Przez szparę w zamkniętych okiennicach do pokoju wdarł się pojedynczy
promień słońca , potem dołączyły do niego kolejne pasma rozjaśniając
panujący w pomieszczeniu mrok i podświetlając wirujące w zadymionym
powietrzu drobinki kurzu.W koncie leżał przywalony stosem kocy
siennik.Na niskim stołku kawałek dalej stał talerz z resztkami kolacji
porzuconej w pośpiechu poprzedniego dnia.Po zakurzonej podłodze
przebiegła szara mysz, drobne łapki cicho stukały o deski.Chwilę później
dotarła do stołka i zaczęła wspinać się po jednej z jego nóg z całej
siły wbijając drobne pazurki w wysuszone drewno.Jej mały nosek
podrygiwał szaleńczo , w nozdrza uderzył ją silny zapach nieświeżego
sera, w zasadzie nie przepadała za nim specjalnie jednak odurzająca woń
pożywienia w połączeniu ze straszliwym głodem sprawiało ,ze resztki
jawiły jej się jako coś wspaniałego.Dotarła wreszcie do talerza. Usiadła
na jego brzegu i potarła drobnymi łapkami wąsy, kolacja była na
wyciągnięcie ręki ....wtedy coś usłyszała.Mysz zamarła w bezruchu kilka
centymetrów od sera. Dźwięk powtórzył się, potem drzwi zadrżały we
framudze. Mysz pośpiesznie schwyciła kawałek sera i rzuciła się ze
stołka w dół ...na najeżoną drzazgami podłogę.Z nieprzyjemnym
plaśnięciem wylądowała na brzuchu, drzwi jęknęły żałośnie i zakołysały
się na nadwyrężonych zawiasach.Mysz zupełnie zapomniała o jedzeniu
które zdobyła z takim trudem, prędko pomknęła w kierunku siennika po
czym wczołgała się pod niego, do ukrytej pod deskami skrytki pełnej
słodko pachnących owiniętych papierem paczek.
Tym razem zawiasy nie wytrzymały, drzwi runęły z hukiem na podłogę.Do
środka wkroczyła wysoka kobieta z twarzą zaczerwienioną od wysiłku.
-Co jak co ale drzwi to akurat porządne zrobili-powiedziała jakby do siebie.
-Miiiaaau.-stwierdził kot ocierając się barkiem o framugę.
Kobieta odgarnęła spocone mlecznobiałe włosy z twarzy i rozejrzała się
po pomieszczeniu.Usłyszała na schodach za sobą kroki kogoś kto starła
się iść cicho powodując przy tym jeszcze więcej hałasu.Reka kobiety
instynktownie powędrowała do rękojeści miecza, na jej usta przywędrował
kpiący uśmieszek.Gdy tylko głowa mężczyzny wychyliła się nad podłogę
kobieta wyciągnęła miecz.Rosły mężczyzna przystanął zdziwiony, grymas
samozadowolenia natychmiast spełzł z jego twarzy zastąpiony przez
całkowite zdziwienie
Szybka jednak opanował się i wszedł na górę po schodach.Jasnowłosa
postąpiła parę kroków w bok rozluźniając mięśnie ramion , jednoczenie
cały czas nie spuszczając wzroku z przeciwnika.Gdy rzucił się na nią z
zamiarem przygwożdżenia kobiety do podłogi ta odsunęła się pozwalając by
uderzył w ścianę.Zamroczony podniósł się z podłogi marszcząc krzaczaste
brwi.Dante, bo tak miała na imię jasnowłosa kobieta, nie czekała aż
przeciwnik odzyska ostrość widzenia.Podskoczyła do niego i wymierzyła mu
cios pięścią w podbródek,trafiła bezbłędnie, mężczyzna nieprzytomny
zwalił się na podłogę.Dante wytarła ręce o spodnie i wróciła do
pomieszczenia.Chwile zajęło jej przeszukanie pokoju.Wreszcie po
odciągnięciu na bok siennika i usunięci dwóch luźnych desek jej oczom
ukazała się skrytka wypełniona paczkami o charakterystycznym
zapachu.Opium. Wzięła jedną z nich i schowała do uwieszonej przy pasie
sakwy.
-Fireheart idziemy-powiedziała i wyszła
Kocur potruchtał za nią głośno tupiąc i pomrukując pod nosem.
Szara mysz skryta wśród paczek opium odetchnęła z ulgą.
Oddała przemytnika w ręce komendanta straży miejskiej w Lotorii ,
przekazała również informacje które zebrała na temat siatki przemytników
w tej części Ikramu. Wszystko udało się bez większych problemów jednak
ilość procedur i to całe wypełnianie dokumentów straszliwie ją
zirytowało.Kiedy wreszcie opuściła komendę, była wściekła głodna i
zmęczona.Naprawdę jedyne czego teraz chciała to walnąć się do łózka i
spać aż do południa następnego dnia.Ceny w karczmie wzrosły od
poprzedniego dnia o połowę a zwykła opłata za zapewnienie wyżywienia jej
klaczy pochłonęła prawie wszystkie pieniądze jakie zabrała ze sobą z
domu.W stajni okazało się ,że jej siodło się ,,zgubiło'' Dante wątpiła
,ze może być gorzej.A potem kiedy sprzeczała się ze stajennym Skata
wraz z uczepionym jej grzywy rudym kotem niepostrzeżenie opuściła
boks. Kobieta całkowicie pochłonięta kłótnią spostrzegła brak kelpie
dopiero gdy ta zaatakowała przywiązanego przed stajnią ogiera. Koń wydał z
siebie dziki przerażony kwik na co Skata przeżuwając kawał mięsa
wyrwany z jego zadu odpowiedziała wysokim wwiercającym się w uszy
rżeniem charakterystycznym dla wszystkich koni wodnych, najeżony do
granic możliwości kot zawtórował jej wściekłym sykiem. Dante w jednej
chwili znalazła się miedzy klaczą a jej ofiarą, nie czekając aż reszta
ludzi przed zajazdem dojdzie co się stało wsiadła na grzbiet swojego
wierzchowca i wyjechała z podwórca na ulicę. Miała ochotę popędzić przed
siebie nie oglądając się w tył, uciec przed odpowiedzialnością. Ale nie
tak powinna postępować liderka Orłów. Zawróciła konia i podprowadziła go z
powrotem do zajazdu, do cholery jest przecież liderką Orłów i musi brać
odpowiedzialność za siebie i swoje zwierzaki. Postarała się przybrać
minę w stylu ,,to nie ja ,koń poniósł'' i wjechała na podwórzec
karczmy. Natychmiast spostrzegła stojącego przy ugryzionym ogierze
młodego przystojnego mężczyznę ,jak się domyślała jego właściciela. Ich
spojrzenia spotkały się.
- Maau - zamiauczał Fireheart siedzący na zadzie klaczy Dante doskonale
rozumiała co chciał powiedzieć i całkowicie się z nim zgadzała,
,,przerąbane''
Tajemniczy właścicielu konia?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz