Dziewczyna wykrzywiła usta, nawet nie starając się ukryć tańczącego po
nich grymasu niezadowolenia. Oparła się o drzwi jednego z pustych
boksów, skąd mogła swobodnie przyglądać się krytycznym wzrokiem
wierzchowcowi Szarego, powtarzając w myślach nadane mu imię. Werset,
Werset, Werset… Cóż, nie da się ukryć, że sama nigdy nie nazwałaby tak
swojego rumaka. Trudno powiedzieć, czy to lata spędzone na pokładzie
przeróżnych okrętów, czy też własny, nieco specyficzny gust sprawiły, że
Szkwał stała się zwolenniczką tych bardziej skomplikowanych,
ewentualnie kilkuczłonowych imion… albo takich, które rzucane na lewo i
prawo brzmiały, jak najgorsze obelgi (tak, imię Dexter zdecydowanie
zalicza się do tej ostatniej grupy).
Jednak, kiedy przesunęła spojrzenie z siwego ogiera w stronę
wysokiego, płatnego mordercy z bandanką na twarzy, który od tej chwili
uchodził za jego właściciela, imię konia przestało wydawać jej się aż
takie dziwne. Właściwie, to, że wpadł na nie ktoś pokroju Revana nie
stanowiło dla niej zaskoczenia.
- Wyglądasz, jakby ktoś przystawił Ci zdechłą rybę pod nos.- zauważył z
rozbawieniem Szary, napotkawszy skrzywioną twarz piratki.- No chyba mi
nie powiesz, że jest aż tak złe.
Brunetka jedynie wzruszyła ramionami, uśmiechając się przy tym
szeroko. Chociaż cała ta rozmowa dotyczyła jedynie wyboru imienia dla
jednej „czworonożnej lądowej szkapy”, jak to w myślach nazywała
większość koni, przyjemnie było choć raz móc poczuć się, jak szanowany,
nieomylny mentor, prowadzący za rękę swojego zbłąkanego ucznia przez ten
tajemniczy świat. Z tą jedną, jedyną różnicą, że ani Thalia nie
nadawała się na nauczycielkę (nie wspominając już nawet o nazywaniu jej
nieomylną), ani Prześladowca zdecydowanie nie pasował do wizerunku
niczego nieświadomego podopiecznego. Już na samą myśl o podobnej
sytuacji, piratka parsknęła głośnym śmiechem, teatralnie ocierając
wyimaginowaną łzę, „spływającą” po jej lewym policzku. Sytuacja, w
której jedna osoba śmieje się, zdaniem tej drugiej, z niczego i zupełnie
bez powodu mogłaby wydawać się niezręczna, gdyby Szary nie spędził w
towarzystwie czarnowłosej kobiety wystarczająco dużo czasu, aby nauczyć
się nie reagować na podobne, niezrozumiałe wybuchy wesołości w inny
sposób, niż uniesieniem brwi, czy też pełnym zrezygnowania (tudzież
irytacji) westchnięciem.
- Eeeee tam, póki nie jest to Słodzik, albo Cukiereczek, jakoś ujdzie.-
brunetka machnęła ręką, w końcu odpowiadając na pytanie towarzysza.-
Poza tym…- tutaj jej wzrok spoczął na siwym łbie, który ogier wystawiał
ponad drewniane drzwi swojego boksu.- … nie wydaje się być bardziej
niezadowolony, niż wtedy, gdy chciałeś zostać przy „paskudzie”, więc
chyba nie ma nic przeciwko.
W tym momencie Werset, zupełnie, jakby nie tylko rozumiał, ale także
od początku uczestniczył w dyskusji, parsknął głośno, kilka razy kiwając
łbem. Thalia posłała płatnemu mordercy spojrzenie, mówiące „Widzisz?”,
zaś zmieszany wzrok Revana, przyglądający się mokremu od końskiej śliny
rękawowi koszuli piratki odpowiedział „Wydaje mi się, że za Tobą nie
przepada”.
- Przebrzydła cholera!- rzuciła dziewczyna, szukając wzrokiem czegoś, o
co mogłaby wytrzeć rękaw (zignorujmy na chwilę fakt, że jeszcze kilka
godzin temu nie przeszkadzało jej bycie umorusanym we krwi bliżej
nieokreślonych chimer, które zaatakowały gości balu, przerywając tym
samym Święto Tolerancji w pałacu Ikramu).- Wiesz co? Jednak „paskuda”
pasowało Ci znacznie lepiej.- ogier zdawał się zupełnie nie przejmować
żadną z rzucanych przez piratkę uwag, czego dostatecznym dowodem było
odwrócenie się od dwójki Muszkieterów zadem.
Thalia jedynie westchnęła z irytacją, choć wyglądała na zdecydowanie
bardziej rozbawioną całą sytuacją, niż faktycznie wściekłą. Z drugiej
strony, to, że zbójecki uśmiech praktycznie nigdy całkowicie nie gasł na
jej twarzy mogło być bardzo mylące.
- Właśnie dlatego statki są zdecydowanie lepsze. I pomyśleć, że ja też
będę musiała wybrać sobie takie coś na stałe… wyobrażasz to sobie?-
rzuciła w stronę Revana.
- Aż trudno sobie wyobrazić, jak szybko się nawzajem pozabijacie.-
mężczyzna odparł złośliwie, nie wiedząc nawet, że w tym momencie oboje
zaczęli zastanawiać się nad przebiegiem podobnej sytuacji, wyobrażając
sobie chyba każdy z możliwych wariantów.
- Proszę Cię, chyba mnie nie doceniasz! Tyle lat użerałam się z tym
włochatym pomiotem szatana, a z byle szkapą miałabym sobie nie
poradzić?!
- Chcesz mi powiedzieć, że kapucynki są niebezpieczniejsze od koni?-
Prześladowca spojrzał na piratkę z wyraźnym powątpiewaniem, jakby mówił
„jeszcze nic nie wiesz o życiu…”.
Właśnie w tym momencie Werset, choć dalej odwrócony tyłem do drzwi
boksu, parsknął po raz kolejny i tupnął na znak wyraźnego sprzeciwu.
- A Ciebie nikt się o zdanie nie pytał.- dziewczyna rzuciła w stronę
najbliższego boksu, z którego jeszcze niedawno wystawał siwy łeb konia,
jednak już tym razem, być może to przez urażoną dumę, wierzchowiec nie
zaszczycił ich odpowiedzią.
- Czy mi się przesłyszało, czy ty właśnie zwróciłaś się do konia?-
zauważył Prześladowca, przy okazji przypominając piratce jej zachowanie
podczas wcześniejszej wizyty w stajni.- Ty, która wcześniej krytykowała
rozmowy ze zwierzętami?- mężczyzna uniósł brwi, w teatralnym geście
udawanego zdziwienia.- Czyżby to była… hipokryzja?
Szkwał zmrużyła oczy i już otworzyła usta, gotowa rzucić jakąś ciętą
ripostę, kiedy nagle, jakby rozmyśliła się i zamknęła je z powrotem,
ograniczając się jedynie do otaksowania wzrokiem stojącego naprzeciwko
niej mężczyzny. Mimo wszystko, było to lepsze, niż otwarte przyznanie
się do braku sensownych argumentów, chociaż nie potrzeba mędrca, by
dostrzec gołym okiem widoczny, ale jakże nieczęsto spotykany brak
pomysłu na kontratak. Bądź co bądź, czy istnieje inny powód dla którego
pirat miałby nie kontynuować dyskusji?
Mimo wszystko, cisza trwała tak krótko, że nawet nie sposób było zdążyć się nią nacieszyć.
- No patrzcie państwo!- kobieta teatralnie uniosła ręce do góry.- Ledwo co dołączył do klanu, a już wytyka innym nieprawość…
- Przynajmniej d o ł ą c z y ł e m do klanu.- słusznie zauważył
Revan.- W innym przypadku nawet przez myśl by mi nie przeszło, żeby
pchać się na przyjęcie pełne arystokracji…
- Z tą maską to pewnie wolisz karnawały, co?- dziewczyna odgryzła się z
zadowoleniem, ale Szary najwyraźniej zdążył już w swoim życiu nasłuchać
się zbyt wielu podobnych tekstów, dotyczących noszonej przez niego
bandanki, by zwracać uwagę i odpowiadać na każdy z nich.
- Zdaje się, że chciałaś wstąpić do Orłów.
- I nadal chcę! Ale, póki co, daj mi się nacieszyć wolnością.- odparła,
co zabrzmiało zupełnie tak, jakby to właśnie Poursuivant, a nie straż,
czy też wykroczenia, jakich dopuściła się brunetka próbowały odebrać jej
jakże cenną dla każdego pirata wartość.
- Poważnie?- Szary przyjrzał się kobiecie z wyraźnym powątpiewaniem.- A
od kiedy to ścigany pirat, bez swojego okrętu, czy załogi jest wolnym
człowiekiem?
Sargent uśmiechnęła się szeroko, zupełnie, jakby tylko czekała aż padnie zadane przed chwilą pytanie.
- Ja zawsze będę wolna.- odparła pewnie, przysuwając się prowokacyjnie w
stronę rozmówcy, zupełnie, jakby nigdy nie słyszała o pojęciu
przestrzeni osobistej.- Nie ważne gdzie, nie ważne kiedy, nie ważne kto
będzie chciał mnie dopaść. Na morzach, na lądzie, w pałacu, czy
rynsztoku, to bez znaczenia. Nawet za więziennymi kratami byłam bardziej
wolna, niż pilnujący mnie strażnicy kiedykolwiek będą.- wyszczerzyła
się zbójecko.- Jak to jest być związanym przez sznury społeczeństwa?
- Jak to jest być przestępcą bez immunitetu?- Szary najwyraźniej nie dawał za wygraną.
Szkwał odsunęła się gwałtownie.
- A ty dalej swoje… poza tym, dołączenie do Orłów było moim pomysłem,
nikt Cię tam nie zapraszał.- dziewczyna mruknęła, niczym niezadowolony
siedmiolatek. Biorąc pod uwagę wygląd i reputację piratki, mogło
wyglądać to całkiem komicznie.
- Jakoś nie miałyście nic przeciwko, kiedy dołączyłem do wędrówki.
- A może po cichu liczyłyśmy, że dostaniesz się w łapy strażników?-
odpowiedziała szybko, nawet bez zastanowienia, po czym zaczęła wymieniać
w zamyśleniu kolejne scenariusze.- Albo, że porwą Cię bandyci… równie
dobrze mogłyśmy okraść Cię podczas snu, upchnąć komuś na targu
niewolników, albo nawet sprzedać tamtej wróżbitce. Hmmm… tak, myślę, że
znalazłaby dla Ciebie miejsce w swoim namiocie. Pewnie stałbyś obok
kufra z voodoo i słoików z jelitami. A poza tym- piratka klasnęła w
dłonie, jakby właśnie przypomniała sobie o czymś niezwykle ważnym… cóż,
nie da się ukryć, iż mogło chodzić tylko o sprawę najwyższej wagi, skoro
przypomnienie sobie o niej sprawiło, że dziewczyna musiała skończyć
swoją, do niczego nieprowadzącą wyliczankę.
Sargent sięgnęła do jednej z kieszeni spodni, wyjmując z niej bliżej
nieokreślone zawiniątko. Była to ta sama mapa (nakreślona z wątpliwą
precyzją, choć ewidentnie do czegoś prowadziła), którą Dexter ukradł
mężczyznom, mijanym wcześniej przez piratkę i kapucynkę w porcie. Przez
całe to zamieszanie związane ze Świętem Tolerancji, a później z atakiem
bestii, Thalia zupełnie zapomniała o tajemniczej mapie. Ale skoro oto
trzymała ją w ręku, może warto byłoby rzucić okiem na nakreśloną drogę?
I, oczywiście, dowiedzieć się do czego prowadziła.
- … Chyba mamy zdecydowanie ciekawsze zajęcie!- brunetka machnęła
Prześladowcy świstkiem tuż przy twarzy, jakby to, że kilka sekund
wcześniej rozłożyła go przed sobą umknęło zamaskowanemu mężczyźnie.
- „My”…?- nawet nie miał zamiaru ukrywać zdziwienia, mieszającego się z
błagalnym tonem, jakże typowym dla pytania „dlaczego akurat ja?”.
- Oj nie marudź, będzie fajnie.- Szkwał wyszczerzyła się zbójecko po raz kolejny.
Revan spojrzał na dziewczynę, dając wyraźnie do zrozumienia jak bardzo
wątpi w jej słowa, choć wszystko wskazywało na to, że nie miał w tej
sprawie nic do gadania.
Revan? Wybacz mi Nyan za okropny stan tego opka, brak jakigokolwiek ładu i składu, ale obecnie po prostu na więcej mnie nie stać
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz