Teo natychmiast odrzucił kota na ziemię. Nie miał zamiaru robić tego tak gwałtownie, ale...jakby to ująć? Dawno nie miał kontaktu z gadającymi zwierzętami. Fireheart fuknął zasyczał oburzony, kładąc uszy po sobie. Zaciekawiona hałasem Dante obejrzała się i w ostatniej chwili powstrzymała od parsknięcia śmiechem.
- Pierwszy raz widzisz gadającego kota? - zapytała z lekką dozą złośliwości.
- Z pewnością jest to pierwszy kot, który każe mi coś zrobić - chłopak dalej nie odrywał wzroku od rudego kocura.
Mówiłem ,,odstaw", nie ,,RZUĆ" - boczył się zwierzak. - Ludzie są tacy niekompetentni.
Nazwanie przez kota ,,niekompetentnym". To dopiero było dla Mattea nowością. Westchnął tylko i zwrócił się z powrotem do liderki Orłów:
- Daleko jeszcze do Ikramu?
- Góra trzy godziny drogi - oceniła szybko dziewczyna i rzuciła magowi bułkę. - Szybko to zleciało.
Posłane jej niemal mordercze spojrzenie dosadnie tłumaczyło jak bardzo Teo się z tym stwierdzeniem nie zgadzał.
- Na święcie pojawią się inni liderzy? - zagaił, chcąc przerwać niezręczną ciszę.
- Raczej tak - odparła Dan. - Pewnie będą robić za obstawę. Ikramowi nie grozi żadna wojna, nikt też nie ma powodu by napadać na zamek podczas balu, ale przezorny jest zawsze ubezpieczony.
- Znasz ich?
- Jak do tej pory z żadnym się nie widziałam. Tylko słyszałam. W Knowhere również wybrano kobietę, podobno młodą i dość...drobną.
- Jakiś powód musieli mieć - zgadywał Matteo.
- Jakiś na pewno - dziewczyna wzruszyła ramionami. - Lwami kieruje krasnolud, Wilkami i Borsukami człowiek...
- To ostatnie akurat wiem - Teo uśmiechnął się lekko. - Bardzo mnie ciekawi jak Lorkin zamierza się wtopić w tłum gości. Krasnoludy go tolerują, ciekawe jak z elfami...
- Wiesz, w końcu to ,,Święto Tolerancji", nieprawdaż? - zauważyła wesoło Dante.
- Coś czuję, że dla wszystkich naszego pokroju będzie to jeden wielki test cierpliwości - parsknął śmiechem Forrester. - Teraz dopiero się przekonamy jak wszyscy jesteśmy ,,tolerancyjni".
Gdy minęli bramy Ikramu, Teo nagle zrobiło się duszno. Nie miał lęku przed tłumami, wyzbył się go już dawno temu. Problem polegał na tym, że całkiem sporo czasu spędzał ostatnio na otwartej przestrzeni i nagłe wepchnięcie do zatłoczonego miasta było dość nieprzyjemnym szokiem. Zerkną kątem oka na liderkę Orłów. Najwyraźniej nie był w tym uczuciu osamotniony - mimo, iż Rubkat bywała w tym mieście wyjątkowo często również nie najlepiej odbierała taki tłok.
- Widzę, że takie imprezy ściągają tłumy - rzucił Matteo.
- Oj, żebyś się nie zdziwił - odpowiedziała równocześnie z wydechem Dante. - Grunt to dotrzeć do siedziby...
Siedziba wydawała się jednak oddalać od naszych bohaterów z każdym wywalczonym w tłumie metrem. Zanim wjechali do miasta, Dan zapewniała, że to jakieś 15 minut spacerem. Gdy zaczęli się przedzierać przez ludzką masę zaokrągliła to do 30 minut. W końcu, po jakichś 45, rozsiodłali konie w stajni Orłów.
Dante? Wybacz czas i stan opa *^*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz