Sytuacja w jakiej znalazła się Amita nie wyglądała najlepiej. Ba! Dziewczyna była wręcz w czarnej dupie. Tyłek zdążył jej już odmarznąć od leżenia w zaspie, a plecy po lądowaniu bolały niemiłosiernie. Na dodatek stała nad nią dwójka uzbrojonych ludzi...No dobra, kobieta nie prezentowała się tak strasznie, pewnie przez ten wzrost. Mężczyzna natomiast choć zdecydowanie od niej wyższy nie wydawał się wielkim wyzwaniem, jeśli chodzi o szybką ucieczkę. A przynajmniej na oko. Cholera jedna wie co to za jedni.
Dziewczyna stęknęła po raz ostatni i podniosła się do pozycji siedzącej.
- Dobra, macie mnie - powiedziała. - Komu pluszowego królika za złapanie dzikiej rakszasa?
- Co proszę? - palnęła zbita z tropu kobieta w czerni.
Hood przekiwała się na plecy i z tej pozycji stanęła na nogi jednym skokiem. Jej plecy natychmiast zaprotestowały, jednak zignorowała je. Otrzepała się ze śniegu po czym stanęła wyprostowana z szerokim uśmiechem. Bezceremonialnie chwyciła rękę nieznajomej i potrząsnęła nią porządnie.
- Gratuluję, proszę pani - rzekła. - Mało komu udaje się mnie przyłapać. A w ogóle to prawie oberwałam pani laską w czoło już na szlaku. Niezły cel jak na człowieka...
- A można wiedzieć kim ty właściwie jesteś? - wtrącił się mężczyzna.
- Amita jestem - przedstawiła się rakszasa, po czym ukłoniła nisko i wyjątkowo teatralnie. - Do usług...Ale zależy jakich - uśmiechnęła się drapieżnie, prezentując zaostrzone kły.
Dwoje obcych mimo woli cofnęło się o pół kroku. Ami bardzo to zachowanie odpowiadało.
- Nie gryzę, spokojnie - rzuciła złośliwie, nie mogąc się powstrzymać.
- Ale ludzi na szlakach napadasz - odparła kąśliwie starsza dziewczyna.
- Ja? NAPADAM? - Hood wciągnęła głośno powietrze i przyłożyła dłoń do piersi. - Niemożliwe! Przecie ja taka drobna, nieszkodliwa...
- Dobra, dosyć - brodaty miał chyba dość gry aktorskiej na jeden dzień. - Czym ty jesteś i po co nas atakujesz?
- Hola, panie! Tego nie można chyba nazwać a t a k i e m. Nawet nie wyciągnęłam broni! Czyli...w gruncie rzeczy to WY zaatakowaliście MNIE! - dziewczyna mocno zaakcentowała ostatnie stwierdzenie, starając się zrobić obecnym wodę z mózgu. - Bezpodstawnie zarzucacie mi atak, a nawet się, do kroćset, nie przedstawiliście! WSTYD! Wstyd i hańba, powiadam! Czy w tych czasach wszyscy już zapomnieli o najzwyklejszych zasadach savoir vivre?! - wydarła się patrząc jakby błagalnie w niebo z uniesionymi rękoma.
Nieznajomi zaniemówili z niedowierzania. Ich miny były bezcenne i doprawdy warte tego całego przedstawienia. Rakszasa patrząc na dwoje podróżnych w końcu nie wytrzymała. Najpierw walczyła chwilę by się nie uśmiechnąć, ale w końcu poddała się i roześmiała tak, że musiała się chwycić skulona za brzuch. To jedynie wprowadziło obcych w jeszcze większe zakłopotanie.
- Żałujcie, że się w tej chwili nie widzicie! - wypaliła w końcu Amita, dysząc. - Najpierw tacy ,,Brr, nie zadzieraj ze mną!", a teraz ,,Co to za wariatka?". HAH! - dziewczyna ceremonialnie otarła łzę z oka. - Uwielbiam to...A tak w ogóle coście za jedni?
Ci popatrzeli po sobie zupełnie nic nie rozumiejąc, aż w końcu kobieta postanowiła przerwać ciszę:
- Jestem Vanessa, a to Lorkin. Teraz może zdradziłabyś po co nas straszysz?
- Ha! Czyli jednak spietraliście! - Ita uśmiechnęła się tryumfalnie. - A tak serio to nudziło mi się.
- ,,Nudziło ci się"? - powtórzył jak echo Lorkin.
- No tak. Siedzę sobie w lesie, nudzę się jak mops, a tu nagle jedzie jakaś karawana! Idiota nie skorzystałby z okazji wycięcia numeru ludziom samego lorda Knowhere!
- Doprawdy ubaw po pachy - mężczyźnie najwyraźniej do śmiechu nie było.
- Mówisz tak, bo ci tyłek w śniegu odmarzł, czy cię twój konik kopnął? - uśmiechnęła się złośliwie. - Tak, to też moja sprawka.
Vanessa zmrużyła oczy w namyśle, mierząc Hood wzrokiem.
- Driada? Rusałka? Nimfa? - wyrzuciła po kolei.
- Trzy razy pudło. Oj, z łuku byś dobrze nie strzelała - rakszasa założyła ręce na piersi dalej błyskając kłami w uśmiechu. - Zgaduj dalej, o ile macie czas. Wasz tabun chyba odjechał już spory kawałek drogi.
Podróżni nagle jakby oprzytomnieli i równo ruszyli do swoich wierzchowców.
- Hej, to tyle? - oburzyła się Amita, gdy ci wsiadali na konie. - Tak sobie po prostu pojedziecie?
- Nie widzę powodów byśmy musieli coś z tobą robić - odparowała krótko Vanessa.
- Naprawdę? Nie woleli byście mnie mieć na oku? - prowokowała ich dalej Ita.
- Po co? Jesteś tylko kolejnym nieszkodliwym gówniarzem - walnął prosto z mostu Lorkin.
- Wyzywasz mnie? - dziewczyna uśmiechnęła się zbójecko.
- Nie biję się z dzieciakami sięgającymi mi łokcia - odparł złośliwie mężczyzna.
- W takim razie jadę z wami.
Podróżni spojrzeli na nią równocześnie.
Lorkin? Vanessa? Krótko, ale przynajmniej się znamy ^^"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz