sobota, 24 grudnia 2016

Od Thalii (CD Revana) - Dreszcz emocji i bal pełen wrażeń

        Tak jak od początku podejrzewała piratka, to całe napuszone, snobistyczne, sztywne i niewyobrażalnie nudne, niczym przysłowiowy but, Święto Tolerancji nabrało odrobiny sensu wraz z przybyciem szatynowej kurierki. Cała sala, pełna najprzeróżniejszej arystokracji (albo też „kolorowej tłuszczy”, jak to piratka zaczęła ich w myśli nazywać) nagle ożyła, jakby za sprawą dotknięcia czarodziejskiej różdżki, której funkcję w tym wypadku pełniło… stado przerośniętych chimer, które po próbach potraktowania ich jakimkolwiek ostrzem, mnożyły się niczym króliki na wiosnę? Nawet Thalia nie spodziewała się, że jej kompanka przyprowadzi tutaj coś   t a k i e g o  na rozruszanie niezwykle sztywnej atmosfery. Nie da się ukryć (choć dziewczyna musiała to przyznać z bólem), że maszkary były w stanie spowodować większy chaos, niż ona i kurierka mogły mieć w planach. Ba! Obserwując stado stworów, taranujących i pożerających wszystko, co stanęło im na drodze, goniących za panikującą tłuszczą, aż w końcu mnożących się po cięciu ich cielska nawet byle sztyletem, dziewczyna zaczęła wątpić, czy zdołałyby z Chow zrobić tutaj podobne zamieszanie nawet z pomocą Ozzi i Dexter’a, a przecież to już oznaczało wkroczenie do akcji cięższej artylerii.
  Jednak mimo wszystko, jak tylko zdążyła sobie poradzić z przełknięciem nieprzyjemnego uczucia zazdrości i poszarpanej dumy, bawiła się wręcz znakomicie! Szczerze powiedziawszy, gdyby ktoś wcześniej uprzedził ją jakie atrakcje będą miały miejsce podczas balu, przyszłaby na niego dużo wcześniej i to ze zdecydowanie lepszym nastawieniem. Być może nawet nie narzekałaby po drodze na towarzystwo tych bogatych gburów, bez krzty poczucia humoru. Być może, kto to wie? Choć z drugiej strony, gdzie tu w tym wszystkim magia niespodzianki, gdyby od samego początku wiedziała o ataku bestii? Element zaskoczenia jest przecież kluczowym składnikiem udanego przedstawienia! W takim razie, może to jednak i lepiej, że Chow zachowała coś takiego w sekrecie? Choć, sądząc po minie, jaka wymalowała się na twarzy kurierki, kiedy na salę balową wtłoczyły się olbrzymie cielska stworów, ona chyba też nie planowała aż tak efektywnego wejścia smoka.
  Właściwie to dziewczyna nie bawiła się tak dobrze od 310 roku, kiedy to, zawitawszy do kolejnego, jeszcze niczego nieświadomego portu, postanowiła się zabawić tak, jak to piraci zwykle mają w zwyczaju- głośno, efektownie i w dodatku najczęściej z opłakanym skutkiem dla drugiej strony. Jakby się nad tym przez chwilę zastanowić, był to pierwszy i ostatni raz, kiedy Szkwał postawiła nogę na klasztornych posadzkach. Przywdziawszy szaty mnicha (oczywiście, w pierwszej kolejności pozbawiając jednego nieszczęśnika przytomności, a później zamykając go związanego w ciemnej, przesiąkniętej stęchlizną piwnicy), postanowiła odprawić mszę „po swojemu” przed tłumem wiernych. Pech chciał, iż w mieście trwało wówczas jakieś lokalne święto, dlatego przed masywnymi, bogato zdobionymi drzwiami kościoła zgromadziło się więcej ludzi, niż zwykle, choć Thalii oczywiście nie specjalnie przeszkadzał taki obrót rzeczy. Właściwie to była bardzo zadowolona, kiedy tak wiele par uszu stało się świadkiem jej znakomitego występu, choć chyba tylko ona doceniła genialność własnego żartu. Oczywiście, przedstawienie diabli wzięli, kiedy co mądrzejsi mieszczanie, rozpoznawszy w ekscentrycznej kobiecie z kapucynką na ramieniu piratkę, której wizerunek widniał przy niejednej uliczce, a imię powtarzane było przez niejedne usta, zdecydowali się o wszystkim zawiadomić straż. Z resztą, prędzej czy później stróże prawa zostaliby wezwani przed kościół, nie zależnie od tego, czy Thalia zdecydowałaby się ściągnąć przebranie mnicha w środku mszy, czy postanowiłaby je zachować do końca ceremonii. To, co mówiła i jak się zachowywała wywołało już wystarczająco dużą falę krytyki, ale czego innego można się było spodziewać po morskim bandycie, odprawiającym mszę, podczas jednego ze swoim lepszych dni? Cóż, morał z tej historii taki, że dosłownie wszystkiego. I tak, jak wspomniane przeze mnie grono wiernych i strażników, nie było na tyle rozrywkowe, by docenić wybryk piratki, tak teraz również nikt poza kurierką najwyraźniej nie potrafił docenić tak ciekawego obrotu zdarzeń. No, może jedynie pogwizdujący wesoło Ozzi zdawał się być szczęśliwszy, niż one dwie razem wzięte, ale trzeba przyznać, że mało kto jest w stanie przebić przeklinającą papużkę nimfę w kwestii poczucia humoru.
  - BUAHAHAHA! PŁOŃ! PŁOOOŃ!- wyrwało się piratce, kiedy płonący gobelin dopadł ślepego potwora, bez skrupułów atakując w pierwszej kolejności grzbiet bestii. Rozprzestrzenienie się ognia po całym cielsku było już kwestią zaledwie kilku sekund, a pod wysoką temperaturą płomieni ugięły się nawet twarde łuski chimery.
  Nie da się ukryć, iż pokonanie jednego stwora, który miał czelność odbierać piratce i kurierce zasłużony (i każe cenny!) tytuł źródła niekontrolowanego chaosu i zniszczenia, było chyba najlepszym, co mogło dzisiaj Szkwał spotkać. Dziewczyna czuła się, jakby wygrała pojedynek, od którego zależało więcej, niż tylko jej życie. Zupełnie, jakby zwyciężyła w grze, stawiając wszystko co miała, na jedną, niepozorną kartę. Nawet, jeśli dookoła wciąż roiło się od mnożących się szkarad, to jedno zwycięstwo było jak na wagę złota. „Jeden zero, szmato!”
  Upajająca się sukcesem, nawet nie próbowała ukryć satysfakcji, jakiej dostarczyło jej pozbycie się wroga. Być może entuzjastyczne uniesienie rąk w górę było odrobinę przesadnym gestem, ale dziewczyna nie miała sobie niczego do zarzucenia.
  Dopiero w tym momencie zauważyła pełne dezaprobaty spojrzenie Revana, który z niedowierzaniem kręcił głową, przyglądając się reakcji czarnowłosej towarzyszki. Dziewczyna jedynie wzruszyła ramionami, jakby nie rozumiała iście rodzicielskiej reakcji Szarego.
  - No co? Zasłużył sobie, bezczelny gnój.- odparła tak oczywistym tonem, jakby dalsze usprawiedliwianie nie miało najmniejszego sensu. Cóż, w jej przypadku może faktycznie nie miało.
Piratka odwróciła głowę, ponownie przenosząc wzrok na wijącego się potwora, bezskutecznie walczącego resztkami sił z liżącym go płomieniem.
  Triumf zniknął z jej twarzy niemalże tak szybko, jak wcześniej się na niej pojawił. Znaleźli sposób na pokonanie potworów, mogli zabić je w znacznie łatwiejszy sposób, niż za pomocą zwykłej, białej broni, w końcu, po tak długim wyczekiwaniu, Święto Tolerancji zaczęło robić się ciekawe, Dexter znów się gdzieś zapodział, a przebrzydły potwór stanął w płomieniach. Wszystko zdawało się być na swoim miejscu, a mimo to, coś nie dawało brunetce spokoju. Miała wrażenie, że coś przegapiła, przeoczyła, a może raczej- czegoś nie dostrzegła.
  Burzowe oczy obrzuciły salę szybkim spojrzeniem, po czym po raz kolejny padły na postać Prześladowcy. Tym razem jednak zatrzymały się na nim zdecydowanie dłużej, wytrzeszczone, nie kryjąc zdziwienia. Dziewczyna bezpardonowo wytknęła Revana palcem prawej dłoni, rozdziawiając usta, niczym małe dziecko, powoli odkrywające nieznany świat.
  - Czy ty właśnie…- zaczęła, chyba jeszcze do końca nie wierząc swoim oczom. Trzeba przyznać, to, co ujrzała w pierwszej chwili naprawdę odebrało jej mowę. Nie minęła jednak sekunda, nim Thalia zdążyła się opamiętać i powrócić do swojego normalnego sposobu bycia.- A niech to waleń w mordę jeża kopnie! Panie Szary, ty masz   t w a r z !- wykrzyknęła, trudno powiedzieć, czy bardziej z podziwu, zaskoczenia, ekscytacji, czy może wszystkiego jednocześnie.
  I zanim Poursuivant zdążył zareagować, lub w jakikolwiek sposób obronić się przed atakiem ze strony dziewczyny, morda Szkwał wyrosła tuż przed nim i to w bardzo ostrym przybliżeniu.
  - No po prostu oczom nie wierzę!- kobieta klasnęła w dłonie uradowana, po czym bezceremonialnie dźgnęła towarzysza w policzek.- Że też doczekałam się dnia, w którym Nocny Prześladowca ukarze światu swoją szpetną mordę!- Przeklęta klasnęła raz jeszcze, po raz kolejny tykając palcem oblicze Kapitana Haka, zupełnie, jakby mężczyzna był muzealnym eksponatem, albo magicznym stworzeniem, którego nikt wcześniej na oczy nie widział, a o którym pisały jedynie stare podania i wiekowe księgi.
  Prześladowca najwyraźniej wyczerpał swój limit cierpliwości, czego dowiódł głośnym westchnięciem i teatralnym wywróceniem oczu z irytacją. Widząc to, Thalia na chwilę przestała dźgać przyjaciela, po czym posłała mu zadowolony z siebie uśmiech.
  - Oj, nie złość się tak, tylko żartowałam! Nie jesteś aż tak szkaradny.- dokładnie w tym momencie kobieta, dla podkreślenia znaczenia swoich słów, poklepała Szarego po lewym, przyozdobionym długą blizną policzku.- No, powiedzmy, że jeszcze załapujesz się do kategorii przeciętnych…- wyszczerzyła się po raz kolejny, śmiejąc się typowym, chochlikowym „hi hi”.
  Zupełnie, jakby to jej wcześniejsza wypowiedź, a nie bezceremonialne dotykanie towarzysza po twarzy, była przyczyną irytacji Nocnego Prześladowcy.
  - Dobrze się bawisz?- Szary po raz kolejny spojrzał z niedowierzaniem na piratkę, unosząc przy tym jedną brew. Szkwał zasalutowała w odpowiedzi.
  - Aye, aye, taje’s!- wykrzyknęła ironicznie, imitując ton, jakim okrętowy majtek zwraca się do kapitana, bosmana, albo kogokolwiek, wydającego mu rozkazy.- Ale tak między nami…- zaczęła, już nieco poważniejszym tonem. Mimo wszystko, w dalszym ciągu nie przestała się uśmiechać, co sprawiało, że jej wypowiedzi mogły zostać odebrane w różnoraki sposób.- Wiesz, że pokazania twarzy bardzo ujmuje Ci charakteru? Poważnie, nie rób tego więcej.
  Revan najwyraźniej nie miał ochoty na kolejne, pirackie mądrości dzisiejszego wieczoru, dlatego zdecydował się zbyć uwagę towarzyszki, nim ta zdąży się rozkręcić na dobre, starając się przy okazji skupić na tym, co działo się dookoła. A działo się bardzo dużo! Oczywiście, podobnie, jak w przypadku poprzedniego opowiadania, to również nie miałoby sensu, gdyby przedstawiona para bohaterów nie zaczęła się ze sobą droczyć w samym środku niebezpieczeństwa.
  - Hej, gołąbeczki!- głos Chow rozniósł się echem po przestronnej sali balowej. Kurierka, wraz z nieznajomą, rogatą kobietą starały się podpalić drugiego potwora, choć najwyraźniej wcale nie przeszkodziło to tej pierwszej w częstowaniu dwóch pozostałych Muszkieterów kąśliwą uwagą.- Nie czas teraz na ploteczki, może ruszycie tutaj swoje dupska i pomożenie, co?!
  Sargent w odpowiedzi parsknęła śmiechem, zaś mina Revana i jego spojrzenie, pytające „Dlaczego ja?” jednoznacznie tłumaczyły, iż mężczyzna najwyraźniej po raz kolejny stracił wiarę w ludzkość.
Mimo wszystko, przekomarzanie się i kłótnie mogły zaczekać, teraz najważniejsze było pozbycie się stada wyrośniętych szkarad. A skoro udało im się poznać sposób na zabicie bestii, nie dopuszczając do mnożenia się ich w nieskończoność, warto było z niego skorzystać. I to jak najszybciej.
  - No, słyszałeś Panie Szary?- Sargent bezceremonialnie chwyciła mężczyznę za rękaw kaftana, ciągnąć go za sobą.- Choć, musimy spalić resztę tego ścierwa!- krzyknęła entuzjastycznie. Jej ton brzmiał tak, jakby mówiła „to będzie kolejny wielki, wielki dzień!”.

Re? Pospiesz się no, robota czeka!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz