To był jeden z najbardziej udanych wieczorów Margaret. Właściwie to był
pierwszy bal Margaret, na którym świetnie się bawiła, a przecież nic nie
wskazywało na tak udaną i spektakularną potyczkę z potworami. Kiedy
wszystkie bestie zgromadzone w sali padły, podeszła do jednego z
ocalałych stołów i usiadła obok Beatrice - z którą spędziła ten uroczy
wieczór przed napaścią potworów- nalała sobie wina do lekko pękniętego
kielicha. To był chyba już czwarty tego wieczoru który wypiła, a trzeba
przyznać, że nie posiadała mocnej głowy do alkoholu. Jeszcze przed całą
tą jatką dziewczęta spokojnie rozmawiały przy winie na bardzo różne
tematy. Charakter i szczerość Beatrice oczarowały Margaret. Dziewczyna
nie miała jakoś oporów dyskutować z nowo poznaną osobą w tak szczery
sposób. Może to przez to, że rozluźnił ją właśnie alkohol.Uśmiechnęła
się do brązowowłosej trochę przymulona. Nie uśmiechała się zbyt często,
po raz pierwszy (przy małej pomocy wina) nie myślała o tym jak być
idealną, przestała uważać na każdy swój ruch. Swobodnie wyrażała swoje
myśli tego wieczoru. Nie przypominała siebie, to tak jakby spotkać
zupełnie inną osobę. Jednak, może to nie przez alkohol... może to sposób
w jaki Beatrice prowadziła rozmowę, sprawił, że Mag obdarzyła ją jakąś
dziwną sympatią?
- Udany wieczór - powiedziała, spoglądając w stronę Beatrice.
- Tak, gdyby tylko jeszcze chodź trochę gorzały ocalało... - zażartowała. Margaret mimowolnie się uśmiechnęła i wzięła łyk wina.
- No, mi się podobało.
- A czy ja powiedziałam, że mi się nie podobało? - zapytała Beatrice -
Mi też się podobało, nie był to przynajmniej kolejny sztywny bal.
- Eh, fajnie było ale się skończyło. - spojrzała na czerwoną ciecz w
naczyniu które trzymała w ręku. Taki bal się więcej nie powtórzy,
odejdzie w zapomnienie. Niczym przeczytana już powieść, którą trzeba
odłożyć na półkę, by spoczęła pod pokładem kurzu, czekając aż ktoś
ponownie ją przeczyta. Jednak, komu miałaby niby opowiadać tę historię? Z
kim miałaby ją wspominać? Nie miała przecież za dużo znajomych...
raczej nie miała ich w ogóle, już sam kontakt z bratem czasami ją
wykańczał. Po prostu do tej pory wystarczyły jej książki... no i
rozgadany brat. Nie widziała sensu w utrzymywaniu innych znajomości. Czy
chciała to zmienić? Fajnie by czasami wymienić parę słów albo wyjść
gdzieś wspólnie. Margaret wpatrując się w wino rozmyślała czy... czy
chciała by zyskać kogoś, na kim zależało by jej i utrzymywała by z nim
kontakt? Chciałaby mieć przyjaciela? Przecież jest samowystarczalna, ale
to nie koliduje z posiadaniem kogoś zaufanego. Przecież przeczytała już
wiele książek gdzie główny bohater przeżywał przygody ze swoimi
przyjaciółmi. Więc i ona może.
- Hej, właściwie, zostajesz jeszcze na trochę w Ikramie? - Nagle przerwała milczenie.
- No tak... Dante mnie zaprosiła więc zostanę jeszcze. - odpowiedziała Beatrice, obserwując białowłosą.
- A mogłybyśmy się jeszcze spotkać? - Zapytała niepewnie.
- Jasne ale teraz... csiii... czy ty słyszysz to samo co ja? - Beatrice
nagle wstała i podeszła do dwójki rozmawiających ze sobą postaci.
Margaret podążyła w ślad za swoją ,,towarzyszką''. Nagle Beatrice weszła
między Dante a jakiegoś mężczyznę, zmuszając ich, by odsunęli się od
siebie. - Jak chcecie niby tańczyć... słyszycie tu gdzieś muzykę? -
Zapytała spoglądając to raz na brązowowłosego, raz na kobietę.
- Skoro tak, to bardzo proszę, skołuj nam muzykę - skwitowała Dante.
- Już się robi! - Pochyliła się komicznie, wykonując coś na kształt
ukłonu. Odwróciła się i spojrzała rozpromieniona na Mag. W jej oczach
błyszczały iskierki. - Margaret! Chodź pomożesz mi! - Z entuzjazmem
Beatrice złapała brunetkę za rękę i pociągnęła w miejsce gdzie wcześniej
grała orkiestra. Mag poszła za nią, zaskoczona obrotem sprawy i siłą
Beatrice. Gdy podeszły, Margaret zobaczyła instrumenty porzucone byle
jak w pośpiechu. Beatrice puściła rękę dziewczyny i schyliła się po
najbliższy instrument. Były to dudy.
- To wygląda nieźle! - zawołała z entuzjazmem. Margaret omiotła
wszystkie przedmioty, a jej spojrzenie zatrzymało się na skrzypcach.
Przypomniało jej się, że przecież potrafi grać. Smyczek leżał niedaleko,
tuż pod samą ścianą. Podchodząc do smyczka, usłyszała, niezwykle
pięknie brzmiące dźwięki, trochę nie równe. Jakby ktoś po prostu szarpał
struny. Jednak po chwili zaczęły się układać w piękną melodię. Margaret
nie chcąc być gorsza szybko chwyciła za smyczek i również zaczęła grać.
Przez pierwszą chwilę słychać było jedynie kocią muzykę, jednak w
końcu, obie nawiązały jakąś dziwną, niemą nić porozumienia i zaczęły
grać wspólnie w jednym rytmie, w jednym takcie i w tej samej gamie
dźwięków. Margaret bez zastanowienia zatraciła się w grze, przeciągała
smyczek po napiętych strunach skrzypiec. W sali ponownie rozbrzmiała
piękna melodia, delikatna i wolna, na myśl przywodząca mglisty poranek.
Nie była to symfonia, zagrana przez wielkiej sławy grajków, jednak
tańczyć i słuchać się dało.
Margaret przymrużyła oczy i spoglądała na innych spod rzęs. Większość
wydawała się być zdumiona takim obrotem sprawy, inni pozostawali
nieruchomo na swoich miejscach przysłuchując się. W końcu, niedaleko
dziewcząt, Dante i brązowowłosy mężczyzna zaczęli tańczyć. Kręcili się
po parkiecie, brudni, w zniszczonych strojach, ale szczęśliwi. Gdzieś w
oddali niektóre z ciał wcześniej pokonanych potworów nadal płonęła,
powoli, coraz mniejszym płomieniem, który rzucał już prawie jedyne
światło na salę. Nawet z licznymi zniszczeniami w pomieszczeniu
zapanował bardzo kameralny nastrój. Ku zdziwieniu Margaret, po chwili na
zniszczonym parkiecie wyrwala się do tańca druga para. Z szarymi
komórkami zalanymi, jak dla dziewczyny, dużą ilością alkoholu, trudno
było ocenić kto właściwie tańczył.
Grały tak jeszcze chwilę z Beatrice, aż znudzone po prostu przestały.
Ukłoniły się komicznie, gdzie nie gdzie było słychać oklaski. Margaret
pomyślała, że to już koniec ich popisu umiejętności. Jednak wtedy
Beatrice ścisnęła dudy na powrót i zaczęła grać jakąś skoczną melodię.
Brązowowłosa uśmiechnęła się do siebie i dołączyła się do grania.
Instrumenty wydawały z siebie wesołe skoczne dźwięki, wysokie, niskie,
czasem nieczyste. To, że grały nie przeszkadzało im się również
wygłupiać. Najwyraźniej, muzyka przyciągnęła jeszcze kogoś. Przez
otwarte drzwi do wielkiej, całkowicie zdewastowanej sali balowej, weszło
dwóch mężczyzn. Tego samego wzrostu i w dokładnie takich samych
strojach. Podeszli do grających dziewcząt i... również chwycili za
instrumenty i zaczęli grać. Młodszy mężczyzna z blond włosami zaczął
grać na klarnecie, starszy z widoczną siwizną i gęstą brodą, na trybie.
Dźwięki przeplatały się ze sobą, tworząc przyjemną, skoczną melodię,
trochę chaotyczną, ale Margaret teraz to nie obchodziło. Nie obchodziło
jej czy gra poprawnie, czy nie. Po prostu dobrze się bawiła. Alkohol
zerwał z niej ,, maskę'' lodowatych uczuć. Muzyka i radość wypełniała
jej serce. Nawet nie próbowała tego, jak zwykle bywało, ukryć.
Wszystko co dobre musi się niestety skończyć. Po paru dłuższych chwilach
do sali wpadła grupa umundurowanych osób. To co zobaczyli wprawiło ich w
osłupienie, a może nawet zazdrość. Wesoła kompania ucichła, patrząc
wyczekująco na strażników.
- Prosimy o jak najszybsze wyjście z sali - krzyknął jeden z ich. - Czy jest ktoś ranny?
- No i po zabawie - wrzasnęła niezadowolona Beatrice ciskając dudami o
podłogę, natomiast Margaret odłożyła skrzypce delikatnie na ziemię.
Wszyscy zaczęli wstawać z podłogi i kierować się do wyjścia, w tym
Beatrice. Margaret ruszyła za nią. Kiedy wyszły przed budynek uderzyło
je chłode nocne powietrze. Margaret przystanęła na chwilę i spojrzała w
górę. Na granatowym nieboskłonie jarzyły się jasne gwiazdy, niby
iskierki, jednak najmocniej z nich świecił jasny księżyc oświetlający
ziemie spowitą mrokiem. Rozcieńczał swym blaskiem, ciemność nocy, więc
spokojnie można było wyjść na spacer, bo wszystko było bardzo dobrze
widoczne. Margaret spojrzała na Beatrice. Chwilę zastanowiła się czy aby
na pewno powinna się odezwać. Westchnęła i zapytała:
- Co teraz?
- No jak to “co”? - odpowiedziała kobieta i spojrzała uśmiechnięta,
prosto w oczy Mag - Idziemy kontynuować naszą świetną zabawę! - zawołała
entuzjastycznie.
Zapowiadała się długa noc...
Beatrice? Przepraszam, że takie krótkie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz