Dwaj mężczyźni zbliżyli się do piratki. Mieli na sobie czyste, ozdobne i
eleganckie mundury… zbyt eleganckie. Takie przynajmniej było zdanie
Thalii. Obaj żołnierze dzierżyli w rękach broń, choć nie była ona im do
niczego potrzebna. Gdyby byli doświadczeni i wprawieni w walce, mogliby
pochwycić Sargent ani razu nie sięgając po narzędzia. Znalazła się w
sytuacji bez wyjścia, co tu dużo mówić. Może gdyby nie zlekceważyła
przeciwnika i, przede wszystkim, nie ufała za bardzo swym umiejętnościom
i czymś, co kobieta nazywała „pirackim instynktem” wiedziałaby, że nie
powinna podejmować się tak ryzykownej misji. Była sama. Gdyby miała u
swego boku załogę… jej dawną kompanię, wtedy bez problemu dali by
wszystkim radę. Niestety, od jakiegoś czasu pozostała sama sobie i
najwyraźniej aż za często o tym zapominała. Jedyny towarzysz z jej
starej bandy, jaki dalej pozostał przy niej to małpa… ale ta cholera
Dexter też gdzieś się ulotnił. A jeszcze przed chwilą był tutaj, na jej
ramieniu. Ale cóż począć? Tyle planów w życiu się jej udało… w końcu
musiał nadejść dzień, który skończyłby się dla niej porażką. Szkoda
tylko, że jej nazwisko było aż nadto znane i budziło w ludziach (a
zwłaszcza strażnikach) nienawiść.
Jednak Przeklęta miała swój honor i nie miała zamiaru zostać złapana.
Nawet jeśli przegrała i nie miała przy sobie broni. Nawet, jeśli
znalazła się w ślepym zaułku, sytuacji bez wyjścia. Przed nią stali dwaj
mężczyźni, obaj uzbrojeni. Każdy z nich patrzył na ciemnowłosą z
nienawiścią w oczach, dlatego też Thalia postanowiła to wykorzystać. Nie
miała zamiaru uciekać, o nie. Właśnie tego się po niej spodziewają.
Jedyna rzecz, jaka jej pozostała to troszkę się z nimi podroczyć.
Zarówno nazwisko, jak i wizerunek Thalii od dłuższego czasu wisiał na
prawie że każdym zaułku portowych miast. Kobieta nie wiedziała, jak
wygląda to w innych regionach, ale tak sprawa przedstawiała się w
Castelii. Żołnierze bardzo chcieli ją pochwycić, chwalić się i
opowiadać, że chociaż ta oszustka walczyła do końca, stawiała się i przy
każdej okazji próbowała uciec, oni nie dali za wygraną i pochwycili
piratkę. Najwspanialszą rzeczą, jaką mogła zrobić przed stryczkiem, było
więc odebranie żołnierzom satysfakcji, jaką miał dostarczyć im pościg. W
jaki sposób? Chociażby dobrowolnie oddać się w ich ręce i zachowywać
się tak, jakby robiła im łaskę.
-Wy naprawdę trzymacie jeszcze te badyle?- wskazała na połyskujące
szable przeciwników.- Och, błagam was! Nie widzicie, że jestem bezbronna?
A za mną jest co? Ściana!- odwróciła się, wykonując przy tym gwałtowny
ruch ręką.
Mężczyźni uskoczyli odrobinę, mocniej ściskając swe ostrza. Thalia
obrzuciła ich zniesmaczonym spojrzeniem, unosząc jedną brew w górę.
Przecież była bez broni… a ci nadal się jej obawiali? Poważnie?!
Łajzy - pomyślała, przyglądając się im uważnie.- Nic nie warte, lądowe ścierwa.
-Hej, noż k*rwa mać, przecież do was mówię, nie?! Jestem w ś l e p y m
z a u ł k u ! Mówi wam to coś?- obaj mężczyźni popatrzyli się po sobie
trochę niepewnie, po czym ruszyli w stronę Thalii.
Dwa kroki, trzeci, czwarty, pią… nie. Stanęli. Nie widzieć czemu dalej
się jej obawiali, a mimo to puszyli się, nosząc dumnie te swoje kolorowe
mundury. Nie widzieć czemu, ale ta sytuacja wydała jej się strasznie
zabawna.
-Ściana. Noż k*rwa ściana! Cegły! Za mną jest wielki mur z pie****onych
kamieni! Czy ja naprawdę muszę wam mówić, co macie robić?- ponieważ
żołnierze w żaden sposób nie zareagowali na jej słowa (ciężko
powiedzieć, czy ze strachu… raczej ze zdziwienia i skołowania), Thalia
postanowiła sama do nich podejść, wyciągając oby dwie ręce przed siebie.
Jeden z żołnierzy uniósł brwi w geście niezrozumienia, ale drugi szybko
(no dobra, po tych wszystkich wskazówkach zareagował całkiem… eh, mniej
kiepsko od towarzysza) złapał ręce piratki i skuł je kajdankami. Ta
„błyskawiczna” reakcja żołnierzy bardzo rozbawiła Thalię i choć była na
przegranej pozycji (pocieszał ją jedynie fakt, że poniekąd z własnej
woli) to dalej nie przestawała się uśmiechać. A w tym uśmiechu kryła się
przebiegłość, dzikość, ale i ogromna pewność siebie. Grymas, który
mówił wszystkim wokół „ja i tak wygram”.
-Jestem pod wrażeniem.- zaczęła, a podziw w jej głosie był tak teatralny
i sarkastyczny, że aż nie dało się wziąć go na poważnie.- A więc wiecie
do czego służą kajdanki. Och, nawet mnie skuliście! Zapewne liczycie na
medal?- mężczyźni nie odpowiedzieli.
Zamiast tego każdy z nich stanął obok piratki, po przeciwnej stronie i
chwycił ją za ramię. Właściwie to Sargent specjalnie rozluźniła ręce,
ponieważ wiedziała, że w głębi ci dwaj żołnierze gotowali się ze złości.
Tylko jakby tu jeszcze bardziej ich pogrążyć…
-A teraz pójdziesz z nami.- oświadczył jeden z nich i choć starał się
mówić władczo i pewnie siebie, to głos nadal mu trochę drżał. To właśnie
dzięki temu Przeklęta wiedziała, że nie musi traktować ich poważnie.
-Zmusisz mnie?- spytała się, odwracając głowę w stronę żołnierza.
Posłała mu przy tym jeden ze swych najupiorniejszych uśmiechów. Dała im
tym do zrozumienia za kogo ich ma. Pokazała również jak bardzo są
bezsilni i żałośni, nawet jeśli ich „jeniec” (którego nawet nie
potrafili sami pochwycić) nie ma broni. Czy może istnieć wspanialsza
zabawa przed pójściem na stryczek? Oczywiście, że nie! W tamtym momencie
Sargent bawiła się wręcz doskonale, a potem miało być jeszcze lepiej…
Dwaj żołnierze chyba powoli tracili do niej cierpliwość, ponieważ
złapali Thalię pod ramię i ruszyli przed siebie. Dziewczyna nie stawiała
żadnego oporu, ale zamiast tego odmówiła maszerowania. Uwiesiła się na
mężczyznach, jakby byli jej starymi kompanami, a nie ludźmi, który
wtrącą ją do więzienia. I choć obaj nie mieli siły jej nieść, to Sargent
nie miała najmniejszego zamiaru ułatwić im pracy i jedyna rzecz, na
jaką było ją stać, to szuranie butami po chodniku.
Szli tak przez pewien czas w zupełnej ciszy. Raz tylko czarnowłosa
zadała jednemu z żołnierzy pytanie co sądzi o dzisiejszej pogodzie
(zrobił się cały czerwony ze złości), ale potem dała sobie spokój i
porzuciła wszelkie próby nawiązania z nimi jakiegokolwiek kontaktu.
Kiedy dotarli pod drewniane drzwi, dwaj inni żołnierze, stojący
najwyraźniej na warcie, obrzucili zdziwionym spojrzeniem dwójkę pajaców,
niezdolnych nawet zaciągnąć więźnia o własnych nogach, po czym
pospiesznie odwrócili wzrok. Thalia z grzeczności pokazała im środkowy
palec, ale najwyraźniej nie zrobiło to na nich zbyt wielkiego wrażenia.
Czyżby takie wydarzenia były dla nich chlebem powszednim? To znaczyło
tylko tyle, że Sargent będzie musiała się bardziej postarać.
Już w pierwszych chwilach, gdy tylko znaleźli się w ciemnym
pomieszczeniu dziewczyna poczuła na sobie czyjeś spojrzenie. Ciężkie,
władcze i nie do zniesienia.
Znajdowała się w czymś, co odrobinę przypominało piwnicę. Choć było
tutaj wiele pomieszczeń z kratami, to bardzo niewiele z nich było
wypełnione ludźmi. Czyżby znalazła się w jakimś specjalnym więzieniu?
Gość honorowy!
Uśmiechnęła się ironicznie na tą myśl i spojrzała w górę, w oczy
człowieka, który ją obserwował. Mężczyzna był znacznie starszy od niej i
również miał na sobie mundur, podobny do tych jakie nosiły te dwa
głąby. Z tym że jego był bardziej ozdobny, co dało do zrozumienia
piratce, że ma przed sobą trochę ważniejszą osobistość. Ale nie aż tak
ważną. Człowiek nie miał żadnych odznak, ani niczego, co wskazywałoby na
to, że zajmuje jakąś znaczącą pozycję. Najpewniej był jakimś zastępcą
dowódcy jednego z malutkich, zależnych od kogoś oddziałów. A może i był
zastępcą, zastępcy? Thalia nie miała bladego pojęcia jak to wszystko
działa. Nie znała się na polityce, choć nie powiem, by bardzo jej to
przeszkadzało.
-Proszę, proszę. Thalia Sargent.- zaczął mężczyzna, patrząc jej w oczy.
Było w nich coś jadowitego, choć piratka nie miała zamiaru odwracać
wzroku.- Twoje imię jest tutaj dobrze znane, masz tego świadomość?
-Być może.- odparła i zapewne wzruszyłaby ramionami, gdyby nie to, że
tamci żołnierze dalej ją trzymali.- Cieszę się, że ktoś mnie zna. Ale
jak właściwie ty się nazywasz?- spiorunowała nieznajomego ostrym
spojrzeniem. Jeden z żołnierzy kaszlnął jednoznacznie w dłoń. Tego typu
zagrania najwyraźniej ani trochę nie podobały się obcemu, ale jego pewna
siebie postawa mówiła Thalii, że był na coś takiego przygotowany.
-Masz pojęcie, że to już koniec, prawda? Wiesz co czeka cię później?- oczywiście, że wiedziała.
Syknęła i zaklęła cicho. Ten pacan dobrze wiedział, że jest tego
świadoma, a mimo to chciał, by powiedziała to wszystko na głos.
Niekiepskie zagranie, choć trzeba było znacznie więcej by złamać tą
piratkę. Obraza raczej dodawała jej siły.
-Jasne… kratki, wyrok, kratki, stryczek.- wyrecytowała formułkę, a
raczej kolejność wydarzeń, jakie ją czekają. Mężczyzna uniósł jedną
brew, udając zaskoczenie.
-A więc ten zwyczaj nie jest ci obcy, co?
-Zdecydowanie nie.- uśmiechnęła się diabolicznie.- Choć nikomu nie udało się go dokończyć.
-Zadbam o to, byś tym razem była świadkiem zakończenia.- skończył, a
dziewczyna zauważyła, że końce ust nieznajomego uniosły się do góry.
Mężczyzna odwrócił się od niej i najwyraźniej miał zamiar odejść, kiedy
nagle zwrócił się w jej stronę i z całej siły uderzył w twarz.
Dziewczyna skrzywiła się z niesmakiem, ale nie powiedziała niczego.
Nieznajomy wwiercał jej dziurę w brzuchu swym ostrym spojrzeniem, ale po
raz drugi nie miała zamiaru spóźnić wzroku. Nawet jeśli ten drań bardzo
tego chciał, tym bardziej nie miała zamiaru się poddać. Patrzyła na
obcego, jakby rzucała mu wyzwanie. Myślała tylko o tym, że jeszcze się
zemści.
-Fajne buty.- odparła ironicznie, a nieznajomy tylko zaśmiał się zimno, po czym uderzył ją raz drugi. Tym razem trochę słabiej.
Thalia poczuła metaliczny smak krwi w ustach. Była przygotowana na
kolejne uderzenie, ale temu w mundurze najwyraźniej już wystarczyło.
Dlatego też skorzystała z okazji i napluła mu na zbyt czyste buty
mieszaniną krwi i śliny.
Czekała na reakcję obcego, ale ten zamiast znów ją uderzyć po prostu zwrócił się do pozostałych żołnierzy.
-Wrzućcie to za kratki.- Sargent zmrużyła oczy, tak że wyglądały teraz
jak dwie wąskie szparki. Bicie jej to jedno, ale nazywanie „czymś” to
zdecydowanie za wiele.
Ku zdziwieniu dziewczyny, dwaj żołnierze nie wykonali od razu rozkazu.
Znów odniosła wrażenie, że dalej się jej obawiali. W każdym bądź razie,
bardziej niż tego aroganta z oplutymi butami. Zapamiętała ten fakt.
Poczuła, jak dwaj mężczyźni mocno chwytają ją za ramiona, po czym
wrzucili, jak śmiecia do jednej z cel. Zanim zdążyła się podnieść,
usłyszała trzask metalu i dźwięk zamykanej kłódki. Już nie pierwszy raz
przyszło jej siedzieć w więzieniu i czekać na wyrok. Nie miała jednak
najmniejszego zamiaru zawisnąć wśród sióstr i braci. A skoro już
wcześniej udało jej się uciec zza kratek, miała już w tym niemałą
wprawę. Musiała tylko poczekać na stosowny moment.
CDN
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz