poniedziałek, 19 stycznia 2015

Od Ethana

  Tłok Castelii był nie do zniesienia. Rozumiem - stolica, wielki ośrodek handlowy, no ale cholera jasna, udusić się można. Jeszcze gdybym mógł jechać na Wyrwiju, to może miałbym jakieś szanse "przeżycia" w tym tłumie. Niestety strażnicy z miejsca dali mi naganę za jazdę po mieście i biedak musiał zostać w stajni z innymi końmi. Pieprzone reguły. Dlaczego niby tylko strażnicy mogą sobie pozwolić na wygodę patrzenia z siodła na wszystkich?!
  W końcu przebrnąłem przez dolny pierścień miasta. Przy bramie stali strażnicy, ale po pokazaniu przepustki od lorda Knowhere nawet okiem nie mrugnęli. Wyższe pierścienie miasta są dozwolone głównie wysoko urodzonym, tylko dolny grozi powolnym, agonicznym uduszeniem. Zdjąłem z głowy kaptur i zsunąłem z podbródka chustę. Świetnie. Teraz zamiast tłoku będę musiał znosić spojrzenia pełne pogardy i wywyższenia. Dla pewności poprawiłem pas kołczanu abym mógł łatwiej dosięgnąć strzały. Jestem posłańcem i muszę się pilnować. Nigdy nie wiadomo, która z tych żmij w dworskich strojach przysunie ci nóż do gardła.
  Szedłem brukowanym chodnikiem wzdłuż blanków muru wewnętrznego. Był stąd piękny widok na jezioro Królewskie. Gdyby był to pierwszy taki widok w moim życiu to może nawet bym się zatrzymał i poprzyglądał. Ale mając za sobą niejedną wyprawę do Cleveland wyżej ceniłem tamtejszy krajobraz. Jezioro Królewskie nijak się ma do Lazuli, którego krystalicznie czysta woda ukazuje pokryte perłami i kryształami dno, niedostępne nikomu. Krasnoludy pewnie znalazłyby sposób na wydobycie tych skarbów, ale ich rasa wyżej oceniła piękno naturalnego kunsztu niż wartość w złocie. Zostawili więc dno Lazuli takim, jakie było od wielu wieków.
  Gdy dotarłem do głównego pałacu zauważyłem spacerującego po włościach Astona Sorena, przyszłego lorda. Oczywiście musiał mnie zauważyć. Skłoniłem głowę w geście szacunku, co było ironicznie biorąc pod uwagę, że jest ode mnie młodszy o prawie pięć lat.
  - Ty w jakiej sprawie? - spytał niedbale.
  - Poselstwo do twojego ojca - dla dowodu wyciągnąłem list.
  - Świetnie, przekażę mu.
  Chłopak sięgnął po wiadomość, ale cofnąłem rękę.
  - Wolę sam mu ją przekazać - powiedziałem stanowczo dając wyraźny sygnał, że nie podlegam jego rozkazom dopóki nie zostanie lordem.
  Aston zmierzył mnie wzrokiem po czym zaprosił gestem na wejście do pałacu. Do sali tronowej trafiłem sam. Tron był oczywiście pusty, bo Saval zajęty był czymś ciekawszym niż wygniatanie dupska. Stał przy stoliku z papierami w rogu sali i rozmawiał z jakąś kobietą. Szczerze to na pierwszy rzut oka wziąłem ją za elfa: długie blond włosy niespięte żadną opaską, łuk przewieszony przez plecy, figura akrobaty. Szybko rzuciłem okiem na uszy. Nie były spiczaste. Czyli jednak była człowiekiem.
  - Ethan! Miło cię widzieć! - przywitał się lord Soren i czekał aż odpowiem porzucając dworskie maniery nakazujące poddanym pierwsze się skłonić, a później mówić.
  - Mam poselstwo z Knowhere - odpowiedziałem.
  - Świetnie! Na Ibn'Lshada zawsze można liczyć.
  Podałem lordowi wiadomość. Soren przełamał pieczęć i zacząć czytać wiadomość. Gdy skończył uśmiechnął się promiennie.
  - Doskonale - powiedział, po czym spojrzał na mnie. - Czyli zostałeś wybrany na lidera klanu z Knowhere. Nie dziwię się Thadiemu. W końcu znacie od tak dawna...
  Dziewczyna odchrząknęła przypominając lordowi o jej obecności.
  - No tak, gapa ze mnie. Ethan, poznaj Julie, liderkę klanu Castelii. Wybaczcie, ale muszę pilnie załatwić jedną sprawę - rzucił szybko i wyszedł przez boczne drzwi.
  Zostaliśmy w sali sami.
  - Pierwszy raz widzę żeby się tak czymś zaaferował - mruknąłem bardziej do siebie niż do dziewczyny. Chwilę później zwróciłem się do niej: - Kiedy cię zwerbował?

Julie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz