W zasadzie myślała już tylko o tym by jak najszybciej opuścić karczmę
,miasto a najlepiej całe królestwo.Nowo poznany mężczyzna wpatrywał się w
nią błękitnymi jak niebo w lecie oczyma, ale nie był to wzrok karcący
ani oceniający nie patrzył na nią jak się patrzy na kogoś kto choćby
pośrednio jest sprawcą nieszczęścia. Patrzył tak jak gdyby oglądał
ciekawą roślinę tudzież jakiś krajobraz , z niezmiennym spokojem w
niebieskich oczach i lekkim uśmiechem na ustach.Właśnie to sprawiło ,że
poczucie winy które do tej pory była w stanie stłumić nagle wydostało
się z pod kontroli ,teraz było jej zwyczajnie wstyd.Dante poczuła ,że
się rumieni.Trwało to tylko chwilę, potem pociągnęła swoją klacz z
powrotem do stajni ignorując ciekawskie i pełne dezaprobaty spojrzenia
innych gości zajazdu.
Tym razem z odnalezieniem jej siodła nie było żadnych problemów
,zirytowany stajenny odnalazł je natychmiast mamrocząc pod nosem coś o
głupich kelpie i ich porąbanych właścicielach.Skata słuchała go uważnie
ze spokojem przeżuwając rzemień którym była przywiązana ,podczas gdy
Dante wciąż czerwona na twarzy zaciskała popręg.Widząc jak potulny jest
teraz ten krwiożerczy potwór stajenny zbliżył się do kelpie na
wyciągnięcie ręki., wyszczerzył zęby w złośliwym pełnym samozadowolenia
szczerbatym uśmiechu.
-Nie taki potwór straszny ...-nie dokończył
Skata tylko na to czekała , szarpnęła się na na uwięzi z łatwością ją
zrywając i rzuciła się na stajennego z drażniącym uszy piskiem.Zanim
jednak zdarzyła dopaść ofiary Dante złapała ją za ucho i pociągnęła w
dół.Klacz zajęczała żałośnie skarżąc się całemu światu na swój zły los.
-Cholera..-wychrypiał stajenny, blady jak kreda
Potem nagle zaczerwienił się wściekle i pośpiesznie podreptał do wyjścia
licząc ,że nikt się nie domyśli ,że to co spłynęło mu po nogawce i
teraz chlupocze w butach wcale nie było potem. Dante uśmiechnęła się
nieco złośliwie i wyprowadziła Skatę ze stajni.
Na zewnątrz czekał Matteo wraz z gotowym do drogi ogierem.Jego oczy
miały wciąż ten sam pogodny wyraz a Dante wciąż nie mogła się temu
nadziwić.
-Wybacz ,że musiałeś tyle na mnie czekać-powiedziała zakłopotana.-Skata znowu...
-Wiem -przerwał jej z delikatnie.-widziałem
Dante zapiekły policzki, coś było w tym człowieku takiego ,że nie była w
stanie z nim rozmawiać nie rumieniąc się co pięć sekund i nawet nie
macie pojęcia jak to ją irytowało.
-Dobra.- rzuciła szorstko- jedziemy czy nie?Ludzie się gapią jakby
chcieli nas rozszarpać a my tu stoimy jak dwa osły ...Jeżeli chcemy
dotrzeć do jakiejś wioski przed zmrokiem musimy się pośpieszyć.No ale
tobie przecież nigdzie się nie śpieszy co?
Nie miała pojęcia skąd wzięła się u niej taka złośliwość, może
zwyczajnie z zazdrości, ona nie potrafiła przyjmować wszystkiego z takim
spokojem jak robił to Matteo i nie raz i nie dwa tego żałowała.
Mężczyzna bez słowa dosiadł konia i ruszył w kierunku bramy.
Trzy godziny później Dante już żałowała swojego wcześniejszego wybuchu,
Matteo nie odezwał się do niej ani razu zapatrzony w drogę przed sobą.
Prędkość z jaką podróżowali nie byłaby zadowalająca nawet gdyby
poruszali się pieszo.Ranny koń powłóczył nogami i odmawiał
przyśpieszenia choćby odrobinę.Nawet rudy kocur zrezygnował ze swojego
miejsca na zadzie kelpie na rzecz pieszej wędrówki obok wierzchowca, ale
kiedy już i tym się znudził pognał do przodu tak ,że Dante tylko co
jakiś czas widziała jego niewyraźny kształt w oddali.Podobnie jak jego
pani uwielbiał wielkie prędkości a taka jazda niesamowicie do nużyła.
Ciemne chmury kłębiły się nisko nad ziemią pomrukując groźnie.Wkrótce
potem na ziemię zaczęły spadać pierwsze krople.Jedna z nich skapnęła
Matteo na nos.
-Pada-oznajmił ze stoickim spokojem, było to pierwsze słowo jakie powiedział od trzech godzin.
-Możemy się już zatrzymać-warknęła Dante- i tak nigdzie nie dotrzemy przed zmrokiem.
-Dobrze -Matteo zsiadł na ziemię i sprowadził konia z moknącego w deszczu traktu
Dante zamurowało ,gapiła się na odchodzącego w kierunku niewielkiego
zagajnika mężczyznę z wyjątkowo głupią miną.Krople wielkości ziaren
grochu coraz częściej rozpryskiwały się na drodze, ciemne chmury wciąż
wisiały nisko zwiastują niechybne pogorszenie pogody. Wreszcie
dziewczyna zrezygnowana poprowadziła wierzchowca pod dach ze splątanych
gałęzi.
Zapadł zmrok , w obozowisku było jasno tylko dzięki niewielkiemu
ognisku.Dante przykucnęła blisko ognia, grzała zmarznięte dłonie ponad
płomieniami patrząc na czytającego książkę Matteo. Mężczyzna siedział na
końskiej derce wsparty plecami o drzewo ,wydawał się całkowicie
skupiony na lekturze i zupełnie nieświadomy tego ,że ktoś do
obserwuje.Po chwili Dante pomyślała ,że lubi tak na niego
patrzeć...Akurat ten moment Matteo wybrał by oderwać się od
książki.Dziewczyna zaczerwieniła się i odwróciła wzrok.
-Jeśli będziemy jechać z taką prędkością nigdy nigdzie nie dojedziemy-
powiedziała do niego próbując pewnym tonem pokryć zmieszanie.
Matteo bez słowa skinął głową , zamknął swoją książkę i odłożył ją na bok.
-Jakiś dzień drogi z tond leży wioska w której mieszka mój dobry
znajomy, mógłbyś zostawić u niego konia- wskazała na pasącego się nieco
dalej wierzchowca
-Po co?-Spytał Matteo -Przecież nam się nie śpieszy...bo nie śpieszy nam się prawda?-dodał widząc minę Dante
-Pewnie słyszałeś o nadchodzącym świecie tolerancji...Nieważne ,muszę być w Ikramie najszybciej jak się da...-zamilkła
Zapadła cisza. Żadna ze stron nie miała nic do powiedzenia.Matteo
właśnie miał zamiar wrócić do lektury kiedy Dante odezwała się.
-Skoro wcale ci się nie śpieszy czemu nie wpadniesz do Ikramu na święto tolerancji?
Matteo?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz