No dobrze, to nie jest tak, że kruczowłosa w ogóle nie spała. Należała do tej rzadkiej grupy ludzi, którzy zapadali w sen bardzo powoli, ale gdy w końcu im się udało nic nie mogło ich zbudzić. Chyba, że sami wstawali co najmniej kilkanaście razy w ciągu nocy. Niestety, po takiej nagłej pobudce kolejne próby zasypiania stawały się coraz trudniejsze. Najgorsze w tym wszystkim było jednak poczucie czasu. Piratka leżała tak na łóżku zapewne kilkanaście minut, ale zdawało jej się jakby od momentu, w którym otworzyła oczy minęły godziny. Niestety, za każdym razem, gdy zerkała za okno, niebo wciąż było w tym samym odcieniu, a zza horyzontu nie wychylił się nawet rąbek słońca.
-A chrzanić to…- mruknęła do siebie, przeciągając się leniwie.
Skoro nie mogła zasnąć to przynajmniej sobie posiedzi. Gdy tylko przetarła oczy, wstała z łóżka, a następnie usiadła na podłodze, opierając się o bok materacu. Podwinęła nogi prawie że pod brodę i oplotła je rękoma, zastanawiając się co może porobić przez najbliższe kilka godzin. Nuda, chwilowy brak towarzyszy do rozmów i słabe światło w postaci księżyca- pomysł nasunął się sam. Sargent wyjęła z którejś kieszeni pogięty kawałek czegoś, co można by nazwać papierem, a z innej malutki ołówek (choć bliżej było mu do kawałka rysika) i jakby nigdy nic, zaczęła pisać na nim to, co wpadło jej do głowy. Nikt właściwie nie nazwałby jej poetką. Gównie dlatego, że n i e b y ł a poetką. Owszem, od czasu do czasu zdarzało jej się coś nabazgrać, ułożyć w głowie rym, czy dwa, jak każdemu, swoją drogą. Nie było w tym nic wielkiego. Już zdarzało jej się spędzać tak noce, powiedzmy więc, że się do tego przyzwyczaiła. Nawet jeśli napisze dwa zdania nie będzie się czuła tak, jakby nic nie robiła. Bądź co bądź, po to właśnie czyta się i pisze wiersze. Dobre, czy złe- pomagają oszukać czas. Kiedy skończyła, przymrużyła oczy, by móc cokolwiek odczytać.
Gdyby życie było lądem, a marzenia morzem, bądź rwącą rzeką,
Zabrałabym Cię w długi rejs, na Zachód, od świata daleko.
Po przeczytaniu tych bazgrołów tylko resztki zdrowego rozsądku powstrzymały ją od wybuchnięcia kpiącym śmiechem. Co to ma być, do jasnej cholery!?, pomyślała, uśmiechając się pod nosem. Wzięła ponownie ołówek do ręki, tym razem mając nadzieję na napisanie czegoś sensownego. Zajęło jej to znacznie dłużej, niż wcześniejsza praca, ale nie oszukujmy się, efekt był nieco lepszy.
W noc posępną i ponurą,
Gdy kruki na cmentarzach się zlatują,
Niebo, od niby krwi, czerwienią lśni. Nocna Mara podchodzi do Twych drzwi (…)*
Przejrzała tekst od góry do dołu, po czym uśmiechnęła się tryumfalnie. Tak, ten był znacznie lepszy.
Dziewczyna nie zdążyła schować kartki do kieszeni, gdy usłyszała czyjeś kroki… małe łapy jakiegoś zwierzęcia. Odwróciła się gwałtownie, gdy wtem dostrzegła obok siebie Dexter’a. Kapucynkę, której nota bebe zawdzięczała (nie tylko ona, swoją drogą) życie i o której istnieniu po raz kolejny zapomniała. Ale czego innego można było spodziewać się po kimś takim jak Thalia? Zwłaszcza, że oboje z małpką nie darzyli siebie zbytnią sympatią i najchętniej każde z nich udusiłoby to drugie, a zwłoki wrzuciło do rynsztoku. Sargent już miała zaproponować kapucynce lekcję latania z trzeciego piętra, gdy ta bez ostrzeżenia dorwała się do notatek swej pani. Zanim piratka zdążyła w jakikolwiek sposób zareagować, Dexter już siedział zadowolony przy oknie, unosząc kartkę do góry. Jak nic miał zamiar ją podrzeć i choć Sargent, z przyzwyczajenia, już miała zacząć rzucać w niego obelgami, to niczego nie powiedziała. Siedziała w miejscu, marszcząc brwi. W sumie to nie zależało jej na tych kartkach, a małpa najwyraźniej to zauważyła, gdyż nagle straciła ochotę podarcia papieru. Mało tego, widząc, że ciemnowłosa wcale nie potrzebuje swych bazgrołów, podszedł do niej i „lojalnie” oddał w jej ręce.
-Wiesz dlaczego cię nienawidzę?- szepnęła w jego stronę. Co ciekawe, kapucynka przechyliła lekko głowę, jakby czekała na odpowiedź.- Bo jesteś wredniejszy ode mnie. A teraz spadaj stąd, ale to już.- Dexter uśmiechnął się złośliwie, po czym położył się na podłodze, tuż przy łóżku piratki.
-Jasne, ch*lerny gremlin.- mruknęła do siebie, choć już w tamtym momencie przestała zwracać większą uwagę na małpę. Dalej nie potrafiła znaleźć sobie zajęcia, dlatego też wpadła na inny, lepszy pomysł, niż marnowanie rysika. Wzięła jedną z poduszek, które leżały na jej łóżku i jakby nigdy nic, rzuciła w łóżko Chow, chcąc obudzić kurierkę. Poduszka trafiła idealnie w cel, ale… ale w miejscu, gdzie powinna leżeć kurierka znajdowała się kołdra i kolejne poduszki. Thalia przygryzła wargę. Gdzie ona się… no tak, okno, była to pierwsza myśl, jaka przyszła jej do głowy, podczas szybkiego rozglądania się po pokoju. Jak się potem okazało, myśl bardzo trafna.
Piratka, bez dłuższego namysłu rzuciła kartkę i rysik na łóżko (nie martwiła się tym, że małpa się do nich dobierze), podeszła do okna i skoczyła z niego na dach niższego budynku. W taki oto sposób już druga osoba opuściła kwaterę, rozpoczynając nocny bieg wśród budynków.
* * *
Znalezienie kompanki okazało się znacznie prostsze, niż dziewczyna z
początku przypuszczała. Kurierka, wylegując się na trawie i obserwując
gwieździste niebo, gdy tylko zobaczyła nad sobą cień piratki,
uśmiechnęła się łobuzersko.
-Nie zabrałaś ze sobą swojego koleżki?- wypaliła, szczerząc się zadowolona. W odpowiedzi Thalia pokazała jej środkowy palec, po czym obie parsknęły śmiechem.
Tak, chyba właśnie tego było jej potrzeba. Towarzystwa osoby, która nie bierze tego typu wyzwisk na poważnie, z którą zawsze można się pośmiać. Jeśli szatynka również miała dosyć sztywnych ludzi, obie trafiły na dobre towarzystwo.
-Cholera.- mruknęła piratka, kładąc się na trawie.- Pierwszy raz od tygodni mogę spać w tak luksusowym miejscu, a zamiast tego będę się wylegiwać na ziemi.- położyła ręce pod głowę i przymknęła oczy.
-Kwestia gustu.- odparła z uśmiechem kurierka (jakby przez cały czas nie posyłała każdemu zbójeckich uśmiechów), zakładając nogę na nogę. Co jakiś czas machała nią do rytmu wygwizdywanej przez nią melodii. Sargent co prawda znała wiele utworów, choć tego akurat za nic nie potrafiła z niczym sobie skojarzyć. Z resztą, równie dobrze Chow mogła wymyślić melodię na poczekaniu.
-To może teraz odpowiesz mi na pytanie?- odezwała się szatynka, posyłając towarzyszce przebiegły uśmieszek. Gdy zobaczyła zamyśloną minę piratki, próbującej rozszyfrować o jakie pytanie jej chodzi, dodała.- Co się stało ze statkiem i załogą?
Thalia zastanawiała się przez chwilę nad odpowiedzią, przyglądając się rozgwieżdżonemu niebu. Nie była w nastroju by o tym opowiadać. Nawet, jeśli powszechnie panowała opinia, że kapitanowie pirackich łajb nie przywiązują się do załogi, trzeba dodać, że Sargent była dość nietypowym przywódcą. Poza tym utrata Przeklętej Syreny była dużym ciosem. Niemniej, nie odczuwała potrzeby trzymania tej historii w tajemnicy… no, a przynajmniej jej większego fragmentu. Szczegóły wolała zachować dla siebie.
-Opowiem Ci następnym razem, zgoda?- odparła po chwili namysłu.- Jak będę w gorszym nastroju.- dodała zamyślona, choć zaraz na jej twarzy znów zagościł złośliwy uśmiech.- Jak zapomnę, to mi przypomnij. W odróżnieniu od niektórych, nie mam pamięci absolutnej.- Thalia zerknęła wymownie na szatynkę, która w odpowiedzi posłała jej zadowolony z siebie uśmiech.
-Trzymam Cię za słowo.- odparła Chowlie, również zakładając ręce za głowę.
Przez dłuższy czas leżały tak obie na trawie, nie mówiąc ani słowa. Cień przykrył im obu twarz, tak że było widać tylko błysk światła księżyca, odbijający się w oczach dziewczyn. Szkwał zerknęła na rozgwieżdżone niebo, wiszące nad nimi. Kiedyś, gdy była zdecydowanie młodsza, słyszała w portach opowieści, o ogromnym człowieku, który trzyma niebo na setkach sznurków, aby nie spadło ludziom na głowy. Czasem jednak zdarza mu się zasypiać i wypuszczać kilka z nich, przy czym zawsze towarzyszy temu przechodzący przez niebo grzmot. Całe szczęście, zawsze udaje mu się w ostatniej chwili złapać wszystkie sznurki, a dzięki temu ludzie są bezpieczni. Oczywiście była to tylko barwna opowieść, mit, który kiedyś mógł wyjaśniać ludziom zjawisko błyskawic. Mimo to, Sargent zaczęła się zastanawiać co by się stało, gdyby teraz wielkolud przysnął i nie zdążył złapać wszystkich sznurków na czas.
-Chowlie?- odezwała się, niepewnie, sprawdzając czy kurierka aby na pewno nie śpi.
-Hmm?
-Jak Twoim zdaniem wygląda Kraniec Świata?- zapytała po chwili wahania. Piratka zadało to pytanie tak spokojnym, rozmarzonym i jakże niepodobnym do niej głosem, że szatynka przez chwilę zaczęła się zastanawiać, czy kompanka mówi poważnie.
-Kraniec Świata?- powtórzyła, unosząc jedną brew do góry. W tamtym momencie Szkwał, jakby otrząsnęła się z transu i parsknęła śmiechem.
-Nie, już nie ważne. Zapomnij, że o to pytałam.- machnęła lekceważąco ręką i zamknęła oczy.
Noc upłynęła dość spokojnie. Oby dwie, kurierka i piratka spędziły ją poza izbą, leżąc na trawie, pod gołym niebem. Przez chwilę rozmawiały, później zapadała między nimi cisza, zaraz przerywana przez którąś z nich. Rozmawiały do późna, choć żadna z nich nie spostrzegła kiedy zasnęła. Obudziły się dopiero wczesnym rankiem, kiedy to jasne promienie słońca przypomniały im, że powinny już wstawać. Po krótkim ociąganiu się, przeklinaniu rażących w oczy promieni i rozmyślaniach co by to było, gdyby mogły choć na chwilę „wyłączyć” słońce, wstały z trawy i ruszyły powolnym krokiem ku izbie. Nie spieszyło się im aż tak bardzo, do wyjazdu miały jeszcze dobre ponad dwie godziny.
Kiedy znalazły się tuż pod pokojem, obie weszły do niego, tak samo jak wyszły wcześniejszej nocy- przez okno, wspinając się wcześniej po dachach i gzymsach budynków.
-Ahoj, Kapitanie Hak!- rzuciła piratka, szczerząc się do zamaskowanego mężczyzny, jeszcze zanim całkowicie znalazła się w środku izby. Prześladowca powędrował za wzrokiem Sargent, skierowanym na broń, jaką przy sobie nosił, po czym wywrócił oczami. Najwyraźniej właśnie sobie przypomniał, że władcy mórz byli mistrzami nadawania napotkanym ludziom dziwnych przezwisk.
-A to już nie Pan Szary?- zapytał, jakby od niechcenia.
-A skądże! Dostaniesz wiele pseudonimów, żeby nie było nudno, poza ty… Dexter, cholera jasna!- warknęła w stronę kapucynki, gdy zorientowała się, że ta złośliwa bestia schowała jej buty (no tak, one w przeciwieństwie do kartki papieru były jej potrzebne). Pierwszy znalazła pod kołdrą, co oznaczało, że drugi jest zdecydowanie lepiej ukryty.
-Zaraz, zaraz- odezwała się nagle Chow, zwracając się do zamaskowanego mężczyzny, podczas gdy piratka siłowała się z kapucynką.- Chyba mi nie powiesz, że cały czas spałeś w tej masce? Ściągasz ty ją w ogóle?- mówiąc to, pokazała palcem na bandankę zawiązaną dookoła twarzy Prześladowcy.
-Rzadko.- wyznał obojętnie, wzruszając ramionami.- Choć w nocy ściąganie jej nie było potrzebne. Nie sposób jest zasnąć, gdy ktoś w środku nocy przeklina małpę i rzuca w łóżko poduszkami.- mówiąc to, zerknął wymownie w stronę Thalii, która (wygrawszy już walkę z Dexter’em i zdobywszy obuwie) wyszczerzyła się w odpowiedzi do pana Szarego.
Revan? Chow? Oddaję wam CD. Znów mi się popłynęło z opisami XD
*fragment Nocnej Mary mojego autorstwa. Teoretycznie te pierwsze bazgroły też są moje, choć (podobnie jak Thalia) oficjalnie się do nic nie przyznaję :P
-Nie zabrałaś ze sobą swojego koleżki?- wypaliła, szczerząc się zadowolona. W odpowiedzi Thalia pokazała jej środkowy palec, po czym obie parsknęły śmiechem.
Tak, chyba właśnie tego było jej potrzeba. Towarzystwa osoby, która nie bierze tego typu wyzwisk na poważnie, z którą zawsze można się pośmiać. Jeśli szatynka również miała dosyć sztywnych ludzi, obie trafiły na dobre towarzystwo.
-Cholera.- mruknęła piratka, kładąc się na trawie.- Pierwszy raz od tygodni mogę spać w tak luksusowym miejscu, a zamiast tego będę się wylegiwać na ziemi.- położyła ręce pod głowę i przymknęła oczy.
-Kwestia gustu.- odparła z uśmiechem kurierka (jakby przez cały czas nie posyłała każdemu zbójeckich uśmiechów), zakładając nogę na nogę. Co jakiś czas machała nią do rytmu wygwizdywanej przez nią melodii. Sargent co prawda znała wiele utworów, choć tego akurat za nic nie potrafiła z niczym sobie skojarzyć. Z resztą, równie dobrze Chow mogła wymyślić melodię na poczekaniu.
-To może teraz odpowiesz mi na pytanie?- odezwała się szatynka, posyłając towarzyszce przebiegły uśmieszek. Gdy zobaczyła zamyśloną minę piratki, próbującej rozszyfrować o jakie pytanie jej chodzi, dodała.- Co się stało ze statkiem i załogą?
Thalia zastanawiała się przez chwilę nad odpowiedzią, przyglądając się rozgwieżdżonemu niebu. Nie była w nastroju by o tym opowiadać. Nawet, jeśli powszechnie panowała opinia, że kapitanowie pirackich łajb nie przywiązują się do załogi, trzeba dodać, że Sargent była dość nietypowym przywódcą. Poza tym utrata Przeklętej Syreny była dużym ciosem. Niemniej, nie odczuwała potrzeby trzymania tej historii w tajemnicy… no, a przynajmniej jej większego fragmentu. Szczegóły wolała zachować dla siebie.
-Opowiem Ci następnym razem, zgoda?- odparła po chwili namysłu.- Jak będę w gorszym nastroju.- dodała zamyślona, choć zaraz na jej twarzy znów zagościł złośliwy uśmiech.- Jak zapomnę, to mi przypomnij. W odróżnieniu od niektórych, nie mam pamięci absolutnej.- Thalia zerknęła wymownie na szatynkę, która w odpowiedzi posłała jej zadowolony z siebie uśmiech.
-Trzymam Cię za słowo.- odparła Chowlie, również zakładając ręce za głowę.
Przez dłuższy czas leżały tak obie na trawie, nie mówiąc ani słowa. Cień przykrył im obu twarz, tak że było widać tylko błysk światła księżyca, odbijający się w oczach dziewczyn. Szkwał zerknęła na rozgwieżdżone niebo, wiszące nad nimi. Kiedyś, gdy była zdecydowanie młodsza, słyszała w portach opowieści, o ogromnym człowieku, który trzyma niebo na setkach sznurków, aby nie spadło ludziom na głowy. Czasem jednak zdarza mu się zasypiać i wypuszczać kilka z nich, przy czym zawsze towarzyszy temu przechodzący przez niebo grzmot. Całe szczęście, zawsze udaje mu się w ostatniej chwili złapać wszystkie sznurki, a dzięki temu ludzie są bezpieczni. Oczywiście była to tylko barwna opowieść, mit, który kiedyś mógł wyjaśniać ludziom zjawisko błyskawic. Mimo to, Sargent zaczęła się zastanawiać co by się stało, gdyby teraz wielkolud przysnął i nie zdążył złapać wszystkich sznurków na czas.
-Chowlie?- odezwała się, niepewnie, sprawdzając czy kurierka aby na pewno nie śpi.
-Hmm?
-Jak Twoim zdaniem wygląda Kraniec Świata?- zapytała po chwili wahania. Piratka zadało to pytanie tak spokojnym, rozmarzonym i jakże niepodobnym do niej głosem, że szatynka przez chwilę zaczęła się zastanawiać, czy kompanka mówi poważnie.
-Kraniec Świata?- powtórzyła, unosząc jedną brew do góry. W tamtym momencie Szkwał, jakby otrząsnęła się z transu i parsknęła śmiechem.
-Nie, już nie ważne. Zapomnij, że o to pytałam.- machnęła lekceważąco ręką i zamknęła oczy.
* * *
Noc upłynęła dość spokojnie. Oby dwie, kurierka i piratka spędziły ją poza izbą, leżąc na trawie, pod gołym niebem. Przez chwilę rozmawiały, później zapadała między nimi cisza, zaraz przerywana przez którąś z nich. Rozmawiały do późna, choć żadna z nich nie spostrzegła kiedy zasnęła. Obudziły się dopiero wczesnym rankiem, kiedy to jasne promienie słońca przypomniały im, że powinny już wstawać. Po krótkim ociąganiu się, przeklinaniu rażących w oczy promieni i rozmyślaniach co by to było, gdyby mogły choć na chwilę „wyłączyć” słońce, wstały z trawy i ruszyły powolnym krokiem ku izbie. Nie spieszyło się im aż tak bardzo, do wyjazdu miały jeszcze dobre ponad dwie godziny.
Kiedy znalazły się tuż pod pokojem, obie weszły do niego, tak samo jak wyszły wcześniejszej nocy- przez okno, wspinając się wcześniej po dachach i gzymsach budynków.
-Ahoj, Kapitanie Hak!- rzuciła piratka, szczerząc się do zamaskowanego mężczyzny, jeszcze zanim całkowicie znalazła się w środku izby. Prześladowca powędrował za wzrokiem Sargent, skierowanym na broń, jaką przy sobie nosił, po czym wywrócił oczami. Najwyraźniej właśnie sobie przypomniał, że władcy mórz byli mistrzami nadawania napotkanym ludziom dziwnych przezwisk.
-A to już nie Pan Szary?- zapytał, jakby od niechcenia.
-A skądże! Dostaniesz wiele pseudonimów, żeby nie było nudno, poza ty… Dexter, cholera jasna!- warknęła w stronę kapucynki, gdy zorientowała się, że ta złośliwa bestia schowała jej buty (no tak, one w przeciwieństwie do kartki papieru były jej potrzebne). Pierwszy znalazła pod kołdrą, co oznaczało, że drugi jest zdecydowanie lepiej ukryty.
-Zaraz, zaraz- odezwała się nagle Chow, zwracając się do zamaskowanego mężczyzny, podczas gdy piratka siłowała się z kapucynką.- Chyba mi nie powiesz, że cały czas spałeś w tej masce? Ściągasz ty ją w ogóle?- mówiąc to, pokazała palcem na bandankę zawiązaną dookoła twarzy Prześladowcy.
-Rzadko.- wyznał obojętnie, wzruszając ramionami.- Choć w nocy ściąganie jej nie było potrzebne. Nie sposób jest zasnąć, gdy ktoś w środku nocy przeklina małpę i rzuca w łóżko poduszkami.- mówiąc to, zerknął wymownie w stronę Thalii, która (wygrawszy już walkę z Dexter’em i zdobywszy obuwie) wyszczerzyła się w odpowiedzi do pana Szarego.
Revan? Chow? Oddaję wam CD. Znów mi się popłynęło z opisami XD
*fragment Nocnej Mary mojego autorstwa. Teoretycznie te pierwsze bazgroły też są moje, choć (podobnie jak Thalia) oficjalnie się do nic nie przyznaję :P
Przez pisanie tego opowiadania, zaczęłam się zastanawiać, kiedy "stworzono" umowny gest środkowego palca *^*
OdpowiedzUsuńTo ty nie wiesz? To krasnoludy go wymyśliły XD (Sapkowski bawi i uczy)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńA ja wiem skąd ten gest :D
UsuńTo się nie przechwalaj tylko pisz! XD Też mnie to ciekawi!
UsuńW czasie wojen krzyżowych podczas zdobywania Carcason, anglicy mieli bardzo dobrych liczników, wkurzeni Francuzi gdy jakiegoś złapali obcinanali mu dwa palce by nie mogli dalej strzelać. Ci którym paluchy zostały to je pokazywali przeciwnikom a z czasem skróciło się do jednego palca. Alternatywna historia mówi że tym palcem badano odbytnice. :D (Ursa taka uczona XD)
UsuńCzuję się doedukowana
UsuńUrsa wniosła między nas kaganek oświaty xp Niezbędna wiedza :D
UsuńTo jak macie już tę wiedzę to piszcie! Ja wam nie odpuszczę, tobie szczególnie Maury, bo głodna jestem XD
UsuńNieee, wstrzymaj się jeszcze! Dziś Ci tą ofiarę z opka złożę, słowo. Tylko nas nie zjadaj XD
UsuńWiec macie czas do zachodu słońca, później budzę niedźwiedzią bestię... Błuhahahaha!
UsuńNo tak, a nocą wszelkie bestie mają czerwone oczy. Mrok zaczyna żyć własnym życiem... a na cienie trzeba uważać, bo inaczej mogą wyrosnąć im zęby. Naprawdę mogą. A czasem, gdy chcesz zapalić światło, by je odpędzić, okazuje się, że w domu nie ma prądu...
UsuńTia, Maura nawet w takiej sytuacji najdzie chwilę na barwne opisy XD
Niedźwiedzia da się przeżyć...tylko nie nasyłaj na mnie ursanistycznych Uruk-hai czczących Hello Kitty tęczowymi pentagramami.
UsuńTak, znowu miałam popieprzony sen XD
Mnie się śniło że jestem hemanem...
UsuńNie mam pytań XD
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
Usuńhttp://static.srcdn.com/slir/w570-h300-q90-c570:300/wp-content/uploads/he-man-jon-chu-camp.jpg
UsuńI to już nigdy nie będzie takie samo XD
A to znasz?
Usuńhttps://youtu.be/ZZ5LpwO-An4
Hemana znam właśnie z tego filmiku XD
Usuń