Van zamurowało. Co się właściwie wydarzyło? Zdążyła jedynie - zbyt późno, za co była na siebie wściekła - zauważyć ruch za plecami i zanim cokolwiek zrobiła oprycha walnęła niewidzialna siła pozbawiając go przytomności. A Lorkin zniknął.
- Panienko? - usłyszała zatroskany głos. Odwróciła się. Z bocznej uliczki przydreptał Ombre. - Wszystko w porządku?
Obejrzała się po raz ostatni w alejkę w której zniknął lider Borsuków.
- W jak najlepszym - odpowiedziała i ruszyła do ostatniego z powalonych, jakby nigdy nic. Dla pewności jego też skrępowała.
- Panienko, proszę, byś następnym razem jednak uprzedziła mnie, że zamierzasz uganiać się po mieście za obcym mężczyzną - powiedział dalej niezadowolony wilczarz.
Ness spiorunowała go wzrokiem.
- Za nikim się nie uganiam - warknęła, po chwili uświadamiając sobie, że chyba zareagowała zbyt gwałtownie. Odwróciła głowę udając skupienie na wiązaniu porządnego supła. - Poza tym teraz nie jest nieznajomy, więc nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło.
W odpowiedzi otrzymała jedynie psie westchnięcie. Wstała, otrzepała dłonie o siebie i ruszyła ulicą w stronę najbliższego posterunku straży miejskiej. Ombre ruszył za nią.
- I co teraz, panienko? - zapytał by przerwać ciszę.
- Najpierw sprowadzimy strażników, a potem...Nic. Chyba czas iść spać - odpowiedziała Vanessa.
Ombre tym razem zaniepokoił się nie na żarty.
- Panienka na pewno dobrze się czuje? - upewnił się. - Nie pamiętam kiedy ostatnio widziałem, by panienka spała...
- Wszyscy potrzebują snu - stwierdziła, chyba po raz pierwszy w życiu. - Nawet takie popaprane mieszańce jak ja. Nie mam ochoty marznąć na dachu, a już na pewno nie będę szukać Lorkina. Poza tym to był długi dzień, Ombre.
- Ma panienka rację - przyznał wilczarz. - Bardzo długi.
Śnieg opadał coraz gęściej. Ulice były puste, martwe, jak wyschnięte koryta rzek. Nawet mgieł już nie było.
* * *
Rano dziewczyna znów miała okazję podziwiać przedziwne zjawisko, jakim było budzenie się miasta do życia. W jednej chwili, kwestii kilku minut, jakby z pod ziemi wyrastały nagle setki mieszkańców. Wylewali się na ulice Knowhere, przesypywali z placów w uliczki jak piasek w klepsydrze. Van siedziała na dachu, jak zwykle, a Ombre leżał obok. Widziała wszystko, lecz nikt nie widział jej, bo zabiegani ludzie nie mieli czasu by popatrzeć wyżej niż przed siebie.
Nagle wyczuła cudzą obecność. Zacisnęła palce na sztylecie. Wilczarz nagle podniósł łeb, ale nie zawarczał.
- To lider Borsuków - powiedział niesłyszalnie.
Ness rozluźniła się nieco. Nie odwracała głowy.
- Uparta jesteś - usłyszała.
- Tym razem to nie ja śledziłam ciebie - zauważyła dziewczyna.
Lorkin uśmiechnął się złośliwie i bez pytania usiadł obok. Uwagę Vanessy przykuł dźwięk, którego się nie spodziewała: pazury stukające o dachówki. Ombre, gdy biegł za nią po dachach wydawał ten sam odgłos, ale wilczarz przecież leżał obok niej. Spojrzała w bok. Obok Lorkina usiadł...wilk. A raczej wilczyca. Zwróciła ślepia w stronę dziewczyny i Van nie mogła się oprzeć wrażeniu, że to nie było zwykłe zwierzę.
No proszę, pomyślała. Jeszcze jedna rzecz, w której jesteśmy podobni.
Lider Borsuków nagle skupił wzrok gdzieś dalej, ponad kamienicami otaczającymi plac. Ness zaintrygowana również spojrzała w tamtym kierunku.
- Co to za zamieszanie? - zapytał mężczyzna.
Ness wyostrzyła wzrok magią. Teraz widziała każdy szczegół. Straciła jednak zainteresowanie.
- To tylko przygotowania do wyjazdu - wyjaśniła obejmując zgięte kolana rękoma. - Lord i lady Ibn'Lshad jadą do Ikramu w to południe.
- Ach, Święto Tolerancji... - przypomniał sobie Lorkin. - A to nie pojutrze?
- Pojutrze, ale wiesz jak to jest - Vanessa wzruszyła ramionami. - Lordowie i ich sprawy...Poza tym z Knowhere do Ikramu trochę daleko. No i Ibn'Lshad dla dobra eskorty zdecydował się ominąć granice Ironwood...
Nagle Ombre zerwał się na nogi warcząc i zaszczekał wrogo na siedzącą przy boku lidera Borsuków waderę. Van syknęła na niego by się uspokoił, ale ten nie przestawał.
- Ta wadera... - powiedział tradycyjnie tak, aby usłyszała go tylko liderka Słowików. - Panienko, to telepatka. Cały czas mnie prowokuje.
Ness nie dała po sobie niczego poznać. Dla niepoznaki trzepnęła lekko wilczarza w ucho, jakby ganiła go za nieodpowiednie zachowanie, a on podwinął ogon i z powrotem usiadł. Wszystko dokładnie przećwiczone. Lorkin podniósł pytająco brew.
- Niezłego masz pieska - powiedział. - Mniejszych nie było?
Vanessa zignorowała to i wróciła do obserwowania placu.
Lorkin? Wybacz, że tak późno :P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz