niedziela, 26 lutego 2017

Od Reimenth'a (CD Flo) - Specjalizacja? Ściąganie kłopotów

        Ulice pogrążone w mroku, który rozganiały nieliczne, palące się światła w oknach. Nad Rei'em rozciągała się płachta nocnego nieba, na której, niczym śnieg w bardzo mroźny dzień, migotały piękne gwiazdy. Idąc ulicą, Rei zamyślił się odrobinę, błądząc po czeluściach swojego umysłu. Odkopując najgorsze obawy. Chodź wieczór był tak piękny, on nie był w stanie myśleć o nim. Rozsypane po niebie świecące gwiazdy, nie robiły na Rei'u żadnego wrażenia. Coś nie dawało mu spokoju, coś o czym zapomniał. Teraz, próbując sobie przypomnieć, co to właściwie było, nie mógł. Nie potrafił rozbić ściany dzielącej, go i jego wspomnienie. Szedł przed siebie, patrząc na nocne niebo, więc nie powinno nikogo dziwić, że wpadł na drewniana belkę, podtrzymującą balkon jednego z budynków. Oszołomiony namiętnym pocałunkiem z drewnianym filarem, cofnął się parę kroków do tyłu i zamarł. Olśniło go, złapał się za głowę, nie zwracając uwagi na ból.
  - Cholera jasna gdzie ja zostawiłem łuk! - powiedział sam do siebie. Szybko sprawdził pas, przy którym wisiał sztylet. Reimenth zdał sobie sprawę, że zostawił łuk, w boksie tygrysa Margaret. Poradził sobie i bez niego więc, można powiedzieć, że trud matki w nauczenia go sztuki szermierki chodź, odrobinę się opłacił. Zawiał chłodny wiatr. Rei, otrząsnął się i ruszył przed siebie, prosto do domu Dante, zapominając o wcześniejszym zmartwieniu.
  Nad ranem, Reimenh, wparował do pomieszczenia, gdzie była sypialnia gościnna w której stacjonowała Margaret. Pewien, że zastanie tam dziewczynę, która zwykła wstawać o świcie, wszedł bez pukania.
  - Hej Margaret... eeee... - Jego oczom ukazał się obraz Margaret, siedzącej okrakiem na Beatrice. Białowłosy poczuł gorąco na twarzy i oblał się płomiennym rumieńcem.
  - To nie tak jak myślisz - burknęła do niego, swoim lodowatym tonem. On tylko cofnął się do drzwi, przeprosił i szybko wyszedł z pokoju. Ten obraz wyrył w jego głowie ogromną dziurę. Nie wiedział zupełnie jak to się stało. Chyba wolał nie wiedzieć. Próbował odgonić myśli, jednak nie mógł wyrzucić tego obrazu. Przypomniał sobie o łuku który leżał w boksie Ayami. Czemu niby ostawił tam broń? Nie myślał przecież, że będzie musiał walczyć na balu. Poszedł więc do stajni siedziby orłów, wydłuży sobie jednak odrobinę drogę. By zająć myśli, zagadał nawet blondynkę o piwnych oczach, sprzedającą piękne kwiaty. W końcu, by sprawić radość młodej dziewczynie, kupił dwie margaretki, o śnieżnobiałych płatkach. Nie zwlekając dłużej. Udał się już w stronę celu swojego spaceru.


       Rei uważnie przyglądał się Pięknej Florianie, która pokazała mu co robi. Dla niego było to coś zupełnie nowego, z fascynacją przyglądał się temu co robiła dziewczyna śledząc każdy jej ruch.
  - Myślałam, że zaniedbywali tego konia. W mojej historii zajmowano się nim o wiele lepiej...ale najwyraźniej ten koń nigdy nie był pod złą opieką. Dlatego pieczęć nie umiała się przyjąć - wyjaśniła Flo.
  - To co robisz... jest wspaniałe - odparł nie mogąc wyjść z podziwu. Dziewczyna zaśmiała się i lekko zarumieniła.
  - Dzięki, nie wiele osób tak myśli.
  - Dobrze, że prawie zawsze należę do tej mniejszości - zażartował białowłosy. Pomógł wstać dziewczynie. Wydawało się, że nic nie może pójść nie tak. - szkoda, że nie jest do końca dozwolona. - Flo przytaknęła i rozejrzała się po stajni.
  - Nikt nas nie zobaczy? - zapytała niepewnie.
  - Spokojnie, najwyżej powiem, że jesteś tu ze mną - powiedział białowłosy i uśmiechnął się czarująco. - wcale nie wyda się to podejrzane, zabieranie tak pięknej kobiety do cuchnącej stajni - zaśmiał się a a Floriana dołączyła do niego. Śmiali się tak chwilę, dopóki Flo nie spojrzała w górę, mina jej zrzedła i odsunęła się od Rei'a kawałek. Rei usłyszał stukot kopyt tuż za sobą, i ciepły oddech, na swoim karku.
  - Nie chcę cię niepokoić ale ten koń za tobą wygląda jakby chciał cię zabić... - ostrzegła elfka. Rei głośno przełknął ślinę. Podszedł bardzo wolno do Flo i wyciągnął do niej rękę.
  - Zaufaj mi... błagam... - Szepnął, dziewczyna chwilę się wahała, spoglądając raz na chłopaka, raz na konia z nim. Cofnęła się krok do tyłu, jednak złapała dłoń chłopaka, ten bez zbędnego tłumaczenia, pociągną ją za sobą, biegnąc wzdłuż, boksów. Znów uciekali. Konie zaczęły tupać i rżeć zaniepokojone nagłym ruchem. Chodź droga do wyjścia nie była aż tak daleka. Stukot za nimi był coraz głośniejszy, co oznaczało jedno, kłopoty. Kiedy wierzchowiec był tuż za nimi, białowłosy wiedząc, że to niego koń obraz za cel, zatrzymał się. Gdyby nie pewna osóbka, która trzymała go mocno za rękę, nie wciągnęła go na czas do pustego boksu, został by najpewniej stratowany. Srokata klacz dobiegła do wrót stajni i z całym impetem uderzyła o nie zadem, przez co się otworzyły, z rozpędu odbiły od zewnętrznych ścian budynku i wróciły na swoje miejsce zatrzaskując się.
  - Dziękuję - powiedział oszołomiony i uśmiechnął się delikatnie patrząc na twarz kobiety.
  - Nie ma za co - odpowiedziała dysząc ze zmęczenia.
  - Uratowałaś mnie przed chwilą! Gdyby nie to, byłbym martwy albo bardzo mocno poturbowany - odparł do dziewczyny, wsłuchując się przy okazji w stukot kopyt, by ocenić gdzie znajduje się klacz, trudno było to ocenić ponieważ, wokół panował chaos, rżenie koni, niespokojne dreptanie w miejscu.
  - No to powiedzmy, że jesteśmy kwita - zażartowała - a teraz już cicho.
srokata klacz, przekłusowała obok ich boksu. Cicho wymknęli się z niego i znów zaczęli biec do, zamkniętych, ogromnych drzwi. Kiedy już przy nich byli, okazało się, że zostały zatrzaśnięte na dobre.
  - Co teraz? - zapytał się gdy łaciaty koń pędził już w ich stronę. Flo uskoczyła w jedną stronę wpadając w stóg siana, Rei miał mniej szczęścia, ponieważ upadł prosto na kamienne podłoże. Potwór w ciele konia powoli począł się do niego zbliżać, parskając głośno. Nagle nie wiadomo skąd Flo wytrzasnęła coś na wzór ,,łap'' przesunęła po posadzce, Miecz który uderzył o kopyta łaciatej klaczy, odbijając się niedaleko Rei'a. Białowłosy bez wahania rzucił się po miecz. Wstał, i wyciągnął przed siebie miecz. ,,Kto trzyma miecz obok stogu siana?!'' - przebiegło mu przez myśl chłopakowi który zostawił łuk i kołczan w boksie zmiennokształtnej, ogromnej, czarnej pantery.
  - Jak ty trzymasz gardę?! - krzyknęła do niego Flo, bardziej można by powiedzieć, że troskliwie niż karcąco, podnosząc się z siana i usiłując znaleźć coś w torbie, z której wyjęła poprzednią pieczęć.
  - Nie wiem, tak?! Nie jestem szermierzem! - odkrzyknął jej i poprawił odruchowo swoją postawę. Przypominając sobie jak jego matka zawsze strofowała go, gdy ćwiczyła z nim postawę. Rei, zaczął się wycofywać, klacz lustrowała uważnie każdy jego ruch i wyciągnięty w jej stronę miecz.
  - A kim niby jesteś?! - znów zawołała. - na balu walczyłeś mieczem!
  - Tylko to było pod ręką! - po ostatnich słowach Rei'a srokata klacz cofnęła się do tyłu lekko podskakując, przy okazji trącając Flo tak, że ta upadła na ziemię, upuszczając torbę. Mężczyzna miał dość tego cyrku, natarł na klepie a ono ruszyło na niego. Klacz bez problemów wytrąciła mu z rąk miecz, jednak nie dążyła wyhamować i pobiegła aż do końca alejki. Rei podbiegł do Flo która, wyraźnie czegoś szukała. Miecz wylądował niedaleko niej. Chwycił za rękojeść i natarł na zasuwę w drzwiach. Za pierwszym razem nic, za drugim również. Ciął na oślep zasuwę i drzwi. W końcu, gdy wydawało mu się już, że zamknięcie się chodź trochę obluzowało, odrzucił miecz, cofnął się pare kroków i natarł na wrota. Zaskrzypiały a zasuwa obluzowała się i odblokowała. Odwrócił się, w jego stronę pędziła wściekła łaciata klacz. Rei, postanowił obrócić to na swoja korzyść. Poczekał chwilę, i w odpowiednim momencie się odsunął. Koń wparował na wrota, otwierając drogę ucieczki. Rei, przykucnął przy Flo która dalej czegoś szukała, w pośpiechu złapał ją pod ramie i spróbował wymusić by się podniosła.
  - Czekaj nie, ona gdzieś tu jest - powiedziała gorączkowo rozglądając się i przesuwając pojedyncze źdźbła siana. Jednak białowłosy, nie miał zamiaru teraz słuchać, chciał skorzystać z chwili gdy bestia była zdezorientowana po uderzeniu.
  - Nie mamy czasu! - Powiedział i wziął bez pytania Flo na ręce. Postawił ja na ziemię dopiero wtedy gdy byli pięć metrów za stajnią. Okazało się, że zebrało się parę gapiów niedaleko stajni.
  - Tam została moja, jedna z ważniejszych pieczęci! - Jęknęła sfrustrowana. Reimenth westchnął i odwrócił głowę w stronę klaczy, która powoli wracała do siebie.
  - Pójdę po niego, ale ty tu zostań nie chcę by tobie się coś stało - powiedział zrezygnowany. Czemu ściągał na innych tyle nieszczęścia? Czasami myślał, że to przypadek, po prostu akurat coś się wydarzyło nie z powodu tego, że on był w pobliżu. Jednak ta myśl szybko została zepchnięta na boczny tor i zastąpiona przekonaniem o tym, że pech to po prostu jego drugie imię. Nie myśląc już dłużej, przy okazji wcale nie myśląc, wpadł na powrót do stajni. Rzucił się na kolana koło stogu siana i uważnie lustrował każdy szczegół. Był dość spostrzegawczy, szybko zauważył gładko oszlifowany, jasnoszary kamień na sznurku. Chwycił pieczęć, podniósł się i jak wpadł do stajni tak i wypadł. Prosto na klacz Dante. Na swoje nieszczęście stracił równowagę i runął na ziemię. Klacz nie czekała długo, stanęła na tylnych nogach rżąc przeraźliwie. Białowłosy, zanim jego klatka piersiowa została zmiażdżona przez kopyta klaczy, przeturlał się i wstał tak szybko jak mógł, i prawie wpadł na Flo, która pewnie chciała pomóc. Klacz odwróciła się w ich stronę, mężczyzna nagle zauważył, że kobieta, zamachnęła się swoim mieczem. Przerażony otworzył szeroko oczy i szybko kucnął. Na szczęście, Floriana nie miała nawet zamiaru uderzyć Rei'a tylko rozjuszoną klacz za nim. Kobyle oberwało się płazem miecza, co ja trochę zdezorientowało. Tym razem, to elfka chwyciła, dziecko nieszczęścia za rękę, zmuszając go do podniesienia się i biegu za nią.
  Chwilę zajęło im szukanie kryjówki, jednak nie potrzebnie, ponieważ ktoś schwytał klacz i ta nawet nie mogła ruszyć za nimi.
  - Teraz to ja dziękuję - odetchnął chłopak stając w miejscu. Zatrzymali się gdzieś na placu z ładnymi, bogato zdobionymi domami mieszkalnymi. Flo uśmiechnęła się delikatnie.
  - Już na pewno jesteśmy kwita - powiedziała. Mężczyzna nagle przypomniał sobie o naszyjniku który mocno trzymał w zaciśniętej pięści. Wytarł pieczęć o skrawek koszuli i zarzucił na szyje Flo.
  - To chyba twoje.
  - Oh... - Kobieta spojrzała na naszyjnik a potem na Reimenth'a, obdarzając go delikatnym uśmiechem i błyszczącym spojrzeniem hipnotyzujących oczu. Potem stało się coś, czego chyba nikt by się nie spodziewał. Floriana przytuliła delikatnie Rei'a a ten po chwili całkowitego zaskoczenia, odwzajemnił uścisk. Szybko jednak puścił Flo która się od niego odsunęła.
  - A to za co? - zagadnął uśmiechnięty i nadal mile zaskoczony takim obrotem sprawy.
  - No, za wszystko, to moje podziękowanie - powiedziała trochę speszona. Rei widząc jej reakcję zaśmiał się i tym razem on ją przytulił, chcąc rozładować sytuacje. Pomyślał bowiem, że Flo czuje, że się narzuca. Więc czemu nie pokazać, że to nic złego?
  Razem zaczęli się śmiać.
  - A tak właściwie, to naprawdę nie jesteś szermierzem? - podjęła nowy temat.
  - Tak, moja profesja to zawodowe ściąganie kłopotów - zażartował. Kiedy Kobieta miała coś odpowiedzieć, za plecami Reimenth'a rozbrzmiał głośny krzyk wściekłej kobiety.
  - Jak możesz się tu jeszcze pokazywać! Po tym jak zostawiłeś mnie samą z dzieckiem! - Krzyczała kobieta. Uśmiech z twarzy Flo natychmiast znikł. Widząc to Rei nawet nie chciał się odwracać, na twarzy Flo zdziwienie zaczęło mieszać się ze złością. Po mimo oporu odwrócił się, ujrzał dziewczynę o burzy kasztanowych loków, otaczających jej czerwona ze złości twarz. Złote oczy, wierciły w nim dziurę, były przepełnione nienawiścią.
  - Przepraszam, musiała mnie pani z kimś pomylić... Jestem tu dopiero od niedawna - próbował wytłumaczyć się chłopak, jednak na marne. Dziewczyna zaczęła zmierzać w jego kierunku.
  - Przestań łgać! - krzyknęła. Rei zauważył, że jej oczy są pełne łez, jednak ta walczyła z nimi nie dając im ściec po policzkach. Mogła przez to mieć rozmazany cały obraz. Była zrozpaczona i wściekła. Rei poczuł się okropnie, na myśl od razu przyszedł mu jego ojciec, który to zdradzał matkę przy każdej napotkanej okazji. Wziął za pewnik, że to kolejna ofiara jego chorej żądzy.
  - No przyjrzyj się mi! Może po prostu pomyliłaś mnie z moim ojcem! On jest handlarzem, sprowadza różne towary... jedwab... imbir? - dziewczyna była coraz bliżej, przyszło mu grać na zwłokę, zaczął wykonywać dziwne ruchy rękoma jakby wskazywał towary. -jedwab? Jedwab? Kurkuma? - Nagle dziewczyna zatrzymała się tuż przed nim zastygając na moment.
  - Zaraz... to nie... przepraszam... pomyliłam cię z kimś - mówiła przez łzy, które ściekły po rumianych policzkach kobiety. Była już o dwa kroki od Rei'a, chwilę stała przed nim, coraz więcej łez spływało po jej policzkach. Białowłosego zaczęło coś zżerać od środka. Może własne sumienie? Czuł się winny tej sytuacji. Już od małego był wściekły na ojca, którego nie było w domu, potem gdy już łaskawie wrócił na dłużej, matka chłopaka dowiedziała się o zdradach swojego męża, czytając jego korespondencje. Teraz gdy widział dziewczynę, obudził się w nim mały chłopiec, który chciał zalać się łzami i wypłakać w suknie matki, jednak nie mógł, co prawda był wrażliwy... jednak nie mógł tego okazywać, taka rola wiecznego żartownisia. Nie mógł płakać, to on miał osuszać łzy innych. Podszedł wolno do dziewczyny i lekko poklepał ją po plecach. Ta jednak bez wahania po prostu się do niego mocno przytuliła i zaczęła wypłakiwać się w jego szarą koszulę. Rei odwrócił głowę w stronę Flo, ze spojrzeniem psa, który błaga o pomoc. Ta o dziwo uśmiechnęła się lekko, chyba rozumiejąc położenie chłopaka. ,,Gdyby teraz tak ponownie uciec razem... na kawę'' - pomyślał. Wtedy z domu naprzeciwko wybiegła pulchna kobieta, w średnim wieku. Podbiegła do Reimenth'a i oddzieliła go od dziewczyny.
  - Idź mi stąd ty chuliganie! Zostaw moja córkę łajdaku! - Zaczęła wrzeszczeć i okładać Rei'a szmatą po białej czuprynie. Wycofał się szybko, złapał Flo za rękę i pociągnął za sobą w bliżej nieokreślonym kierunku.

To jak Flo, dasz porwać się na kawę?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz