- Spokojnie, mały. Zaraz pojedziemy - powiedziałem cicho.
Wyrwij parsknął jakby mi nie wierzył. Czujnie lustrowałem okolicę wzrokiem. Pod tak rozłożystą wierzbą nawet w siodle nie byłem widoczny. Na polance niedaleko pasło się stadko saren. Wyjąłem strzałę i nałożyłem na cięciwę. Nie naciągałem jej jeszcze. Wypatrywałem dobrego celu. Jedna samiczka oddaliła się nieco od grupy. Obejrzałem się jeszcze, czy nie towarzyszy jej jakieś młode...szlag by to! Koziołek podbiegł do mamy nieco później. Musiałem więc znaleźć inny cel polowania. Zabicie karmiącej sarny to straszliwa skaza na myśliwskim honorze.
Na szczęście trafiła się inna okazja. Tym razem był to samiec. Najwyraźniej był w stadzie na straconej pozycji, bo reszta osobników go odpychała. Naciągnąłem cięciwę, ale w ostatniej chwili zrezygnowałem. Skąd ja to znam? Mizerny, słaby, nigdy nie będzie miał szans na dowództwo. Uśmiechnąłem się do siebie i zawróciłem konia. Jakby mnie teraz ci cwaniacy z Mithiremu zobaczyli...pomyślałem. ,,Najsłabsze ogniwo" przewodzi całemu klanowi.
Popędziłem Wyrwija do galopu. Ogier z dziką radością rzucił się do przodu. Wróciłem na trakt po czym zwolniłem do kłusa manewrując między jadącymi wozami i pieszymi.
Przed zmrokiem byłem już w budynku przydzielonym przez Ibn'Lshada Słowikom, jako bazę wypadową. Wszedłem do salonu i stanąłem jak wryty. Przy okrągłym stole narad siedziała jakaś nieznajoma dziewczyna. Miała długie czarne włosy przetykane czerwonymi pasemkami i bliznę na oku. Siedziała na odchylonym do tyłu krześle opierając nogi na blacie. Bawiła się jakimś sztyletem. Obejrzała się na mnie zdziwiona i schowała nóż za pasek.
- Kim ty jesteś? - spytała obojętnie.
- Ciekawe, właśnie miałem cię zapytać o to samo - odpowiedziałem i zdjąłem kaptur. - Ethan Quicksilver, lider Słowików.
Dziewczyna zdjęła nogi ze stołu, ale nie przejęła się tytułem. I słusznie. Sam tak robię, dopóki nie dowiem się, czy osoba z którą rozmawiam zasługuje na jakikolwiek szacunek.
Dokończy Annabelle
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz