wtorek, 26 kwietnia 2016

Od Vanessy (CD Lorkina i Dante) - Idziemy na bal

        Wzrok Ness był rozbiegany między liderem Borsuków, a rudowłosą krasnoludzicą. Dwójka wymieniała złośliwości tak zajadle, że wydali się zapomnieć o reszcie świata. Dziewczyna założyła ręce na piersi z lekka zirytowana. Ombre usiadł na ziemi. Z jego pyska dobyła się psia imitacja westchnięcia.
  - Jak banda szczeniąt - powiedział niesłyszalnie. Van skrzywiła się w uśmiechu, ale szybko zakryła usta dłonią. Liderce Słowików nie wypadało śmiać się w głos z ,,kolegów po fachu".
  - Obstawiam, że szybko nie skończą? - dziewczyna drgnęła lekko na dźwięk głębokiego, lekko świszczącego głosu. Zapomniała o obecności tajemniczego znajomego krasnoludzicy.
  Spojrzała w bok. Wyższy niemal o dwie głowy mężczyzna w ciemnym stroju i metalowej masce przyglądał się rozmowie Lorkina ze znajomą. Przekrzywił głowę zakładając ręce na piersi. Przez maskę zaświszczało powietrze w wydechu. Zerknął w stronę identycznie stojącej Anello, przez co dwoje przyjezdnych wyglądało jak lustrzane odbicia, gdyby nie znaczące różnice w wyglądzie.
  - Pani Anello, jak mniemam? - zaczął w końcu.
  - Wolę już ,,Vanesso" - dziewczyna uśmiechnęła się lekko. - Taka jestem rozpoznawalna?
  - Skądże. Nigdy o tobie nie słyszałem - w pozbawionych źrenic oczach błysnęła wesołość. - To Lena jest gadułą. - skinął głową w kierunku krasnoludzicy.
  Uwagę Van przykuł głośny wybuch śmiechu. Lena i Lorkin na zmianę sprzedali sobie przyjazne walnięcie w bark, chociaż dziewczyna musiała mierzyć w jego przedramię. Doprawdy, gdyby nie wzrost lider Borsuków mógłby bez problemu udawać krasnoluda.
  - Przyznam, liczyłem, że ta osławiona liderka Słowików będzie... - urwał szukając odpowiedniego słowa.
  - Wyższa? - Ness uśmiechnęła się złośliwie.
  - Starsza - poprawił ją nieznajomy. Vanessa była pewna, że pod maską odwzajemnia się tym samym uśmiechem.
  Rzeczywiście, między nimi była różnica prawie dekady wieku. Mimo to dziewczyna była pewna, że uszłoby dogadać się z tym facetem. Jego bezpośredniość była nawet całkiem zabawna, a że liderka Słowików - jak zresztą i pozostali liderzy - traktowała takie zachowanie ze zdecydowanie większym przymrużeniem oka niż kapitanowie straży czy kaprale. W końcu inicjatywa klanów powstała z myślą głównie o odrzuconych przez społeczeństwo dziwadłach, które mimo wszystko chcą się przysłużyć swojemu krajowi, poczuć się przydatnymi. Właśnie takich jak ona, Lorkin, jej rozmówca, czy nawet Amita...
  Dziewczyna nagle przypomniała sobie o męczącej Lorkina przez całą drogę diablicy.
  - Prawie bym zapomniała - zreflektowała się. - To jest Am... - urwała rozglądając się wokół w poszukiwaniu znajomego niebieskiego kaptura - ...ita?
  Dziewczyny nigdzie nie było. Rozpłynęła się, jakby nie istniała. Jakby była tylko wytworem wyobraźni jakiegoś naprawdę stukniętego pisarza, któremu przyszło łazić po lasach w późnych godzinach. Wspominając magiczne zdolności Ishwari, Ness przestało dziwić, że tak szybko się im wymknęła. Miała jednak niemiłe przeczucia, że Hood nie powinno się spuszczać z oka...
  Mężczyzna rozejrzał się również, ale nie znajdując wzrokiem drobnej dziewczyny, którą jeszcze chwilę temu widzieli wszyscy, wzruszył ramionami.
  - Gówniarze - mruknął kręcąc głową. - A tak w ogóle: Ti'en Lao, do usług - ukłonił się teatralnie.
  Vanessa odkłoniła mu się niemal wytwornie, psując efekt złośliwym uśmiechem. Naprawdę zaczynała tego wariata lubić.
  - Miło poznać - odpowiedziała i ostatni raz spojrzała na dalej gadających w najlepsze starych znajomych. Westchnęła. - No nic, przyjdzie mi przywitać się z panną Rubkat samotnie. Do zobaczenia na balu, panie Lao - powiedziała na odchodnym ruszając w stronę zabytkowych koszar z wilczarzem dreptającym przy nodze.
  Ti'en skinął tylko głową na pożegnanie, nawet nie zaprzeczając, co jednoznacznie utwierdziło Ness w przekonaniu, że również szuka sposobu na dostanie się do klanu. Bal zgromadził wiele podobnych jemu chętnych. Nie dziwiło jej to. Nie często wszyscy liderzy zbierają się w jednym miejscu i, jakby nie było, wystawiają na widok publiczny.

* * *

        Po felernym wybuchu i zniszczeniu kilku sypialni, Van nie musiała przynajmniej narzekać na nudę.
  Dante była osobą wyjątkowo przyjemną. Wydawała się zestresowana obecnością tylu gości w siedzibie Orłów. Anello wydawało się nawet, że obawiała się rozmowy z samymi liderami. Van sama kiedyś podzielała te obawy. Jakby nie było, dostała swoją posadę mając zaledwie 22 lata, podczas gdy przebywając w kamienicy minęła sporo zdecydowanie starszych od niej osób. I chociaż była dumna i pewna siebie, zdawała sobie sprawę jak niepoważnie musi wyglądać wśród wyższych o dwie głowy osób. Szczerze? Dopiero Lorkin rozwiał jej obawy co do tego, jak bardzo będzie się wyróżniać wśród innych liderów.
  Gdy Dan zaproponowała jej, Veli, Rei'owi, Moonlight i Matteowi nocleg, nie widziała w tym nic złego. Chociaż trzeba przyznać - lider goszczący przyjezdnych we własnym domu zamiast wysługiwania się jakimś hotelem? Nie było to coś normalnego dla ,,ludzi wyższych sfer", dlatego Vanessa była już pewna w stu procentach, że Rubkat to osoba zdecydowanie więcej warta niż jakikolwiek stereotypowy przywódca.
  - Chyba znamy inne definicje obrazy - pierwszy odezwał się Teo, posyłając Dan lekki uśmiech.
  - Też nie mam nic przeciwko - dorzuciła Ness. - Ale muszę was na chwilę zostawić. Lady Ibn'Lshad kazała mi się stawić wcześniej. - uśmiechnęła się nerwowo.
  - Nic nie szkodzi - liderka Orłów machnęła ręką z uśmiechem. - Zawsze jesteś mile widziana. To do zobaczenia na balu!
  Van uśmiechnęła się i ruszyła z powrotem w stronę centrum miasta. Ombre dreptał obok niej.
  - Wiesz, że będziesz musiał się trzymać za murami? - pouczyła go po raz ostatni. - Nie wypada robić z sali balowej zwierzyniec.
  - Spokojnie, panienko - odpowiedział wilczarz. - Ale pamiętaj, że jestem na każde twoje zawołanie.
  - Wiem - dziewczyna podrapała go pieszczotliwie za uchem. - Jesteś niezastąpiony.
  Szła raźnym krokiem z laską pojedynkową w ręce i psem przy nodze. Jak zwykle. Lady Knowhere pewnie już stoi w drzwiach swojego pokoju ze swoją służącą przygotowującą najróżniejsze narzędzia tortur w postaci trzech różnych szczotek do włosów (chociaż do tej pory dziewczynie wystarczała tylko jedna), kłujących spinek i odurzających perfum. Ale za to były plusy: Ness dawno nie była na żadnym balu. W końcu przestanie zwracać na siebie ten chorobliwy typ uwagi. Nikt nie będzie się na nią gapił, bo stanie się tylko jedną z wielu ładnie ubranych kobiet. Porównując jej skromną (ale pożyteczną) czerwoną suknię do obwieszonych błyskotkami żyrandoli jakie zdążyła już widzieć (a raz i nosić - katorga), to będzie praktycznie niewidoczna.
  I taki obrót spraw lubiła.

No kochani! Zbierajcie się już wszyscy na bal :P Red, kończ ten planowany wątek z Jinem, bo jeszcze jakieś trzy opka przed nami z tego powodu. A ciebie Dan przepraszam za porzucenie kompani i zostawiam reszcie wolną rękę co do dokończenia. Może w końcu Rei lub Moonli coś napiszą? :>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz