselstwo z Knowhere - odpowiedziałem.
  - Świetnie! Na Ibn'Lshada zawsze można liczyć.
  Podałem lordowi wiadomość. Soren przełamał pieczęć i zacząć czytać wiadomość. Gdy skończył uśmiechnął się promiennie.
  - Doskonale - powiedział, po czym spojrzał na mnie. - Czyli zostałeś wybrany na lidera klanu z Knowhere. Nie dziwię się Thadiemu. W końcu znacie od tak dawna...
  Dziewczyna odchrząknęła przypominając lordowi o jej obecności.
  - No tak, gapa ze mnie. Ethan, poznaj Julie, liderkę klanu Castelii. Wybaczcie, ale muszę pilnie załatwić jedną sprawę - rzucił szybko i wyszedł przez boczne drzwi.
  Zostaliśmy w sali sami.
  - Pierwszy raz widzę żeby się tak czymś zaaferował - mruknąłem bardziej do siebie niż do dziewczyny. Chwilę później zwróciłem się do niej: - Kiedy cię zwerbował?

Julie?

Profil Julie

Imię: Julie
Nazwisko: Snoweye
Przydomek: Wild Princess
Wiek: 21 lat
Płeć: Kobieta
Rasa: Człowiek
Aparycja: Julie ma bardzo długie blond włosy (których nigdy nie związuje) i szaro-zielone, tajemnicze oczy. Jest średniego wzrostu. Ma delikatną budowę i kocie ruchy, a pachnie jak lilie. W jej ruchach nie widać pełnej pogardy wyższości, ale można dostrzec wytworność i pewność. Nie dajcie się jednak zwieść jej budowie, bo to bardzo szybka i silna dziewczyna. Ubiera się przeważnie dosyć skąpo, wiecznie jest jej gorąco, ale czasem wkłada długi płaszcz z kapturem. Nienawidzi wszelkich sukien, ozdób i nie znosi, gdy musi się tak ubrać z powodu "wystąpienia przed kimś ważnym". Zawsze jej mówią, że tak nie wypada. Nosi jedną bransoletę z srebra i pod nią skrywa najczęściej ważne wiadomości na pergaminach. Tak wygodniej.
Charakter: To dość skryta osoba, nie myśl, że jak cię spotka, to zaraz zacznie ci opowiadać o swoim życiu, planach itp. Co to, to nie. Jest dość miła, ale wyznaje zasadę "Jak ty komu, tak ktoś tobie.", więc nie myśl, że jak będziesz mieszał ją z błotem nie pozostanie ci dłużna. Nie znosi znęcania się nad słabszymi, ani wywyższania się. Ma swoje sekrety, o których nikomu nie powiedziała nigdy, ale chyba każdy tak ma, prawda? Często mają ją za aspołeczną i nietowarzyską, ale czy milczenie jest gorsze od bezsensownej rozmowy? Czy to, że woli towarzystwo zwierząt od innych jest naprawdę takie złe?
Podczas walki jest inna. Tu zdecydowanie najważniejsza jest jej misja. Ma zabić wrogów, więc to robi. Nie czerpie z tego specjalnej uciechy, no może czasem... ale takie "wypadki" zdarzają się jedynie, gdy kogoś znienawidzi, często z sobie jedynie znanych powodów. Czasem przyłapuję się na skrytej ucieszę, gdy wspomina miny wojowników, których pokonała, przedstawiające absolutne zdziwienie faktem, że ktoś wyglądający jak słaba dziewczyna ich pokonał i w dodatku w jaki sposób!
Miasto rodzinne: Yathis
Klan: Lwy z Castelii
Pozycja: Lider
Punkty pojedynku: 25
Profesja: Łuczniczka, Szermierka
Broń: Łuk, kołczan i strzały zaczarowane przez jej przyjaciela. Strzały wchłonęły truciznę, która po dostaniu się do organizmu już po pięciu minutach wywołuje całkowity paraliż, a po pół godzinie bolesną agonię. Ma kilka sztyletów, także noże myśliwskie. Posiada miecz, którym bardzo często się posługuje. Nazywa się on Vantheor.
Umiejętności: Zawsze trafia strzałą, bądź sztyletem czy nożem. Radzi sobie z mieczem, jak z dobrym, starym przyjacielem i gdy wciągnie się w wir walki oddaje się bez opamiętania śmiertelnej potyczce. Zna pewne zaklęcie, które dzięki któremu jej miecz może rozbłyskiwać białym światłem w większym bądź mniejszym natężeniu. Świetnie się wspina, jest wręcz nadludzko szybka, a na dodatek bardzo silna. Doskonale pływa.
Towarzysz: Aguletta
Nick na howrse: Inveni

Od Ethana: Klany

  Zamarłem w miejscu. Do moich uszu dotarł stukot kopyt i skrzypienie wozu. Spóźnił się, pomyślałem. Gdyby przejechał tu zaledwie pół godziny wcześniej nie miałby tylu problemów...
  Siedziałem na grubej gałęzi, przylgnąłem do drzewa. Mimo, iż nie miało liści nie byłem zbyt widoczny dzięki cieniowi wyższych drzew. Dodatkowo ciemny kamuflaż lekkiej zbroi i płaszcza daje mi przewagę zaskoczenia. Wyjąłem cicho strzałę i nałożyłem ją na cięciwę. Napiąłem łuk. Wszystko powoli, spokojnie. Szybkie ruchy mogą zwrócić uwagę pogwizdującego woźnicy.
  Odliczałem odległość. Dziesięć metrów...siedem...pięć...
  Strzała ze świstem przecięła powietrze i utknęła w drewnianym koźle wozu obok prowadzącego człowieka. Dopiero gdy usłyszał stuknięcie drzewca zdał sobie sprawę, że o mało nie przypłacił nieuwagi życiem. Zatrzymał konia i rozejrzał się dookoła. Zeskoczyłem z drzewa lądując na świeżym śniegu przed koniem, który zaskoczony cofnął się o krok. Facet w końcu mnie zauważył.
  - K-k-kim jesteś? - spytał jąkając się. - Zostaw mnie, bandyto! Nie mam nic cennego!
  - W poprzedniej sekundzie skłamałeś dwa razy - powiedziałem spokojnie. - Nie jestem żadnym bandytą, ale wiem, że przewozisz coś wyjątkowo drogiego i nielegalnego.
  Człowiek zbladł. Po chwili niezdarnie zeskoczył z kozła i popędził między drzewa. Wystrzeliłem kolejną strzałę, która przebiła rękaw mężczyzny i przyszpiliła go do drzewa. Człowiek szarpał się rozpaczliwie, ale i tkanina i drzewce były zbyt mocne dla wątłego faceta koło czterdziestki. Podszedłem do niego, wyrwałem z drzewa strzałę, a niedoszłego uciekiniera zawlokłem za kurtę z powrotem do wozu. Teraz już był bardziej posłuszny.
  - W imieniu władz Knowhere - powiedziałem krępując mu dłonie - zostajesz aresztowany za nielegalny handel i fałszowanie nazwiska. A teraz pan pozwoli, że zawiozę pana i wóz do lorda Ibn'Lshada.
  Człowiek pogodził się z karą i usiadł na wozie obok przykrytych plandeką skrzyń. Ja tymczasem zagwizdałem donośnie. Po chwili spomiędzy drzew wyszedł mój ciemnokasztanowaty ogier Wyrwij. Nie musiałem go uwiązywać do wozu. Sam posłusznie chodził za mną gdziekolwiek bym był. Sam usiadłem na koźle i ruszyłem w stronę Soli, miasta położonego najbliżej granicy z Cleveland, a stamtąd traktem do Knowhere.

  Drogi na szczęście były przejezdne i następnego dnia pod wieczór przejeżdżaliśmy przez bramę w Knowhere. Zeskoczyłem z wozu kazałem strażnikom przyprowadzić dowódcę straży. Zjawili się z powrotem za chwilę w towarzystwie swojego dowódcy. Zdjąłem kaptur, aby nie zachować się nietaktowanie.
  - Witaj z powrotem panie Quicksilver! - przywitał się serdecznie. - Domyślam się, że wykonałeś zadanie?
  - Owszem - odpowiedziałem i skinąłem głową na wóz. - Oto dowód.
  Strażnicy zdjęli z wozu nieszczęśnika. Jeden z nich otworzył skrzynię i powąchał zawartość.
  - Opium - powiedział do dowódcy. Ten z niedowierzaniem pokręcił głową.
  - Zabierzcie go do baszty. Jutro damy go pod sąd - strażnicy wyprowadzili więc handlarza. - Nie do wiary co ludzie robią dla pieniędzy. Wiesz może gdzie zamierzał to zawieźć?
  - Wytropiłem go w pobliżu Soli, domyślam się więc, że zamierzał wywieźć opium do Cleveland i tam sprzedać - odpowiedziałem.
  Dowódca straży znowu pokręcił głową z niedowierzaniem. Nagle za nami rozległ się głos:
  - Ethan? Mógłbym cię prosić na chwilę?
  Strażnicy wypięli się jak struny, ale właściciel głosu, khajiit, tylko machnął ręką aby spoczęli. Posłusznie poszedłem za Thadim Ibn'Lshadem wgłąb miasta. Każdy kogo mijaliśmy z schylał z szacunkiem głowę na widok lorda, na co ten odpowiadał tym samym.
  - Powiedz mi, masz jakieś ważniejsze zajęcia na najbliższy czas? - spytał Ibn'Lshad.
  - Nie, panie - odparłem. - W okolicy jest spokojnie, nikt na nic się nie skarży ani nie prosi o pomoc, więc mam na razie wolne.
  - Doskonale. Dostałem wiadomość do lorda Sorena...
  Zaczyna się, pomyślałem. Zawsze gdy przychodzi jakaś wiadomość ze stolicy wszystko w Knowhere staje na głowie i mam więcej roboty niż bym sobie życzył.
  - ...w której wyraził mi swoje oburzenie z powodu panującego w całym kraju bałaganu.
  - I to jest moja wina?
  Thadi parsknął śmiechem.
  - Skądże! - powiedział. - Jeden człowiek nie ogarnie Pięciu Królestw. Tobie ledwo udaje się zapanować tam, gdzie ja nie mogę. Zgaduję, że wiadomość identyczną do mojej dostali pozostali lordowie. Mniejsza o to. Soren żąda aby w każdym królestwie powstała jednostka wojowników do zadań specjalnych. Każdy lord ma znaleźć w królestwie wojownika, który stanie się liderem owej grupy.
  - Czyli wnioskujesz, że ja... - zacząłem.
  - Owszem, sądzę, że to ty powinieneś poprowadzić klan z Knowhere.
  Nie wiedziałem co powiedzieć.
  - To wielki zaszczyt, panie Ibn'Lshad...
  - Cholera jasna, Ethan! Możesz skończyć z tym "panie Ibn'Lshad"? Nie lubię gdy stary przyjaciel musi się tak do mnie zwracać - wypalił lord.
  - Niech ci będzie, Thadi - odpowiedziałem z uśmiechem.
  - Od razu lepiej. A teraz potrzebuję żebyś zawiózł ten list do Castelii - khajiit dał mi zapieczętowaną kopertę. - Jesteś najbardziej godnym zaufania posłańcem z całego Knowhere i jeszcze dalej.
  Skinąłem głową, pożegnałem się i ruszyłem z powrotem pod mury. Wziąłem Wyrwija ze stajni i wyjechałem galopem na zewnątrz. Podczas jazdy naciągnąłem na twarz chustę i kaptur.

Profil Ethana

Imię: Ethan
Nazwisko: Quicksilver
Przydomek: Obieżyświat
Wiek: 24 lata
Płeć: Mężczyzna
Rasa: Człowiek
Aparycja: Jest raczej średniego wzrostu. Przez większość czasu twarz przysłania mu kaptur i chusta, na pierwszy rzut oka nie widać więc jego twarzy. Ma kruczoczarne włosy krzywo obcięte, sięgające nasady czaszki. Z tyłu ma zaplecione dwa, małe warkoczyki (z tej dłuższej części włosów, której nie przyciął nożem myśliwskim przez przypadek). Oczy są koloru świeżej zieleni. Twarz mogła by się wydawać chłopięca gdyby nie jej wiecznie poważny wyraz i poszarpana blizna na lewym policzku.
Charakter: Ethan jest osobą spokojną i rozważną. Zanim coś zrobi zawsze myśli dwa razy. W razie potrzeby umie szybko podjąć właściwą decyzję. Spryt nie jeden raz uratował mu życie. Jest zaradny i pomysłowy. Nie znosi marudzenia i sam tego nigdy nie robi. Ogranicza się do krótkich, konkretnych wypowiedzi. Nienawidzi znęcania się nad słabszymi. Zabijanie nie przynosi mu satysfakcji.
Miasto rodzinne: Mithirem
Klan: Słowiki z Knowhere
Pozycja: Lider
Punkty pojedynku: 27
Profesja: Łucznik, Szermierz
Broń: Zaklęty łuk, saksa (szeroki nóż nadający się do parowania nawet ciosów mieczem), nóż do rzucania, miecz półtora ręczny (rzadko go używa, najczęściej jest przypięty do siodła)
Umiejętności: Jest niesamowitym łucznikiem i świetnie rzuca nożem. Dzięki zaklęciu pewnej przyjaznej czarodziejki gdy wypowie słowo "blahma", trzymana na cięciwie strzała zajmuje się zielonym płomieniem nieszkodliwym dla niego, ale zabójczym dla jego celu. Umie posługiwać się mieczem, ale rzadko z tej zdolności korzysta.
Towarzysz: Wyrwij
Nick na howrse: NyanCat^._.^~

Legenda: Powstanie Dal-Virii i Thanadeimu

  Z wód Oceanu wyłonił się ląd. Na lądzie tym wyrosły drzewa, krzewy, trawa. Zasiedliły go zwierzęta. Ale nie było tu ludzi, elfów ani krasnoludów. A były to czasy, kiedy wszystkie istoty rozumne były nieśmiertelne.
  Pierwszy przybył Nathanael Sprawiedliwy ze szlachetnego rodu elfów zwanych Wysokimi. Spojrzał z gór na lądy i morze. A że potężny był to mag ziemia i zwierzęta podporządkowały się mu. Powstało pierwsze królestwo: Ikram.
  Parę stuleci potem ludzie ze wschodu wynaleźli łodzie i przypłynęli do portu Ikramu dowodzeni przez dwóch braci: Ethana i Ivana Noctournów. Byli tacy sami pod wieloma względami, jednak różniły ich charaktery. Nathanael powitał życzliwie ludzkich osadników w swoim kraju. Dał Ethanowi ziemię północy, gdzie powstało królestwo Castelia, a Ivanowi ziemię południa, gdzie powstało Thanadeim.
  Rządzili we trójkę. Kraina Trzech Królestw opływała w dobrach.
  Aż przez góry przebili się krasnoludzcy górnicy. Nathanael wydzielił ich władcom osobną ziemię, oddając część Ikramu. Tak więc powstało Cleveland, rządzone przez Orika Stalowogłowego.
  I pokój trwał. Królestwa nie nękał głód ani bieda, bo lordowie byli szczodrzy zarówno wobec swoich poddanych jak i cudzych.
  Spokój zmąciło przybycie koczowniczych plemion khajiitów i reptilian. Zwierzo-ludzie udali się do Ikramu, błagając o pomoc. Błądzili po świecie, lecz nikt ich nie chciał. Nathanael był dobrym władcą. Zmartwił go los dwóch plemion. Wydzielił więc część Castelii, z której powstało Ironwood, państwo reptilian i część Thanadeimu, z którego powstało Knowhere, królestwo khajiitów.
  I nadal zjednoczonym królestwom nazwę Tras-Viria - Sześć Królestw.
  Ethan był rad z udzielonej pomocy. Jednak nad Ivanem zapanował gniew. Był wściekły na Nathanaela za to, że oddał część jego królestwa bandzie przybłęd i uchodźców. Elf nie rozumiał powodu wściekłości młodszego z braci. Nie zgodził się też, na oddanie Knowhere pod władzę Thanadeimu. Ivan zebrał więc armię i napadł na młode i słabe królestwo. Wytępił khajiity niemal doszczętnie. Ci, którzy się uratowali zbiegli do Castelii. Ivan pędzony chęcią zemsty napadł więc również na Ironwood, gdzie wytępił reptilian. Pozostała ich tylko garstka.
  Nathanael był rozgoryczony takim objawem agresji ze strony młodego Noctourna. Tak więc trzej lordowie: Nathanael, Ethan i Orik, oraz dwóch młodych lordów Knowhere i Ironwood zebrali się w Ikramie, by osądzić Ivana. Ethan wstawił się za bratem. Nie chciał, by zginął pod ostrzem kata, bowiem dla ludzi to była i jest śmierć haniebna. Tak więc Nathanael zarządził, że Thanadeim zostanie oddzielony od Tras-Virii. Ziemię królestwa przeklęto - nie będzie na nim więcej życie gościć, a jedynie głód, nędza i wojny wewnętrzne. Sam Ivan będzie jego lordem na wieki - skazany na obserwowanie upadającego królestwa.
  I tak więc powstała Dal-Viria - Państwo Pięciu Królestw.
  Niestety już nigdy nie będzie taka sama. Agresja Ivana zapoczątkowała wiele nowych wojen. Wytępione konfliktami rasy stały się śmiertelne i wrogie sobie nawzajem. Ludzie, elfy, krasnoludy, khajiity, reptilianie...wszyscy powoli zaczęli dążyć do samozniszczenia...