sobota, 23 stycznia 2016

Od Lorkina (CD Vanessy)

        Wzrok Lorkina padł na ciemnego wilczarza, który zaledwie wcześniej warczał w jego stronę… a właściwie to w stronę granatowej wadery, towarzyszącej liderowi Borsuków. Cóż, biorąc pod uwagę, że czworonogi były nikim więcej, jak zwierzętami, z daleka cała sytuacja, podobnie jak „uspokajanie” wilczarza przez Vanessę, zdawała się być rzeczą całkiem normalną. A przynajmniej na tyle codzienną, by szybko o niej zapomnieć, lub nawet i nie zwrócić na nią szczególnej uwagi. Należy jednak pamiętać, że towarzysze dwóch liderów nie należeli do najzwyklejszych zwierząt, tego (a przynajmniej jednego z nich) Lorkin mógł być pewien.
Mężczyzna usłyszał ciche szuranie, gdy Amoria machnęła kilka razy ogonem z zadowolenia. Nie miał pojęcia, co wadera przed chwilą powiedziała wilczarzowi. Co mogło go tak bardzo zdenerwować, a zarazem tak bardzo ucieszyć wilczycę? Miał zamiar później ją o to wypytać, teraz jedyną rzeczą, jaką mógłby ewentualnie zrobić, było snucie domysłów. Co prawda, gdyby tylko zechciał, mógłby dowiedzieć się wszystkiego od razu, właśnie w tym momencie. Posługiwanie się telepatią nie stanowiło żadnego wyzwania, nawet dla średnio wprawionych magów, jednak Gawron wolał z tym zaczekać. Nie żeby nie zżerała go ciekawość, ale rozmawianie myślami w czyimś towarzystwie wydawało się odrobinę nieuprzejme. Była to chyba jedyna z zasad, jaką ustalili między Amorią i której f a k t y c z n i e przestrzegali. Oczywiście w każdej regule znajdowały się wyjątki. W tym wypadku stanowiły je formalne spotkania i niepotrzebne narady. Zgromadzenia, które nie mają na celu wnieść niczego nowego, a sama twoja obecność nie jest tam zupełnie potrzebna, gdyż nawet zajmując pozycję członka klanu nie posiadasz prawa głosu. Niemniej, nie pojawienie się na takich uroczystościach byłoby oznaką drobnej zniewagi, tudzież lekceważenia poleceń i rozkazów wyżej postawionych. Dlatego też na każdym bezcelowym zebraniu Lorkin i Amoria rozmawiali ze sobą telepatycznie, nie przejmując się otaczającymi ich ludźmi. Z resztą, zazwyczaj gości było tak wielu, że żaden z nich nie zwracał nigdy uwagi na tajemniczego, zakapturzonego mężczyznę i ciemną, jak noc waderę. Nic więc nie stawało na przeszkodzie, by dwójka wymieniała się myślami, zadając sobie w głowie zagadki. Był to pomysł, na który wpadli stosunkowo niedawno, a który okazał się bardzo trafny. Rozpoczynając między sobą „walkę na łamigłówki” skupiali się na czymś interesującym, rywalizowali, a przy tym Lorkin wyglądał na skupionego, choć w rzeczywistości to nie na naradę zwracał uwagę, a na znalezienie rozwiązania. Niemniej, choć podczas podobnych okoliczności, dwójka kompanów łamała ustaloną przez siebie zasadę, był to tylko wyjątek, potwierdzający regułę. W towarzystwie (zwłaszcza tak nielicznym) nie rozmawiali myślami, chyba, że rozmówca był w rzeczywistości szpiegiem, bądź osobą o szpiegostwo podejrzaną. Vanessa jednak na pewno do przestępców nie należała, choć wokół niej również unosiła się aura tajemniczości.
-No dobra.- odparł mężczyzna po dłuższej chwili milczenia, po czym podniósł się na równe nogi. Zerknął jednym okiem na zakapturzoną kobietę, nie przestając jednak obserwować zamieszania, związanego z przygotowaniami do podróży w kierunku stolicy Ikramu.- Chyba powinniśmy się już zbierać.- stwierdził, oceniając szybko stan gotowości do wyprawy eskorty lorda Knowhere.
-My?- rzuciła podejrzliwie Vanessa, unosząc jedną brew do góry. Lorkin nie mógł się powstrzymać od tajemniczego, aczkolwiek odrobinę złośliwego uśmiechu.
-Ibn’Lshad, jadąc do Ikramu będzie musiał przejechać przez Cleveland. Nie sądzę bym był potrzebny krasnoludom podczas wyprawy, a nawet jeśli to przecież mogę dołączyć do Stonehead’a, kiedy tylko wasi ludzie przekroczą granicę.- mówiąc to, Gawron wzruszył ramionami, jakby rzucał tylko luźną propozycję, albo przedstawiał niedopracowany plan, który przed chwilą przyszedł mu do głowy. Z resztą, tak właśnie było. Do tej pory lider Borsuków nie zastanawiał się zbytnio nad tym w jaki sposób ma zamiar dotrzeć na Święto Tolerancji. Ale po co miał nad tym myśleć, skoro odpowiedź na pytanie pojawiła się sama?
-Masz coś przeciwko?- zwrócił się do Ness, unosząc odrobinę brwi. Nie było w tym pytaniu niczego złośliwego, ani prowokacyjnego… a przynajmniej Lorkin starał się, by nie brzmiało ono jak wyzwanie. W rzeczywistości bowiem większość słów, jakie wypowiadał, zdawały się być niezaprzeczalnym i jednoznacznym podwyższaniem autorytetu. Nawet, jeśli mężczyzna nieumyślnie sprawiał, ze brzmiały w ten sposób.
Zakapturzona kobieta zastanawiała się przez chwilę zanim udzieliła odpowiedzi. Lorkin nie mógł się zdecydować, czy Van zastanawiała się nad powagą tego pytania, czy może nad najbardziej uprzejmą formą odmowy (a może i nie uprzejmą?). Ciężko było spodziewać się jakiegokolwiek entuzjazmu z jej strony, zwłaszcza, że kilka chwil temu wilczarz dziewczyny warczał na Amorię, a zaledwie wcześniejszej nocy oboje toczyli ze sobą pojedynek na dachu. Mimo to, po jakimś czasie Van skinęła powoli głową.
-Zgoda… pod jednym warunkiem.- dodała, po chwili namysłu. Lorkin uniósł pytająco brew, przyglądając się liderce Słowików z lekkim pobłażaniem, jak dorosły, starający się zrozumieć upór trzylatka. Doprawdy ciężko jest przystawać na jakiekolwiek warunki, stawiane przez drobną, niższą o głowę dziewczynę. Tym bardziej, ciężko jest przystawać na warunki stawiane przez kogokolwiek, gdy jest się kimś pokroju Lorkina.
-Nie negocjujemy z terrorystami.- odparł, uśmiechając się niewinnie. Usłyszał w myślach cichy śmiech Amorii. Zerknął kątem oka na swoją towarzyszkę, która stała obok niego, machając z zadowolenia ogonem.
~Lorkin, to było bardzo niegrzeczne.- wadera odezwała się w głowie Gawrona oskarżycielskim, niemalże nauczycielskim tonem. Zaraz jednak dodała. ~Podobało mi się.
Mężczyzna uśmiechnął się tajemniczo, słysząc uwagę wadery, choć nie odpowiedział jej w myślach. Nawet, jeśli korciło go, by w tym momencie zamienić kilka słów z czworonożną towarzyszką, wiedział, że ta rozmowa mogła jeszcze poczekać. W tamtym momencie istniały inne sprawy, które w przeciwieństwie do pogawędek z Amorią, wymagały natychmiastowego działania.
Chociażby jedną z nich był ciemny wilczarz, który ponownie zawarczał w ich stronę. Całe szczęście, tym razem Vanessa nie musiała powstrzymywać swego pupila przed rzuceniem się na granatową waderę, jednak samiec przyglądał się Amorii z lekko odsłoniętymi kłami, jakby przez cały czas rozważał jakim sposobem mógłby najbrutalniej skrócić jej żywot. Był to już drugi raz w tym dniu, kiedy Lorkin wyczuł rozbawienie, oraz ekscytację, silnie bijącą od swej towarzyszki. Nie miał więc najmniejszych wątpliwości, że samica znów prowokowała pobratymca. Był to również drugi raz w tym dniu, kiedy z trudem powstrzymywał się od rozmowy z waderą i dopytania się jak, a przede wszystkim d l a c z e g o ona wciąż prowokowała wilczarza.
-I kto tu jest terrorystą?- rzuciła złośliwie Vanessa, przyglądając się podejrzliwie Amorii.
Lorkin nie miał zamiaru pytać, ani nawet domyślać się w jaki sposób kobieta dowiedziała się o prawdziwej przyczynie agresywnego zachowania ciemnego wilczarza. Zamiast tego uśmiechnął się niewinnie, jakby próbował odsunąć wszelkie podejrzenia od siebie i czworonożnej towarzyszki. Oczywiście jego postawa tylko utwierdzała każdego w przekonaniu, że chłopak coś ukrywa i bynajmniej nie gra tutaj roli pozytywnego bohatera, ale Gawron był tego całkowicie świadomy. Właściwie, to między innymi dlatego zachowywał się w taki, a nie inny sposób.
-Dobre pytanie.- odparł, choć doskonale wiedział, że było to pytanie retoryczne, po czym, jakby od niechcenia wzruszył ramionami.- Jak chcesz możemy znaleźć na nie odpowiedź podczas drogi, co ty na to, Nessie?
Cóż, używając tego przezwiska, zwracając się do liderki Słowików, Lorkin prawdopodobnie popełnił jeden z największych błędów swego życia. Czy miał tego świadomość? Ciężko jednoznacznie stwierdzić. Niemniej, kiedy kobieta posłała mu ostre, rządne mordu spojrzenie, chłopak znów tylko uśmiechnął się tajemniczo, jakby dalej na przekór chciał udowodnić, że jest zupełnie niewinny. Przez pewien czas dwójka liderów prowadziła cichą wojnę na spojrzenia, a żadne z nich nie odezwało się ani słowem. W całej tej ciszy można było jednak domyślić się jednej rzeczy.
Zapowiadała się naprawdę długa podróż.

Van? Po prostu musiałam użyć tego przezwiska XD Tylko go nie bij…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz