środa, 18 listopada 2015

Od Vanessy (CD Chowlie) - Orzeł z papugą na ramieniu

        Van chwilę z ciekawością oglądała tego pierzastego demona. Słyszała już o śmiesznych, kolorowych ptakach mieszkających nad brzegami Ikramu i części Castelii. Nigdy jednak nie wierzyła, by jakiś ptak mógł mówić. Tu miała przed sobą żywy dowód na to, że umieją. Ozzi wydawał się jednak mieć niezbyt bogate słownictwo.
  - Gadający ptak, też mi coś - burknął Ombre niesłyszalnie. - Gdybym ja się głośniej odezwał...
  Ness zgromiła go szybko wzrokiem w obawie, że mogłoby mu coś takiego rzeczywiście do łba strzelić. Wilczarz ucichł tuląc lekko uszy i pochylając głowę. Wtedy Chowlie zwróciła większą uwagę na psa.
  - Twój? - zapytała.
  Vanessa pokiwała głową. Czuła się przy tej dziewczynie nieco bardziej spokojnie.
  - Też nie jesteś wielbicielką pudli, co? - brunetka uśmiechnęła się. - Jak się wabi?
  - Ombre - odparła liderka Słowików. - Ale on przeklinać nie umie, chociaż to mogłoby być całkiem zabawne...
  - Cóż, jeśli panienka tego sobie... - dziewczyna niby przypadkiem stuknęła laską tuż obok łapy wilczarza. Dało mu to wyraźnie do zrozumienia, co o tym pomyśle sądzi.
  Chow zaśmiała się. Mijający je przechodnie obejrzeli się za sobą, na co Van dyskretnie zaciągnęła mocniej kaptur.
  - Wiesz, to by miało całkiem dobre zastosowanie w boju - powiedziała brunetka. - Wpuścisz takiego za wały wroga, ten zamiast ujadać zaczyna śpiewać ludzkim głosem, przeciwnicy dębieją, a tymczasem można ich zaskoczyć od tyłu!
  Ness uśmiechnęła się lekko.
  - Na pewno kiedyś podsunę ten pomysł lordowi Ibn'Lshadowi - zaproponowała. - A propos, mogę zobaczyć tą arcyważną wiadomość do lorda?
  Chowlie nie wahała się. Nie musiała się dodatkowo upewniać, że jej niska towarzyszka rzeczywiście jest tym za kogo się podaje. Nawet przypadkowo mijani drogą strażnicy prostowali się i pozdrawiali dziewczynę skinieniem głowy. Raczej więc tego zwoju nie podrze ani nie ukradnie, prawda? Podała jej owinięty złotą wstęgą pergamin. Van podniosła go na wysokość oczu, przyglądając się emblematowi widocznemu na laku. Przedstawiał lecącego orła - symbol Ikramu oraz klanu Orłów.
  - Kogo niesie?! - krzyknął ktoś nagle.
  Dziewczyny aż podskoczyły w miejscu, a Anello odruchowo sięgnęła ku rękojeści sztyletu. Chow spojrzała na jej reakcję zdziwiona. Właściciel głosu - nadgorliwy strażnik - mierzył to w jedną, to w drugą swoją włócznią. Wzięła głęboki oddech i uspokoiła szybko bijące serce. Wyprostowała się dumnie. Tymczasem drugi ze strażników trzepnął towarzysza w tył głowy otwartą dłonią. Hełm pierwszego nieco bardziej zsunął mu się na oczy.
  - Zgłupiałeś, Sven?! - skarcił go. - To panna Anello we własnej osobie! Przecież opisywałem ci jak wygląda! - teraz zwrócił się do liderki Słowików. - Pani wybaczy, kolega przyjechał tu zaledwie wczoraj z Clevelandu.
  Vanessa zdjęła kaptur i westchnęła cicho.
  - Nic się nie stało - odpowiedziała. - Prowadzę posłańca do lorda Ibn'Lshada - wyjaśniła i kiwnęła głową w stronę brunetki z papugą.
  - Oczywiście. Lord jest obecnie w trakcie spotkania z marszałkiem Rokirinem - strażnik odstąpił na bok przepuszczając dziewczyny.
  Van poprowadziła Chow prostym korytarzem do głównej sali. Goniec gwizdnęła patrząc na salę, co z chęcią powtórzył Ozzi. Ness nie podzielała jej zachwytu. Ot, zwykła sala z takimi samymi jak w reszcie ,,pałacu" kamiennymi ścianami, tylko nieco bardziej wystrojona. Nie miała wielkiego, łukowatego sklepienia jak w Castelijskiej czy Ikramskiej twierdzy, a zwykły sufit. Wystrój ograniczał się do kilku gobelinów na ścianach, długiego stołu przed nieco bardziej ozdobnym niż reszta krześle i stojących w rogach kandelabrów. Drzwi do gabinetu lorda, na lewo od tronu, były otwarte, a na posadzkę padał z nich trójkątny snob światła. Gabinet nie posiadał okien, dlatego Thadi Ibn'Lshad postarał się w nim o lepsze oświetlenie. Ness i Chow stanęły w drzwiach niezauważone, przez chwilę słuchając rozmowy toczonej między burym khajiitem, a siwym krasnoludem.
  - Dalej nie popieram twojego wyboru, wasza wysokość - mówił butnie marszałek Rokirin i Ness już się domyśliła o kim była cała rozmowa. Znowu.
  - Jeszcze się do niej przekonasz - upierał się khajiit, Thadi Ibn'Lshad. - Chyba nie widziałeś jej jeszcze w akcji...
  Anello stanęła tuż za marszałkiem, nie wydając żadnego dźwięku. Lord zauważył ją, ale nie informował o tym towarzysza. Na jego kocich wargach zaczął się formować złośliwy uśmiech.
  - Nie, ale słyszałem opisy - odparł Rokirin zaplatając ręce na piersi zasłoniętej przez brodę. - Jest impulsywna, niestabilna emocjonalnie, nie ma skrupułów, a nade wszystko to jeszcze dzie...
  Dziewczyna odchrząknęła. Krasnolud odwrócił się gwałtownie i spojrzał w górę na twarz liderki Słowików. Na jego twarzy zagościł ten sam grymas, co zawsze, gdy miał z nią do czynienia.
  - Mnie też miło cię widzieć, panie Rokirin - Van dygnęła niedbale, po czym już o wiele poważniej zwróciła się do lorda Ibn'Lshada. - Panie, przyszła wiadomość z Ikramu.
  Khajiit zastrzygł uszami i wziął podany zwój. Złamał pieczęć i przez kilka minut czytał w skupieniu. W końcu uśmiechnął się.
  - Wygląda na to, że idea Savala weszła w życie - powiedział zadowolony do Rokirina. Pewnie się o coś założyli, pomyślała Vanessa. - Tamir i Tinuviel wybrali już swoich liderów.
  - Ale Stonehead i sam Soren jeszcze tego nie zrobili, khajiicie - Rokirin uśmiechnął się złośliwie.
  Tak, stwierdziła Ness. Na pewno się założyli.
  - Panno Anello - Thadi zwrócił jej uwagę. - Bal został przeniesiony do stolicy Ikramu. Chyba nie jest to dla ciebie wielki problem?
  Wzruszyła ramionami. Nigdy nie była w Ikramie. Jednak tak czy siak, będzie musiała pojechać na ten bal, nawet gdyby miał się odbyć na księżycu. Dostała wyraźne zadanie - chronić lorda Knowhere. Wszyscy inni liderzy też będą musieli tam wystąpić.
  Khajiit uznał tą odpowiedź za wystarczającą. Pożegnał dziewczynę, i ta ruszyła z powrotem do sali głównej. Chwo czekała w drzwiach pomieszczenia i udała się za Vanessą do wyjścia.

Chow? Zostawiam ci pole do popisu (mam głupie uczucie, że tego pożałuję)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz