- Mam na tym jechać? - zapytałem, choć odpowiedź była chyba oczywista.
Mir uśmiechnęła się promiennie.
- Zawiezie cię prosto do Ariathe - odpowiedziała. - Później wróci do mnie. Tylko pamiętaj, aby przez granicę Ironwood przejść głównym szlakiem. Ostatnio przejazdy stały się niebezpieczne.
Skinąłem tylko głową i z pewnym trudem wsiadłem na jelenia. Ten otrzepał łeb i niemalże oberwałem w głowę porożem.
- Dziękuję za pomoc - rzuciłem do elfki.
- Drobiazg - odparła Mir. - Jak będziesz jeszcze kiedyś w Ironwood to wiesz gdzie mnie szukać.
Podkopnąłem jelenia piętą i zwierze ruszyło z kopyta. Był zaskakująco szybki. Nadrobiony czas zrekompensował niewygodę. Jelenie zdecydowanie nie nadają się do jazdy wierzchem. Nie był jednak tak wredny jak koń i potrzebował żadnych wskazówek co do celu podróży. Drogę do Ariathe pokonałem w zaledwie kilka godzin. Wieczorem jeleń zatrzymał się niedaleko granicy miasta i zaczął grzebać racicą ziemię. Poklepałem go po łopatce i zeskoczyłem z grzbietu zwierzęcia. Rogacz zawrócił i pobiegł w las. Droga prowadziła nieco w dół do oświetlonego lampionami miasta.
Po paru minutach dotarłem do owej tawerny, którą poleciła mi Mir. Wyglądała jak każda inna: obskurne, zadymione pomieszczenie, zapełnione klientami, których naciągnęło szczególnie o późnej porze, w tym paru pijaków po kątach. Podszedłem do kontuaru. Barman zmierzył mnie dość krytycznym wzrokiem, zwłaszcza, że ledwo dosięgałem głową do lady.
- Czego pan sobie życzy? - zapytał znudzony.
- Kolację. I coś do picia - zdjąłem płaszcz i usiadłem. - A i mam pozdrowienia od Mir Da Ziran.
Człowiek nagle się rozpromienił.
- A! No to zupełnie inna sytuacja! Zaraz podam - znikł w jakichś drzwiach od których dochodziły przyjemne zapachy jedzenia.
Obejrzałem się po karczmie. Byli tu głównie ludzie, chociaż w kącie zauważyłem dwóch mrukliwych khajiitów, zapewne kupców. Nagle obok mnie usiadła czarnowłosa dziewczyna. Oparła topór o kontuar i niecierpliwie zerkała na drzwi od kuchni.
Nashira?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz