sobota, 24 grudnia 2016

Od Reimenth'a (CD Beatrice)

        Miękką szczotką przesunął jeszcze raz po delikatnych czekoladowych włosach Margaret, nie był co prawda obeznany w tajnikach upinania włosów, by wygalały jak dzieło sztuki, jednak prosty kok nie wydawał się być wyzwaniem. Kilka energicznych pociągnięć szczotką i włosy ułożyły się w wysoki kucyk, starał się jak najściślej oplatać kolejne warstwy lekko zwiniętych włosów. Po chwili wszystko było ułożone tak jak powinno być, ostrożnie spiął włosy srebrnym, ozdobnym grzebykiem. Męczył się jeszcze chwilę by umocnić konstrukcje małymi spinkami. W końcu się udało, upragniony efekt był o wiele lepszy od założeń białowłosego. Margaret znudzona obróciła lekko głowę w lewo by móc obejrzeć, co właściwie stało się z jej włosami. Chłodnym spojrzeniem omiotła kok, potrząsnęła lekko głową by sprawdzić wytrzymałość upięcia. Kok ani drgnął, zaś dwa grube pasma włosów zostały, spływając w dół, lekko falując i otaczając jej twarz dodając uroku jej dziewczęcym rysom.
  - Dziękuję - powiedziała i wstała z krzesła.
  - Teraz suknia. - Rei wskazał na, turkusową suknię, która teraz leżała na łóżku. Zauważalne było, niezadowolenie wymalowane na twarz dziewczyny, mężczyzna dobrze wiedział, że nienawidziła zbędnych dodatków w sukni. Chodź był to bal, Margaret nie zrezygnowała z wygód jakie dawał jej brak gorsetu. Biust miała mocno owinięty beżową przepaską, nie odmówiła sobie również założenia spodni, luźnych jednak krótszych niż nosiła na co dzień, bowiem te kończyły się tuż przed kolanami. Westchnęła głęboko i podeszła do łóżka. Białowłosy przyglądał się całemu zdarzeniu. Oparty plecami o jedną z szafek, przyglądał się jak jego siostra trudzi się z założeniem niewygodnej sukni, jak tonie wśród wielu warstw stroju. Po długiej walce z próbą związania wstążek od sukni na szyi, dziewczyna wygrała. Białowłosy patrzył na siostrę, wiedząc, że być może już drugi raz jej nie zobaczyć w takim stroju, a szkoda, bo według niego, wyglądała oszałamiająco. Delikatna tkanina była zdobiona złotym chwatem u dołu, przyozdobiona była wieloma wzorami, kolorami wpasowującymi się w odcień sukni, od pasa w górę, materiał nie był już tak pokaźny, część góry nie miała ciasnych rękawów, zaś była wiązana dwoma wstążkami. Jak wielkie było jednak zdziwienie chłopaka kiedy, dziewczyna wsunęła pod kiece pas, z pokrowcem w którym znajdował się miecz. Suknię postanowiła jeszcze sama przyozdobić, oplatając się delikatnie w tali mocnym długim sznurem, po czym związała ze sobą dwa końce i rozsunęła sznur tak b mógł swobodnie spocząć na jej biodrach, nie spadając jednak bez problemu dało by się go zsunąć przy użyciu trochę większej siły.
  - Wyglądasz doprawdy pięknie... - powiedział Rei i uśmiechnął się delikatnie, Margaret, wysiliła się również na delikatny uśmiech, podeszła do Rei'a, stąpając boso po zimnej drewnianej podłodze.
  - Ty też całkiem nieźle - Odpowiedziała bratu i poprawiła lekko jego błękitną koszulę i wygładziła część białego aksamitnego płaszcza na ramieniu chłopaka.
  - Zakładaj pantofelki i wio na bal. - Zaśmiał się i spojrzał na drzwi.
  Jasne światło, rozproszone przez piękne, bogato zdobione żyrandole, oświetlało ogromną salę. Po bokach podłużnych okien spływały, długie zasłony. Słychać było stukot obcasów obijających się o kamienną posadzkę. Reimenth, nie mógł odciągnąć wzroku od tłumu a szczególnie od, pięknych dam w bogatych sukniach, co chwilę przemykających gdzieś w tłumie.
  - Ta suknia jest okropnie ciężka. - rozbrzmiał głos Margaret gdzieś za Rei'em. Ten słysząc skargę dziewczyny odwrócił się i uśmiechnął ciepło, ukłonił się, wyciągając dłoń w stronę siostry.
  - Panienka zatańczy? - Zaproponował. Margaret chwilę się zawahała , jednak kiwnęła głową i położyła swoją dłoń na dłoni Reimenth'a i dała zaciągnąć się wśród tańczących gości. Orkiestra, przygrywała wesoły i radosny kawałek. Tańczyli kręcąc się wśród innych par, uśmiechając się do siebie, co jakiś czas z drobnych potknięć któregoś z nich, bowiem Rei mógł przez nieuwagę przewrócić się nawet o własne nogi, a Margaret, nie przyzwyczajona do obcasów, co jakiś czas źle stawiała nogę i traciła równowagę. Gdy muzyka przestała grać Margaret podeszła do stołu przy którym stała Beatrice, na którą wpadli dziś po południu. Nawiązała się między nimi rozmowa. Mężczyzna zaś postanowił rozejrzeć się po sali balowej. Szukał wśród tłumów kogoś z kim chciałby rozpocząć drugi taniec. Jednak wyszukanie wyjątkowej okazało się być dla Rei'a nie lada wyzwaniem. Każda na swój sposób piękna, każda poruszała się z gracją wirując w swojej balowej sukni. Raz się żyje, trzeba korzystać póki czas - pomyślał i wraz gdy orkiestra znów zaczęła grać podszedł do jednej z dziewcząt i poprosił o taniec.
  Powoli tracił rachubę, wiele tego wieczoru bowiem zobaczył twarzy, z wieloma młodymi damami przetańczył, na wielu z twarzy pojawił się przez niego widoczny rumieniec. Kręcąc się w rytm muzyki, z dziewczyną o włosach koloru rdzy, spojrzał na chwilę na tłum otaczających ich ludzi, ujrzał wśród nich dwa płomienie, zamknięte w oczach kobiety, nie był w stanie określić jak wyglądała dokładnie, jedyne co zdążył zobaczyć, to jej oczy. Kręcąc się w tańcu, wrócił jeszcze raz wzrokiem na miejsce gdzie wcześniej ujrzał kobietę, jej już tam nie było, znikła. Przez resztę wieczoru nie mógł odpędzić myśli o nieznajomej do momentu kiedy szyby wyleciały z okien, a małe kawałki szkła spadły obsypując gości i spadając na zimną posadzkę. Rozległy się krzyki, do pomieszczenia wpadła ogromna obrzydliwa bestia. Rei bez zastanowienia, udał się do Margaret, która za pewne nadal stała przy stole. Przepychając się między ludźmi uciekającymi w panice, w końcu dotarł do dziewczyny, która wpatrywała się z potwora z zachwytem oraz lekkim strachem.
  - Margaret! Daj mi miecz! - krzyknął do dziewczyny chłopak, lekko przerażony całą sytuacją. Dziewczyna spojrzała na niego i kiwnęła głową. Zaczęła unosić powoli swoją suknie, jednak zdała sobie sprawę, że to może potrwać wieki, zanim dobędzie miecza. Szybkimi ruchami kolejno, zaczęła drzeć warstwy ciężkiej sukni.
  - W końcu się coś dzieje - Stwierdziła Beatrice i przyłożyła kielich do ust. Margaret w tym czasie, zdążyła już pozostać bez góry sukni. Rei nie czekając na jej pozwolenie zabrał miecz i przyjrzał się potworowi, na jego grzbiecie znajdowała się białowłosa z dużym metalowym prętem. Stwór miotał się jednak niemiłosiernie. w mężczyźnie wzbierał gniew, nie mógł przecież, tak tego zostawić.
  - Rei, ja chyba wiem co to za potwór! - zawołała Margaret, dzierżąc już swój pastorał, Shirame. Gdzie ona to wszystko chowa?, przemknęła Rei'owi myśl. - Nie możesz go.. - Nie słuchał jednak już Margaret, chciał pomóc Dante. Zaszarżował omijając większość przeszkód. No właśnie większość. Przez swoją nieuwagę, przewrócił się o jakąś rzecz. Usłyszał jak potwór pada na cztery, chciał zareagować, podnieść się szybko, jednak było za późno. Potwór złapał Rei'a w zęby. Chłopak zawył z bólu kiedy jeden z zębów wbił mu się w udo. Nie wypuścił jednak miecza. Płazem miecza uderzył mocno potwora w pysk. Potwór oszołomiony wyrzuci go z paszczy... pod sam sufit. Obracając się w powietrzu bezsilnie machając rękom, próbując złapać się czegokolwiek, tylko co miało niby znajdować się pod sufitem?! Mocno ścisnął rękojeść miecza. Usłyszał głośny ryk bestii. Spadał. Spadł prosto na grzbiet, tuż za Dante, poczuł mocny ból w okolicy prawego biodra. Turlał się na dół. Uderzył się w głowę. Słyszał, jak Dante dalej szarpie się z potworem, dopóki... nie przestał słyszeć. Przeszył go piskliwy dźwięk a potem długa cisza. Wsparł się na łokciach, spojrzał na miecz który mocno trzymał w prawej ręce.
  - Dante! - Zawołał ledwie słysząc swoje słowa i rzucił narzędzie w stronę Dante. Białowłosa złapała narzędzie. Zamachnęła się i przymierzyła do zadania uderzenia. Jednak zawahała się, jej uwagę bowiem odciągnęło coś co usłyszała.
  - Cholera - przeklął cicho.
  Powoli zmysł słuchu do niego wracał, jednak głosy były niewyraźne i przerywane co chwila przez jakiś pisk. Ból przeszywał jego ciało, jednak nie bolało go aż tak bardzo by nie próbował wstać. Powoli zaczął się podnosić, szukając wzrokiem zastępczego miecza. zobaczył jedynie włócznie leżącą pod jednym ze stołów. Bez zastanowienia podbiegł do niej i zaczął wyciągać z pod przewróconego stołu. Zacisnął palce na drzewcu i mocno szarpnął wyrywając włócznie spod pozostałości po stole i tym co się na nim znajdowało. Kiedy on szarpał się z włócznią, za jego plecami, Margaret próbując go powstrzymać strzeliła w stół, raczej próbowała strzelić, źle jednak wycelowała i zaklęcie padło na żyrandol, który spadł z hukiem rozpadając się na miliony kawałków. Rei, wyciągnął włócznie. Odwrócił się i spostrzegł, że potwór jest pozbawiony jeźdźca. Miał już dość tego potwora, tego balu i swojej niezdarności. Policzki zaczerwieniły mu się ze złości. Ośmieszył się, więc czas na zemstę która krwią zostanie zbroczona. Pewny siebie, zaszarżował na miotającą się bestię. Potwór odwrócił się unosząc łeb. Zaledwie chwile później ostrze włóczni wbiło się w gardło monstrum.
  - NIE REI! - zawołała Margaret z daleka. Usłyszał to wyraźnie, tylko szkoda, że dopiero teraz. Było za późno. Rei'a opryskała ciepła czerwona ciesz. Zaplamiła połowę jego koszuli, i nadała części włosów czerwoną barwę. Potwór zaskomlał i upadł na prawy bok. Chłopak z ulgą wyciągnął ostrze. Monstrum się dusiło. Ugodził stworzenie jeszcze parę razy, póki nie wydało z siebie ostatniego tchnienia. Odsunął się, ie spuszczać niepewnego wzroku z potwora. W uszach słyszał szum krwi i przyśpieszone bicie serca. Jednak, rana na szyi potwora zaczęła się rozszerzać, powiększać aż w końcu rozciągnęła się na całą długość szyi potwora. Z rany wypadły maziowate, trudne do określenia stwory, wielkości średniej wielkości taboretu. Przedziurawił jedno z bliżej nieokreślonych kształtem maziowatych stworzeń. To przestało się ruszać, by po chwili podzielić się na dwa i zacząć przybierać na masie. Rei, cofnął się i podbiegł do Margaret.
  - C-co to właściwie za potwory? - Zapytał się nie spuszczając wzroku z mazi które zaczęły rosnąć i powoli zmieniać się w potwory, podobne do tego którego przed chwilą zabił.
  - Nie jestem pewna, ale czytałam o takich, jak zabijesz jednego, to pojawiają się dwa - odpowiedziała Margaret.
  - Więc jak je pokonać!? - Wydarł się Rei spoglądając na prawie już uformowane potwory. Oba rozglądały się po sali. Jeden z nich przewrócił stół przy którym siedziała Beatrice, przewracając przy okazji i ją. Kobieta, poczerwieniała na twarzy i rzuciła kieliszkiem, który trzymała w ręce, o podłogę. Wstała ale jej sukienka była wyraźnie poplamiona. Jej suknia zaczepiła się o nogę stołu, chcąc uwolnić materiał, mocno szarpnęła. Materiał trzasną i rozerwał się, ukazując, kawałek nogi dziewczyny od kolana w dół.
  - Wybite okno? jakoś zniosę. Podłogi? Okej. Moja nowa kiecka? Przeżyje - powiedziała wyprostowując się. - ALE TEJ GORZAŁY TO WAM NIE WYBACZĘ! - Wrzasnęła, łapiąc za krzesło. Podbiegła bliżej jednego z potworów, rzucając w niego krzesłem. Wzbudziła w Rei'u po części podziw a z drugiej strony ta kobieta go przerażała.
  - Rei! Słuchasz mnie w ogóle? - Szarpnęła chłopaka za ramię by zwrócił na nią uwagę. Zdał sobie sprawę, że jej nie słuchał,spojrzał więc w błyszczące niepokojem oczy siostry. - Nie słuchałeś - stwierdziła - Słuchaj mnie uważnie, mamy teraz na karku cztery ogromne potwory, ja spróbuję uziemić jednego z nich, ty zaś spróbuj podciąć ścięgna drugiemu, trzecim zajmują się już inni. A czwarty... - Jęknęła. Zawsze miała plan, teraz jednak wyglądała na bezsilną. położył jej rękę na ramieniu i uśmiechnął się delikatnie.
  - Tym razem nie nawalę - zapewnił - zaufaj mi proszę. - Odsunął się od Margaret. Dziewczyna kiwnęła głową. Nie czekał, ruszył w stronę jednego z potworów. prześlizgując się pod stworzeniem przebił jedną z przednich łap, próbując przeciąć ścięgno. Niedaleko rozległ się huk, kontem oka ujrzał, że łapy jednego ze stworzeń zaczynają porastać kryształami lodu. Rei wyrwał włócznie z łapy bestii, która wydała z siebie przeraźliwy ryk. Zobaczył jednak coś czego chyba nie chciał widzieć. Beatrice dzierżąca miecz, zapewne jednego ze strażników, Zbliżała się do jednego z potworów. Białowłosy nie chciał tym razem znów nawalić, uważając, na miotającego się nad nim potwora, ruszył w stronę Beatrice. Po drodze o mały włos nie został przyciśnięty przez jedną z łap monstrum. Kobieta przymierzyła się do zadania ciosu, Rei stanął jej na przeciw odparowując cios.
  - Nie zabijaj ich! - krzyknął na zdziwioną Beatrice.
  - Podaj mi jeden powód - Zamachnęła się by zadać cios, mężczyzna wykonał unik uskakując w prawo, uważając na łapę jednego z potworów. - by nie zabijać - Dodała znów atakując ze zdwojoną siłą, Rei z trudem odparował atak. - MORDERCY MOJEJ WÓDECZKI?! - wydawać się mogło, że w jej oczach zakręciły się łzy. Spróbowała kopnąć Rei'a by odepchnąć go i móc w spokoju walczyć z potworem. Rei, cofnął się do tyłu, uciekając z pola rażenia. Odparowując kolejny atak, Rei próbował podać za powód, że potwory się tylko rozmnożą i będzie więcej morderców jej wódeczki.
  - Słuchaj... - zaczął ale kontem oka dostrzegł zbliżający się w ich stronę z zadziwiającą prędkością, ogon wściekłej bestii. - OGON! - Wrzasnął i odepchnął Beatrice. Niestety sam nie zdążył uciec. Ogon mocno uderzył w Rei'a odrzucając go na połowę sali, gdzie akurat toczyła się walka z jednym z potworów. Chwilę tak sunął po podłodze po czym uderzył w coś... a raczej kogoś. Zobaczył tylko rozmazaną sylwetkę dziewczyny. Podciął ją swoim pędem przez co został przygnieciony przez jej ciężar. Potem nic nie widział bowiem włosy dziewczyny wpadły mu do oczu. Ból zaczął w nim wzmagać, uderzenie wszakże lekkie nie było.
  - Hej mała... wpadłaś mi w oko - szepnął. Jednak nie odzyskał żadnej odpowiedzi. - Ej naprawdę weź te włosy, wpadły mi do oczu. - powiedział już troszkę głośniej. Dziewczyna nadal się nie ruszała, była zapewne w szoku. Delikatnie szturchnął ją lewą ręką. Wtedy, jak oparzona uniosła się do góry wspierając się na rękach. Ich spojrzenia się skrzyżowały, a Reimenth jakby zapomniał o całym bólu i toczącej się walce wpatrywał się w dwa ogniki... Zamknięte w tęczówkach dziewczyny. Musiał przyznać, że na ten widok jego serce na chwilę zamarło by potem zacząć galopować jak wściekłe. Przecież niedawno sądził, że już jej więcej nie zobaczy, co dopiero dotknie. Uśmiechnął się niezgrabnie, cały czas patrząc na zdziwioną dziewczynę, zauważył również coś co wcześniej pominął... a była to para dość dużej wielkości rogów. Było co prawda to zaskoczeniem, ale Rei nadal był oczarowany wyglądem dziewczyny, szczególnie kolorem jej oczu.
  - Przepraszam - Powiedział Rei nie za bardzo wiedząc co ma zrobić. Zauroczenie nie podziałało długo i już po chwili poczuł ból, podwojony tym, że dziewczyna leżała nadal częściowo na nim. Na brzuchu, gdzie niestety przyjął uderzenie ogona bestii, więc dodatkowy ciężar teraz tylko podwoił ból. - naprawdę przepraszam - syknął - ale zgniatasz mi wnętrzności...

Flo?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz