Polowanie? W sumie pomysł niegłupi, aczkolwiek Ryu nie widział w nim większego sensu. Łatwiej byłoby już coś kupić na targu. W czym jednak zaszkodzi dotrzymanie komuś towarzystwa? Na pewno nie włóczędze pokroju Kyodaia, który i tak nie miał co robić z życiem. Zawsze lepiej jest się do czegoś przydać niż siedzieć bezczynnie w mieście. A że trudnił się już w tropieniu, to mały trening umiejętności nie zaszkodzi tym bardziej.
Udało im się jakoś przedostać poza miasto. Kiara odnalazła znaną już sobie ścieżkę wgłąb lasu i zagłębiła się między drzewa cicho niczym autentyczny duch. Obieżyświat miał pewne problemy z podążaniem za nią. Dziewczyna przez maskujący strój wydawała się zlewać z cieniami i liśćmi, niemal znikając mu z oczu. Na szczęście jakoś udało mu się jej nie zgubić.
Nagle jednak Amitaczi zastygła w bezruchu podnosząc ostrzegawczo dłoń. Ryu wytężył zmysły starając się wyłapać, co też mogło zaniepokoić członkinię Orłów. Sumiko na jego ramieniu zaklekotała - kolejny znak, że coś tu jest nie w porządku. Skorpion zniknął rozpływając się do stanu duchowego. Wtedy chłopak usłyszał rozmowy. Kiara wyjrzała przez zarośla przyciśnięta do drzewa.
- Co to za jedni? - mruknęła do siebie.
Ryu również zerknął. Czterej mężczyźni, bardziej najemne draby niż wojownicy. Chociaż konfrontacja jeszcze nie była w planach, Kyodai już analizował ich słabe strony. Wtedy dostrzegł ładunek kilku, obitych płótnem skrzyń. Coś ukrywali...tylko co i dlaczego?
- Opium - rzuciła szeptem Duch. - Trzeba zawiadomić Dante.
- I zostawisz ich tak tutaj? - rzucił z powątpiewającym uśmiechem.
- A masz jakiś genialny plan działania?
Chłopak owinął wokół przedramienia łańcuch, co stanowiło swego rodzaju odpowiedź. Ujął u nasady ostrze w kształcie grotu włóczni i naciągnął na dolną część twarzy szal.
Wszystko poszło szybko - odczekał chwilę, aż jeden z drabów stanie w zasięgu łańcucha i w bok jego szyi wraziło się celnie rzucone ostrze. Ryu szarpnął do siebie wyrywając grot. Broń pociągnęła za sobą krople krwi. Zanim bandyci zdołali się ogarnąć drugi z nich skończył ze strzałą w czole. Pozostała dwójka oglądała się niepewnie za niewidocznym strzelcem. W końcu jeden z nich chwycił zakrzywiony nóż i ruszył na Ryu. Zamachnął się raz i drugi, ale chłopak uniknął świszczącego brzeszczotu. Owinął wokół palców łańcuch i takim prowizorycznym kastetem uderzył napastnika w skroń pozbawiając go przytomności. Ostatni z handlarzy padł również unieszkodliwiony strzałą.
- I po co go ogłuszyłeś? - rzuciła niedbale Kiara wychodząc z ukrycia.
- Nie przyda wam się jakieś źródło informacji? - odpowiedział pytaniem na pytanie Obieżyświat. - Gdyby na terenie mojego klanu grasowała siatka handlarzy, wypytywałbym co najmniej jednego o jakiekolwiek dane.
Amitaczi jedynie wzruszyła ramionami i skrępowała nieprzytomnemu ręce za plecami.
- Dobra, plan jest prosty - zagwizdała by przywołać swoją klacz. - Ja zabieram tego tu do Rubkat, a ty znikasz mi z oczu i nie przeszkadzasz.
- Spławiasz mnie? - Ryu uśmiechnął się złośliwie.
- W końcu mam ku temu jakąś grzeczną wymówkę - odparła bez cienia sarkazmu Amitaczi. - A teraz będziesz łaskaw pomóc mi wsadzić tego kloca na grzbiet Soni?
piątek, 13 maja 2016
Papillon
Imię: Papillon jak również Papilo w skrócie Papi czyli po prostu Motylek
Gatunek/Rasa: jaszczurka ognista
Wiek: 2 lata
Opis: Papillon to drobna jaszczurka ognista o błękitnych skrzydełkach których wzór upodabnia małego gada do tropikalnego motyla. Całe jego drobne ciałko z wyjątkiem pyszczka i nozdrzy które są białe jest pokryte drobnymi aksamitnymi w dotyku granatowo-czarnymi łuskami. Skrzydła, patrząc na Papilo można odnieść wrażenie ,że mały smok składa się głównie z nich, są bardzo duże w stosunku do wielkości zwierzęcia, są ich dwie pary przy czym ta druga, mniejsza służy wyłącznie do stabilizacji lotu i choć Papi składa ją i rozkłada to nie może nią machać. Posiada również długi ogon ,nie tylko służy za ster podczas lotu ale i pomaga stworzeniu utrzymywać równowagę , gwałtownymi ruchami ogona Papilo demonstruje swoje niezadowolenie bądź zaniepokojenie oraz ostrzega o ataku. Nie sposób nie wspomnieć tu o jego pazurach, niemożliwe ostrych mogących przebić nawet grubą skórę , żeby uniknąć podrapania Kai specjalnie dla swojego pupila zorganizował naramiennik.Kiedy już wreszcie dojdziesz do wniosku że stworzenie siedzące na ramieniu Kylo to nie wielki motyl na pewno zwrócisz uwagę na jego pyszczek , Papilo ma duże srebrne oczy z pionową źrenicą którymi uważnie lustrze otoczenie na czubku jego głowy znajdują się dwa rogi które wyglądają jak motyle czułki ,pełnią rolę kocich wąsów. Zęby motylka nie wyglądają groźnie puki ten naprawdę się nie zdenerwuje wtedy dwa rzędy ostrych jak noże kościanych igiełek wysuwają się z dziąseł a Papi już dobrze wie jak z nich korzystać.
Przez większość czasu Papi unosi się w powietrzu rzadko oddalając się od swego pana, poluje na myszy małe ptaki i owady wyczyniając przy tym niesamowite powietrzne akrobacje.Uprzedzając pytanie, tak, potrafi ziać ogniem.Często przysiada na ramieniu Kaiso i trzymając się jego kolczyka obserwuje świat czasem nawet ucina sobie tam drzemkę. Tak jak inne jaszczurki ogniste Papi jest bardzo ciepły jak na gada, z innymi stworzeniami porozumiewa się pomrukami gwizdami i świergotem, zupełnie nie przeszkadza mu to że nikt go nie rozumie ,wytrwale komentuje każde zdarzenie ze swojego miejsca na naramiennikiem świszcząc i wymachując skrzydłami.. Uwielbia pieszczoty i jest okropnym łasuchem (przepada za cukrem). Ciekawski stworek towarzyszy Kaiso wszędzie tam gdzie on się udaje.
Właściciel: Kaiso Kadam
Gatunek/Rasa: jaszczurka ognista
Wiek: 2 lata
Opis: Papillon to drobna jaszczurka ognista o błękitnych skrzydełkach których wzór upodabnia małego gada do tropikalnego motyla. Całe jego drobne ciałko z wyjątkiem pyszczka i nozdrzy które są białe jest pokryte drobnymi aksamitnymi w dotyku granatowo-czarnymi łuskami. Skrzydła, patrząc na Papilo można odnieść wrażenie ,że mały smok składa się głównie z nich, są bardzo duże w stosunku do wielkości zwierzęcia, są ich dwie pary przy czym ta druga, mniejsza służy wyłącznie do stabilizacji lotu i choć Papi składa ją i rozkłada to nie może nią machać. Posiada również długi ogon ,nie tylko służy za ster podczas lotu ale i pomaga stworzeniu utrzymywać równowagę , gwałtownymi ruchami ogona Papilo demonstruje swoje niezadowolenie bądź zaniepokojenie oraz ostrzega o ataku. Nie sposób nie wspomnieć tu o jego pazurach, niemożliwe ostrych mogących przebić nawet grubą skórę , żeby uniknąć podrapania Kai specjalnie dla swojego pupila zorganizował naramiennik.Kiedy już wreszcie dojdziesz do wniosku że stworzenie siedzące na ramieniu Kylo to nie wielki motyl na pewno zwrócisz uwagę na jego pyszczek , Papilo ma duże srebrne oczy z pionową źrenicą którymi uważnie lustrze otoczenie na czubku jego głowy znajdują się dwa rogi które wyglądają jak motyle czułki ,pełnią rolę kocich wąsów. Zęby motylka nie wyglądają groźnie puki ten naprawdę się nie zdenerwuje wtedy dwa rzędy ostrych jak noże kościanych igiełek wysuwają się z dziąseł a Papi już dobrze wie jak z nich korzystać.
Przez większość czasu Papi unosi się w powietrzu rzadko oddalając się od swego pana, poluje na myszy małe ptaki i owady wyczyniając przy tym niesamowite powietrzne akrobacje.Uprzedzając pytanie, tak, potrafi ziać ogniem.Często przysiada na ramieniu Kaiso i trzymając się jego kolczyka obserwuje świat czasem nawet ucina sobie tam drzemkę. Tak jak inne jaszczurki ogniste Papi jest bardzo ciepły jak na gada, z innymi stworzeniami porozumiewa się pomrukami gwizdami i świergotem, zupełnie nie przeszkadza mu to że nikt go nie rozumie ,wytrwale komentuje każde zdarzenie ze swojego miejsca na naramiennikiem świszcząc i wymachując skrzydłami.. Uwielbia pieszczoty i jest okropnym łasuchem (przepada za cukrem). Ciekawski stworek towarzyszy Kaiso wszędzie tam gdzie on się udaje.
Właściciel: Kaiso Kadam
W jaskini ,do której boisz się wejść, leży skarb, którego szukasz
Imię: Kaiso, dla przyjaciół Kai lub Kylo
Nazwisko: Kadam
Przydomek: Lokyee bądź Lokyee Chat co o ile Kaiso się orientuje oznacza tyle co ,,potworny kot'' z kolei Kylo, przydomek który z czasem stał się jego drugim imieniem to po prostu zmieniona wersja tego poprzedniego mająca znaczyć ,, mały potworek''
Wiek: 18 a może 19 lat
Płeć: Mężczyzna
Rasa: Khajiit
Rodzina: Ta prawdziwa ,rodzona rodzina? Nie widział ich od lat, jeżeli ktokolwiek z nich jeszcze żyje to widocznie nie ma ochoty na niego patrzeć.
Miłość: Czy ta choroba jest śmiertelna?
Aparycja: Kaiso jest szczupłym khajiitem przeciętnego wzrostu ,całkiem przystojnym swoją drogą. Budową jest podobny do tygrysa choć jego sierść zupełnie nie przypomina futra tego wielkiego kota, jest jednolicie czarna a w odpowiednim oświetleniu nawet niebieska w niektórych miejscach widać cienkie pasma złotych włosów układające się w skomplikowane wzory, zupełnie jakby ciało khajiity było zwojem na którym złotym tuszem nakreslono znaki jakiegoś zapomnianego pisma. Ma długi ogon z puszystą srebrną końcówką ułatwiający zachowanie równowagi i ostre pazury które ,uwierzcie, nie służą tylko do ozdoby.Na głowie i karku dłuższe włosy układają się w coś w rodzaju irokeza. Lokyee nosi kolczyk w lewym uchu, mosiężną obręcz nieco większą od pierścionka i dużo mniejszej od takiego wartości, no chyba że sentymentalnej. Jego twarz odrobinę szpeci ślad pazurów ciągnący się od łuku brwiowego aż do kącika ust ,wystarczy rozgarnąć sierść na jego plecach by odkryć dziesiątki podobnych blizn.Coś w jego uśmiechu sprawia ,że ludzie czują do niego sympatię natomiast zimne spojrzenie blado błękitnych oczu przypomina im ,że jednak mają do czynienia z drapieżnikiem. Zwykle ubiera się w luźne spodnie do łydki i jakąś rozciągniętą koszule (która i tak po paru godzinach nie nadaje się do użytku, więc przez większość czasu chodzi bez niej) zakładanie butów Kai uważa za próżny trud, więc na co dzień chodzi po prostu boso.Generalnie nie przywiązuje wagi do swojego stroju , za to nigdy nie rozstaje się ze swoim pasem wyposażonym w całą masę kieszeni oraz oczywiście skórzanym naramiennikiem [LINK] który dla kogoś podróżującego w towarzystwie jaszczurki ognistej jest po prostu koniecznością.
Zainteresowania: W wolnym czasie Kai lubi spać i spać oraz... czasem też utnie sobie drzemkę albo jeszcze pośpi, no cóż wylegiwanie się na nagrzanych słońcem dachach to zdecydowanie to co koty lubią najbardziej. No ale przecież nie tylko od spania jest życie tak jak nie tylko od chronienia przed deszczem są dachy.Gdy tylko nadarzy się okazja gna w leśne ostępy co jest dla niego czymś na kształt odwiedzin w rodzinnym domu.Uwielbia polować, choć nie zabija leśnych zwierząt gdy nie ma ku temu powodów , równą przyjemność co pogoń za ofiarą sprawia mu przyglądanie się owadom czy innym dzikim stworzeniom. Fascynują go wszelkiego rodzaju potwory i gdyby nie to ,że częste podróże nie pozwalają na gromadzenie rzeczy miał by całe skrzynie wypchane kłami, rogami, pazurami i skrzydłami rozmaitych stworów. Co ciekawe lubi też czytać książki i wiersze, czasem zdarza mu się ułożyć własny, bywa nawet ,że coś zaśpiewa lub zatańczy.
Charakter: Kaiso lubi myśleć o sobie jako o skrzywdzonym przez życie optymiście.Ma niezwykłe poczucie humoru które pozwala mu żartować ze wszystkiego i wszystkich bez względu na miejsce i sytuacje czym często doprowadza swoich kompanów do szału. Do tego potrafi być irytujący do tego stopnia ,że osoba której się naprzykrza (a może to być każdy, nawet obca osoba, więc wiecie -nikt nie może sie czuć bezpiecznie) już po kilku sekundach ma ochotę wywalić go przez okno lub utopić w łyżce wody.Nawiązywanie nowych znajomości przychodzi mu z łatwością.W ciągu kilku godzin zostanie twoim starym kumplem, choć do zostania jego przyjacielem droga jest znacznie dłuższa.A kiedy już jesteś jego przyjacielem to możesz liczyć ,że jeżeli ktoś cię skrzywdzi to znajomi cię pocieszą a on będzie szedł za tobą na spotkanie z wrogiem wymachując nogą od stołu (być może twojego stołu...) śpiewając ,,komuś się dziś oberwie''. Przewidywanie najczarniejszej wizji przyszłości to jego specjalność bowiem ,, Jeśli coś złego może się zdarzyć to się zdarzy, i to właśnie mnie'’.Trzeba wiedzieć że Kylo przyciąga pecha aż miło, głównie tylko sobie więc w jego obecności możesz czuć się bezpieczny.Zwykle zanim zacznie szukać kłopotów one znajdują go pierwsze.Jest bardzo inteligentny i cwany łatwo uczy się nowych rzeczy , dzięki życiu w nieustannej podróży wiele się nauczył i dowiedział więc może wypowiedzieć się na prawie każdy temat, wystarczy zapytać, raczej nie ma w zwyczaju się wymądrzać.Uwielbia wszelkiego rodzaju podróże i przygody , mógłby nazwać się ich poszukiwaczem ale one ,podobnie jak pech,odnajdują go szybciej.Kiedy był małym kociakiem bardzo chciał zostać poetą i choć życie wybiło mu te marzenia z głowy (w sposób dość brutalny) Kaiso często zapełnia chwilę nudy usłyszanymi w świecie baśniami i zawiłymi , czasem pozbawionymi sensu historiami które wymyśla od tak na poczekaniu.Natomiast zapytany o własną przeszłość milknie natychmiast zaciskając usta w cienką linię , są rzeczy o których Kaiso po prostu nie rozmawia. Nienawidzi zwierzać się ze swoich zmartwień czy problemów , szczególnie tych natury psychicznej. Choć czasem i on musi komuś wyznać co mu leży na sercu idzie wtedy w noc pogadać do księżyca.Ostatnia rzecz którą musicie o nim wiedzieć , Kaiso który traci nad sobą kontrolę to już nie ten sam miły Khajit, wtedy nie ma już Kaiso Kadama jest tylko Lokyee, a wierzcie lub nie, ten gość już wcale miły nie jest.
Miasto rodzinne: Jego rodzina pochodzi z Dal-Virii jednak on urodził się poza jej granicami.
Klan: Słowiki z Knowhere
Pozycja: Nowicjusz
Punkty pojedynku: 10
Profesja: Awanturnik, Szermierz
Broń: Jeśli chodzi o walkę to jego orężem może stać się dosłownie wszystko, ,,od kowalskiego młota po sztachetę z płota'’ jak lubi mawiać Kaiso. Najczęściej posługuje się Chopeszem , mieczem o sierpowatym ostrzu. Równie dobrą, jeśli nawet nie lepszą,bronią są dla niego własne kły i pazury.
Umiejętności: Kylo jest uzdolniony w wielu kierunkach, potrafi posługiwać się niemal każdym rodzajem broni choć i bez niej dobrze sobie radzi.Co ciekawe całkiem dobrze śpiewa jak również gra na instrumentach (co z tego ,że nie umie a przynajmniej nikt go tego nie uczył. W swoich wędrówkach nabył wiele umiejętności które mogą wydać się dziwne jest dla przykładu świetnym akrobatą co ułatwia mu ucieczki a nawet drobne kradzieże potrafi szybko biegać nie tylko w pozycji wyprostowanej jak człowiek ale i na czterech łapach przez co do listy jego dziwnych zdolności można dopisać ,,udawanie tygrysa''. Podobnie jak w przypadku jego pobratymców cechuje go wręcz kocia zwinność i zdolność wspinaczki, widzi w ciemności dużo lepiej niż ludzie i słyszy dużo więcej niż oni, jest świetnym tropicielem i łowcą.
Posiada dość rzadki dar języków pozwalający na zrozumienie dowolnego dialektu bez konieczności nauki oraz posługiwanie się nim , takie zdolności same w sobie świadczą o dużym potencjale magicznym jednak Kaiso nie potrafi posługiwać się czarami, dar ten obejmuje również , chodź w mniejszym stopniu, pismo. Zdarza mu się też porozumiewać ze zwierzętami choć jest to dużo trudniejsze.
Towarzysz: Papillon , taka mała urocza jaszczurka ognista, a ugryźć potrafi.
Wierzchowiec: Puki co musi polegać na własnych nogach.
Nick na howrse: agora
Nazwisko: Kadam
Przydomek: Lokyee bądź Lokyee Chat co o ile Kaiso się orientuje oznacza tyle co ,,potworny kot'' z kolei Kylo, przydomek który z czasem stał się jego drugim imieniem to po prostu zmieniona wersja tego poprzedniego mająca znaczyć ,, mały potworek''
Wiek: 18 a może 19 lat
Płeć: Mężczyzna
Rasa: Khajiit
Rodzina: Ta prawdziwa ,rodzona rodzina? Nie widział ich od lat, jeżeli ktokolwiek z nich jeszcze żyje to widocznie nie ma ochoty na niego patrzeć.
Miłość: Czy ta choroba jest śmiertelna?
Aparycja: Kaiso jest szczupłym khajiitem przeciętnego wzrostu ,całkiem przystojnym swoją drogą. Budową jest podobny do tygrysa choć jego sierść zupełnie nie przypomina futra tego wielkiego kota, jest jednolicie czarna a w odpowiednim oświetleniu nawet niebieska w niektórych miejscach widać cienkie pasma złotych włosów układające się w skomplikowane wzory, zupełnie jakby ciało khajiity było zwojem na którym złotym tuszem nakreslono znaki jakiegoś zapomnianego pisma. Ma długi ogon z puszystą srebrną końcówką ułatwiający zachowanie równowagi i ostre pazury które ,uwierzcie, nie służą tylko do ozdoby.Na głowie i karku dłuższe włosy układają się w coś w rodzaju irokeza. Lokyee nosi kolczyk w lewym uchu, mosiężną obręcz nieco większą od pierścionka i dużo mniejszej od takiego wartości, no chyba że sentymentalnej. Jego twarz odrobinę szpeci ślad pazurów ciągnący się od łuku brwiowego aż do kącika ust ,wystarczy rozgarnąć sierść na jego plecach by odkryć dziesiątki podobnych blizn.Coś w jego uśmiechu sprawia ,że ludzie czują do niego sympatię natomiast zimne spojrzenie blado błękitnych oczu przypomina im ,że jednak mają do czynienia z drapieżnikiem. Zwykle ubiera się w luźne spodnie do łydki i jakąś rozciągniętą koszule (która i tak po paru godzinach nie nadaje się do użytku, więc przez większość czasu chodzi bez niej) zakładanie butów Kai uważa za próżny trud, więc na co dzień chodzi po prostu boso.Generalnie nie przywiązuje wagi do swojego stroju , za to nigdy nie rozstaje się ze swoim pasem wyposażonym w całą masę kieszeni oraz oczywiście skórzanym naramiennikiem [LINK] który dla kogoś podróżującego w towarzystwie jaszczurki ognistej jest po prostu koniecznością.
Zainteresowania: W wolnym czasie Kai lubi spać i spać oraz... czasem też utnie sobie drzemkę albo jeszcze pośpi, no cóż wylegiwanie się na nagrzanych słońcem dachach to zdecydowanie to co koty lubią najbardziej. No ale przecież nie tylko od spania jest życie tak jak nie tylko od chronienia przed deszczem są dachy.Gdy tylko nadarzy się okazja gna w leśne ostępy co jest dla niego czymś na kształt odwiedzin w rodzinnym domu.Uwielbia polować, choć nie zabija leśnych zwierząt gdy nie ma ku temu powodów , równą przyjemność co pogoń za ofiarą sprawia mu przyglądanie się owadom czy innym dzikim stworzeniom. Fascynują go wszelkiego rodzaju potwory i gdyby nie to ,że częste podróże nie pozwalają na gromadzenie rzeczy miał by całe skrzynie wypchane kłami, rogami, pazurami i skrzydłami rozmaitych stworów. Co ciekawe lubi też czytać książki i wiersze, czasem zdarza mu się ułożyć własny, bywa nawet ,że coś zaśpiewa lub zatańczy.
Charakter: Kaiso lubi myśleć o sobie jako o skrzywdzonym przez życie optymiście.Ma niezwykłe poczucie humoru które pozwala mu żartować ze wszystkiego i wszystkich bez względu na miejsce i sytuacje czym często doprowadza swoich kompanów do szału. Do tego potrafi być irytujący do tego stopnia ,że osoba której się naprzykrza (a może to być każdy, nawet obca osoba, więc wiecie -nikt nie może sie czuć bezpiecznie) już po kilku sekundach ma ochotę wywalić go przez okno lub utopić w łyżce wody.Nawiązywanie nowych znajomości przychodzi mu z łatwością.W ciągu kilku godzin zostanie twoim starym kumplem, choć do zostania jego przyjacielem droga jest znacznie dłuższa.A kiedy już jesteś jego przyjacielem to możesz liczyć ,że jeżeli ktoś cię skrzywdzi to znajomi cię pocieszą a on będzie szedł za tobą na spotkanie z wrogiem wymachując nogą od stołu (być może twojego stołu...) śpiewając ,,komuś się dziś oberwie''. Przewidywanie najczarniejszej wizji przyszłości to jego specjalność bowiem ,, Jeśli coś złego może się zdarzyć to się zdarzy, i to właśnie mnie'’.Trzeba wiedzieć że Kylo przyciąga pecha aż miło, głównie tylko sobie więc w jego obecności możesz czuć się bezpieczny.Zwykle zanim zacznie szukać kłopotów one znajdują go pierwsze.Jest bardzo inteligentny i cwany łatwo uczy się nowych rzeczy , dzięki życiu w nieustannej podróży wiele się nauczył i dowiedział więc może wypowiedzieć się na prawie każdy temat, wystarczy zapytać, raczej nie ma w zwyczaju się wymądrzać.Uwielbia wszelkiego rodzaju podróże i przygody , mógłby nazwać się ich poszukiwaczem ale one ,podobnie jak pech,odnajdują go szybciej.Kiedy był małym kociakiem bardzo chciał zostać poetą i choć życie wybiło mu te marzenia z głowy (w sposób dość brutalny) Kaiso często zapełnia chwilę nudy usłyszanymi w świecie baśniami i zawiłymi , czasem pozbawionymi sensu historiami które wymyśla od tak na poczekaniu.Natomiast zapytany o własną przeszłość milknie natychmiast zaciskając usta w cienką linię , są rzeczy o których Kaiso po prostu nie rozmawia. Nienawidzi zwierzać się ze swoich zmartwień czy problemów , szczególnie tych natury psychicznej. Choć czasem i on musi komuś wyznać co mu leży na sercu idzie wtedy w noc pogadać do księżyca.Ostatnia rzecz którą musicie o nim wiedzieć , Kaiso który traci nad sobą kontrolę to już nie ten sam miły Khajit, wtedy nie ma już Kaiso Kadama jest tylko Lokyee, a wierzcie lub nie, ten gość już wcale miły nie jest.
Miasto rodzinne: Jego rodzina pochodzi z Dal-Virii jednak on urodził się poza jej granicami.
Klan: Słowiki z Knowhere
Pozycja: Nowicjusz
Punkty pojedynku: 10
Profesja: Awanturnik, Szermierz
Broń: Jeśli chodzi o walkę to jego orężem może stać się dosłownie wszystko, ,,od kowalskiego młota po sztachetę z płota'’ jak lubi mawiać Kaiso. Najczęściej posługuje się Chopeszem , mieczem o sierpowatym ostrzu. Równie dobrą, jeśli nawet nie lepszą,bronią są dla niego własne kły i pazury.
Umiejętności: Kylo jest uzdolniony w wielu kierunkach, potrafi posługiwać się niemal każdym rodzajem broni choć i bez niej dobrze sobie radzi.Co ciekawe całkiem dobrze śpiewa jak również gra na instrumentach (co z tego ,że nie umie a przynajmniej nikt go tego nie uczył. W swoich wędrówkach nabył wiele umiejętności które mogą wydać się dziwne jest dla przykładu świetnym akrobatą co ułatwia mu ucieczki a nawet drobne kradzieże potrafi szybko biegać nie tylko w pozycji wyprostowanej jak człowiek ale i na czterech łapach przez co do listy jego dziwnych zdolności można dopisać ,,udawanie tygrysa''. Podobnie jak w przypadku jego pobratymców cechuje go wręcz kocia zwinność i zdolność wspinaczki, widzi w ciemności dużo lepiej niż ludzie i słyszy dużo więcej niż oni, jest świetnym tropicielem i łowcą.
Posiada dość rzadki dar języków pozwalający na zrozumienie dowolnego dialektu bez konieczności nauki oraz posługiwanie się nim , takie zdolności same w sobie świadczą o dużym potencjale magicznym jednak Kaiso nie potrafi posługiwać się czarami, dar ten obejmuje również , chodź w mniejszym stopniu, pismo. Zdarza mu się też porozumiewać ze zwierzętami choć jest to dużo trudniejsze.
Towarzysz: Papillon , taka mała urocza jaszczurka ognista, a ugryźć potrafi.
Wierzchowiec: Puki co musi polegać na własnych nogach.
Nick na howrse: agora
Od Revana (CD Amity i Thalii) - Fortunny zbieg okoliczności
Re bezwiednie sięgnął ręką do pasa. Kapitan Hak? Gdzieś już słyszał to przezwisko. Nawet niejeden raz. Malo oryginalne, jego zdaniem. Przecież nie był jedynym człowiekiem noszącym przy sobie hak. Zawsze istniała ta drobniutka szansa, że dziewczyna w kapturze trzymała akurat nie jego broń. Malutki procent równy procentowi jej szans na przeżycie jeśli jednak rzeczywiście go okradła. Szary złapał się na tym, że już modli się w duchu, by jednak się mylił, bo jeśli nie...
Dłoń mężczyzny trafiła na pustkę. Dziewczyna niemal od razu rzuciła się do ucieczki. Wniosek nasunął się sam.
- Jasna cholera... - zaklął pod nosem i ku zdziwieniu towarzyszy zerwał się z miejsca. Przebiegł przez placyk przeciskając się między ludźmi, aż w końcu wypadł na ulicę.
Rozejrzał się w poszukiwaniu niebieskiego kaptura. W masie ludzi mignęła mu nagle roześmiana twarz dumnej z siebie złodziejki. Nawet nie zamierzała się kryć. Świetnie, pomyślał Prześladowca. W takim razie nie będziemy się cackać. Jak każdy szanujący się morderca, Revan traktował swoje narzędzia pracy z wyjątkową dbałością. Może nóż i kastet tak bardzo nie zawracały jego głowy, bo można je było nabyć niemal wszędzie przez całkiem sporą powszechność ich użytkowania. Ale hak i nadziak były taką revanowską Alfą i Omegą, jego znakiem rozpoznawczym. Robotę Nocnego Prześladowcy rozpoznawało się albo po jednej ranie kłutej w karku, albo rozprutym gardle czy (w wypadku, gdy już naprawdę zalewała go krew, a to się rzadko zdarza) brzuchu. Nikt, absolutnie NIKT nie może dotykać jego broni, a tym bardziej poważyć się o kradzież jednej z nich. No chyba, że jesteś zdesperowanym samobójcą.
No dobra, mogę nieco przesadzać. W normalnej sytuacji Szary nie byłby przecież w stanie z zimną krwią zamordować szesnastolatki. Może i trudnił się (a niewykluczone, że dalej to robi) w zawodzie wyjątkowo brudnym i parszywym, ale skrytobójstwo jednak zasadniczo różni się od zwykłego mordu. Ponadto jak dobrze wiemy Re należał do tego małego odsetka morderców z pewnymi, wytyczonymi przez siebie zasadami oraz ograniczeniami. Jednak w chwili gdy ścigał przez tłum pewną siebie złodziejkę haków nie mógł ręczyć za siebie.
Hood tymczasem mknęła zadowolona przebiegając pod brzuchami wierzchowców i przemykając pod pachami wyższych od siebie ludzi, doskonale wykorzystując fakt, że sporo wyższy od niej Revan miał niemałe trudności ze śledzeniem jej dokładnej trasy. Mimo wszystko, nie była to dla niego przecież pierwszyzna. Czym różnił się ten pościg od setki innych, które musiał wszczynać, gdy robota szła nie po jego myśli? Każdy poprzedni zakończył sukcesem, to i ten nie będzie wyjątkiem. Dziewczyna chyba nie zdawała sobie sprawy na co się porywa. Dostrzegła to jednak dopiero po fakcie, gdy zauważyła, że mimo jej zwodów i starannie dobieranych przeszkód mężczyzna nie tylko nie zostawał coraz bardziej w tyle, ale i zaczynał rozgryzać jej sztuczki, przybliżając się coraz bardziej. Spanikowała nieco gdy niemal chwycił ją za rękaw, po czym dostrzegła stojący przy jakimś niskim dachu pusty wóz. Pewna siebie posłała Szaremu zbójecki uśmiech i już po chwili była na daszku przybudówki. Revan uśmiechnął się pod nosem. Tylko na tyle cię stać?, pomyślał szybko idąc w jej ślady. Błękitny kaptur zniknął za krawędzią wyższego dachu. Prześladowca znalazł się na nim zaledwie dwie sekundy później...
Dziewczyna zniknęła.
Stanął jak wryty, oglądając się na boki. Jak to diabła? Rozpłynęła się? Odleciała? W sumie o tylu dziwactwach słyszał, że wcale by się nie zdziwił, gdyby złodziejka była magiem zdolnym wyczarować sobie skrzydła (co może też świadczyć, że nie ma bladego pojęcia o prawdziwej magii). W każdym razie: dziewczyna zniknęła, jego hak również. Po prostu pięknie.
- Świetnie - prychnął odkopując jakiś odłamek komina. - Wprost cu-dow-nie! Dlaczego to ja trafiam na same waria...
- Re?
Głos tak Szarego zaskoczył, że urwał odwracając się do tyłu. Dobra, sam w sobie głos zaskakujący nie był - to pewnie nie pierwszy i nie ostatni raz gdy jakiś wariat wychodzi sobie na dach pokrzyczeć. To w końcu wolny kraj. Inna sprawą jest fakt, że padło jego imię, a właściwie zdrobnienie, co było jeszcze bardziej niepokojące. Osoby, które mogły bez konsekwencji mówić mu ,,Re" mógł policzyć na palcach jednej ręki. I nie miał pewności, czy aby stojący kilka metrów dalej niższy chłopak na pewno do nich należał. Miał na głowie kaptur, a twarz, podobnie jak Revan, zakrywał bandaną. Ubrany był w najzwyklejszy lekki łuczniczy pancerz, a ponad ramieniem wystawały zgodnie z poprzednim lotki strzał oraz łęk łuku.
Oboje niepewni, czy aby na pewno się znają podeszli na odległość półtora metra i niczym lustrzane odbicia przekrzywili głowy zakładając ręce na piersi. Jak jeden równocześnie zsunęli z twarz bandany. Chłopak okazał się być skośnooki o kruczoczarnych włosach i ciemniejszej od słońca skórze. Zmrużyli oczy przyglądając się drugiemu, aż kącik ust każdego podniósł się lekko w złodziejskim uśmieszku.
- Dalej nosisz damskie kapelusze? - rzucił Jin.
- Dalej nie wyleczyłeś kleptomanii? - odparował Re.
Jiantou zaśmiał się i sprzedał kuzynowi niedźwiedzi uścisk. Revan odwzajemnił go, naprawdę ciesząc się z powrotu Manquera.
- Nie powinieneś siedzieć za morzem? - rzucił w końcu czepliwie.
- A powinienem - odparł ze wzruszeniem ramion Kitsune. - Ale nie chciało mi się. Tak bardzo mnie tu nie chcecie, że pytasz? - uśmiechnął się złośliwie.
- Skąd. Mnie to nie przeszkadza. A rodzina się wyniosła, więc nikt cię nie pogoni z powrotem - odparł z identycznym uśmiechem Prześladowca.
Nastrój Jina jakby nieco opadł.
- Wynieśli się? - wydusił zdziwiony. - Ale dokąd?
- A cholera ich wie - Szary machnął ręką. - Jak na mój gust mogą nie wracać. Lepiej opowiadaj jak było w tej całej akademii.
- To chyba na inny moment. No chyba, że wolisz siedzieć na jakimś dachu podczas jednej z większych imprez w kraju.
- Wiesz...to chyba akurat rodzinne - Re skrzywił się lekko na myśl o balu. Nie miał ochoty tam siedzieć dłużej, niżby to było konieczne.
Lis widząc wyraz twarzy kuzyna parsknął śmiechem.
- Co racja, to racja - odparł podzielając jego zdanie.
- Haaaalooo! Ktoś tu chyba się nie umie bawić!
Mężczyźni odwrócili się w stronę wyrastającego z dachu komina. A na nim siedziała majtając nogami drobna dziewczyna z krótkim warkoczykiem z boku głowy i mocnymi cieniami wokół oczu. Co jednak najważniejsze, Szary dostrzegł zdjęty z głowy niebieski kaptur. Zupełnie zapomniał o ukradzionym haku.
- Nie graliście nigdy w berka? - perorowała dalej złodziejka. - Jedna osoba goni drugą. Proste jak drut! Nie ma miejsca na gadanie! To przecież nudne...
- Gdzie mój hak? - przerwał jej Prześladowca.
- Tutaj - dziewczyna wzięła rzeczony przedmiot do ręki. - Fajne cacko. Ile za nie dałeś?
- Lepiej to oddaj zanim się pokaleczysz... - powiedział zimnym jak stal tonem, przewiercając Hood na wylot wzrokiem. Wolał nie dodawać, że w innym wypadku to ktoś ją pokaleczy...
- Może masz rację? - zaczęła z namysłem oglądając zdobiony karwasz. - W końcu jestem tylko dzieckiem, biegam z nożyczkami i podaję ludziom noże ostrzem do góry...meh, chyba nigdy się niczego nie nauczę. - rzuciła broń właścicielowi i uśmiechnęła się diabolicznie. - Ale to chyba lepiej. Pewnych rzeczy po prostu nie powinno się zmieniać. Takich nieuków jak ja włączywszy. No, fajnie było chłopaki, ale wszystko zepsuliście. Do następnego! - po tych słowach dziewczyna jak gdyby nigdy nic zniknęła. Ot tak, jakby rozpłynęła się w powietrzu. Do uszu Revana dotarł jednak odgłos szybkich kroków po dachówkach.
- A to co było? - zapytał zdezorientowany Kitsune.
- Sam chciałbym wiedzieć - Szary przypiął hak na powrót do pasa. - Nie znam jej.
- To by wyjaśniało dlaczego odważyła się dotykać twoich rzeczy - Jiantou uśmiechnął się lekko.
- Zapewne - Re zerknął na horyzont. Słońce zaczynało zachodzić. Za niedługo miał się zacząć ten przeklęty bal. - Skoro masz mi już coś opowiedzieć to może rzeczywiście znajdźmy ku temu lepszą sposobność, nie sądzisz?
Jin przytaknął krótko głową i podeszli do skraju dachu. Przykucnęli tam, oboje z wrodzoną już wprawą oceniając sytuację na ulicy. Zamieszanie na dole sięgnęło już swojego apogeum. Idealna okazja, by dwójka niekoniecznie lubianych w niektórych częściach państwa młodych mężczyzn mogła niepostrzeżenie zniknąć w tłumie. Oboje naciągnęli na twarze bandany, bezwiednie znów robiąc coś równocześnie. Spojrzeli po sobie, nie mogąc nie skorzystać z okazji do kolejnych złośliwości.
- Na pewno niczego ostatnio nie ukradłeś - rzucił Revan.
- Na pewno nikogo ostatnio nie zabiłeś - odparował Jiantou, po czym zeskoczyli na niższy dach.
Dłoń mężczyzny trafiła na pustkę. Dziewczyna niemal od razu rzuciła się do ucieczki. Wniosek nasunął się sam.
- Jasna cholera... - zaklął pod nosem i ku zdziwieniu towarzyszy zerwał się z miejsca. Przebiegł przez placyk przeciskając się między ludźmi, aż w końcu wypadł na ulicę.
Rozejrzał się w poszukiwaniu niebieskiego kaptura. W masie ludzi mignęła mu nagle roześmiana twarz dumnej z siebie złodziejki. Nawet nie zamierzała się kryć. Świetnie, pomyślał Prześladowca. W takim razie nie będziemy się cackać. Jak każdy szanujący się morderca, Revan traktował swoje narzędzia pracy z wyjątkową dbałością. Może nóż i kastet tak bardzo nie zawracały jego głowy, bo można je było nabyć niemal wszędzie przez całkiem sporą powszechność ich użytkowania. Ale hak i nadziak były taką revanowską Alfą i Omegą, jego znakiem rozpoznawczym. Robotę Nocnego Prześladowcy rozpoznawało się albo po jednej ranie kłutej w karku, albo rozprutym gardle czy (w wypadku, gdy już naprawdę zalewała go krew, a to się rzadko zdarza) brzuchu. Nikt, absolutnie NIKT nie może dotykać jego broni, a tym bardziej poważyć się o kradzież jednej z nich. No chyba, że jesteś zdesperowanym samobójcą.
No dobra, mogę nieco przesadzać. W normalnej sytuacji Szary nie byłby przecież w stanie z zimną krwią zamordować szesnastolatki. Może i trudnił się (a niewykluczone, że dalej to robi) w zawodzie wyjątkowo brudnym i parszywym, ale skrytobójstwo jednak zasadniczo różni się od zwykłego mordu. Ponadto jak dobrze wiemy Re należał do tego małego odsetka morderców z pewnymi, wytyczonymi przez siebie zasadami oraz ograniczeniami. Jednak w chwili gdy ścigał przez tłum pewną siebie złodziejkę haków nie mógł ręczyć za siebie.
Hood tymczasem mknęła zadowolona przebiegając pod brzuchami wierzchowców i przemykając pod pachami wyższych od siebie ludzi, doskonale wykorzystując fakt, że sporo wyższy od niej Revan miał niemałe trudności ze śledzeniem jej dokładnej trasy. Mimo wszystko, nie była to dla niego przecież pierwszyzna. Czym różnił się ten pościg od setki innych, które musiał wszczynać, gdy robota szła nie po jego myśli? Każdy poprzedni zakończył sukcesem, to i ten nie będzie wyjątkiem. Dziewczyna chyba nie zdawała sobie sprawy na co się porywa. Dostrzegła to jednak dopiero po fakcie, gdy zauważyła, że mimo jej zwodów i starannie dobieranych przeszkód mężczyzna nie tylko nie zostawał coraz bardziej w tyle, ale i zaczynał rozgryzać jej sztuczki, przybliżając się coraz bardziej. Spanikowała nieco gdy niemal chwycił ją za rękaw, po czym dostrzegła stojący przy jakimś niskim dachu pusty wóz. Pewna siebie posłała Szaremu zbójecki uśmiech i już po chwili była na daszku przybudówki. Revan uśmiechnął się pod nosem. Tylko na tyle cię stać?, pomyślał szybko idąc w jej ślady. Błękitny kaptur zniknął za krawędzią wyższego dachu. Prześladowca znalazł się na nim zaledwie dwie sekundy później...
Dziewczyna zniknęła.
Stanął jak wryty, oglądając się na boki. Jak to diabła? Rozpłynęła się? Odleciała? W sumie o tylu dziwactwach słyszał, że wcale by się nie zdziwił, gdyby złodziejka była magiem zdolnym wyczarować sobie skrzydła (co może też świadczyć, że nie ma bladego pojęcia o prawdziwej magii). W każdym razie: dziewczyna zniknęła, jego hak również. Po prostu pięknie.
- Świetnie - prychnął odkopując jakiś odłamek komina. - Wprost cu-dow-nie! Dlaczego to ja trafiam na same waria...
- Re?
Głos tak Szarego zaskoczył, że urwał odwracając się do tyłu. Dobra, sam w sobie głos zaskakujący nie był - to pewnie nie pierwszy i nie ostatni raz gdy jakiś wariat wychodzi sobie na dach pokrzyczeć. To w końcu wolny kraj. Inna sprawą jest fakt, że padło jego imię, a właściwie zdrobnienie, co było jeszcze bardziej niepokojące. Osoby, które mogły bez konsekwencji mówić mu ,,Re" mógł policzyć na palcach jednej ręki. I nie miał pewności, czy aby stojący kilka metrów dalej niższy chłopak na pewno do nich należał. Miał na głowie kaptur, a twarz, podobnie jak Revan, zakrywał bandaną. Ubrany był w najzwyklejszy lekki łuczniczy pancerz, a ponad ramieniem wystawały zgodnie z poprzednim lotki strzał oraz łęk łuku.
Oboje niepewni, czy aby na pewno się znają podeszli na odległość półtora metra i niczym lustrzane odbicia przekrzywili głowy zakładając ręce na piersi. Jak jeden równocześnie zsunęli z twarz bandany. Chłopak okazał się być skośnooki o kruczoczarnych włosach i ciemniejszej od słońca skórze. Zmrużyli oczy przyglądając się drugiemu, aż kącik ust każdego podniósł się lekko w złodziejskim uśmieszku.
- Dalej nosisz damskie kapelusze? - rzucił Jin.
- Dalej nie wyleczyłeś kleptomanii? - odparował Re.
Jiantou zaśmiał się i sprzedał kuzynowi niedźwiedzi uścisk. Revan odwzajemnił go, naprawdę ciesząc się z powrotu Manquera.
- Nie powinieneś siedzieć za morzem? - rzucił w końcu czepliwie.
- A powinienem - odparł ze wzruszeniem ramion Kitsune. - Ale nie chciało mi się. Tak bardzo mnie tu nie chcecie, że pytasz? - uśmiechnął się złośliwie.
- Skąd. Mnie to nie przeszkadza. A rodzina się wyniosła, więc nikt cię nie pogoni z powrotem - odparł z identycznym uśmiechem Prześladowca.
Nastrój Jina jakby nieco opadł.
- Wynieśli się? - wydusił zdziwiony. - Ale dokąd?
- A cholera ich wie - Szary machnął ręką. - Jak na mój gust mogą nie wracać. Lepiej opowiadaj jak było w tej całej akademii.
- To chyba na inny moment. No chyba, że wolisz siedzieć na jakimś dachu podczas jednej z większych imprez w kraju.
- Wiesz...to chyba akurat rodzinne - Re skrzywił się lekko na myśl o balu. Nie miał ochoty tam siedzieć dłużej, niżby to było konieczne.
Lis widząc wyraz twarzy kuzyna parsknął śmiechem.
- Co racja, to racja - odparł podzielając jego zdanie.
- Haaaalooo! Ktoś tu chyba się nie umie bawić!
Mężczyźni odwrócili się w stronę wyrastającego z dachu komina. A na nim siedziała majtając nogami drobna dziewczyna z krótkim warkoczykiem z boku głowy i mocnymi cieniami wokół oczu. Co jednak najważniejsze, Szary dostrzegł zdjęty z głowy niebieski kaptur. Zupełnie zapomniał o ukradzionym haku.
- Nie graliście nigdy w berka? - perorowała dalej złodziejka. - Jedna osoba goni drugą. Proste jak drut! Nie ma miejsca na gadanie! To przecież nudne...
- Gdzie mój hak? - przerwał jej Prześladowca.
- Tutaj - dziewczyna wzięła rzeczony przedmiot do ręki. - Fajne cacko. Ile za nie dałeś?
- Lepiej to oddaj zanim się pokaleczysz... - powiedział zimnym jak stal tonem, przewiercając Hood na wylot wzrokiem. Wolał nie dodawać, że w innym wypadku to ktoś ją pokaleczy...
- Może masz rację? - zaczęła z namysłem oglądając zdobiony karwasz. - W końcu jestem tylko dzieckiem, biegam z nożyczkami i podaję ludziom noże ostrzem do góry...meh, chyba nigdy się niczego nie nauczę. - rzuciła broń właścicielowi i uśmiechnęła się diabolicznie. - Ale to chyba lepiej. Pewnych rzeczy po prostu nie powinno się zmieniać. Takich nieuków jak ja włączywszy. No, fajnie było chłopaki, ale wszystko zepsuliście. Do następnego! - po tych słowach dziewczyna jak gdyby nigdy nic zniknęła. Ot tak, jakby rozpłynęła się w powietrzu. Do uszu Revana dotarł jednak odgłos szybkich kroków po dachówkach.
- A to co było? - zapytał zdezorientowany Kitsune.
- Sam chciałbym wiedzieć - Szary przypiął hak na powrót do pasa. - Nie znam jej.
- To by wyjaśniało dlaczego odważyła się dotykać twoich rzeczy - Jiantou uśmiechnął się lekko.
- Zapewne - Re zerknął na horyzont. Słońce zaczynało zachodzić. Za niedługo miał się zacząć ten przeklęty bal. - Skoro masz mi już coś opowiedzieć to może rzeczywiście znajdźmy ku temu lepszą sposobność, nie sądzisz?
Jin przytaknął krótko głową i podeszli do skraju dachu. Przykucnęli tam, oboje z wrodzoną już wprawą oceniając sytuację na ulicy. Zamieszanie na dole sięgnęło już swojego apogeum. Idealna okazja, by dwójka niekoniecznie lubianych w niektórych częściach państwa młodych mężczyzn mogła niepostrzeżenie zniknąć w tłumie. Oboje naciągnęli na twarze bandany, bezwiednie znów robiąc coś równocześnie. Spojrzeli po sobie, nie mogąc nie skorzystać z okazji do kolejnych złośliwości.
- Na pewno niczego ostatnio nie ukradłeś - rzucił Revan.
- Na pewno nikogo ostatnio nie zabiłeś - odparował Jiantou, po czym zeskoczyli na niższy dach.
czwartek, 5 maja 2016
Od Chow - Nudna rozmowa
Chow została wyrwana z snu przez nagłą fale zimna która była efektem
wylanego na nią kubła wody. Głośno nabrała powietrza w płuca i zamrugała
kilka razy.
-Jasna cholera…- zaklęła pochylając się do przodu i uwieszając się na rękach przywiązanych za plecami do krzesła na którym siedziała.
-Wybacz za taką pobudkę, ale już nie mogłem się doczekać. - Nachylił się do niej blond mężczyzna z ohydnym wyrazem tryumfu na twarzy, szybko jednak jego mina zmieniła się w okropny grymas gdy sokolica kaszlnęła mu resztką wody w twarz.
-W życiu tak chorego snu nie miałam.- Mówiła całkowicie nie zwracając uwagi na niezadowolenie blondyna oraz na nieciekawą sytuacje. -Kurde… to wszystko przez Thalie, gdyby nie ten jej sierściuch to nie zobaczyłabym tego potwora z mojej wyobraźni.
-O czym ty mówisz?- Zaciekawił się opowieścią dziewczyny na chwile
-Wyobraź sobie hybrydę najgorszego sortu.- Mężczyzna uniósł pytająco brew, nie rozumiejąc o czym mówi. -Gdyby istota tak wredna i głupia jak gadając miała łapy i ogon? Połączenie papugi i małpy taki Ozzy i Dexter… Dobrze żeś mnie obudził jeszcze trochę a ten demon opanowały mój umysł.- Kręciła głową dalej przeżywając swój sen.
-Wzruszająca historia, teraz jednak zająłbym się tym co aktualne, bo jeśli nie dostanę tego co od ciebie chce to może zaboleć…- W jego dłoni błysnął nóż.
-I co ty tą wykałaczką chcesz mi zrobić? Wydłubać brud spod paznokci?- Wyszczerzyła się po raz pierwszy podnosząc głowę. Patrzyła prosto w oczy rozmówcy, jednak kątem oka obserwowała izbę zapamiętując każdy szczegół pomieszczenia w jakim się znajdowała. Rozstaw ścian, układ nielicznych mebli a przede wszystkim osoby zebrane w pomieszczeniu. Najmniejszy ruch i najmniejszy szczegół doskonale zapadał jej w pamięć i nikt nie pomyślałby że wie już wszystko o swoich przeciwnikach, czy nawet zdążyłaby się im przyjżeć. Niestety przez zasłonięte okna i brak jakichkolwiek szczegółów nie mogła domyśleć się gdzie była, po zapachu jedynie mogła stwierdzić że w śmierdzącej melinie, ale takich przecież w okolicy jest pełno.
-Może na początek usunę ten brud razem z paznokciami? Myślę że ułatwi tobie to gadanie, co? Ale to może za chwilkę, na razie zobaczymy jak zachowasz się bez mojej pomocy.
-Przestań smęcić tylko mów że, bo zaraz będziesz musiał posłać jednego z tych swoich osłów do studni po wodę żeby mnie obudzić. Choć i tak możesz, zaschło mi w ustach, chyba nie spałam z otwartą gębą co?- Chow zachowywała się wyjątkowo swobodnie, cały czas szczerząc się i żartując.
-Słuchaj ptaszyno…- Zniecierpliwiony mężczyzna złapał ją za podbródek i ścisną tak że poczuła niewielki ból. -Pośmialiśmy się, a teraz do rzeczy… Gdzie jest mój transport? Poza tym trochę mnie zdenerwował ten twój wybryk… Wszystkie moje interesy dzięki tobie szlak trafi…
-Nie było ciężko wykiwać takiego idiotę jak ty.- Na ustach tańczył jej złośliwy uśmieszek, rozzłoszczony mężczyzna zamachnął się i uderzył dziewczynę obuchem noża w twarz, zostawiając na policzku zaczerwienienie i podłużne zadrapanie. Mikerm przykucnął i objął pochyloną sokolice ramieniem.
-Ja jestem człowiekiem o złotym sercu, więc jeśli będziesz grzeczna to długo nie będę się znęcał, a tylko szybciutko zabije. Ale jeśli nie, użyje drugiego końca…- Mówiąc to wskazał na ostrze. Podparł się o nią wstając.
-Nie rozumiem o co ty się wściekasz? Kilka małych zabawek?- Podniosła głowę i odchyliła na krześle.
-Zabawek? Nie… chodzi mi o cały mój przemyt za góry który rozbiłaś, a raczej zawróciłaś i zniszczyłaśi.
-Jestem tylko prostym gońcem, przekazuje informacje i nic więcej.
-Nie łżyj! Dobrze wiesz o co mi chodzi! Cały towar do Thanadeim szlak jasny trafił i to tylko z twojej winy i tych twoich zagrywek!!!- Rozzłoszczony wykrzyczał ostatnie słowa. Jednak tak szybko jak wybuchł, tak szybko się uspokoił. -To co było w tamtych wozach jest w stanie wywołać problemy nie tylko na terenie sześciu królestw, ale i na całym kontynencie, więc jeśli nie jesteś głupia powiesz mi gdzie gdzie jest moja broń zanim szóste królestwo skończy moje zamówienie i zorientuje się o braku zapłaty.
-A to ciekawe… co takiego dzieje się za granicą że wielki Mikerm-”król czarnego rynku” boi się o własną dupę?- Wyszczerzyła się, a chłopak nachylił się do jej ucha.
-Doskonale znasz tamte realia czyż nie? To teraz pomyśl, że jeśli mi nie pomożesz tutaj będzie gorzej… Poniekąd jeden z owoców mojej współpracy z szóstym królestwem jest tutaj… jeśli bardzo mnie zdenerwujesz dam ci przekonać się o jego potędze i przed śmiercią dowiedzieć się co czeka przyszłość...
-Tyle mi wystarczy.- Uśmiechnęła się
-Słucham?!- Blondyn wyprostował się zdziwiony o czym może mówić kobieta.
-Nie dość że wałach… to jeszcze debil. Najpierw wszystko wygaduje jak na spowiedzi i nawet nie zauważył że mam tutaj kompana…- Uśmiech dziewczyny przybrał iście demoniczny wyraz. -Powiedz... jak można by cię nazwać dwóch słowach?- Mężczyzna nie zdążył nawet dobrze się zastanowić gdy odpowiedź sama nadeszła z ciemności.
-K*rrrrrrwa mać~!
-Co jest? Sprawdźcie kto to! Już!- Rozkazał swoim bodyguardom, którzy obrócili się i skierowali w kont izby z którego doszły ich słowa kompana Chow. -A co do ciebie? Sam sobie dam radę, wystarczy mi że wywieszę twoje flaki jako chorągiew.
-Aż tak mnie lubisz?- Uśmiech dziewczyny nadal przypominał ten diabelski, ale gdy chłopak się tylko zbliżył jej rysy twarzy zmieniły się już całkiem w takie jak u demona.
-K*rrrrwa mać~!- Ponownie odezwał się skrzekliwy głos a Mikerm odruchowo obrócił głowę gdy w jego stronę podleciała żółta papuga, co szybko wykorzystała dziewczyna. Wstała z przywiązanym krzesłem i uderzyła go oparciem, tym samym wytrącając nóż z ręki który pochwyciła jeszcze w powietrzu przecinając węzły na przegubach. Wtedy rozbiła krzesło na głowie mężczyzny który bez czucia padł na ziemię. Nie zdążyła nawet złapać oddechu gdy jeden z goryli złapał ją od tyłu tak że aż straciła kontakt nóg z ziemią, a nóż wypadł na ziemię. Drugi uderzył ją w brzuch tak mocno że zobaczyła mroczki przed oczami. Kolejny cios mógłby już ją przyćmić, więc musiała działać szybko.
-O popatrz! Ptaszek!- pokazała brodą nad głowę tego który już podnosił pięść do następnego zamachu. Mięśniak podniósł głowę, tuż nad nim na krokwi siedział Hrabia obserwujący wszystko swoimi paciorkowatymi oczkami. Papuga w tym momencie postanowiła się wypróżnić zostawiając białą plamę na oczach dryblasa. Sokół wykorzystując moment niedyspozycji przeciwnika kopnęła go z całej siły w krocze a gdy ukląkł głośno klnąc w akompaniamencie Ozziego, odepchnęła się od jego głowy pozbawiając kilku zębów i wykonując salto nad głową tego który ją trzymał, zmuszając tym samym by ją puścił. Skok był tak zaplanowany że wylądowała tuż obok swojej torby którą jej uprzednio zabrali. Zaczęła w niej gorączkowo grzebać widząc jak ogromny mężczyzna odwraca się do niej dobywając miecz. Ogromna ręka, mająca w obwodzie tyle co ona sama uniosła się w górę gotowa uciąć jej głowę. Zdążyła jedynie przewrócić się nie wypuszczając torby, jednak sam koniec miecza ciął ją w ramie zostawiając obficie krwawiącą ranę. Mężczyzna już szykował się do kolejnego ciosu gdy Chow w ostatniej chwili znalazła swój kij , nie było jednak już czasu go wyciągać. Mechanizm wyskoczył przebijając lnianą torbę oraz nacierającego przeciwnika, który stał jeszcze z cieknącą z ust stróżką krwi, dopiero gdy kij powrotne zmniejszył się do rozmiarów zwoju truchło padło na ziemię.
-Słabiutko wałachu… kiepskich masz tych ochroniarzy.- Uśmiechnęła się raz jeszcze prostując i spoglądając na swoje dzieło. Spokojnym krokiem skierowała się ku drzwiom, po drodze jednak nie omieszkując kopnąć na pożegnana blondyna w krocze. Na jej ramieniu usiadł pierzasty przyjaciel i razem patrzyli na nieprzytomnego mężczyznę.
-Jesteś głupi, ale czasem się przydajesz… masz ode mnie duże ciastko.- Podrapała papugę która za kiwała się na krótkich nóżkach pogwizdując. Goniec zamykając za sobą drzwi, na wszelki wypadek użyła też klucza, gdyby jednak jeden z dwóch którzy mogli to zrobić mieliby się obudzić. Znajdowała się teraz na klatce schodowej jakiejś kamienicy, podobnie jak w pokoju w którym się obudziła okna były pozabijane deskami, więc musiało to być na obrzeżach miasta, w końcu centrum coś takiego by nie przeszło, zaraz ktoś by zwrócił uwagę na podejrzany budynek.
-Dobra… gdzie możesz chować tę swoją “broń” co wałachu?- Rozejrzała się w górę jak i w dół, po krótkim namyśle wybrała jednak dół, jeśli chować coś masowego rażenia to z pewnością w dole, w piwnicy. Zrobiła pierwszy krok na stopniach i zaraz skrzywiła się słysząc jęk drewna który mógłby obudzić zmarłego. Gdy jednak doszła do wniosku że nikogo raczej tu nie ma ruszyła dalej ignorując hałas, co było naprawdę trudne. Szczególnie gdy papuga uznała ów dźwięk za niezwykle inspirujący, więc zaczęła go namiętnie powtarzać przy każdym stąpnięciu dziewczyny. Droga do półpiętra starczyła by poirytowana dziewczyna złapała pierzastego przyjaciela i wpakowała do torby by choć trochę go uciszyć. W tym momencie zamarła słysząc z dołu nic innego jak chrapanie. Głośnie, przeciągłe i głębokie chrapanie.
-Co oni tam mają? Stado Revanów czy jak?- Przyśpieszyła krok niemal do biegu i wparowała z hukiem do pomieszczenia na samym dole. Chrapanie ustało, a do dziewczyny doszło że tak głośne wejście nie było najmądrzejszym pomysłem. Na początku w ciemności nic nie dostrzegła, po chwili jednak dokładnie zrozumiała o czym mówił Mikerm oraz co planował.
-Ty mały ch*ju… wiesz jak mi właśnie rozwaliłeś grafik...?
Dum dum duuuum...
-Jasna cholera…- zaklęła pochylając się do przodu i uwieszając się na rękach przywiązanych za plecami do krzesła na którym siedziała.
-Wybacz za taką pobudkę, ale już nie mogłem się doczekać. - Nachylił się do niej blond mężczyzna z ohydnym wyrazem tryumfu na twarzy, szybko jednak jego mina zmieniła się w okropny grymas gdy sokolica kaszlnęła mu resztką wody w twarz.
-W życiu tak chorego snu nie miałam.- Mówiła całkowicie nie zwracając uwagi na niezadowolenie blondyna oraz na nieciekawą sytuacje. -Kurde… to wszystko przez Thalie, gdyby nie ten jej sierściuch to nie zobaczyłabym tego potwora z mojej wyobraźni.
-O czym ty mówisz?- Zaciekawił się opowieścią dziewczyny na chwile
-Wyobraź sobie hybrydę najgorszego sortu.- Mężczyzna uniósł pytająco brew, nie rozumiejąc o czym mówi. -Gdyby istota tak wredna i głupia jak gadając miała łapy i ogon? Połączenie papugi i małpy taki Ozzy i Dexter… Dobrze żeś mnie obudził jeszcze trochę a ten demon opanowały mój umysł.- Kręciła głową dalej przeżywając swój sen.
-Wzruszająca historia, teraz jednak zająłbym się tym co aktualne, bo jeśli nie dostanę tego co od ciebie chce to może zaboleć…- W jego dłoni błysnął nóż.
-I co ty tą wykałaczką chcesz mi zrobić? Wydłubać brud spod paznokci?- Wyszczerzyła się po raz pierwszy podnosząc głowę. Patrzyła prosto w oczy rozmówcy, jednak kątem oka obserwowała izbę zapamiętując każdy szczegół pomieszczenia w jakim się znajdowała. Rozstaw ścian, układ nielicznych mebli a przede wszystkim osoby zebrane w pomieszczeniu. Najmniejszy ruch i najmniejszy szczegół doskonale zapadał jej w pamięć i nikt nie pomyślałby że wie już wszystko o swoich przeciwnikach, czy nawet zdążyłaby się im przyjżeć. Niestety przez zasłonięte okna i brak jakichkolwiek szczegółów nie mogła domyśleć się gdzie była, po zapachu jedynie mogła stwierdzić że w śmierdzącej melinie, ale takich przecież w okolicy jest pełno.
-Może na początek usunę ten brud razem z paznokciami? Myślę że ułatwi tobie to gadanie, co? Ale to może za chwilkę, na razie zobaczymy jak zachowasz się bez mojej pomocy.
-Przestań smęcić tylko mów że, bo zaraz będziesz musiał posłać jednego z tych swoich osłów do studni po wodę żeby mnie obudzić. Choć i tak możesz, zaschło mi w ustach, chyba nie spałam z otwartą gębą co?- Chow zachowywała się wyjątkowo swobodnie, cały czas szczerząc się i żartując.
-Słuchaj ptaszyno…- Zniecierpliwiony mężczyzna złapał ją za podbródek i ścisną tak że poczuła niewielki ból. -Pośmialiśmy się, a teraz do rzeczy… Gdzie jest mój transport? Poza tym trochę mnie zdenerwował ten twój wybryk… Wszystkie moje interesy dzięki tobie szlak trafi…
-Nie było ciężko wykiwać takiego idiotę jak ty.- Na ustach tańczył jej złośliwy uśmieszek, rozzłoszczony mężczyzna zamachnął się i uderzył dziewczynę obuchem noża w twarz, zostawiając na policzku zaczerwienienie i podłużne zadrapanie. Mikerm przykucnął i objął pochyloną sokolice ramieniem.
-Ja jestem człowiekiem o złotym sercu, więc jeśli będziesz grzeczna to długo nie będę się znęcał, a tylko szybciutko zabije. Ale jeśli nie, użyje drugiego końca…- Mówiąc to wskazał na ostrze. Podparł się o nią wstając.
-Nie rozumiem o co ty się wściekasz? Kilka małych zabawek?- Podniosła głowę i odchyliła na krześle.
-Zabawek? Nie… chodzi mi o cały mój przemyt za góry który rozbiłaś, a raczej zawróciłaś i zniszczyłaśi.
-Jestem tylko prostym gońcem, przekazuje informacje i nic więcej.
-Nie łżyj! Dobrze wiesz o co mi chodzi! Cały towar do Thanadeim szlak jasny trafił i to tylko z twojej winy i tych twoich zagrywek!!!- Rozzłoszczony wykrzyczał ostatnie słowa. Jednak tak szybko jak wybuchł, tak szybko się uspokoił. -To co było w tamtych wozach jest w stanie wywołać problemy nie tylko na terenie sześciu królestw, ale i na całym kontynencie, więc jeśli nie jesteś głupia powiesz mi gdzie gdzie jest moja broń zanim szóste królestwo skończy moje zamówienie i zorientuje się o braku zapłaty.
-A to ciekawe… co takiego dzieje się za granicą że wielki Mikerm-”król czarnego rynku” boi się o własną dupę?- Wyszczerzyła się, a chłopak nachylił się do jej ucha.
-Doskonale znasz tamte realia czyż nie? To teraz pomyśl, że jeśli mi nie pomożesz tutaj będzie gorzej… Poniekąd jeden z owoców mojej współpracy z szóstym królestwem jest tutaj… jeśli bardzo mnie zdenerwujesz dam ci przekonać się o jego potędze i przed śmiercią dowiedzieć się co czeka przyszłość...
-Tyle mi wystarczy.- Uśmiechnęła się
-Słucham?!- Blondyn wyprostował się zdziwiony o czym może mówić kobieta.
-Nie dość że wałach… to jeszcze debil. Najpierw wszystko wygaduje jak na spowiedzi i nawet nie zauważył że mam tutaj kompana…- Uśmiech dziewczyny przybrał iście demoniczny wyraz. -Powiedz... jak można by cię nazwać dwóch słowach?- Mężczyzna nie zdążył nawet dobrze się zastanowić gdy odpowiedź sama nadeszła z ciemności.
-K*rrrrrrwa mać~!
-Co jest? Sprawdźcie kto to! Już!- Rozkazał swoim bodyguardom, którzy obrócili się i skierowali w kont izby z którego doszły ich słowa kompana Chow. -A co do ciebie? Sam sobie dam radę, wystarczy mi że wywieszę twoje flaki jako chorągiew.
-Aż tak mnie lubisz?- Uśmiech dziewczyny nadal przypominał ten diabelski, ale gdy chłopak się tylko zbliżył jej rysy twarzy zmieniły się już całkiem w takie jak u demona.
-K*rrrrwa mać~!- Ponownie odezwał się skrzekliwy głos a Mikerm odruchowo obrócił głowę gdy w jego stronę podleciała żółta papuga, co szybko wykorzystała dziewczyna. Wstała z przywiązanym krzesłem i uderzyła go oparciem, tym samym wytrącając nóż z ręki który pochwyciła jeszcze w powietrzu przecinając węzły na przegubach. Wtedy rozbiła krzesło na głowie mężczyzny który bez czucia padł na ziemię. Nie zdążyła nawet złapać oddechu gdy jeden z goryli złapał ją od tyłu tak że aż straciła kontakt nóg z ziemią, a nóż wypadł na ziemię. Drugi uderzył ją w brzuch tak mocno że zobaczyła mroczki przed oczami. Kolejny cios mógłby już ją przyćmić, więc musiała działać szybko.
-O popatrz! Ptaszek!- pokazała brodą nad głowę tego który już podnosił pięść do następnego zamachu. Mięśniak podniósł głowę, tuż nad nim na krokwi siedział Hrabia obserwujący wszystko swoimi paciorkowatymi oczkami. Papuga w tym momencie postanowiła się wypróżnić zostawiając białą plamę na oczach dryblasa. Sokół wykorzystując moment niedyspozycji przeciwnika kopnęła go z całej siły w krocze a gdy ukląkł głośno klnąc w akompaniamencie Ozziego, odepchnęła się od jego głowy pozbawiając kilku zębów i wykonując salto nad głową tego który ją trzymał, zmuszając tym samym by ją puścił. Skok był tak zaplanowany że wylądowała tuż obok swojej torby którą jej uprzednio zabrali. Zaczęła w niej gorączkowo grzebać widząc jak ogromny mężczyzna odwraca się do niej dobywając miecz. Ogromna ręka, mająca w obwodzie tyle co ona sama uniosła się w górę gotowa uciąć jej głowę. Zdążyła jedynie przewrócić się nie wypuszczając torby, jednak sam koniec miecza ciął ją w ramie zostawiając obficie krwawiącą ranę. Mężczyzna już szykował się do kolejnego ciosu gdy Chow w ostatniej chwili znalazła swój kij , nie było jednak już czasu go wyciągać. Mechanizm wyskoczył przebijając lnianą torbę oraz nacierającego przeciwnika, który stał jeszcze z cieknącą z ust stróżką krwi, dopiero gdy kij powrotne zmniejszył się do rozmiarów zwoju truchło padło na ziemię.
-Słabiutko wałachu… kiepskich masz tych ochroniarzy.- Uśmiechnęła się raz jeszcze prostując i spoglądając na swoje dzieło. Spokojnym krokiem skierowała się ku drzwiom, po drodze jednak nie omieszkując kopnąć na pożegnana blondyna w krocze. Na jej ramieniu usiadł pierzasty przyjaciel i razem patrzyli na nieprzytomnego mężczyznę.
-Jesteś głupi, ale czasem się przydajesz… masz ode mnie duże ciastko.- Podrapała papugę która za kiwała się na krótkich nóżkach pogwizdując. Goniec zamykając za sobą drzwi, na wszelki wypadek użyła też klucza, gdyby jednak jeden z dwóch którzy mogli to zrobić mieliby się obudzić. Znajdowała się teraz na klatce schodowej jakiejś kamienicy, podobnie jak w pokoju w którym się obudziła okna były pozabijane deskami, więc musiało to być na obrzeżach miasta, w końcu centrum coś takiego by nie przeszło, zaraz ktoś by zwrócił uwagę na podejrzany budynek.
-Dobra… gdzie możesz chować tę swoją “broń” co wałachu?- Rozejrzała się w górę jak i w dół, po krótkim namyśle wybrała jednak dół, jeśli chować coś masowego rażenia to z pewnością w dole, w piwnicy. Zrobiła pierwszy krok na stopniach i zaraz skrzywiła się słysząc jęk drewna który mógłby obudzić zmarłego. Gdy jednak doszła do wniosku że nikogo raczej tu nie ma ruszyła dalej ignorując hałas, co było naprawdę trudne. Szczególnie gdy papuga uznała ów dźwięk za niezwykle inspirujący, więc zaczęła go namiętnie powtarzać przy każdym stąpnięciu dziewczyny. Droga do półpiętra starczyła by poirytowana dziewczyna złapała pierzastego przyjaciela i wpakowała do torby by choć trochę go uciszyć. W tym momencie zamarła słysząc z dołu nic innego jak chrapanie. Głośnie, przeciągłe i głębokie chrapanie.
-Co oni tam mają? Stado Revanów czy jak?- Przyśpieszyła krok niemal do biegu i wparowała z hukiem do pomieszczenia na samym dole. Chrapanie ustało, a do dziewczyny doszło że tak głośne wejście nie było najmądrzejszym pomysłem. Na początku w ciemności nic nie dostrzegła, po chwili jednak dokładnie zrozumiała o czym mówił Mikerm oraz co planował.
-Ty mały ch*ju… wiesz jak mi właśnie rozwaliłeś grafik...?
Dum dum duuuum...
Subskrybuj:
Posty (Atom)