piątek, 23 września 2016

Od Revana (CD Thalii) - Nie rzucać się w oczy?

        Mężczyzna podążył za wzrokiem piratki w stronę morza falujących barw. Tłumy pomniejszych lordów i szczupłych dam mieniły się najróżniejszymi kolorami, wśród których dominująca była zieleń, żółty, czasem nieco czerwieni i gdzieniegdzie pomiędzy tym przebijał się jakiś błękit czy fiolet, ale najwidoczniej w tym roku nie szczyciły się wielkim popytem. Wszystko to okraszone kontrastującą biżuterią i złotymi haftami, które błyszcząc w świetle kandelabrów nadawały wszystkiemu ciepły odcień. I pomyśleć, że Revan był w stanie powiedzieć słowo ,,ciepły" o bandzie snobistycznej arystokracji, z którą normalnie zwykł rozprawiać się w bocznych alejkach, z dala od przypadkowej widowni...Doprawdy, to święto naprawdę padło mu na mózg.
  Tym razem ukryta filozofia w wypowiedzi Thalii już go nie ruszyła. Nie umiał dokładnie stwierdzić, dlaczego, skoro jeszcze przed momentem stanowczo odradzał jej bawić się w myśliciela. Cóż, może właśnie przez fakt, że tym razem już się nie bawiła? Mężczyzna potrafił odróżnić ,,udawanie filozofa" od faktycznego, głębszego zastanowienia. Prawda jest taka, że nie da się wydusić z siebie takowych przemyśleń. Nie kontempluje się czegoś na siłę. Prawdziwa mądrość rodzi się z przypadku - z zachodu słońca, mieniącego rozbłyskami światła morza, wirujących w powietrzu płatków śniegu. Te małe cuda, dla każdego wydające się czymś najzwyklejszym w świecie, dla ludzi pokroju Re (czy, jak widać, także Thalii) stanowiły pierwszy krok do rozmyślań. Nie zastanawiali się jednak dokładnie nad tym, co właśnie obserwowali, bo kontemplowanie nad samą istotą spadającej z nieba zamarzniętej wody to idiotyzm. To nie woda była fascynująca. Piękny widok był jedynie drgnięciem popychającym nasz umysł w, z pozoru, niczym nie podobną do niego myśl. Z myśli rodziła się metafora, z metafory mądrość, która, zapisana, zdolna była przetrwać wieki. Jakże smutnym był fakt, jak wiele na świecie padało niesłyszalnych przez nikogo złotych myśli. Chłop pracujący w polu i student wyższej uczelni mogli stać na tym samym poziomie pod względem filozofii, ale koniec końców tylko ten drugi zyskiwał wielbicieli, bo pierwszy nie widział sensu w dzieleniu się swoimi rozmyślaniami. Miał na głowie cały dom i rodzinę, na cholerę komu zapisywać jakieś przypadkowe zdanie, które wpadło mu do głowy podczas wpatrywania się w łany zboża?
  I wśród piratów najwyraźniej zdarzały się podobne niewykorzystane potencjały. Gdyby Thalia wychowała się na bogatym dworze, mogłaby teraz stać gdzieś na uboczu otoczona grupką podobnych jej młodych, pełnych entuzjazmu następców wielkich możnych i wymieniać się z nimi swoimi przemyśleniami. Albo i nie, przeszło nagle Revanowi przez myśl. W końcu to życie kształtuje charakter. Gdyby Szkwał przeżyła je inaczej niż na pirackiej łajbie, byłaby dzisiaj przecież zupełnie inną z charakteru osobą. Miałaby na głowie inne sprawy niż książki. A tak - może z nudów, trudno powiedzieć co ją ku temu skłoniło - sięgnęła raz na okręcie po któryś tomik, po czym chcąc jeszcze bardziej nagiąć drażniące stereotypy, złamać wszelkie zasady, rozwinęła swój umysł w tym kierunku. Doprawdy niesamowite, jak bardzo odmienny los mógł spotkać każdego z osobna, gdyby tylko zmienić jedną rzecz w swojej przeszłości.
  Chociaż wolał tego na głos nie mówić, Szarego w głębi duszy cieszył fakt, że życie Thalii potoczyło się akurat tak, a nie inaczej. Świat potrzebuje i filozofów, i szaleńców.
  - Teraz jeszcze cię naszło na tańce? - uniósł jedną brew. - Doprawdy, w ogóle cię dzisiaj nie poznaję.
  Z twarzy Thalii zniknął wyraz zamyślenia, oddając pola już bardziej szkwałowemu, zbójeckiemu uśmiechowi.
  - Wątpisz w moje zdolności taneczne? - rzuciła piratka.
  - Wątpię w ich istnienie. Szant w to nie wliczaj, bo do tego tańczyć umie każdy.
  - Ta zniewaga krwi wymaga! - kobieta uniosła teatralnie głos. - Mam niby wierzyć, że sam jesteś mistrzem parkietu?
  - Mistrzem nie - przyznał Revan. - Ale jestem pewien, że lepiej się na tym znam niż ty.
  - Czyżby? - Sargent podparła się pod boki. Po chwili zacytowała: - Do tańca grają nam armaty, stali szczęk, śmierć kosi niby łan...
  -...lecz my nie wiemy co to lęk - w stalowoszarych oczach błysnęła wesołość. - Chciałaś mnie zmylić recytatorskim tonem?
  - Liczyłam, że brak muzyki utrudni to bardziej - Thalia zmrużyła oczy, lekko niezadowolona. - Wiersze jeszcze zrozumiem, ale szanty? Ten świat doprawdy schodzi na psy, skoro byle szczur lądowy może się poszczycić znajomością pieśni żeglarskich...
  - Żeglarskich? Na lądzie też to śpiewamy - mężczyzna założył ręce na piersi z udawanie urażonym tonem. - A zanim powstała melodia, musiał istnieć tekst.
  Szkwał zmierzyła Prześladowcę wzrokiem, jakby patrzyła na przeciwnika, szukając słabego punktu. Koniec końców jednak wrócili do nieskończonego tematu znajomości poezji. I chociaż żadne z nich nie wypowiedziało ani słowa, w tym spojrzeniu, postawie, ukryty był jeden, konkretny komunikat, który oboje doskonale zrozumieli...
  No to wojna.
  Pierwszy krok tym razem wykonał Szary:
  - Przejrzałem niskie ludzkości obszary Z różnych jej mniemań i barwą, i szumem: Wielkie i mętne, gdym patrzył rozumem...
  - Małe i jasne przed oczyma wiary - podłapała Thalia. - I was dostrzegłem o dumni badacze, Gdy wami burza jak śmieciem pomiata...
  - Zamknięci w sobie jak konchy ślimacze, Chcieliście, mali, obejrzeć krąg świata - drugą połowę Szary specjalnie zaakcentował.
  Jego przeciwniczka zmrużyła oczy wypowiadając niewerbalnie to, co miała ochotę mu teraz wytknąć. Mimo to kontynuowała:
  - Konieczność - rzekli - wedle ślepej woli Panuje światu jako księżyc morzu.
  - A drudzy rzekli: Przypadek swawoli W ludziach, jak wiatry w nadziemskim przestworzu.
  - Jest Pan, co objął oceanu fale... - urwała na chwilę, po czym dokończyła z uśmiechem: - I ziemię wiecznia kazał mu zamącać.
  - Ale granicę wykował na skale, O którą wiecznie będzie się roztrącać - ton głosu Revana przybrał lekko na wesołości. Pojedynek już na dobre zaczął przypominać dyskusję.
  Sargent uśmiechnęła się drapieżnie, zakładając ręce na piersi.
  - A więc to tak się chcesz bawić? - powiedziała zaczepnie. Zaczęła powoli iść po okręgu. Mężczyzna ruszył w przeciwną stronę. Cały widok przywodził na myśl szykujące się do walki dzikie koty. Szkwał szukała chwilę odpowiedniego utworu w pamięci, aż w końcu zaczęła drugą rundę: - Żyłem z wami, cierpiałem z wami, Nigdy mi, kto szlachetny, nie był obojętny...
  - Dziś was rzucam i dalej idę w cień - z duchami - A jak gdyby tu szczęście było - idę smętny - jak można się było spodziewać, Szary podjął wyzwanie. Więcej - zamierzał je wygrać. - Nie zostawiłem tutaj żadnego dziedzica Ani dla mojej lutni, ani dla imienia; Imię moje przeszło jako błyskawica I będzie jak dźwięk pusty trwać przez pokolenia.
  - Lecz wy, coście mnie znali, w podaniach przekażcie, Żem dla ojczyzny sterał moje lata młode; A póki okręt walczył - siedziałem na maszcie, A gdy tonął - z okrętem poszedłem pod wodę...
  - Niech przyjaciele moi w nocy się zgromadzą I biedne serce moje spalą w aloesie, I tej, która mi dała to serce, oddadzą - Tak się matkom wypłaca świat, gdy proch odniesie...
  Żadne z nich chyba nie zdawało sobie sprawy jak bardzo niedorzecznie musieli wyglądać. Dwoje obszarpańców, wyglądających jakby dostali się na bal bez zaproszenia przez uchylone okno, chodziło po tarasie żywo i coraz głośniej recytując. Gdyby byli kimś innym może miałoby to w sobie więcej sensu, w końcu pewnie nie byli pierwszymi urządzającymi sobie wieczorek poetycki na tego typu balu. Jednakże jeśli już ktoś spodziewałby się pojedynku dwóch miłośników literatury pięknej, zdecydowanie obstawiałby, że jego uczestnikami będą raczej wielcy lordowie-myśliciele. Gdyby jednak tak było, nie zgromadziliby wokół siebie żadnej publiczności - ot, znowu jakieś ważniaki próbują zrobić z konkurenta idiotę, nic nadzwyczajnego.
  Może to więc właśnie ten zaskakujący kontrast między charakterem pojedynku a jego uczestnikami zaczął zbierać zainteresowanie. Jakaś przechodząca, wyraźnie znudzona wywodami męża kobieta usłyszała fragmenty znanego jej poematu, umykające przez otwarte drzwi. Obróciła się zaintrygowana i szarpnęła męża za rękaw. Oboje zaciekawieni podchodzą i słuchają. Podobnie jakaś inna para, i jeszcze inna, aż w końcu tłumek zaczyna być bardziej widoczny i coraz więcej ciekawskich chce się dowiedzieć co też tu zgromadziło tylu ludzi.
  Zgromadzenie widzieli wszyscy. Wszyscy, poza Thalią i Revanem, kontynuującymi swój jakże istotny pojedynek.
  - Lecz zaklinam - niech żywi nie tracą nadziei - perorował Szary. - I przed narodem niosą oświaty kaganiec; A kiedy trzeba, na śmierć idą po kolei, Jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec! Co do mnie - ja zostawiam maleńką tu drużbę Tych, co mogli pokochać serce moje dumne...
  - Znać, że srogą spełniłem, twardą bożą służbę I zgodziłem się tu mieć - niepłakaną trumnę - odpowiedziała Szkwał. - Kto drugi tak bez świata oklasków się zgodzi Iść... taką obojętność, jak ja, mieć dla świata? Być sternikiem duchami napełnionéj łodzi, I tak cicho odlecieć, jak duch, gdy odlata?
  - Jednak zostanie po mnie ta siła fatalna, Co mi żywemu na nic... tylko czoło zdobi - Prześladowca zatrzymał się, stając oko w oko z przeciwniczką. Thalia, mimo, że niższa, bez oporu patrzyła mu dumnie prosto w stalowe ślepia i z równie wielką dumą przejęła zakończenie wiersza:
  - Lecz po śmierci was będzie gniotła niewidzialna, Aż was, zjadacze chleba - w aniołów przerobi.
  Po ostatnim słowie nastała chwila ciszy. Szybko przerwała ją jednak burza oklasków. Morderca i pirat spojrzeli zaskoczeni w stronę wejścia na salę, dopiero teraz dostrzegając zgromadzoną publiczność. Popatrzyli po sobie, po czym, jakby umówionym sygnałem, równocześnie wzruszyli ramionami i pokłonili się nisko, niczym odbicia w lustrze.
  - To chyba tyle jeśli chodzi o ,,nie rzucanie się w oczy"... - rzucił cicho Revan.
  Thalii jedynie zadrżały ramiona od stłumionego śmiechu.


I jak Blue? Dokonało się XD Trochę się usiedziałam, ale chyba wyszło :>

poniedziałek, 19 września 2016

Od Thalii (CD Revana) - Od szaleństwa, do szaleństwa!

        Kąciki ust piratki uniosły się znacznie, w mgnieniu oka układając się w zbójecki uśmiech. Mściwy grymas zadowolonego z siebie chochlika, który, chociaż z pewnością, zdążył już znaleźć niejednego adresata, wciąż potrafił wzbudzać wśród odbiorców mieszane, choć bez wątpienia niezbyt pozytywne uczucia. Jednak czemuż tu się dziwić? Bo chociaż w tym umownym, ustalonym przez nie wiadomo kogo geście, zwykliśmy utożsamiać uśmiech ze szczerą radością, podzięką, wdzięcznością i sympatią, należy pamiętać, że wśród licznych gatunków zwierząt, takowe, jednoznaczne wykrzywianie warg nie zwiastuje niczego dobrego. A piraci, oraz ich dalsi krewni- złodzieje i pomniejsze złodziejaszki, mordercy, Ci mniej lub bardziej obeznani w dyskrecji swego fachu, przemytnicy, porywacze, oraz prości rabusie, których dość niejasna rola w społeczeństwie polega na niesieniu popłochu i zakłócaniu naturalnego porządku dnia codziennego- oni wszyscy bez wątpienia zajmują czołowe miejsce we wspomnianej wcześniej przeze mnie grupie drapieżców.
  Uśmiechający się pirat z pewnością nie zwiastował szczęścia, ani pomyślności. Zwłaszcza, jak to w niejednym porcie mawiają żeglarze (przede wszystkim Ci, którzy nie zdążyli jeszcze zajrzeć do kufla), jeśli owym morskim złoczyńcą jest kobieta. I chociaż dziwny stosunek marynarzy do przedstawicielek płci pięknej nie zawsze był rozumiany przez resztę społeczeństwa, ten jeden, jedyny raz portowe dziwolągi mogły mieć rację.
  - Czy ja wiem..?- piratka odezwała się, teatralnie przeciągając końcówki sylab. Szary z udawanym zrezygnowaniem przyłożył palce prawej ręki do twarzy, jednoznacznie pokazując, co sądzi o ludziach pokroju Thalii, podejmujących jakąkolwiek próbę polemiki. Szkwał z kolei doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak wielu ludzi wolałoby trafić w ręce nadwornego kata i dobrowolnie poddać się torturom, niż słuchać pirackich mądrości, starając się wyłapać wśród zdań ukryty sens. - Nienormalność jest pojęciem względnym. Nazwanie kogoś szaleńcem jest subiektywną i często niesprawiedliwą opinią pojedynczej osoby, a poza tym…- ostatnie słowa wymówiła „pooozaaa tyyyym”.- Co jeśli to świat jest dziwny, a my jedynie próbujemy za nim nadążyć? Jak to mawiają, od szaleństwa, do szaleństwa - takie jest życie!- dziewczyna bezlitośnie kontynuowała swój monolog, z rozbawieniem obserwując Prześladowcę, któremu za pewne nie pierwszy i nie ostatni raz przyszło się zastanawiać, dlaczego los podrzucił mu tak ekscentrycznych towarzyszy.- „Kto żyje bez szaleństwa, mniej jest rozsądny, niż mniema”. To chyba ty jesteś tu od cytowania, prawda?
  To odciągnęło uwagę Szarego od własnych myśli, wśród których niewykluczanie mogły znajdować się plany jak najszybszej ucieczki z balu, na co niewątpliwie miał ochotę już od pierwszej chwili, kiedy tylko przekroczył próg bogato wystrojonej sali.
  Owszem, już pierwszego dnia wędrówki żadne z nich nie omieszkało się popisać znajomością poezji, jednak o ile w przypadku Prześladowcy można było mówić o faktycznym zainteresowaniu literaturą, tak w przypadku piratki znajomość kilku wersów jednego wiersza, do tej pory mogła uchodzić za zwykły przypadek. Jednak znajomość kolejnych tekstów pisanych wydawała się co najmniej niepokojąca.
  Ciężko powiedzieć, czy to duma, czy też naruszenie przez Thalię pewnego porządku rzeczy, jasno dającego do zrozumienia, że piractwo i poezja nie powinny iść w parze, zmusiły Revana, by dał się wciągnąć w rozmowę. Z drugiej strony, co morderca z hakiem w jednej ręce i książką w drugiej miał wiedzieć o przestrzeganiu porządku rzeczy?
  - „Czujemy się bezpieczniejsi z szaleńcem, który mówi, niż z takim, który nie potrafi otworzyć ust.”- mężczyzna odpowiedział po chwili wahania, najwyraźniej nie zdając sobie sprawy z tego, w co właśnie został wciągnięty.
  - Ładnie, ładnie.- skwitowała Sargent, potwierdzając swoje słowa pojedynczym klaśnięciem dłońmi.
  Dziewczyna skrzyżowała ramiona na piersiach, przy okazji opierając się o poręcz tarasu, na którym oboje się znajdowali. Miejsce było na tyle oddalone od tłoczącej się na sali arystokracji, a jednocześnie wciąż stanowiło część budynku, w którym odbywał się bal. Wydawało się wręcz idealne dla osób, które wyjątkowo nie chciały znaleźć się dzisiaj na przyjęciu, jednak za sprawą sił wyższych, musiały brać udział w Święcie Tolerancji.
  Mimo wszystko, wśród wachlarza najprzeróżniejszych ras, dziwactw i osobowości, to morderca i pirat, pojedynkujący się na wiersze sprawiali wrażenie tych odstających od społeczeństwa.
  - Ale trochę prosto…- dodała, w zamyśleniu przygryzając wargę. Jakby faktycznie zastanawiała się nad tym, czy istnieją ciekawsze wiersze dotyczące szaleństwa. Najlepiej takie, których istnienie umknęłoby Prześladowcy.
  Szkwał uśmiechnęła się szeroko, kiedy pierwsze słowa tekstu ukazały się przed jej oczami, niczym grupa aktorów, wychodząca na scenę po odsłonięciu czerwonej kurtyny.
  - A co powiesz na to?- zawołała zaczepnie, wskakując na poręcz tarasu. Rozstawiła szeroko ręce, stawiając pierwsze kroki i balansując na balustradzie.- „Nie mów mi, żem szalona! Chcę byś ty oszalał! Całą duszą wybiegam co dzień na rozstaje…”
  - „… Płomień w oku niosąc, co jak upiór wstaje. By się własną pożogą i obłędem spalał”- Revan z niemałą satysfakcją dokończył fragment wiersza, sprawiając przy tym, że uśmiech, tańczący na wargach piratki zgasł odrobinę. Jednak nie na długo.
  - „I idę czekająca, że mi się wydaje…”- Sargent przerwała w połowie zdania, zeskakując z poręczy. Podeszła w stronę zamaskowanego mężczyzny, oskarżycielsko wskazując nań palcem.- Wiesz, co mnie w tym wszystkim intryguje? Że ktoś taki, jak ty, zna się na wierszach.
  - Z ust mi to wyjęłaś.- Prześladowca rzucił kąśliwie.
  Piratka z łatwością połknęła haczyk. Co jak co, ale w niektórych kwestiach nie miała najmniejszego zamiaru pozostawać dłużna.
  - Powiedz Re, zamordowałeś jakiegoś poetę w zaułku i ukradłeś jego notatki?- Przerwała na chwilę, zupełnie, jakby naprawdę zaczęła się zastanawiać nad prawdopodobieństwem wysnutej teorii.- Bawisz się w hienę cmentarną?- Thalia posłała Szaremu jeden z najpaskudniejszych uśmiechów, na jaki potrafiła się zdobyć. Niestety, wbrew jej oczekiwaniom, Prześladowca mimo zaczepki sprawiał wrażenie spokojnego i opanowanego, jak zwykle.
  - Nic z tych rzeczy. Mnie z kolei zastanawia, jakim sposobem księga dostała się w pirackie ręce… Czy podczas napadu nie pomyliliście zbrojowni z zakonem?
  - Nie wszystkie pogłoski na temat głupoty piratów są prawdziwe.- odparła Thalia z udawanym oburzeniem, przyglądając się zamaskowanemu mężczyźnie spod przymrużonych powiek.- A skoro musisz wiedzieć, dawno temu pewien mężczyzna obiecał nam całkiem ładny, pełny kufer, za sprowadzenie kilku ksiąg…
  - Poważnie?- zarówno ton głosu, jak i postawa Prześladowcy jasno dawały do zrozumienia, że nie tylko nie jest pewien, co do szczerości słów piratki, ale także powodu, dla którego Sargent zdecydowała się o tym opowiedzieć. Z drugiej strony, znając porywczość brunetki, wcale nie musiała mieć konkretnych powodów, by opowiadać tego typu historie.- Jak bardzo bezmyślnym trzeba być, by zlecać…
  - Bezmyślny?- Szkwał uniosła brwi, raczej w geście dziwnego rozbawienia, niż niedowierzania, kiedy tylko przypomniała sobie co spotkało ich potem. Zarówno załogę, jak i nieszczęsnego pracodawcę.- A żebyś wiedział, skończony kretyn! Po wszystkim chciał nas jeszcze wykiwać, sukinsyn jeden, nie płacąc ani złamanego grosza!- kobieta parsknęła śmiechem.- Żebyś widział, jak się z tym ścierwem rozprawiliśmy!
  Chociaż bandanka zasłaniała część twarzy mężczyzny, znacznie utrudniając rozszyfrowanie kotłujących się w nim emocji, nie trudno było zgadnąć, że Szary nie miał zbyt wielkiej ochoty dowiedzieć się, jak załoga uporała się z irytującym problemem. Owszem, Prześladowca obeznany był w uniwersalnym języku przemocy, jak mało kto, jednak z całą pewnością nie tylko nie podzielał, ale nawet nie starał się zrozumieć dumy i niezdrowego entuzjazmu piratki, który tylko potwierdzał jego wcześniejsze słowa.
  Może Sargent na swój sposób była nienormalna, jednak nie sposób jest nienawidzić szaleńca. Podobnie, jak nie sposób być złym na nieożywiony przedmiot, o który uderzyłeś się łokciem.
  - I pomyśleć, że próbowałaś zaprzeczyć, kiedy nazwałem Ciebie i Chow nienormalnymi…- powiedział Revan, choć słowa zdawał się kierować bardziej do siebie, niż do piratki.
  - Oh, ależ nic z tych rzeczy!- Sargent machnęła energicznie ręką, jakby chciała odgonić od siebie wyjątkowo złośliwą muchę.- Niczemu nie zaprzeczam! Choć z drugiej strony…- dodała, uśmiechając się konspiracyjnie.- Ludzie szaleni zwykle nie mają pojęcia o tym, że są szaleńcami. A skoro ja wiem, że jestem szalona, czy oznacza to, że w takim razie nie jestem szaleńcem?
  Prześladowca zaśmiał się krótko, kręcąc głową z niedowierzaniem. Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy był bardziej rozbawiony, czy wykończony słuchaniem mądrości i przemyśleń kompanki. Bez wątpienia uprawianie, albo chociażby najmniejsze próby uprawiania filozofii przez piratów powinny być surowo zabronione.
  - Właśnie złamałaś dwie zasady, dotyczące piractwa.- zauważył Poursuivant i chociaż nikt nie był w stanie tego dostrzec, mężczyzna uśmiechnął się ironicznie pod bandanką.- Brak znajomości poezji i zakaz uprawiania filozofii…
  - Zdaje się, Panie Szary, że zapomniałeś o trzeciej, najważniejszej zasadzie.- Thalia wtrąciła się w pół słowa, jak to miała w zwyczaju.- Piraci łamią zasady.- odpowiedziała na pytające spojrzenie Szarego, szczerząc się z zadowolenia.
  Przez drzwi prowadzące na taras, które obecnie zostawiono otwarte na oścież, Sargent dostrzegła salę, na której odbywało się faktyczne przyjęcie z okazji Święta Tolerancji. Skupisko przeróżnych barw, odcieni i kolorów zdawało się zlewać w jedną, roztańczoną plamę, kiedy coraz to bogatsze suknie dam wirowały zaledwie kilka centymetrów nad parkietem. Dopiero wśród głuchej ciszy, brunetce udało się wychwycić pojedyncze dźwięki, a później nawet i spójną melodię, która przez otwarte drzwi ulatywała z sali, mknąc przed siebie w dal. Kontrast między wirującą gamą kolorów, a niebem (które, ze względu na późną porę, powoli przybierało odcienie czerni, ciemnego granatu, oraz indygo) aż za bardzo rzucał się w oczy. Dopiero teraz przypomniała sobie po co zdecydowała się przyjść na przyjęcie, choć szczerze wątpiła, by wśród tłumu udało jej się znaleźć Liderkę Orłów, a było to zadanie, którego z pewnością nie powierzyłaby Dexter’owi. Sargent była niemalże pewna, że przy podobnej liczbie gości, dostanie się do Rubkat może okazać się trudniejszym zadaniem, niż dołączenie do Klanu. Oczami wyobraźni bez problemu była w stanie ujrzeć Liderkę, otoczoną przez grupę arystokratów. Prawie jej współczuła.
  - Wiesz co? Ktoś mi kiedyś powiedział, że czasem dochodzimy do momentu, w którym robi się tak źle, że można uczynić tylko jedno z dwojga - śmiać się albo oszaleć.- zaczęła piratka, przypatrując się grupie arystokratów, z wyraźnym zdegustowaniem na twarzy.- Najwyraźniej dzisiejszego wieczoru trzecią możliwością jest taniec.

Revan? Wcale nie spóźnione to opko i w ogóle… taki ninjapush, o! Resztę naszej małej bitwy zostawiam już Tobie… i w końcu nie posłużyłam się żadnym z wybranych poetów XD
W ogóle, wybacz mi stan tego wszystkiego, ale póki co, na nic więcej mnie nie stać