Szarpałem się parę minut kiedy nagle usłyszałem warknięcie. Obejrzałem się powoli. Jakiś metr ode mnie, na wysokości mojej głowy stał biały wilk. Patrzył na mnie marszcząc nos i odsłaniając kły. Co chwila dobiegały mnie ostrzegawcze warknięcia. Wyszarpnąłem zza pasa topór i podniosłem go ponad poziom śniegu, co musiało wyglądać komicznie.
- Tylko spróbuj, a wypcham cię trocinami! - zagroziłem.
Wilki raczej nie rozumieją wspólnej mowy. Ten może zrozumiał, ale nawet jeśli, to chyba się nią nie przejął. Fuknął tylko i zaczął się zbliżać. Nagle z zza wilka doszedł mnie kobiecy głos:
- Silver! Waruj!
Bydle o dziwo usiadło.
Spomiędzy krzewów wyszła za to wysoka elfka o długich czarnych włosach spiętych w warkocz, przy których jej cera wydawała się nienaturalnie blada. Spojrzała na mnie i po minucie z trudem powstrzymała uśmiech.
- Spokojnie, mała - powiedziała do wilka. - To tylko jakiś krasnolud zgubił drogę.
Burknąłem tylko coś pod nosem i nie przejmując się nowo przybyłą podjąłem kolejną próbę wyciągnięcia nogi z potrzasku. Elfka przykucnęła i przyglądała się moim poczynaniom. Tym razem nie powstrzymywała już uśmiechu.
- Czyżbyś utknął? - spytała.
- Skądże! - wypaliłem nawet na nią nie patrząc.
- A ja bym jednak poprosiła na twoim miejscu o pomoc...
- Nie ma potrzeby! Sam. Sobie. Świetnie. Poradzę! - pomiędzy każdym słowem próbowałem wyszarpnąć nogę spomiędzy korzeni.
Nieznajoma zaśmiała się i mimo moich protestów podeszła i chwyciła mnie za kołnierz. Wyciągnęła mnie z zaspy z łatwością. Szybko wstałem i otrzepałem się. Spojrzałem na swoją stopę, ale na szczęście but nie został pod śniegiem. Elfka wstała i popatrzyła na mnie wyczekująco.
- Dziękuję - wycedziłem przez zęby i poprawiłem pas na piersi.
- Czy ty w ogóle wiesz gdzie się znajdujesz? - spytała.
- Oczywiście! Jesteśmy na trakcie do Castelii.
- Blisko, ale ten trakt jest pół mili stąd.
Spojrzałem na nią zdziwiony. Przez cały czas szedłem w złym kierunku?!
- Może cię do niego zaprowadzić? - zapytała elfka.
Już miałem palnąć nieprzyjemną uwagę, ale powstrzymałem się. Jeśli chcę dotrzeć do Castelii muszę odnaleźć ten cholerny trakt. I - niestety - jest to równoznaczne ze skorzystaniem z jej pomocy. Sam nigdy nie znajdę szlaku, a ona pewnie zna te lasy jak własną kieszeń.
- Niech ci będzie - odpowiedziałem. - Pokaż mi gdzie jest droga w stronę Castelii i już mnie nie ma.
Elfka uśmiechnęła się i ruszyła między drzewa. Z trudem za nią nadążałem. Na szczęście nie należała do wrednych osób i szła ścieżkami słabo obsypanymi śniegiem, mimo iż pokonywanie zasp nie stanowiło dla niej problemów - w przeciwieństwie do mnie. Silver, wilczyca prawdopodobnie należąca do nieznajomej ciągle obserwowała mnie czujnie.
- Jak masz na imię? - spytała. - Ja jestem Mir.
- Yormund - odpowiedziałem dodając po chwili krasnoludzkie pozdrowienie: - Do usług!
- Na razie to tobie przydadzą się usługi - odparła Mir. - Jedziesz z Cleveland, prawda? Należysz do Borsuków?
- Nie. Tamtejszy klan jakoś mi nie odpowiada. Szukają magików, a ja za magią nie przepadam.
- To może zaciągniesz się do klanu z Knowhere?
- Nienawidzę reptilian. W okolicach Soli jest ich pełno, a to jedyne miasto po drodze.
- To w takim razie po co udajesz się do Castelii?
- Chcę dołączyć do klanu Lwów.
Elfka parsknęła śmiechem.
- Hej, ja mówię poważnie! - powiedziałem.
- Niech ci będzie - odparła Mir nadal się uśmiechając.
Dokończy Mir
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz