Miękką szczotką przesunął jeszcze raz po delikatnych czekoladowych
włosach Margaret, nie był co prawda obeznany w tajnikach upinania
włosów, by wygalały jak dzieło sztuki, jednak prosty kok nie wydawał się
być wyzwaniem. Kilka energicznych pociągnięć szczotką i włosy ułożyły
się w wysoki kucyk, starał się jak najściślej oplatać kolejne warstwy
lekko zwiniętych włosów. Po chwili wszystko było ułożone tak jak powinno
być, ostrożnie spiął włosy srebrnym, ozdobnym grzebykiem. Męczył się
jeszcze chwilę by umocnić konstrukcje małymi spinkami. W końcu się
udało, upragniony efekt był o wiele lepszy od założeń białowłosego.
Margaret znudzona obróciła lekko głowę w lewo by móc obejrzeć, co
właściwie stało się z jej włosami. Chłodnym spojrzeniem omiotła kok,
potrząsnęła lekko głową by sprawdzić wytrzymałość upięcia. Kok ani
drgnął, zaś dwa grube pasma włosów zostały, spływając w dół, lekko
falując i otaczając jej twarz dodając uroku jej dziewczęcym rysom.
- Dziękuję - powiedziała i wstała z krzesła.
- Teraz suknia. - Rei wskazał na, turkusową suknię, która teraz leżała
na łóżku. Zauważalne było, niezadowolenie wymalowane na twarz
dziewczyny, mężczyzna dobrze wiedział, że nienawidziła zbędnych dodatków
w sukni. Chodź był to bal, Margaret nie zrezygnowała z wygód jakie
dawał jej brak gorsetu. Biust miała mocno owinięty beżową przepaską,
nie odmówiła sobie również założenia spodni, luźnych jednak krótszych
niż nosiła na co dzień, bowiem te kończyły się tuż przed kolanami. Westchnęła głęboko i podeszła do łóżka. Białowłosy przyglądał się całemu
zdarzeniu. Oparty plecami o jedną z szafek, przyglądał się jak jego
siostra trudzi się z założeniem niewygodnej sukni, jak tonie wśród wielu
warstw stroju. Po długiej walce z próbą związania wstążek od sukni na
szyi, dziewczyna wygrała. Białowłosy patrzył na siostrę, wiedząc, że być
może już drugi raz jej nie zobaczyć w takim stroju, a szkoda, bo według
niego, wyglądała oszałamiająco. Delikatna tkanina była zdobiona złotym
chwatem u dołu, przyozdobiona była wieloma wzorami, kolorami
wpasowującymi się w odcień sukni, od pasa w górę, materiał nie był już
tak pokaźny, część góry nie miała ciasnych rękawów, zaś była wiązana
dwoma wstążkami. Jak wielkie było jednak zdziwienie chłopaka kiedy,
dziewczyna wsunęła pod kiece pas, z pokrowcem w którym znajdował się
miecz. Suknię postanowiła jeszcze sama przyozdobić, oplatając się
delikatnie w tali mocnym długim sznurem, po czym związała ze sobą dwa
końce i rozsunęła sznur tak b mógł swobodnie spocząć na jej biodrach,
nie spadając jednak bez problemu dało by się go zsunąć przy użyciu
trochę większej siły.
- Wyglądasz doprawdy pięknie... - powiedział Rei i uśmiechnął się
delikatnie, Margaret, wysiliła się również na delikatny uśmiech,
podeszła do Rei'a, stąpając boso po zimnej drewnianej podłodze.
- Ty też całkiem nieźle - Odpowiedziała bratu i poprawiła lekko jego
błękitną koszulę i wygładziła część białego aksamitnego płaszcza na
ramieniu chłopaka.
- Zakładaj pantofelki i wio na bal. - Zaśmiał się i spojrzał na drzwi.
Jasne światło, rozproszone przez piękne, bogato zdobione żyrandole,
oświetlało ogromną salę. Po bokach podłużnych okien spływały, długie
zasłony. Słychać było stukot obcasów obijających się o kamienną
posadzkę. Reimenth, nie mógł odciągnąć wzroku od tłumu a szczególnie od,
pięknych dam w bogatych sukniach, co chwilę przemykających gdzieś w
tłumie.
- Ta suknia jest okropnie ciężka. - rozbrzmiał głos Margaret gdzieś za
Rei'em. Ten słysząc skargę dziewczyny odwrócił się i uśmiechnął ciepło,
ukłonił się, wyciągając dłoń w stronę siostry.
- Panienka zatańczy? - Zaproponował. Margaret chwilę się zawahała ,
jednak kiwnęła głową i położyła swoją dłoń na dłoni Reimenth'a i dała
zaciągnąć się wśród tańczących gości. Orkiestra, przygrywała wesoły i
radosny kawałek. Tańczyli kręcąc się wśród innych par, uśmiechając się
do siebie, co jakiś czas z drobnych potknięć któregoś z nich, bowiem Rei
mógł przez nieuwagę przewrócić się nawet o własne nogi, a Margaret, nie
przyzwyczajona do obcasów, co jakiś czas źle stawiała nogę i traciła
równowagę. Gdy muzyka przestała grać Margaret podeszła do stołu przy
którym stała Beatrice, na którą wpadli dziś po południu. Nawiązała się
między nimi rozmowa. Mężczyzna zaś postanowił rozejrzeć się po sali
balowej. Szukał wśród tłumów kogoś z kim chciałby rozpocząć drugi
taniec. Jednak wyszukanie wyjątkowej okazało się być dla Rei'a nie lada
wyzwaniem. Każda na swój sposób piękna, każda poruszała się z gracją
wirując w swojej balowej sukni. Raz się żyje, trzeba korzystać póki
czas - pomyślał i wraz gdy orkiestra znów zaczęła grać podszedł do
jednej z dziewcząt i poprosił o taniec.
Powoli tracił rachubę, wiele tego wieczoru bowiem zobaczył twarzy, z
wieloma młodymi damami przetańczył, na wielu z twarzy pojawił się przez
niego widoczny rumieniec. Kręcąc się w rytm muzyki, z dziewczyną o
włosach koloru rdzy, spojrzał na chwilę na tłum otaczających ich ludzi,
ujrzał wśród nich dwa płomienie, zamknięte w oczach kobiety, nie był w
stanie określić jak wyglądała dokładnie, jedyne co zdążył zobaczyć, to
jej oczy. Kręcąc się w tańcu, wrócił jeszcze raz wzrokiem na miejsce
gdzie wcześniej ujrzał kobietę, jej już tam nie było, znikła. Przez
resztę wieczoru nie mógł odpędzić myśli o nieznajomej do momentu kiedy
szyby wyleciały z okien, a małe kawałki szkła spadły obsypując gości i
spadając na zimną posadzkę. Rozległy się krzyki, do pomieszczenia wpadła
ogromna obrzydliwa bestia. Rei bez zastanowienia, udał się do Margaret,
która za pewne nadal stała przy stole. Przepychając się między ludźmi
uciekającymi w panice, w końcu dotarł do dziewczyny, która wpatrywała
się z potwora z zachwytem oraz lekkim strachem.
- Margaret! Daj mi miecz! - krzyknął do dziewczyny chłopak, lekko
przerażony całą sytuacją. Dziewczyna spojrzała na niego i kiwnęła głową.
Zaczęła unosić powoli swoją suknie, jednak zdała sobie sprawę, że to
może potrwać wieki, zanim dobędzie miecza. Szybkimi ruchami kolejno,
zaczęła drzeć warstwy ciężkiej sukni.
- W końcu się coś dzieje - Stwierdziła Beatrice i przyłożyła kielich
do ust. Margaret w tym czasie, zdążyła już pozostać bez góry sukni. Rei
nie czekając na jej pozwolenie zabrał miecz i przyjrzał się potworowi,
na jego grzbiecie znajdowała się białowłosa z dużym metalowym prętem.
Stwór miotał się jednak niemiłosiernie. w mężczyźnie wzbierał gniew, nie
mógł przecież, tak tego zostawić.
- Rei, ja chyba wiem co to za potwór! - zawołała Margaret, dzierżąc
już swój pastorał, Shirame. Gdzie ona to wszystko chowa?, przemknęła
Rei'owi myśl. - Nie możesz go.. - Nie słuchał jednak już Margaret,
chciał pomóc Dante. Zaszarżował omijając większość przeszkód. No właśnie
większość. Przez swoją nieuwagę, przewrócił się o jakąś rzecz. Usłyszał
jak potwór pada na cztery, chciał zareagować, podnieść się szybko,
jednak było za późno. Potwór złapał Rei'a w zęby. Chłopak zawył z bólu
kiedy jeden z zębów wbił mu się w udo. Nie wypuścił jednak miecza.
Płazem miecza uderzył mocno potwora w pysk. Potwór oszołomiony wyrzuci
go z paszczy... pod sam sufit. Obracając się w powietrzu bezsilnie
machając rękom, próbując złapać się czegokolwiek, tylko co miało niby
znajdować się pod sufitem?! Mocno ścisnął rękojeść miecza. Usłyszał
głośny ryk bestii. Spadał. Spadł prosto na grzbiet, tuż za Dante, poczuł
mocny ból w okolicy prawego biodra. Turlał się na dół. Uderzył się w głowę. Słyszał,
jak Dante dalej szarpie się z potworem, dopóki... nie przestał słyszeć.
Przeszył go piskliwy dźwięk a potem długa cisza. Wsparł się na
łokciach, spojrzał na miecz który mocno trzymał w prawej ręce.
- Dante! - Zawołał ledwie słysząc swoje słowa i rzucił narzędzie w
stronę Dante. Białowłosa złapała narzędzie. Zamachnęła się i
przymierzyła do zadania uderzenia. Jednak zawahała się, jej uwagę bowiem
odciągnęło coś co usłyszała.
- Cholera - przeklął cicho.
Powoli zmysł słuchu do niego wracał, jednak głosy były niewyraźne i
przerywane co chwila przez jakiś pisk. Ból przeszywał jego ciało, jednak
nie bolało go aż tak bardzo by nie próbował wstać. Powoli zaczął się
podnosić, szukając wzrokiem zastępczego miecza. zobaczył jedynie
włócznie leżącą pod jednym ze stołów. Bez zastanowienia podbiegł do niej
i zaczął wyciągać z pod przewróconego stołu. Zacisnął palce na drzewcu i
mocno szarpnął wyrywając włócznie spod pozostałości po stole i tym co
się na nim znajdowało. Kiedy on szarpał się z włócznią, za jego plecami,
Margaret próbując go powstrzymać strzeliła w stół, raczej próbowała
strzelić, źle jednak wycelowała i zaklęcie padło na żyrandol, który
spadł z hukiem rozpadając się na miliony kawałków. Rei, wyciągnął
włócznie. Odwrócił się i spostrzegł, że potwór jest pozbawiony jeźdźca.
Miał już dość tego potwora, tego balu i swojej niezdarności. Policzki
zaczerwieniły mu się ze złości. Ośmieszył się, więc czas na zemstę która
krwią zostanie zbroczona. Pewny siebie, zaszarżował na miotającą się
bestię. Potwór odwrócił się unosząc łeb. Zaledwie chwile później ostrze
włóczni wbiło się w gardło monstrum.
- NIE REI! - zawołała Margaret z daleka. Usłyszał to wyraźnie, tylko
szkoda, że dopiero teraz. Było za późno. Rei'a opryskała ciepła czerwona
ciesz. Zaplamiła połowę jego koszuli, i nadała części włosów czerwoną
barwę. Potwór zaskomlał i upadł na prawy bok. Chłopak z ulgą wyciągnął
ostrze. Monstrum się dusiło. Ugodził stworzenie jeszcze parę razy, póki
nie wydało z siebie ostatniego tchnienia. Odsunął się, ie spuszczać
niepewnego wzroku z potwora. W uszach słyszał szum krwi i przyśpieszone
bicie serca. Jednak, rana na szyi potwora zaczęła się rozszerzać,
powiększać aż w końcu rozciągnęła się na całą długość szyi potwora. Z
rany wypadły maziowate, trudne do określenia stwory, wielkości średniej
wielkości taboretu. Przedziurawił jedno z bliżej nieokreślonych
kształtem maziowatych stworzeń. To przestało się ruszać, by po chwili
podzielić się na dwa i zacząć przybierać na masie. Rei, cofnął się i
podbiegł do Margaret.
- C-co to właściwie za potwory? - Zapytał się nie spuszczając wzroku z
mazi które zaczęły rosnąć i powoli zmieniać się w potwory, podobne do
tego którego przed chwilą zabił.
- Nie jestem pewna, ale czytałam o takich, jak zabijesz jednego, to pojawiają się dwa - odpowiedziała Margaret.
- Więc jak je pokonać!? - Wydarł się Rei spoglądając na prawie już
uformowane potwory. Oba rozglądały się po sali. Jeden z nich przewrócił
stół przy którym siedziała Beatrice, przewracając przy okazji i ją.
Kobieta, poczerwieniała na twarzy i rzuciła kieliszkiem, który trzymała w
ręce, o podłogę. Wstała ale jej sukienka była wyraźnie poplamiona. Jej
suknia zaczepiła się o nogę stołu, chcąc uwolnić materiał, mocno
szarpnęła. Materiał trzasną i rozerwał się, ukazując, kawałek nogi
dziewczyny od kolana w dół.
- Wybite okno? jakoś zniosę. Podłogi? Okej. Moja nowa kiecka? Przeżyje
- powiedziała wyprostowując się. - ALE TEJ GORZAŁY TO WAM NIE WYBACZĘ! -
Wrzasnęła, łapiąc za krzesło. Podbiegła bliżej jednego z potworów,
rzucając w niego krzesłem. Wzbudziła w Rei'u po części podziw a z
drugiej strony ta kobieta go przerażała.
- Rei! Słuchasz mnie w ogóle? - Szarpnęła chłopaka za ramię by zwrócił
na nią uwagę. Zdał sobie sprawę, że jej nie słuchał,spojrzał więc w
błyszczące niepokojem oczy siostry. - Nie słuchałeś - stwierdziła -
Słuchaj mnie uważnie, mamy teraz na karku cztery ogromne potwory, ja
spróbuję uziemić jednego z nich, ty zaś spróbuj podciąć ścięgna
drugiemu, trzecim zajmują się już inni. A czwarty... - Jęknęła. Zawsze
miała plan, teraz jednak wyglądała na bezsilną. położył jej rękę na
ramieniu i uśmiechnął się delikatnie.
- Tym razem nie nawalę - zapewnił - zaufaj mi proszę. - Odsunął się od
Margaret. Dziewczyna kiwnęła głową. Nie czekał, ruszył w stronę jednego
z potworów. prześlizgując się pod stworzeniem przebił jedną z przednich
łap, próbując przeciąć ścięgno. Niedaleko rozległ się huk, kontem oka
ujrzał, że łapy jednego ze stworzeń zaczynają porastać kryształami lodu.
Rei wyrwał włócznie z łapy bestii, która wydała z siebie przeraźliwy
ryk. Zobaczył jednak coś czego chyba nie chciał widzieć. Beatrice
dzierżąca miecz, zapewne jednego ze strażników, Zbliżała się do jednego z
potworów. Białowłosy nie chciał tym razem znów nawalić, uważając, na
miotającego się nad nim potwora, ruszył w stronę Beatrice. Po drodze o
mały włos nie został przyciśnięty przez jedną z łap monstrum. Kobieta
przymierzyła się do zadania ciosu, Rei stanął jej na przeciw odparowując
cios.
- Nie zabijaj ich! - krzyknął na zdziwioną Beatrice.
- Podaj mi jeden powód - Zamachnęła się by zadać cios, mężczyzna
wykonał unik uskakując w prawo, uważając na łapę jednego z potworów. -
by nie zabijać - Dodała znów atakując ze zdwojoną siłą, Rei z trudem
odparował atak. - MORDERCY MOJEJ WÓDECZKI?! - wydawać się mogło, że w
jej oczach zakręciły się łzy. Spróbowała kopnąć Rei'a by odepchnąć go i
móc w spokoju walczyć z potworem. Rei, cofnął się do tyłu, uciekając z
pola rażenia. Odparowując kolejny atak, Rei próbował podać za powód, że
potwory się tylko rozmnożą i będzie więcej morderców jej wódeczki.
- Słuchaj... - zaczął ale kontem oka dostrzegł zbliżający się w ich
stronę z zadziwiającą prędkością, ogon wściekłej bestii. - OGON! -
Wrzasnął i odepchnął Beatrice. Niestety sam nie zdążył uciec. Ogon
mocno uderzył w Rei'a odrzucając go na połowę sali, gdzie akurat toczyła
się walka z jednym z potworów. Chwilę tak sunął po podłodze po czym
uderzył w coś... a raczej kogoś. Zobaczył tylko rozmazaną sylwetkę
dziewczyny. Podciął ją swoim pędem przez co został przygnieciony przez
jej ciężar. Potem nic nie widział bowiem włosy dziewczyny wpadły mu do
oczu. Ból zaczął w nim wzmagać, uderzenie wszakże lekkie nie było.
- Hej mała... wpadłaś mi w oko - szepnął. Jednak nie odzyskał żadnej
odpowiedzi. - Ej naprawdę weź te włosy, wpadły mi do oczu. - powiedział
już troszkę głośniej. Dziewczyna nadal się nie ruszała, była zapewne w
szoku. Delikatnie szturchnął ją lewą ręką. Wtedy, jak oparzona uniosła
się do góry wspierając się na rękach. Ich spojrzenia się skrzyżowały, a
Reimenth jakby zapomniał o całym bólu i toczącej się walce wpatrywał się
w dwa ogniki... Zamknięte w tęczówkach dziewczyny. Musiał przyznać, że
na ten widok jego serce na chwilę zamarło by potem zacząć galopować jak
wściekłe. Przecież niedawno sądził, że już jej więcej nie zobaczy, co
dopiero dotknie. Uśmiechnął się niezgrabnie, cały czas patrząc na
zdziwioną dziewczynę, zauważył również coś co wcześniej pominął... a
była to para dość dużej wielkości rogów. Było co prawda to zaskoczeniem,
ale Rei nadal był oczarowany wyglądem dziewczyny, szczególnie kolorem
jej oczu.
- Przepraszam - Powiedział Rei nie za bardzo wiedząc co ma zrobić.
Zauroczenie nie podziałało długo i już po chwili poczuł ból, podwojony
tym, że dziewczyna leżała nadal częściowo na nim. Na brzuchu, gdzie
niestety przyjął uderzenie ogona bestii, więc dodatkowy ciężar teraz
tylko podwoił ból. - naprawdę przepraszam - syknął - ale zgniatasz mi
wnętrzności...
Flo?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz