środa, 25 listopada 2015

Od Vanessy (CD Chowlie) - Lustrzane odbicie

        Ness parsknęła cicho śmiechem patrząc na pysk Ombre wyrażający całkowitą dezaprobatę dla pomysłów żółtej ptaszyny. Chow spojrzała na nią z wesołym zdziwieniem.
  - To ty jednak potrafisz się uśmiechnąć, co? - rzuciła i pociągnęła łyk z kufla.
  - Tylko kilku osobach - odpowiedziała, nie tracąc uśmiechu. Zsunęła z głowy kaptur i odrzuciła denerwujące włosy do tyłu, rozsiewając wokół siebie charakterystyczny dla niej delikatny zapach bzu i agrestu.
  Karczmarz zauważył obecność liderki Słowików i z miejsca - jak zwykle - zaproponował coś do picia, a Van - również jak zwykle - grzecznie odmówiła.
  - Nie odpowiedziałaś mi - zauważył nagle towarzysząca dziewczynie brunetka. - Co liderkę klanu tutaj sprowadza?
  - Sama nie wiem - wzruszyła ramionami. - Zawsze tutaj przychodzę. To jedyna spokojna i kulturalna karczma w mieście. Właściciel tej gospody często mi pomagał, jeszcze zanim Ibn'Lshad zrobił ze mnie przywódczynię Słowików. To taka...rekompensata.
  - Jakoś nie widzę, żebyś cokolwiek zamawiała - mruknęła z szelmowskim uśmiechem Chow.
  - Są inne formy spłaty długu - Ness uśmiechnęła się kątem ust.
  - Na przykład?
  Jakby w odpowiedzi obok rozległa się jakaś awantura. Spity facet przepchnął swojego towarzysza przez pół odległości do baru w nagłym, niewyjaśnionym wybuchu agresji. Jak się można było spodziewać, popchnięty nie chciał mu zostać dłużny. Vanessa zdjęła z pleców laskę pojedynkową i skinęła głową mężczyźnie za barem, że wszystkim się zajmie sama.
  - Rozstrzygam spory - odpowiedziała na poprzednie pytanie Chowlie i ruszyła do dwóch gości.
  Pierwszy właśnie chwycił za pustą butelkę na stole z zamiarem roztrzaskania jej na głowie drugiego. Dziewczyna wykorzystując nieco mocy zwiększyła swoją siłę i chwyciła go za nadgarstek zanim to zrobił. Ten zamachnął się na nią ślepo. Ness obróciła się w miejscu równocześnie unikając ciosu i wykręcając rękę pijanego faceta. Natychmiast odskoczyła. Mężczyzna stracił zainteresowanie zaatakowanym towarzyszem, który rozsądnie postanowił nie mieszać się między nich.
  - Czego dziewucho?! - wydarł się pijak mierząc ją wzrokiem i lekko niedowierzając jak taka drobna osoba może mieć tyle siły.
  - Kultury trochę. Chyba pan nadużył gościnności gospodarza - powiedziała spokojnie, nie chcąc przechodzić do niepotrzebnych rękoczynów.
  - Mam w dupie tą twoją kulturę, laleczko. Spieprzaj stąd zanim...
  W tym momencie popełnił zasadniczy błąd. Zanim skończył zdanie, srebrny kruk zatoczył półkole poziomo i uderzył w brzuch zapitego mężczyzny. Sapnął i kolejny cios spadł na jego plecy. Leżał na ziemi stękając gdy Van chwyciła go za nogę powlokła do drzwi i wywaliła trzymając go za kołnierz. Spity zrozumiał aluzję. Zebrał się do kupy i powłóczył w dół ulicy.
  Vanessę powitały okrzyki aprobaty. Najgłośniej darła się Chow i jej papuga.
  - Piękne przedstawienie! - powiedziała żartobliwie brunetka. - Hej, a ty gdzie?
  - Na zewnątrz - mruknęła jedynie Ness i gwizdnęła na Ombre. Nagle w karczmie zrobiło się dla niej jakoś zbyt duszno.

        Siedziała na pochyłym dachu, nie przejmując się dojmującym mrozem. Obok niej usiadł czarny wilczarz. Z jej ust unosiła się mgiełka. Dziewczyna objęła kolana ramionami kuląc się pod czarną kurtką, z kapturem nasuniętym niemal na oczy. Nagle na jej rękawiczkę spadło coś białego. Podniosła głowę do góry. Śnieg. Biały puch zaczynał opadać z ciemnego nieba, zakrytego przez chmury.
  - Tak szybko? - zdziwił się Ombre.
  - Najwyraźniej w tym roku zima będzie cięższa - powiedziała beznamiętnie Van, wracając do swojej skulonej pozycji. - Biedni ludzie. Wielu nie zdążyło zebrać zbiorów na zimę.
  - To jeszcze nie zima, panienko - zauważył wilczarz. - Śnieg nie zdąży zmrozić zboża.
  - Obyś miał rację - odparła dziewczyna wpatrując się tępo w ciemną plamę na dachu po drugiej stronie ulicy.
  Plama drgnęła.
  Ness podniosła głowę i zamrugała kilka razy. Przywidziało jej się? Niemożliwe, przecież znowu się poruszył. I ponownie zamarł. Cień siedzący na dachówkach, jak wrona.
  - Panienko? - Ombre zawarczał ostrzegawczo.
  Ta jednak go nie słuchała. Wpatrywała się czujnie w skuloną sylwetkę po drugiej stronie ulicy. Nie wiedzieć czemu doskonale wiedziała co ma w tej chwili zrobić...
  Powoli wstała nie odrywając wzroku od cienia naprzeciwko. Ten również się podniósł. W identycznym tempie, w tym samym czasie. Niczym lustrzane odbicie Van. Ruszyła kilka kroków po dachu, cały czas patrząc w bok. Ombre coś do niej mówił. Nie słuchała go. Cień poruszał się równo z nią. Przyspieszyli w tym samym czasie. Wkrótce już pędzili na złamanie karku przed siebie, przeskakując z dachu na dach, omijając przybudówki, po barierkach balkonów i parapetach. Cały czas pilnowali ten drugi cień po drugiej stronie ulicy, cały czas nie mogli się wyprzedzić. Żadne nie było pod tym względem lepsze niż drugie. Aż w końcu cień na chwile zniknął z oczu Ness. Dziewczyna wypadła na płaski dach, otoczony naprzeciw niej i z lewej innymi budynkami.
  Zatrzymała się tu. Coś jej mówiło, że ma tu zostać. Niemal wyczuwała też cudzą obecność. Kolejny test, co?, pomyślała. No dobrze, niech ci będzie. Jeśli to jedyny sposób, by cię wyrwać z mroku...
  Wyostrzyła swoje zmysły. W twarz uderzył ją chłód, do uszu dotarły rozmowy z mieszkania obok, mroki stały się bardziej przejrzyste, z tawerny po drugiej stronie ulicy docierały do niej mieszanki zapachów. skupiła się na obrębie dachu, na którym stała. Zdjęła z pleców laskę pojedynkową i odrzuciła ją. Cień ją widział, wiedziała to. I też nie dobywał żadnej broni. Nie widziała tego. Po prostu wiedziała, że tego nie zrobi, bo ona też nie zamierzała.
  Atak nadszedł z tyłu.
  Przeciwnik próbował ją pochwycić. Wymknęła mu się o włos. Zdziwiło ją to. Do tej pory nikomu nie udało się zajść jej od tyłu. Odwróciła się. Teraz go widziała i on także mógł przyjrzeć się jej. Oboje mieli twarze ukryte w cieniach kaptura. Przeciwnik ubrany był w płaszcz i czarny kaftan. Krążyli chwilę. Pierwsza zaatakowała Van. Zaskoczyła nieco mężczyznę i udało jej się kopnąć go w bok. Musiało mu to dać do zrozumienia, by jej nie lekceważyć ze względu na posturę. Następny atak wyprowadził on. Uderzył pięścią z gardy prosto w jej głowę. Zablokowała go - ręka mężczyzny ześlizgnęła się po jej zagiętym ramieniu. Zaraz po tym nastąpił kolejny cios. Uchyliła się do tyłu, nieludzko utrzymując równowagę, i wyprostowała się od razu kontratakując z wyprostowanej ręki. Wykonał unik przechylając się w bok. Wykonała więc kolejne uderzenie po łuku, drugą ręką, prosto na głowę przeciwnika. Zablokował jej dłoń gardą.
  Pojedynek był długi, bo szanse były wyrównane. Oboje równocześnie jednak zaczynali się męczyć. Blokowanie ciosów i zadawanie ich było coraz trudniejsze. Byli jednak równo uparci - każde czekało, aż to drugie się podda. W końcu Van udało się znaleźć sposobność do zakończenia zbyt równego pojedynku. Zrobiła unik, obracając się i stając bokiem do przeciwnika, po czym kopnęła go w zgięcie kolana. Mężczyźnie ugięła się noga. Dziewczyna dla dopełnienia dzieła przetoczyła się po jego plecach, pozbawiając go równowagi. Ukląkł na jedno kolano i już chciał się zerwać z powrotem...gdy nagle zobaczył pod swoją niesioną brodą ostrze sztyletu. Vanessa stała nad nim dysząc. Podczas walki spadł jej z głowy kaptur. Rozpuszczone włosy rozwiały ponownie zapach bzu i agrestu.
  To oznaczało, że pojedynek skończony.
  - Gratulacje - powiedziała. - Nikomu nie udało się tak długo ze mną wytrzymać w pojedynku.
  - Vice versa - odparł nieznajomy i dziewczyna dojrzała jego uśmiech.
  Schowała broń i cofnęła się o krok. Mężczyzna wstał. Był wyższy niż ona, co raczej nie było wielkim wyzwaniem. Mimo to gdy tak stali naprzeciw siebie wyprostowani z założonymi rękoma, Ness ponownie doznała wrażenia jakby patrzyła w lustro. Na męską wersję samej siebie.
  - Mogę wiedzieć z kim mam do czynienia? - zapytał nagle nieznajomy. - Ludzi zdolnych mnie pokonać mógłbym policzyć na palcach jednej ręki.
  - I vice versa - dziewczyna powtórzyła jego słowa. Po namyśle stwierdziła, że nic nie szkodzi się przedstawić. W mieście i tak ją znają. Wolała, by mężczyzna poznał jej imię osobiście od właścicielki: - Vanessa, liderka Słowików.
  Parsknął śmiechem.
  - To by dużo wyjaśniało - powiedział po czym ukłonił się ironicznie. - Lorkin, lider Borsuków.

Lorkin? Masz swój wyścig po dachach. I nie, nie skończą jak Ezio i Rosa XD

9 komentarzy:

  1. Mam pomysł na część CD. Hyhyhyhyhy >:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pam pam pammmm... Nie, na szczęście XD
      Chyba żadne z nich nie byłoby urzeczone t a k i m obrotem spraw O.o

      Usuń
    2. No ja nie wiem co masz na myśli mówiąc o t a k i m obrocie spraw

      Usuń
    3. Nie byliby zachwyceni, gdybyśmy zrobiły z tego "Ezia i Rose" ;p

      Usuń
    4. No tak. Van musiałaby sprać Lorkina jeszcze kilka razy XD
      A temu co by coś insynuował z tej ich znajomości załatwiłaby bis *^* DON'T. EVEN. TRY.

      Usuń
    5. Wyszłoby z tego tyle opków, że Lorkin dorównałby Van z punktami pojedynku. O nie! Ich walka zmieniłaby się w niekończącą się opowieść *^*

      Usuń
    6. Wpadliby w pętlę czasową! O.O
      Ale pamiętaj, że jeśli będą razem na zmianę pisać to na każde 5 opków Lorkina przypada 5 opków Van. W ten sposób jej nie wyprzedzi, ale szansę ma.

      Usuń
    7. Ty też już widzisz tą owocną współpracę między Słowikami, a Borsukami? XD
      Oby tylko wszystko nie zmieniło się w wyścig szczurów i przepychankę po dachach. A pamiętajmy, że kiedy ja mam komputer pod ręką to wszystko jest możliwe *^*
      Choć postaram się do niczego takiego nie dopuścić >:D

      Usuń