Wzrok Lorkina padł na ciemnego wilczarza, który zaledwie wcześniej
warczał w jego stronę… a właściwie to w stronę granatowej wadery,
towarzyszącej liderowi Borsuków. Cóż, biorąc pod uwagę, że czworonogi
były nikim więcej, jak zwierzętami, z daleka cała sytuacja, podobnie jak
„uspokajanie” wilczarza przez Vanessę, zdawała się być rzeczą całkiem
normalną. A przynajmniej na tyle codzienną, by szybko o niej zapomnieć,
lub nawet i nie zwrócić na nią szczególnej uwagi. Należy jednak
pamiętać, że towarzysze dwóch liderów nie należeli do najzwyklejszych
zwierząt, tego (a przynajmniej jednego z nich) Lorkin mógł być pewien.
Mężczyzna usłyszał ciche szuranie, gdy Amoria machnęła kilka razy ogonem
z zadowolenia. Nie miał pojęcia, co wadera przed chwilą powiedziała
wilczarzowi. Co mogło go tak bardzo zdenerwować, a zarazem tak bardzo
ucieszyć wilczycę? Miał zamiar później ją o to wypytać, teraz jedyną
rzeczą, jaką mógłby ewentualnie zrobić, było snucie domysłów. Co prawda,
gdyby tylko zechciał, mógłby dowiedzieć się wszystkiego od razu,
właśnie w tym momencie. Posługiwanie się telepatią nie stanowiło żadnego
wyzwania, nawet dla średnio wprawionych magów, jednak Gawron wolał z
tym zaczekać. Nie żeby nie zżerała go ciekawość, ale rozmawianie myślami
w czyimś towarzystwie wydawało się odrobinę nieuprzejme. Była to chyba
jedyna z zasad, jaką ustalili między Amorią i której f a k t y c z n i e
przestrzegali. Oczywiście w każdej regule znajdowały się wyjątki. W
tym wypadku stanowiły je formalne spotkania i niepotrzebne narady.
Zgromadzenia, które nie mają na celu wnieść niczego nowego, a sama twoja
obecność nie jest tam zupełnie potrzebna, gdyż nawet zajmując pozycję
członka klanu nie posiadasz prawa głosu. Niemniej, nie pojawienie się na
takich uroczystościach byłoby oznaką drobnej zniewagi, tudzież
lekceważenia poleceń i rozkazów wyżej postawionych. Dlatego też na
każdym bezcelowym zebraniu Lorkin i Amoria rozmawiali ze sobą
telepatycznie, nie przejmując się otaczającymi ich ludźmi. Z resztą,
zazwyczaj gości było tak wielu, że żaden z nich nie zwracał nigdy uwagi
na tajemniczego, zakapturzonego mężczyznę i ciemną, jak noc waderę. Nic
więc nie stawało na przeszkodzie, by dwójka wymieniała się myślami,
zadając sobie w głowie zagadki. Był to pomysł, na który wpadli
stosunkowo niedawno, a który okazał się bardzo trafny. Rozpoczynając
między sobą „walkę na łamigłówki” skupiali się na czymś interesującym,
rywalizowali, a przy tym Lorkin wyglądał na skupionego, choć w
rzeczywistości to nie na naradę zwracał uwagę, a na znalezienie
rozwiązania. Niemniej, choć podczas podobnych okoliczności, dwójka
kompanów łamała ustaloną przez siebie zasadę, był to tylko wyjątek,
potwierdzający regułę. W towarzystwie (zwłaszcza tak nielicznym) nie
rozmawiali myślami, chyba, że rozmówca był w rzeczywistości szpiegiem,
bądź osobą o szpiegostwo podejrzaną. Vanessa jednak na pewno do
przestępców nie należała, choć wokół niej również unosiła się aura
tajemniczości.
-No dobra.- odparł mężczyzna po dłuższej chwili milczenia, po czym
podniósł się na równe nogi. Zerknął jednym okiem na zakapturzoną
kobietę, nie przestając jednak obserwować zamieszania, związanego z
przygotowaniami do podróży w kierunku stolicy Ikramu.- Chyba powinniśmy
się już zbierać.- stwierdził, oceniając szybko stan gotowości do wyprawy
eskorty lorda Knowhere.
-My?- rzuciła podejrzliwie Vanessa, unosząc jedną brew do góry. Lorkin
nie mógł się powstrzymać od tajemniczego, aczkolwiek odrobinę złośliwego
uśmiechu.
-Ibn’Lshad, jadąc do Ikramu będzie musiał przejechać przez Cleveland.
Nie sądzę bym był potrzebny krasnoludom podczas wyprawy, a nawet jeśli
to przecież mogę dołączyć do Stonehead’a, kiedy tylko wasi ludzie
przekroczą granicę.- mówiąc to, Gawron wzruszył ramionami, jakby rzucał
tylko luźną propozycję, albo przedstawiał niedopracowany plan, który
przed chwilą przyszedł mu do głowy. Z resztą, tak właśnie było. Do tej
pory lider Borsuków nie zastanawiał się zbytnio nad tym w jaki sposób ma
zamiar dotrzeć na Święto Tolerancji. Ale po co miał nad tym myśleć,
skoro odpowiedź na pytanie pojawiła się sama?
-Masz coś przeciwko?- zwrócił się do Ness, unosząc odrobinę brwi. Nie
było w tym pytaniu niczego złośliwego, ani prowokacyjnego… a
przynajmniej Lorkin starał się, by nie brzmiało ono jak wyzwanie. W
rzeczywistości bowiem większość słów, jakie wypowiadał, zdawały się być
niezaprzeczalnym i jednoznacznym podwyższaniem autorytetu. Nawet, jeśli
mężczyzna nieumyślnie sprawiał, ze brzmiały w ten sposób.
Zakapturzona kobieta zastanawiała się przez chwilę zanim udzieliła
odpowiedzi. Lorkin nie mógł się zdecydować, czy Van zastanawiała się nad
powagą tego pytania, czy może nad najbardziej uprzejmą formą odmowy (a
może i nie uprzejmą?). Ciężko było spodziewać się jakiegokolwiek
entuzjazmu z jej strony, zwłaszcza, że kilka chwil temu wilczarz
dziewczyny warczał na Amorię, a zaledwie wcześniejszej nocy oboje
toczyli ze sobą pojedynek na dachu. Mimo to, po jakimś czasie Van
skinęła powoli głową.
-Zgoda… pod jednym warunkiem.- dodała, po chwili namysłu. Lorkin uniósł
pytająco brew, przyglądając się liderce Słowików z lekkim pobłażaniem,
jak dorosły, starający się zrozumieć upór trzylatka. Doprawdy ciężko
jest przystawać na jakiekolwiek warunki, stawiane przez drobną, niższą o
głowę dziewczynę. Tym bardziej, ciężko jest przystawać na warunki
stawiane przez kogokolwiek, gdy jest się kimś pokroju Lorkina.
-Nie negocjujemy z terrorystami.- odparł, uśmiechając się niewinnie.
Usłyszał w myślach cichy śmiech Amorii. Zerknął kątem oka na swoją
towarzyszkę, która stała obok niego, machając z zadowolenia ogonem.
~Lorkin, to było bardzo niegrzeczne.- wadera odezwała się w głowie
Gawrona oskarżycielskim, niemalże nauczycielskim tonem. Zaraz jednak
dodała. ~Podobało mi się.
Mężczyzna uśmiechnął się tajemniczo, słysząc uwagę wadery, choć nie
odpowiedział jej w myślach. Nawet, jeśli korciło go, by w tym momencie
zamienić kilka słów z czworonożną towarzyszką, wiedział, że ta rozmowa
mogła jeszcze poczekać. W tamtym momencie istniały inne sprawy, które w
przeciwieństwie do pogawędek z Amorią, wymagały natychmiastowego
działania.
Chociażby jedną z nich był ciemny wilczarz, który ponownie zawarczał w
ich stronę. Całe szczęście, tym razem Vanessa nie musiała powstrzymywać
swego pupila przed rzuceniem się na granatową waderę, jednak samiec
przyglądał się Amorii z lekko odsłoniętymi kłami, jakby przez cały czas
rozważał jakim sposobem mógłby najbrutalniej skrócić jej żywot. Był to
już drugi raz w tym dniu, kiedy Lorkin wyczuł rozbawienie, oraz
ekscytację, silnie bijącą od swej towarzyszki. Nie miał więc
najmniejszych wątpliwości, że samica znów prowokowała pobratymca. Był to
również drugi raz w tym dniu, kiedy z trudem powstrzymywał się od
rozmowy z waderą i dopytania się jak, a przede wszystkim d l a c z e g
o ona wciąż prowokowała wilczarza.
-I kto tu jest terrorystą?- rzuciła złośliwie Vanessa, przyglądając się podejrzliwie Amorii.
Lorkin nie miał zamiaru pytać, ani nawet domyślać się w jaki sposób
kobieta dowiedziała się o prawdziwej przyczynie agresywnego zachowania
ciemnego wilczarza. Zamiast tego uśmiechnął się niewinnie, jakby
próbował odsunąć wszelkie podejrzenia od siebie i czworonożnej
towarzyszki. Oczywiście jego postawa tylko utwierdzała każdego w
przekonaniu, że chłopak coś ukrywa i bynajmniej nie gra tutaj roli
pozytywnego bohatera, ale Gawron był tego całkowicie świadomy.
Właściwie, to między innymi dlatego zachowywał się w taki, a nie inny
sposób.
-Dobre pytanie.- odparł, choć doskonale wiedział, że było to pytanie
retoryczne, po czym, jakby od niechcenia wzruszył ramionami.- Jak chcesz
możemy znaleźć na nie odpowiedź podczas drogi, co ty na to, Nessie?
Cóż, używając tego przezwiska, zwracając się do liderki Słowików, Lorkin
prawdopodobnie popełnił jeden z największych błędów swego życia. Czy
miał tego świadomość? Ciężko jednoznacznie stwierdzić. Niemniej, kiedy
kobieta posłała mu ostre, rządne mordu spojrzenie, chłopak znów tylko
uśmiechnął się tajemniczo, jakby dalej na przekór chciał udowodnić, że
jest zupełnie niewinny. Przez pewien czas dwójka liderów prowadziła
cichą wojnę na spojrzenia, a żadne z nich nie odezwało się ani słowem. W
całej tej ciszy można było jednak domyślić się jednej rzeczy.
Zapowiadała się naprawdę długa podróż.
Van? Po prostu musiałam użyć tego przezwiska XD Tylko go nie bij…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz