Wędrowny sokół nawet nie musiała bardziej się skupić by zapamiętać
wszystko, nie tylko co usłyszała od towarzyszy ale również ich reakcje,
zachowania a nawet tak pozornie nie istotne rzeczy jak układ oczu czy
tępo oddechu. W rzeczywistości nie potrzebowała zadawać im takich pytań,
wiedziała już wystarczająco na ich temat, chciała ich sprawdzić. Nie
przyznała się do tego ale nawet teraz gdy doprowadziła ich do celu nie
chciała się z nimi rozstawać. Nie na zawsze oczywiście. Potrzebowała tej
dwójki, nawet jeśli nie zna ich za długo. Myśli jej powędrowały do
torby gdzie miała już zbiór dziwnych przydasiek, jak przedmiot skradziony
z nadmorskiej rezydencji, zakrwawiony słoiczek, kilka zwojów i masa
schowanych w głowie informacji. Brakowało jej coraz mniej do celu.
Piosenka Thalii skończyła się wraz z przemyśleniami gońca.
-Nie śpiewałaś ze mną, aż nie mogę uwierzyć, że jakiejś piosenki możesz
nie znać.- Spostrzegła piratka patrząc na towarzyszkę która jedynie się
uśmiechnęła. Ledwo minęli mury miasta Chow miała nieprzyjemne
przeczucie którego nie umiała się wyzbyć, więc starała się je
ignorować.
-Jesteście tutaj pierwszy raz?- Zapytała prowadząc konie coraz głębiej w
miasto. Pytanie było czysto grzecznościowe bo znała doskonale
odpowiedź.
-Przelotnie.- Mruknął pod nosem Revan nie przestając przyglądać się mijanym postaciom, widać również czuł to co Chow.
-Ja podobnie, choć wiem gdzie jest siedziba.- Odpowiedziała też brunetka.
-Trudno nie wiedzieć, to jak jedna, wielka zawszona poczta psia mać.
Większość tych parobków nawet nie wie czym jest prawdziwy zawód gońca,
tylko noszą jakieś sprośne liściki jegomościów hrabiów do ich nałożnic.-
Mimo że dziewczyna mówiła z niesmakiem o niektórych pracownikach, to
jej ton nie zmieniał swojego wesołego i zawadiackiego wydźwięku. -Ale
spokojnie, te listogony nawet nie mają przynależności do Orłów. I
dobrze, bo później nikt ważniejszy nie odważyłby się przekazać nam
jakiejkolwiek ważniejszej wiadomości.- Dodała po chwili.
-Widzę że poważnie traktujesz to co robisz.- Wzrok mężczyzny nawet nie
uraczył jej przelotnym spojrzeniem, tylko był wbity gdzieś tam w
przestrzeń mimo że wyraźnie zwrócił się do rozmówcy. Chow przeciwnie,
bezczelnie wgapiała się w niego niemal zaglądając mu w kieszenie, co
delikatnie rozgniewało go.
-Chcąc nie chcąc to właśnie posłańcy są kluczowi w polityce, od ich
kompatybilności oraz chęci zależy czy kraj nie podupadnie. Zastanów się
gdyby nikt nie był łącznikiem między klanami, miastami i królestwami
nastąpiło by mnóstwo niedomówień, sporów a w efekcie wojny i anarchie.- I
znów ton z jakim wygłaszała soją wypowiedź nie odpowiadał jej
charakterowi. Mówiła to nie jak ciekawostkę, czy prawdę oczywistą, ale
jak dobry żart. Przez co słowa nie zdawały się mieć odzwierciedlenia w
przedstawicielce Orłów.
-Nie mówiąc o tym, że nie masz lepszego informatora od posłańca...-
Mruknął Szary pewny że dziewczyny go nie usłyszały, Thalia może i nie,
bo była za nimi, ale Chow doskonale.
-No i oczywiście to co was interesuje, czyli mnóstwo przywilejów w tym
również nietykalność. Żyć nie umierać, kopsniesz się tylko raz na jakiś
czas z listem a później masz wolne, co jak co ale wam przecież o to
głównie chodzi.
-Nie da się ukryć…- Przytaknął spokojnie.
-O to tutaj!- Zawołała Thalia dumna z siebie że pierwsza dostrzegła
kamienicę na końcu ulicy, duża, kolorowa z mnóstwem ludzi na samym
rynku.
-Więc witajcie w siedzibie, jeszcze kilka formalności i dostaniecie swój papierek.
Przejechali przez bramę na dziedziniec gdzie znajdowały się stajnie, w
końcu jak to goniec bez dobrego konia? Revan i Thalia zeskoczyli z
siodeł przy czym piratce towarzyszyło ciche stęknięcie.
-Co? Nie przyzwyczajona do kulbaki?- Uśmiechnęła się wrednie i pochyliła siodle nad stojącą już na ziemi dziewczyną.
-Wiesz, jednak okręt jet trochę wygodniejszy.- Uśmiechnęła się niemrawo.
-A ty nie zsiadasz?- Revan zadarł głowę by uraczyć szatynkę spojrzeniem zimnych oczu.
-Więc tak… wchodzicie tymi drzwiami, idziecie na prawo, za kuchnią
skręcacie w lewo, przy skrzyżowaniu znowu w lewo, jak na posadce będzie
wzór z takim jakby wróblem to lekko trzecie drzwi po prawej, schody do
góry, drugi korytarz, kręconymi na dół, przechodzicie do drugiego
skrzydła po dwudziestu krokach od schodów skręcając dwa razy w lewo
dochodzicie do krużganek, tam czwarte piętro, wschodnia ściana, drzwi z
orzełkiem. Jak powiecie że ode mnie to wam ułatwi, resztę chyba
potraficie sami sobie załatwić.- Wyszczerzyła się zbójecko widząc lekkie
zakłopotanie na ich twarzach.
-Zaraz drzwi, prawo, lewo, schody, CO K*RWA?!!- Zapiała Thalia starając
się odtworzyć podaną przez towarzyszkę trasę, co jej zupełnie nie
wyszło, a tylko sprowokowało Ozziego do zaskrzeczenia swoich jedynych
słów po wielokroć.
-Czy nie łatwiej by było gdybyś nas zaprowadziła?- Westchnął
Prześladowca, również nie umiejąc za nic przypomnieć sobie całej trasy.
-Oj… a ponoć dorośli jesteście… I co? Małe dzieci zgubią się w jednym
domu? Ojojoj…- Za ciećkała się jakby mówiła faktycznie do dziecka. -Mam
jedną sprawę do załatwienia, ktoś w środku z pewnością was zaprowadzi.-
Powiedziała już konkretniej. -Tymczasem, do zobaczenia wieczorem.-
Zerwała się do galopu i w pełnym pędzie pokonała bramę, gubiąc po drodze
żółtą papugę i krzycząc jak szalona.
-K*rrwa! K*rrwa! K*rrwa!- Hrabia leciał za nią nawołując głośno.
Pozostała dwójka zastanawiała się kto zwraca na siebie więcej uwagi
wulgarny ptak, czy jego ekscentryczna właścicielka.
Do gospody pewnym krokiem weszła znana dobrze karczmarzowi postać, która już od progu wykrzyczała swoje zamówienie.
-Panie ładny! Kufel korzennego i szarlotkę!- Gdy przysiadła się przy barze jej zamówienie już na nią czekało.
-Przydałaby ci się kąpiel.- Mężczyzna ostentacyjnie zatkał nos. -Temu
latającemu szczurowi z resztą też.- Gospodarz w rzeczywistości tylko się
zgrywał bo właścicielkę jak i jej pupila darzył wielką sympatią, na
dodatek miał nie jeden dług do spłacenia tej dziewczynie.
-W sumie to całą tą twoją budę też można by wyczyścić z robactwa.- Rzuciła zgryźliwie.
-Skończmy z uprzejmościami, powiedz lepiej czy w końcu nauczyłaś czegoś tego potworka?- Podrapał Ozziego pod dziobem.
-Sam sprawdź, z pewnością masz jakieś fistaszki.- Faktycznie miał, wyciągnął kilka spod lady i pokazał ptakowi.
-No dalej powiedź “Dzieńdobry”, no “dzieńdobry”- Pokazywał smakołyk z nadzieją na odzew zwierzaka i w końcu go dostał:
-K*rrrrwa mać!
-Ty mały ch*ju… żryj i mnie nie wkurzaj.- Dał mu orzeszka. -A może ty
Sokole mi powiesz coś ciekawego? Czy też będziesz tylko przeklinać
-Poopowiadam może przy następnej okazji, teraz muszę widzieć się z Mikerm
-Nooo… Był tu niedawno, ledwie kilka godzin temu. Szukał cię, chyba
nieźle zalazłaś mu za skórę co? Gdy tutaj był i pytał o ciebie
przypominał trochę twoją papugę, może tylko dodawał od czasu do czasu
wzmianki, że wydłubie ci oczy i wsadzi głęboko do…
-Spokojnie, on i tak nie ma na to jaj, ale na pewno wspominał gdzie go znajdę.
-Ależ oczywiście! mówił, żebym jak tylko cię spotkam, to mam przekazać,
iż będzie na ciebie czekał w… w… w… w jak to było?- Udawał że się
zastanawia, w tym momencie Chow poczuła jak głowa robi się coraz
cięższa. Narkotyk, musiał być w piwie, wiedziała kto miałby ochotę ją
tak uśpić. Teraz przynajmniej nie musiała długo czekać, ani się
fatygować na spotkanie z starym “przyjacielem”, wiedziała że jak tylko
otworzy oczy zobaczy się z nim.
-Doliczam to do dług…- Wybełkotała po czym opadła na blat głośno
chrapiąc. Zza zaplecza wyszedł wysoki, chudy blondyn i rzucił barmanowi
kilka monet. A następnie rozkazał zabrać nieprzytomną dziewczynę dwóm
osiłkom i bez słowa wyszli.
Revan? Teraz chyba ty hm?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz