niedziela, 10 lipca 2016

Dawniej szaleństwo coś znaczyło, dzisiaj wszyscy są szaleni. Jednak przekuć to ziarenko wariactwa w geniusz - oto prawdziwa sztuka!

Imię: Rhenawedd. Jako, że jest długie i właścicielka zdaje sobie sprawę z trudności jakie może niektórym sprawiać (tak jak jej samej jeszcze do niedawna, ale sza!), można je skracać jak tylko dusza zapragnie. Zwykłe Rhen jednak w zupełności wystarczy.
Nazwisko: Brak! Wyjątkowo miłe uczucie nie być przywiązanym do konkretnego rodu i bezsensownych tradycji, nieprawdaż?
Przydomek: Tych przydatnych ma raczej mało. Większość słyszanych przez nią przezwisk jest raczej niegodne młodej damy. Dostała kiedyś od jednego przyjaciela całkiem przyjemny przydomek ,,Red", który można tłumaczyć zarówno jako pochodzący od koloru jej włosów jak i kolejne zdrobnienie imienia. Każdy pomysł mile widziany.
Wiek: 25 lat, chociaż dożyć może tyle, co przeciętny elf.
Płeć: Kobieta
Rasa: Aguara (w wersji bardziej profesjonalnej: vixena), czyli przypominająca lisa istota mogąca przybierać kobiecą postać. Jak się można domyślić, ludzka postać zdecydowanie bardziej się Rhen podoba.
Rodzina: Ojca nie zna, a o reszcie nie ma co się rozwodzić - przyjemnych kontaktów z nimi nie ma. Zwłaszcza z matką i dwoma siostrami.
Miłość: Z większością aguar jest jak z rusałkami: przyjdzie, połasi się, pokusi, zdzieli w twarz jeśli się zagalopujesz, ale w końcu i tak z nudów zaciągnie kogoś do łóżka. Rhen nie jest wyjątkiem aż do ostatniego punktu - bardziej ceni sobie swoje ciało niż jej siostry (a nawet własna matka). Jeśli już ma się z kimś związać, to musi być to ktoś naprawdę wyjątkowy.
Aparycja: Red ma jakieś 165 cm wzrostu, przez co dosyć często musi rozmawiać z innymi zadzierając głowę do góry (przyszło nam chyba żyć w czasach olbrzymów). Ma dość ,,chłopską" sylwetkę i gdyby nie biust i biodra to pewnie większość brałaby ją za jakiegoś młodego elfa (dalej ją zastanawia dlaczego lubią nosić długie włosy niezależnie od płci i wieku). Ma łagodne rysy twarzy i dość bladą cerę. Nawet delikatny makijaż mocno z nią kontrastuje, mimo to Rhen używa całkiem sporo tuszu, by jeszcze lepiej podkreślić barwę oczu. Przez to jasnobłękitne ślepia wydają się jeszcze bardziej lodowate niż zwykle. Włosy w kolorze ciemnej czerwieni zawsze nosi rozpuszczone - na plecach sięgają nieco poniżej łopatek. Krzywą grzywkę często odruchem zdmuchuje z oka. Ubiera się zawsze w odsłaniającą brzuch i przedramiona kurtkę ze wzmocnionymi naramiennikami, długie rękawice z utwardzonej skóry, wysokie spodnie spinane kilkoma cienkimi paskami i najzwyklejsze buty powyżej kostki. Cały strój wydaje się nie dawać jakiejkolwiek szansy na ochronę przed ciosem i, chociaż można to uznać za wariactwo, o to w tym wszystkim chodzi: Rhenawedd po prostu ma nie dać się trafić i szykując się tak do bitki samej sobie o tym przypomina. Sama Red czuje się w swoich ciuchach pewniej niż zakuty w pełną zbroję rycerz, bo jak sama mówi: ,,Ja przynajmniej jestem w stanie dosięgnąć całymi dłońmi palców u stóp". Na plecach nosi swoją szablę, a ostrza przypięte do ud.
  Jako aguara Rhen posiada też drugą, zwierzęcą postać. Po przemianie staje się szczupłym lisem o nieco przydługich łapach. Rozpoznać ją można po charakterystycznym ciemnoczerwonym futrze i tych samych lodowato błękitnych oczach. Ma ciemniejsze łaty na pysku, pręgę biegnącą przez grzbiet, skarpetki aż po zgięcie łap, końcówki uszu i ogona. Nie posiada żadnych białych plam jak zwykle lisy, jest także od nich większa i na pewno silniejsza od wilka czy psa obronnego. Mimo wszystkich zalet lisiej skóry, Red woli przez większość czasu pozostawać pod ludzką postacią.
Zainteresowania: Chociaż Rhenawedd jest w połowie lisem, zainteresowania przejawia zgoła kocie. Często włóczy się po okolicy, łazi po dachach i nierzadko szuka zaczepki. I tak jak w przypadku kotów czasem jedynym sposobem, by ściągnąć ją z powrotem to albo przytargać własnoręcznie za kark, albo znaleźć jakąś przynętę. W jej wypadku takim smakowitym kąskiem, za który pokusi się porzucić słodkie lenistwo, jest jakaś ciekawa robota. Rhen po prostu najlepiej się czuje wykonując to co do niej należy. Trzeba stawiać jej jasno jakiś określony cel, a ona z wielką chęcią się do niego dobierze. Lepiej nie pozostawiać jej zbyt wiele wolnego czasu, bo dziewczyna jest aż niezdrowo ciekawska i już nie jeden raz z nudów podsłuchiwała poufne rozmowy pod postacią lisa. Ogółem zamiana w zwierzęcą formę również daje jej sporo rozrywki. Od czasu do czasu urządza sobie taki ,,lisi dzień", kiedy robi wszystko co zwykły lis: poluje na ptaki i drobne zwierzątka, zagryza kury, drażni psy, okrada winnice z owoców, po czym zadowolona robi w konia ścigających ją wieśniaków.
Charakter: Osobowość Red można opisać jednym zdaniem: ,,W tym szaleństwie jest metoda". Nietrudno zauważyć, że czerwona ma lekko nie po kolei w głowie. Jest nienaturalnie wesoła. Może nie byłoby to takie przeszkadzające, gdyby nie fakt, że okazuje swój szczęśliwy nastrój w formie nieschodzącego z twarzy demonicznego wyszczerzu i niepokojącego śmiechu. Dziewczyna wygląda jakby wiecznie coś knuła i nie budzi od razu cudzego zaufania. Pierwszą, fundamentalną zasadą jeśli przyjdzie ci z nią współpracować, jest ,,Nie daj jej prowadzić negocjacji" - jeśli Rhen przejmie pałeczkę, wszystko bez wątpienia skończy się bijatyką. Nie zwykła owijać w bawełnę ani bawić się w konwenanse, więc jeśli nos gościa, z którym właśnie rozmawia wyda jej się zbyt krzywy, od razu to oznajmi. Brakuje jej finezji i skupienia. Odwracanie jej uwagi wydaje się aż zbyt łatwe, podobnie z prowokacją. Gdy ktoś wyraźnie da Rhenawedd do zrozumienia, że chce walki, czerwona nie będzie się powstrzymywać - ktoś będzie musiał zrobić to za nią. Nie jest to równoznaczne z wyprowadzeniem jej z równowagi. Oj nie, Rhen nie zadaje pierwszego ciosu, bo jest wściekła, tylko po prostu to lubi. Ma pewne zapędy przywódcze. Nawet jeśli w ekipie wyznaczony jest lider, dziewczyna i tak od czasu do czasu jakby się zapomni i będzie próbowała kierować resztą. Co nie znaczy, że kieruje ich źle. Gdyby nie impulsywność byłaby pewnie świetnym strategiem i może nawet dostałaby wyższą pozycję. Dobrze radzi sobie z organizacją i planowaniem...chociaż jej plany z miejsca wydają się wręcz absurdalne i często nie dochodzą do skutku, bo większość decydowała się na ,,logiczniej wyglądające rozwiązanie". Tylko Red wydaje się widzieć w swoich zamiarach geniusz, który objawia się dopiero pod sam koniec realizacji. Tu niestety zawala brak zaufania reszty. Dziewczynę, choć tego nie pokazuje, boli fakt, że mało kto jej ufa. Dlatego gdy ktokolwiek okaże jej choćby odrobinę zaufania, z miejsca zyskuje oddaną przyjaciółkę. I niech ktoś choćby tknie bliską jej osobę, a przekona się jak bardzo uparte i niebezpieczne potrafią być aguary. Rhenawedd chociaż pozostaje przez większość czasu człowiekiem przejawia trochę zwierzęcej natury. Lubi na przykład krwiste jedzenie, a na widok kanarków, puchatych króliczków lub tłustych kur wbrew woli cieknie jej ślinka. Czerwonej nie brak odwagi, pytanie tylko, czy rozsądek i tym razem utrzyma ją w ryzach. Rhen balansuje na cienkiej granicy między bohaterstwem, a czystą głupotą i nierzadko potrzebna jest cudza interwencja, by przemówić jej do rozumu. Słucha rozkazów, nie tylko lidera klanu ale i każdego kto sobie zasłużył na jej szacunek. Wbrew wszelkim pozorom wie co to honor i poświęcenie. Dla dobra swojego klanu i królestwa jest gotowa zrobić wszystko.
Miasto rodzinne: Dorastała w okolicach Ariathe
Klan: Lwy z Castelii
Pozycja: Nowicjusz
Punkty pojedynku: 10
Profesja: Szermierz, Tancerz ostrzy
Broń: Dwa krzywo wycięte długie na łokieć ostrza i wykonana na zamówienie półtora ręczna szabla.
Umiejętności: Podstawową ze zdolności Rhenawedd i jedyną umiejętnością magiczną jakie posiada jest zamiana w lisa (a właściwie zamiana w człowieka, bo zwierzęca forma jest jej postacią naturalną). O ile aguary nie potrafią tego robić szybko i korzystają ze zmian dość rzadko, Red udało się doprowadzić to do perfekcji. Jest w stanie bez wysiłku w każdej chwili zmienić swoją postać. Robi to płynnie i szybko, diametralnie zmieniając przebieg walki. Pod postacią lisa jest zdecydowanie silniejsza niż wygląda, więc chcąc skończyć szybko pojedynek czasami po prostu bezpardonowo rzuca się przeciwnikowi do gardła. W zwierzęcej skórze jest także szybsza i potrafi skradać się niemal bezszelestnie. Ludzka forma, chociaż tego nie widać, odziedziczyła sporo z lisiej natury. Dziewczyna stawia kroki bardzo ostrożnie i lekko, ma czulszy węch i słuch oraz o wiele lepszą koordynację ruchową niż człowiek. Bez problemu się wspina i utrzymuje równowagę. W zdecydowanej większości korzysta z ostrzy niż szabli - trzymane w obu rękach stanowią dobrą gardę, a hartowana stal nie łamie się ani nie szczerbi pod wpływem ciosów. Dziewczyna doskonale też nimi rzuca. Dlatego właśnie nosi przy sobie jeszcze dłuższy oręż: nawet po straceniu obu broni nie jest bezbronna. Z szablą radzi sobie całkiem dobrze, chociaż nie mistrzowsko. Gdy jest już zupełnie bezbronna, przybiera postać lisa.
Towarzysz: Ostatni kanarek był naprawdę smaczny.
Wierzchowiec: Bardziej ufa swoim łapom.
Nick na howrse: RedRidingHood

środa, 6 lipca 2016

Od Revana - Owca wśród wilków

        - Poursuivant? - powtórzyła panna Rubkat, powoli, dla pewności.
  Revan skinął głową. Stojący obok Jin natomiast wykazywał zdecydowanie więcej zainteresowania trwającym zaledwie kilka kroków dalej balem. A było na co patrzeć - lady Ikramu dopilnowała by wszystko było zapięte na ostatni guzik. Przyjęcie nie odbywało się bezpośrednio w zamku, a w stojącej obok niego osobno wybudowanej sali balowej. Szaremu z zewnątrz przypominała katedrę, pozbawioną tylko dzwonnicy i innych wieżyczek. Od wewnątrz jednak nietrudno było dostrzec, że budynek służył do czczenia zgoła innych bóstw niż przywykł. Jedno wielkie prostokątne pomieszczenie o łukowatym sklepieniu posiadało jedno główne wejście od południowego zachodu i wyjście do ogrodów na drugim końcu, od strony morza. Po bokach znajdowały się jeszcze po dwie pary schodków i szklanych drzwi prowadzących na lekko podwyższone tarasy, stamtąd natomiast można było wymknąć się na obwodzącą wzdłuż ścian galeryjkę na piętrze. Parkiet ułożony z idealnie gładkich czerwonych płytek, na środku tworzył zielony wzór kwiatu o żółtym środku. Ściany również trzymały kanon jasnej, pastelowej żółci i łagodnej, nie bijącej w oczy zieleni. Wszystko oświetlało pięć sporych rozmiarów kryształowych kandelabrów. Przechodząc pod największym pośrodku Prześladowca mimo woli oczekiwał aż usłyszy trzask pękającego łańcucha, gotów w każdej chwili uskoczyć na bok. Ogółem całe to przedstawienie wywoływało w nim typowe zawodowemu mordercy instynkty obronne. Każdy przechodzący obok niego szlachcic wydawał się podejrzany, a koniec końców przecież tylko on sam nosił tu maskę. Nawet Jin zdjął kaptur, nie przejmując się niczym. Chyba staję się paranoikiem, pomyślał, gdy po raz kolejny złapał się na oglądaniu przez ramię kątem oka.
  - Nietypowe nazwisko - uniosła jedną brew. - Pewnie jesteś castelijczykiem?
  - Zgadza się - odpowiedział Re. - A to mój kuzyn, Jin Harmon.
  Złodziej pokłonił się teatralnie, wzbudzając u liderki Orłów lekki uśmiech.
  - To zaszczyt panią poznać - powiedział, na co Szary tylko przewrócił oczami. Za grosz taktu.
  - Aż takich względów nie oczekuję - Rubkat na szczęście potraktowała to raczej jako dowcip niż próbę urazy. - Dante w zupełności wystarczy.
  Szarego dalej zaskakiwało jak bardzo ci wszyscy obecni tu liderzy odbiegali od podawanych przez płochliwą ludność wzorców. Żadne z nich się nie puszyło, zabraniali się tytułować choćby samym ,,pani/pan" i rozmawiali z każdym równie swobodnie co ze starym znajomym. Jak zauważył Re, większość z nich nawet się specjalnie nie wystroiła. Stojąca przed nim Dante Rubkat, słynna już w Ikramie liderka Orłów, nie miała na sobie sukni, a proste spodnie i tunikę.
  - Więc co was przekonuje do dołączenia do Orłów? - zapytała pogodnie.
  - Mam słabość do Ikramu - Jin zdecydował się odpowiedzieć pierwszy. - Przyjeżdżałem do Mithiremu jako dziecko i polubiłem morze. A skoro do Lwów nadaję się jak inwalida do wojska...to pozostaje mi wierzyć, że w Orłach znajdzie się miejsce - uśmiechnął się wesoło.
  Dobra taktyka, pomyślał mile zaskoczony Revan. Może jednak coś z tego gówniarza tutaj wyrośnie.
  - Oczywiście, że się znajdzie - zapewniła go kobieta. - A jak było z tobą Revanie?
  No właśnie - nie odezwała się nazwiskiem, jak osoba władzy wyższej, tylko imieniem. Niesamowity przypadek jak na dotychczasowe doświadczenie Prześladowcy.
  - Cóż, cała historia zaczęła się względnie niedawno - zaczął, starając się ostrożnie dobierać słowa. - Trafiłem na dwie młode kobiety, z czego jedna z nich okazała się członkinią Orłów...
  - Chowlie, jak mniemam? - zgadła Dan z lekkim uśmieszkiem.
  - Zgadza się. Zaproponowała mi i swojej towarzyszce dołączenie do klanu. Tak więc znaleźliśmy jakieś wierzchowce i ruszyliśmy tutaj licząc, że jeszcze zdążymy dotrzeć do stolicy przed Świętem Tolerancji - opowiedział pokrótce. I w głębi duszy liczył, że nie będzie się musiał dzielić całą historią. A przynajmniej nie z liderką klanu.
  - To musiała być wyjątkowo ciekawa podróż... - wysunęła domysł jasnowłosa. - No, w każdym razie witam wśród Orłów. Pozwolicie, że formalności - wypowiedziała to słowo z udawanym trudem - dopełnimy jutro?
  Jiantou wyszczerzył się doskonale rozumiejąc co Rubkat ma na myśli.
  - Ależ oczywiście! - zasalutował. - Miłego wieczoru!
  Dante również życzyła im miłej zabawy i oddaliła się spokojnym krokiem. Nie trwało zbyt długo zanim napadła ją jakaś grupka z arystokracji. Re przekazał jej w duchu wyrazy współczucia i zaczął rozglądać się za jakimś zajęciem. Wtedy jednak kątem oka dostrzegł wymykającego się Jina. Chwycił kuzyna pod ramię.
  - Hej, hej, a ty gdzie? - rzucił. - Zostawiasz mnie tu na pastwę losu? No wiesz co? Własną rodzinę? - ton jego głosu jednak wyraźnie wskazywał na lekką przesadę.
  - Przecież świetnie sobie radzisz - zaoponował Lis ze zbójeckim uśmiechem. - Jeszcze chwilę tak postój jakbyś miał kij w dupie i szlachta weźmie cię za swojego.
  Szary wymierzył chłopakowi z otwartej dłoni w tył głowy, ale łucznik wyślizgnął się w ostatniej chwili i rozpłynął w tłumie. Revan pokręcił głową z niedowierzaniem, jednak pod bandaną na twarzy malował mu się nieznaczny uśmiech. Nic się nie zmienił. Ani nie dorósł, ani nie spoważniał. Zupełnie jakby cała ta reputacja szkoły, którą zniósł przez kilka lat była tylko czczą gadaniną. Trzeba go będzie o to później wypytać.
  A tymczasem trzeba było jakoś na powrót stać się niewidzialnym. Normalnie Re nie miał z tym najmniejszych problemów, jednakże tutaj wyróżniał się aż zbytnio. Wśród kolorowych sukni i surdutów, szarobrązowy kaftan raził w oczy, chociaż zadanie przewidziano mu zgoła odwrotne. Jak na złość przez wzrost, do tej pory w niczym nie wadzący, teraz wydawał się przypominać jodłę wśród świerków. Zupełnie jakby specjalnie zaproszono tylko niższych od niego. Słowem, wbrew stwierdzeniu Jina udawanie jednego z członków arystokracji było niewykonalne.
  Na całe szczęście - lub nieszczęście - blisko jednego z wyjść na taras złapała go osoba, której spodziewał się tu najmniej: Thalia.
  - Co tak nerwowo? - parsknęła śmiechem piratka. - Nikt cię tu nie napadnie.
  Rzeczywiście, Szary czując na ramieniu czyjąś dłoń z miejsca spiął się w sobie, wbrew woli sięgając do pasa po broń. Dopiero po chwili przypomniał sobie, że przez wzgląd na grzeczność i ogólną ideę Święta Tolerancji zostawił ją pod pewną ręką dozorcy. Nie wypadało przychodzić z przypiętym do pasa hakiem na przyjęcie czczące zgodę między rasami i królestwami. Westchnął z teatralną boleścią.
  - Na sali jest dobre trzy setki osób, ludzi, elfów, krasnoludów, a nawet khajiitów i reptilian. A ja trafiam akurat na pirata - powiedział złośliwie.
  Dziewczyna tylko wyszczerzyła się jeszcze bardziej, wyraźnie zadowolona z psucia mu humoru.
  - Oj weź odpuść, Re - przewróciła oczami. - Ja tu przychodzę się pointegrować, a ty z zębami. Nie wstyd ci?
  - Nie - odparł. - Własny kuzyn porzucił mnie na pastwę losu, czuję się w tym zbiegowisku jak owca wśród wilków, a teraz jeszcze ty postanawiasz i tym razem nie odpuścić. Jeszcze tylko Chow tutaj brakuje...- nagle ucichł zdając sobie sprawę z istotnego faktu. - Gdzie ona właściwie jest?
  Thalia też jakby dopiero teraz zauważyła brak hałaśliwej kurierki. Rozejrzała się wokół, jakby liczyła, że zaraz ją gdzieś zauważy. Oczywiście nic takiego nie miało miejsca. Wydęła wargi unosząc bezradnie ręce.
  - Na mnie nie patrz. W rękawie jej nie schowałam - odparła.
  - W takim razie lepiej się mieć na baczności - powiedział połowicznie do siebie Revan.
  - Myślisz, że planuje wysadzić zamek? - wyszeptała konspiracyjnie Szkwał, robiąc przy tym śmiertelnie poważną minę. Po chwili jednak wybuchła śmiechem.
  Szary pokręcił powoli głową.
  - Jesteście obie nienormalne - stwierdził w słowach to, co on i zapewne także większa część świata wiedzieli już od bardzo dawna.

Thalia? Blue, wdrażamy plan? >:)

A tak wg kochani, to zaczęliśmy bal! Wybaczcie mi moje lenistwo :< Mam nadzieję, że jakoś to wszystko ruszymy wspólnymi siłami :3