Było już późno kiedy wędrowałem pustą, kamienną ulicą spowitą ciemnym całunem nocy. Na barkach czułem prawie że obcy ciężar. Od lat nie nosiłem śpiącej siostry. Chłeptała dwa razy szybciej ode mnie i dwa razy szybciej się spijała. Wślizgnąłem się do ciemnego zaułka, posadziłem Reynę i oparłem siostrę o mur. Przez chwilę macałem podłoże w poszukiwaniu włazu, a gdy go znalazłem podniosłem. Przejście które znalazłem pod spodem było ciasne, ale położone najbliżej. Powiodłem wzrokiem ku reptiliance. Głowa opadała jej luźno na prawe ramię. Żal było ją tam tak po prostu wrzucić, ale nie powinna mi mieć tego za złe. Powoli wsunąłem ją do środka, a kiedy nie mogłem jej już podtrzymywać- upuściłem. Na szczęście nie upadła ze zbyt dużej wysokości. Zamykając za sobą przejście wsunąłem się do korytarza.
Niewtajemniczeni uważali to za zejście do ścieków, ale z rzeczywistości była to jedna z wielu dróg prowadzących do mojej podziemnej ojczyzny.
Zarzuciłem sobie Reynę na ramie po czym do dotykając wolną ręką ściany powędrowałem ciemnym labiryntem. Sam porządnie się upiłem, jednak pod tym względem wdałem się w matkę. Rzadko kiedy się chwiała bądź bredziła. Natomiast ojciec robił to prawie zawsze. Niestety to właśnie po nim Reyna odziedziczyła zdolności zatracania koordynacji ruchowej w zastraszającym tempie. A z resztą nie byłbym w dużo lepszym stanie gdybym wypił tyle co ona.
Kiedy tylko dotarłem do właściwych drzwi namacałem klamkę i wszedłem. Podczas całej podróży musiałem liczyć drzwi i zakręty albowiem w korytarzu nie było ani jednej pochodni. Położyłem ją na łóżku choć miałem przemożną ochotę rzucić nią. Nie zrobiłem tego bardziej z troski o mebel niż siostrzyczkę. Zawróciłem do drzwi, zamknąłem je i oparłem o nie. Po chwili osunąłem się na stary, brudny dywan i zapadłem w tak zwany sen.
Jako że wieczorem nie udało mi się wybyć z miasta postanowiłem zrobić to rano. Pozbierałem manatki i położyłem przy drzwiach zanim Reyna obudziła się narzekając na ból głowy.
- Po to właśnie bogowie wymyślili kaca- powiedziałem nie odwracając się do niej- aby zniechęcić nas do pijaństwa-uśmiechnąłem się pod nosem- Do ciebie najwidoczniej nie dotarł ten przekaz.
Prychnęła i wstała nadal lekko się chwiejąc. Przynajmniej już się nie zataczała. Kiedy wytaszczyłem ją z tawerny upierała się, że dojdzie sama, a po dwóch krokach wykonała piękny piruet i zanurkowała w kałuży.
Uśmiechnąłem się na to wspomnienie.
- Co cię tak bawi?- usłyszałem nad głową rozdrażniony głos jaszczurki.
Spojrzałem w górę. Siedziałem przykucnięty, a ona patrzyła na mnie z góry.
- Nic. Zastanawiam się nad sensem istnienia- na mym pysku zawidniał szyderczy uśmieszek.
Już, już miała mi dopiec kiedy, bez pukania, do pokoju wkroczył przedstawiony wam wcześniej kwartenon. Innymi słowy ćwierćelf. Roześmiał się spoglądając na trochę niemrawy wyraz twarzyczki mej siostrzyczki. Ta wydęła ,,wargi" i odwróciła się. Odeszła parę kroków po czym usiadła na łóżku udając, że nie słucha.
- Ładną masz dziewuszkę -powiedział wskazując ruchem głowy na Reynę.
Wstałem. Spojrzałem na niego.
- Zazdrościsz, co?- uśmiechnąłem się.
Chłopak przekrzywił głowę nie zmieniając wyrazu twarzy.
- Łuskowate jakoś mnie nie pociągają.
Roześmiałem się i poklepałem go po ramieniu.
- A teraz tak na poważnie- uspokoiłem się- To moja siostra jest.
Sikorka zamrugał kilkakrotnie po czym wzruszył ramionami i podał mi pomiętą kartkę.
- Lista zadań na dziś.
Westchnąłem patrząc na krótką notatkę. To psuło wszystkie moje plany. Nie mogłem zignorować Krasnala bo jeśli Orły mnie nie przyjmą to nie mam gdzie wracać. Do Reyny się nie właduję, a do wuja wstyd. Dodatkowo martwiła mnie wizja tego spotkania. Jako, że jestem jedną z dwóch zatrudnionych tu gadzin, a Mur nie grzeszył inteligencją, takie sprawy zostawiano mnie. A mianowicie interesów z najgorszą znaną mi branżą. Wstyd przyznać z kim ma układy mój chlebodawca. Już wolałbym dogadywać się z mordercą, zdrajcą stanu, nawet tępym wsiochem,ale z nierządnicą dyskutować nie będę.
Podniosłem wzrok znad papieru i zmierzyłem Sikorkę wzrokiem. Jego oczy już nie płonęły radością. Nawet on miał niechęć do umów Krasnala, ale nigdy mu się nie postawił, a ja zamierzam i to w tym momencie. Mój gniew był na tyle silny, że nic nie musiałem mówić.
- Czy mam mu donieść o buncie?- spytał uśmiechając się ponownie.
Wyszczerzyłem się.
- Niezwłocznie- odparłem.
Chłopak wyszedł. Słyszałem jego kroki w korytarzu. Celowo szedł powoli. Chwyciłem manatki i wybiegłem. Po chwili do korytarza wpadła i Reyna. Dotykając dłonią ściany liczyłem, skręcałem, wymijałem kolegów z pracy.
- Przepłacasz- usłyszałem szept nad uchem.
Miała rację, ale obecnie mi się speszyło, a te konie były naprawdę dobre. Ten mężczyzna znał się na swoim fachu. Z miejsca ocenił, że gdzieś mi śpieszno więc podwyższył cenę słusznie się domyślając, że nie zamieram tracić czasu na targowanie. Podałem mu sakiewkę złota i natychmiast władowałem się na gniadosza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz