Ikram był całkiem ciekawym miejscem. Tyle ludzi, tyle zamieszania, tyle okoliczności sprzyjających niespodziewanym wypadkom...Istny raj! Aż szkoda, że to całe święto trwa tylko jeden dzień, a właściwie jedną noc, czyli o kolejną połowę rozrywki mniej. Cholera. Trzeba korzystać póki jest okazja!
Przy jednym z boksów ktoś zabierał się za czyszczenie kopyt podopiecznego. Jeden ze stajennych trzymał za wodze kasztanowatego ogiera, a drugi, starszy mężczyzna stanął do niego bokiem, przodem w stronę ogona. Klepnął ogiera kilka razy w tylną nogę i zwierzę posłusznie - chociaż niekoniecznie zadowolone - uniosło ją. Facet chwycił ją między uda wyginając lekko do tyłu i zacząć wygrzebywać kopystką zaschnięte błoto i kamyki. Ishwari uśmiechnęła się zbójecko. Podeszła od strony pyska konia. Trzymający wodze chłopak nie zauważył jej zajęty rozmową. Dziewczyna na powrót stała się niewidzialna. Podeszła do zwierzęcia i wyszeptała w jego stronę kilka słów w swoim ojczystym języku. Koń podniósł uszy, wyłapując słowa. Powtórzyła je jeszcze raz. Ogier wysłuchał po czym kiwnął łbem, jakby ze zrozumieniem. Hood zachichotała. Stajenny trzymający wodze obejrzał się zdziwiony, ale nikogo oczywiście nie mógł dojrzeć.
Wtedy koń nadepnął mu lekko na nogę. Facet krzyknął ludzkim odruchem odsuwając się od wierzchowca. Czyszczący kopyta wyprostował się zaskoczony, a kasztanek wyrwał tylną nogę i kopnął go nią w tyłek. Hood roześmiała się już w głos, chwytając za brzuch. Jednak patrząc na swoje ręce uświadomiła sobie pewien bardzo istotny szczegół...
Nie była już niewidzialna.
Nie wiadomo jak, ale dwaj poszkodowani jakoś połączyli fakty i ten starszy zebrał się na nogi i ruszył w jej kierunku. Dziewczyna szybko wepchnęła się chamsko w tłum. W duchu dziękując za swój niski wzrost nurkowała pod pachami ludzi i brzuchami kilku koni. Przesadziła w biegu grzbiet jakiegoś kuca. Zaskoczone zwierzę przystanęło rżąc, robiąc nieco zamieszania. Ścigający Hood mężczyzna stracił z oczu niebieski kaptur i ostatecznie się poddał mamrocząc pod nosem coś na temat znudzonych gówniarzy.
Amita uśmiechnęła się dumnie, teatralnie ukłoniła w stronę nieistniejącej widowni i ruszyła dalej w poszukiwaniu kolejnych ofiar, gibka i cicha niczym polujący kot.
Po kilku minutach jakby nigdy nic stanęła na środku placyku, zakłócając uporządkowany prąd zmierzających w jednym kierunku ludzi w morzu ciał. Jakiś stajenny sklął ją za to, ktoś inny przypadkiem trącił ramieniem. Dziewczynę mało to wszystko obchodziło. Jedyne co było teraz ważne, to znaleźć jakiś sposób na zabicie nudy. Napsocić, zepsuć, ukraść, cokolwiek! Byle nie dać się zepchnąć do tej bezdennej głębiny nicnierobienia. Ami podświadomie stała na urwisku, trzymała się tej stałej krawędzi, już czuła jak niskie obcasy butów zsuwają się w tył. Jeśli nie uda jej się czegoś chwycić, czegokolwiek, straci równowagę i chcąc ją odzyskać zacznie rozpaczliwie machać rękoma, czym tylko pogorszy sytuację. Spadnie w dół. Przez chwilę popływa po powierzchni, po czym poczuje pierwsze objawy otaczającej ją śliskiej nudy. Będzie machać nogami coraz wolniej, aż się zmęczy i zdecyduje jedynie położyć na powierzchni w bezruchu. Urwisko porastają pnącza...mogłaby podpłynąć i się wspiąć z powrotem na górę...ale to wymaga więcej siły. Razem z nudą bowiem przychodzi rozleniwienie. I ten paskudny stan, gdy masz pełno wolnego czasu, tyle możliwości rzeczy do zrobienia, ale nic ci się nie chce. Nawet leżeć. Czas płynie tak wolno, ledwo żywy, jak ślimak posypany piachem. Nagle ta maź nudy okaże się miła, ciepła, puszysta. Po co się męczyć? Po co wracać na górę? Lepiej tu zostać, poleżeć...
Hood aż wstrząsnęło. Brr! Co za paskudna wizja! Precz z mojej głowy!, pomyślała kręcąc nią energicznie, aż rozbolała ją szyja, a przechodzący obok ludzie zostali upewnieni w fakcie, że jest jakąś wariatką. Szukaj zajęcia...szukaj zajęcia...
Ale co więcej można robić? Dokuczanie stajennym mogła odhaczyć, bo nie lubi się powtarzać w ciągu jednego dnia. Problem w tym, że w tych okolicznościach było to najbardziej oczywiste i możliwe do zorganizowania przedsięwzięcie. Westchnęła sfrustrowana. Przecież musi być coś, co popchnie całą fabułę do przodu. Coś, co sprawi, że ślęcząca
Odpowiedź pojawiła się jakby sama. Była wręcz oczywista. Amita pięć razy ślizgnęła po niej wzrokiem, aż w końcu pojęła co też powinna w tej sytuacji zrobić...
W stajni stała trójka przyjezdnych: kruczowłosa kobieta, rosły facet w tunice i wysoki chudzielec w skórzanych trykotach. Mało ją teraz interesowali. Jej wzrok przykuł przedmiot wiszący u pasa tego trzeciego. Hak z matowym, ozdobionym wzorami karwaszem. Dość nietypowa broń. A z reguły wyjątkowość broni szła w parze z przywiązaniem do niej przez właściciela.
Kocie kły błysnęły mimowolnie w niebezpiecznie wesołym uśmiechu. Ishwari przystąpiła do dzieła.
Weszła z rękoma za plecami do stajni, jakby tylko chciała popatrzeć na konie. Zatrzymała się przy jednym z boksów i głaszcząc chrapy bułanej klaczy zerkała kątem oka na swój cel. Ruszyła dalej. Po kilku minutach zawróciła z powrotem do wyjścia. Mijając zajętych rozmową podróżnych sprawnie przejęła zdobycz od razu znikając tuż za plecami szarego pana. Nikt niczego nie zauważył. Sama była tym zdziwiona, ale nie narzekała. Zakładała, że facet zauważy brak od razu i rzuci się w pościg. No nic - zabawy ciąg dalszy.
Wyszła ze stajni trzymając hak w dwóch rękach przed sobą, by z tyłu nikt nie mógł go dojrzeć. Gdy dotarła do jednej trzeciej długości placu wzięła wdech i odwróciła się.
- Juhuuu! - zawołała przesłodzonym, najbardziej dziewczęcym głosem jaki mogła z siebie wydobyć. - Kapitanie Haaaak! - pomachała dzierżącą broń ręką.
Tymczasem sławny w zachodniej Castelii Nocny Prześladowca słysząc jakiś dziewczęcy okrzyk ruszył lekko głową w kierunku wyjścia. Nie uznał go za skierowanego do siebie...dopóki nie usłyszał znanego już przezwiska, używanego do tej pory przez jego znajomą. Jego wzrok dostrzegł drobną sylwetkę machającą w jego kierunku. W dłoni tej istotki znajdował się...hak. Nie odrywając wzroku sięgnął do pasa licząc, że jednak natrafi na swoją własność.
Amita uśmiechnęła się drapieżnie i nie czekając, aż jej ofiara sobie uzmysłowi, że stała się obiektem żartu, rzuciła się do ucieczki w stronę miasta.
Revan? Nyan, wybacz mi to lanie wody *~* Ale teraz owszem, jestem zadowolona z siebie x3
1. Revan znowu jest Kapitanem Hakiem XD
OdpowiedzUsuń2. Kocham łamanie czwartej ściany :D
Nie widzę więc powodu, dla którego miałabym ci cokolwiek wybaczać, diaboliczny Kapturku :3