Zanim okna sali wyleciały z ram zasypując gości deszczem potłuczonego
szkła Dante naprawdę miała nadzieję, że to będzie udany wieczór.Nie żeby
jakoś specjalnie przepadała za tego typu imprezami.Wszędzie przepych,
szampańska zabawa i zaczerwienione twarze pucułowatych
arystokratów.Ciężkie sznury klejnotów na wątłych szyjach szlachetnie
urodzonych dam, lśniące rodowe sygnety na palcach spoconych dłoni
ściskających jej dłonie.Nie pamiętała twarzy tych wszystkich mężczyzn,
zwykle gdy zgodziła się już z kimkolwiek tańczyć była już mocno
nietrzeźwa.Jaskrawe barwy kosztownych sukni, szkarłat i zieleń
kontrastujące z bladymi twarzami dworskich panien dławionych przez
związane jak najciaśniej gorsety.Ale czego to człowiek nie zrobi żeby
być pięknym? Dante była do tego stwierdzenia nastawiona raczej jak pies
do jeża i trudno było jej sobie wyobrazić siebie w takiej sytuacji.
Podobne świętu tolerancji bale były dla niej wątpliwą atrakcją.Skrywała
twarz pod maską sztucznego uśmiechu numer cztery a kiedy wydawało jej
się, że nikt nie patrzy mierzyła arystokratów spojrzeniem zarezerwowanym
dla potworów i usypanej w zlewie góry brudnych naczyń. Jedynym
pocieszeniem były wino i przygotowane dla gości przekąski którymi to
częstowała się nadmiernie.
Tylko, że tym razem miało być inaczej.Tym razem naprawdę chciała dobrze
się bawić, miała zamiar zatańczyć. I to nie z byle kim! Postarała się
nawet wyglądać ładnie. Co prawda już bo niecałym kwadransie od zmienia
swojego standardowego stroju na elegancką błękitną suknię zaczynała
żałować swojej decyzji.Nie była przyzwyczajona do chodzenia w butach na
obcasie, ciężki materiał sukni krępował ruchy a gorset uniemożliwiał
wzięcie głębszego oddechu.. ale przynajmniej była piękna, a czego to
człowiek nie zrobi...
Nie wierzyła własnym oczom patrząc na swoje odbicie w trzymanym w ręku
kieliszku.Miała złe przeczucia. Tylko, że póki co wszystko szło jak
najlepiej. Orkiestra wygrywała jakąś skoczną melodię a przedstawiciele
wszystkich ras Pięciu Królestw wirowali na parkiecie w kreacjach we
wszystkich kolorach tęczy. Dante dostrzegła w barwnym tłumie
niebieskookiego maga z borsuków. Matteo, rozmawiał drobną brunetką ze
swojego klanu ale również ją zauważył .Uśmiechnął się do niej. Było by
idealnie, gdyby nie to, że ... no właśnie.
Kiedy dwie zaślinione bestię wpadły na parkiet, spojrzała na nie z
wyrzutem. Pociągnęła długi łyk wina i zerknęła zrezygnowana w kierunku
bruneta, ponownie spojrzała na kieliszek. Zerknęła na potwora, potem
znów na resztę trunku w kieliszku. Mateo znikł w tłumie oszołomionych
gości.Dante zakręciła resztą płynu w kieliszku.
A gdyby tak urżnąć się do nieprzytomności -pomyślała z rozmarzeniem- i
udawać,że to wszystko nie moja sprawa? Tylko, że cholera ... Jestem w
końcu liderem orłów!
Opróżniła kieliszek jednym haustem, zupełnie nie jak dama i rzuciła nim w
najbliższego potwora. Naczynie odbiło się od jego pokrytego łuskami
łba, nie czyniąc mu najmniejszej krzywdy. Potwór łypnął na białowłosą
przekrwionym ślepiem i zrobił krok w jej kierunku.
Sięgnęła po miecz. Pod palcami poczuła jedynie chłodny materiał sukni.
Zaklęła szpetnie.Odwróciła się na pięcie i zaczęła przedzierać się przez
stado przerażonych gości. Rozglądała się za czymś co mogło by nadać się
na broń.Żałowała ,że nie przykładała się bardziej do nauki zaklęć.
Chimera wierzgnęła wyrzucając w powietrze odłamki posadzki, w okół jej
karku zabłysły magiczne sznury tworząc coś w rodzaju kagańca. To do
akcji wkroczył Mateo. Zyskała więc jeszcze chwilę na znalezienie oręża.
Zerwała ze ściany gobelin i wyciągnęła metalowy pręt na którym był
zawieszony.Nastąpiła na rąbek swojej sukni i nieomal się przewróciła,
trzasnął rozdzierany materiał.
-Głupia kieca!- zawarczała dziewczyna oddzierając materiał na wysokości kolan.
Miała mroczki przed oczami i ciężko jej było oddychać. Dzierżąc w dłoni
metalowy drąg i pomstując w myślach na własną głupotę zmierzała w
kierunku bestii, której magiczne okowy zaczynały właśnie słabnąć.
Zanim pokraka zdążyła się na dobre wyswobodzić Dante wskoczyła jej na
kark. Z całej siły zdzieliła maszkarę po szpetnym łbie. Zwierzę
wierzgnęło a kaganiec znikł w rozbłysku białego światła. Białowłosa nie
zdołała utrzymać równowagi i mało elegancko klapnęła na jego grzbiecie
obijając sobie siedzenie. Krzywiąc się z bólu zacisnęła palce na
wyrastającej z pomiędzy łusek szorstkiej sierści i cudem nie została
zrzucona. Stwór rzucał się po sali jak dziki rumak , niemal tratując
gości. Dante ściskając go mocno udami wspinała się w kierunku jego
głowy. Poszarpane łuskami dłonie krwawiły a każdy szaleńczy skok jej
wierzchowca sprawiał, że żołądek podchodził jej do gardła. Z drugiej
strony ujeżdżanie potworów nie było dla niej żadną nowością.
Sprawnym ruchem przełożyła pręt pod gardłem maszkary i mocno
przyciągnęła do siebie. Bestia zacharczała ale nie zatrzymała się. Dante
ścisnęła jeszcze mocniej prawie miażdżąc potworowi krtań. Stwór błyskał
wściekle białkami oczu i toczył pianę z pyska. Rzęził nie mogąc wziąć
oddechu.Podobnie z resztą jak ona. Jej płuca gwałtownie domagały się
powietrza ale gorset zdawał się jeszcze zaciskać. Pociemniało jej przed
oczami a potwór wyczuwając niemoc przeciwnika gwałtownym ruchem wytrącił
jej pręt z rąk. Omal nie wylądowała na ziemi. Kątem oka zobaczyła
białowłosego chłopaka szarżującego niezgrabnie na potwora z nagim
mieczem. Świat zawirował. Dante zaczynała tracić przytomność.Potwór
zaryczał triumfalnie i uniósł się na tylnych łapach by odeprzeć
desperacki atak członka klanu wilków. Dziewczyna z trudem zaczerpnęła
oddech ścisnęła łuskowaty kark udami. Znów nie miała broni!Potwór opadł
na cztery łapy i złapał Reia . Chłopak wrzasnął i ciął na oślep mieczem.
Klinga ześlizgnęła się po pancernym łbie stwora. Na twarzy szermierza
zakrzepł wyraz śmiertelnego przerażenia.Potwór podrzucił go pod samo
sklepienie sali . Wygiął szyje i otworzył pełną kłów paszczę. Serce
Dante na chwilę przestało bić. Jeszcze moment i młody Wilk skończy jako
przekąska hybrydy na jej oczach. Musiała coś zrobić...
Dante zsunęła ze stopy but. Zacisnęła zęby i zamachnęła się na ślepie
potwora, które znalazło się akurat w zasięgu jej ręki. Obcas zagłębił
się w gałce ocznej stwora. Trysnęła krew.Potwór wydał z siebie
przeszywający wrzask. Rei wylądował na tuż za Dante. Zaskoczony upadkiem
wypuścił całe powietrze z płuc i ześlizgnął się na podłogę po nodze
potwora.Dziewczyna wyszarpnęła but z oka potwora i używając obu rąk
wbiła obcas w oko stwora. Silski od krwi trzewik wyślizgnął jej się z
rąk.Oszalały z bólu potwór przewracał okiem chlapiąc tryskającą
podziurawionego ślepia. Tkwiący w oczodole but przysparzał mu ogromnego
cierpienia.
Rei właśnie stanął chwiejnie na nogi. Ledwo uniknął zdeptania przez
wściekłą chimerę. Całkiem trzeźwo spojrzał na szarpiącą się z potworem
Dante i na miecz którego nie wypuścił z dłoni nawet na moment.
-Rubkat!- krzyknął wyrzucając ostrze w powietrze
Białowłosa obróciła się gwałtownie nieomal nie przypłacając tego upadkiem. Chwyciła broń.
Uniosła miecz i właśnie miała opuścić go pozbawiając bestie głowy ...
-Nie! Dante! - wrzasnęła Chowlie z głębi sali gdzie drugi potwór walczył z obcą rogatą elficą -NIE!
Dziewczyna zawahała się , miecz prawie wyślizgnął się z jej mokrych od krwi dłoni.
-Co ...O CHOLE...
Nie zdołała dokończyć. Potwór uskoczył przed spadającym kryształowym
żyrandolem. Szkło i lód rozsypały się po podłodze z hukiem który mógłby
towarzyszyć pękającemu na pół słońcu. W następnej chwili Dante
grzmotnęła o ścianę za przewróconym stołem. Runęła na podłogę bezwładnie
jak szmaciana lalka.Wzrok zamglił jej się z bólu.
Musiała na chwilę stracić przytomność po kiedy otworzyła oczy potwór z
którym walczyła leżał bez życia przebity włócznią. Wróg nie został
jednak pokonany, zastąpiły go trzy kolejne monstra, o ile to możliwe
jeszcze bardziej szpetne od poprzedniego.
Dante czuła w ustach metaliczny smak. Upadając najwidoczniej ugryzła się
w język.Nie popisała się dzisiaj, może i nie uciekła ani nie przeleżała
akcji pod stołem zalana w trupa ale stracenie przytomności w połowie
walki nie było tym czego wszyscy oczekiwali od lidera. Oddychając płytko
podniosła się do pozycji siedzącej.Sala balowa zataczała się jak
portowy pijaczyna.Znów nie mogła złapać oddechu. Oparła rozpalony
policzek na przyjemnie chłodnym murze.W jej głowie szalał miniaturowy
sztorm, krew szumiała i burzyła się niemal zagłuszając otoczenie. Świat
rozmywał się w mozaikę kolorowych plam. Dusiła się.Lodowata fala strachu
zalała jej umysł.Z trudem sięgnęła ręką za plecy. Przez materiał sukni
szarpnęła wiązanie gorsetu.Beatrice odwaliła porządną robotę, sznur nie
odpuścił ani o milimetr. Dante splunęła krwią.Walka o oddech
przychodziła jej z coraz większym trudem.
Na prawo od niej jedna z chimer, oślepiona i ranna, zatoczyła się na stół. Naczynia wylądowały na podłodze.
-Wybite okno? Jakoś zniosę. Podłogi? Okej. Moja nowa kiecka? Przeżyje.
-wyliczała Beatrice podnosząc się z podłogi. - ALE TEJ GORZAŁY TO WAM
NIE WYBACZĘ!- wrzasnęła wściekle rzucając do walki.
Ten krzyk był ostatnim co Dante usłyszała zanim wszystko znów pochłonęła ciemność.
Czyjaś ciepła dłoń dotknęła policzka nieprzytomnej dziewczyny.Dante
ocknęła się gwałtownie łapiąc oddech.Spostrzegła parę zmartwionych
błękitnych oczu przypatrujących się jej uważnie. Serce zatrzepotało jej
gwałtownie.
-Przestraszyłaś mnie- Odezwał się cicho Matteo- przez chwilę naprawdę myślałem...
Dante sapnęła cicho i skrzywiła się.Ścianami sali wstrząsnął ryk.Oczy białowłosej rozszerzyły się ze strachu.
Brunet obejrzał się przez ramię i zasyczał przez zęby.Dante ścisnęła jego ramię palcami zesztywniałej dłoni.
-Musisz...- zachrypiała... gorset...
Wciągnęła powietrze ze świstem i przymknęła oczy.
-Czy to jest jakaś niemoralna propozycja? - Mag uśmiechnął się krzywo
Bardzo śmieszne, nie widzisz cholero, że tracimy czas? - Dante
przewróciła oczami i poczerwieniała ze złości, nie mogła powiedzieć tego
na głos ale jej spojrzenie mówiło wystarczająco wiele.Szarpnęła taśmę
którą zawiązany był gorset.W oczach bruneta rozbłysła iskierka
zrozumienia.Wydobył sztylet i sprawnie przeciął sznurowanie gorsetu.
Dante łapczywie wciągnęła powietrze.Poderwała się i natychmiast tego
pożałowała.Upadłaby gdyby Teo jej nie podtrzymał. Spojrzała na niego z
wdzięcznością.
- Jeśli komuś piśniesz chodź słówko o tym- wycedziła przez zęby tonem
zupełnie niezgodnym z łagodnym wyrazem jej oczu.- Ukatrupię na miejscu.
Miała już dość upokorzeń jak na jeden dzień. Krokiem tak pewnym jak to
tylko możliwe idąc boso wśród tłuczonego szkła wyszła zza osłony
stołu.Potwory które w krótkim czasie zdołały jakimś cudem rozmnożyć się
pląsały radośnie siejąc spustoszenie. Przez wybite okna było widać
doskonale panoramę miasta.Ozdobne gobeliny dawniej zdobiące ściany sali
balowej stanęły w płomieniach. Za szczątkami potrzaskanej kolumnady
kryła się grupka przerażonych gości. Wśród tego chaosu uwijali się
przedstawiciele klanów. Mimo przewagi liczebnej przeciwników bestie
wydawały się mieć doskonale.Pogrom był oczywistym dowodem na to, że
kolejny raz zawiodła.Ojciec wypominał jej ,że do niczego się nie nadaje
przy każdym spotkaniu.Była jego pomyłką, przypadkiem. Matteo podszedł i
położył jej dłoń na ramieniu, jak nic chciał ją zachęcić do powrotu w
bezpieczne miejsce.Może jej ojciec miał słuszność...Podniosła głowę.A
jednak zawsze potrafiła udowodnić, że nie ma racji.Zrobi to i tym razem.
Koniec upokorzeń.
Posłała potworom nienawistne spojrzenie.Z sukienką postrzępioną i
oddartą na wysokości kolan rozwichrzonymi,zlepionymi krwią włosami Dante
stanowiła uosobienie furii.
Wyciągnęła dłoń do stojącego obok Matteo. Mag uniósł brew zdziwiony.
-Zatańczymy?
Matteo? Obiecywałeś tej pani taniec to teraz masz :P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz