sobota, 21 listopada 2015

Od Mattea (CD Dante) - Kelpie, kot i Orzeł

        Jego rękę przeszył krótki ból.
  Matteo zerwał się do pozycji siedzącej. Wokół palców jego dłoni migotała błękitna aura, gotowa uderzyć w napastnika fala mocy. Ale napastnika nie było. Natomiast na krześle obok siennika siedział jastrząb, Squirt, niewinnie przekrzywiając łebek. Teo półwarknął z dezaprobatą i padł jak długi z powrotem na siennik.
  - Jeszcze pięć minut... - mruknął zasłaniając oczy przedramieniem.
  Czasami żałował, że tak dobrze wytresował Squirta. Pełnił rolę osobistego strażnika Mattea, gdy ten spał lub był zbyt skupiony na pracy. Do pakietu dołączony był jeszcze budzik - codziennie, gdy niebieskooki zbyt długo spał, Squirt miał go budzić. W ten czy inny sposób. Najgorszy w tym wszystkim był fakt, że ptak nie znał słowa ,,nie".
  Toteż ponownie dziabnął swojego pana w rękę. Teo syknął i spojrzał na niego karcąco. Odpowiedziało mu to samo niewinne spojrzenie: No co? Przecież kazałeś.
  Chłopak westchnął i podniósł się. Gdy wyjrzał za okno stwierdził, że rzeczywiście pospał odrobinę za długo. Trzeba było nie zrywać nocy, pomyślał patrząc oskarżycielsko na wystający z plecaka podróżnego Bestiariusz Dal-Virii. Nie marudząc już więcej ubrał się, wypuścił Squirta na zewnątrz przez okno i zszedł na dół, do gospody, pozostawiając swój pokój w takim stanie, w jakim go zastał.
  Pomieszczenie było niemal puste. Tylko kilku podróżnych jadło w spokoju śniadanie. Teo poszedł w ich ślady zaraz po tym, jak poprosił człowieka za barem o przygotowanie jego konia (dorzucając przy tym drobny napiwek za fatygę). Tawerny mają to do siebie, że zgromadzają największe tłumy wieczorami. Po szybkim posiłku zapłacił i pożegnał gospodarza. po wyjściu na ulicę Loturii przeszedł kilka kroków w stronę stajni...
  Wtedy do jego uszu dotarł koński pisk. Przyspieszył kroku. Przed stajnią czekał (wedle jego życzenia) ogier, którego niedawno kupił w Fonet. Szarpał za postronek jak opętany. Matteo podszedł do niego przemawiając spokojnie. Położył jedną rękę na pysku zwierzęcia, drugą gładził go po szyi. Pamiętał jeszcze stajnie jego rodziców w Yathis (obecnie puste) i nauki ojca o jeździectwie. Nigdy się tym zbytnio nie interesował, to jego brat miał bzika na punkcie koni. Umiał jednak pracować ze zwierzętami. Zupełnie nie rozumiał zachowania rumaka. Koń dalej był niespokojny. Ma rozwarte ze strachu oczy i wyrywał się jakby chciał...spojrzeć na swój zad. Teo zaniepokojony przeszedł pod szyją zwierzęcia, nie odejmując dłoni, i spojrzał obejrzał drugą stronę ogiera. Na jego zadzie znajdował się spory, półokrągły głęboki ślad po ugryzieniu. Zdębiał. Konie się gryzą, to normalne, ale jeszcze nigdy nie widział, by któryś zrobił to do krwi i na dodatek wyrwał mały ochłap mięsa. Stał przez chwilę z boku, zupełnie nie rozumiejąc jak do tego mogło dojść.
  Odpowiedź pojawiła się sama. Do uszu chłopaka dotarł stukot kopyt. Obejrzał się w lewo. Obok stajni zatrzymał się dziwny, jakby wychudzony wierzchowiec...z zakrwawionym pyskiem. Kelpie? Teraz wydawało się to oczywistym rozwiązaniem. Teo jednak nigdy by na to nie wpadł, głównie przez irracjonalność całego zajścia. Koń wodny sam nie mógł tu trafić. Żaden nie pojawiłby się w mieście, chyba, że przyprowadzony siłą. Tylko jaki idiota jeździ na...
  Nie dokończył myśli. Na zwierzęciu na oklep jechała wysoka dziewczyna o bladej cerze i długich, białych włosach, z przodu zaplecionych w cienkie warkoczyki. Za nią siedział rudy kocur. Dziewczyna była widocznie zawstydzona całą sytuacją. Chłopak w końcu zamrugał i oderwał od niej wzrok.
  - Twój koń chyba próbował pozbawić mnie wierzchowca - powiedział w końcu zakładając ręce na piersi.
  Dziewczyna zarumieniła się.
  - Najmocniej przepraszam - zsiadła z konia. Była identycznego wzrostu co Matteo. - Pewnie zgłodniała...
  Teo podniósł pytająco brew.
  - Zgłodniała? - powtórzył.
  - Ja... - zaczęła niepewnie nieznajoma. - Mogę załatwić ci nowego konia. Mam tu znajomości...Wiem, że głupio pytać, ale...spieszy ci się gdzieś?
  - Nie - uspokoił ją chłopak. - Jadę z Clevelandu do Mithiremu. Muszę coś zwrócić do tamtejszej biblioteki.
  Tym razem to dziewczyna spojrzała nań pytająco.
  - Czekaj, mieszkasz w Cleveland i pożyczasz książki z Mithiremu? Nie macie tam bibliotek?
  - To nie tak - chłopak nie mógł powstrzymać uśmiechu. - Właściwie to sporo czasu spędzam właśnie w tamtejszej bibliotece. Pomagałem akurat znajomemu sortować księgi na jednym z regałów i trafiliśmy na tom podpisany jako własność uniwersytetu w Mithiremie. A jako jedyny członek klanu Borsuków nie miałem akurat nic do roboty więc się zgłosiłem na ochotnika.
  Dziewczyna zmarszczyła brwi.
  - Czyli też zostałeś zwerbowany? Jestem liderką klanu Orłów.
  - To zaszczyt poznać - Teo skłonił lekko głowę w akcie grzecznościowym. - Matteo Forester.
  - Dante Rubkat - dziewczyna odpowiedziała uśmiechem i podobnym, chociaż bardziej niechlujnym dygnięciem. - To może załatwmy lepiej sprawę z tym koniem.
  Matteo kiwnął głową i ruszył za liderką Orłów.

Dante? Mało nowego wniosłam, ale zawsze coś :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz