Re mimowolnie spojrzał z powrotem na ośmionogiego ogiera. Tym razem przyszło mu to z trudem, gdyż wokół brutalnie (i prostacko) unieruchomionego zwierzęcia powoli zaczynał się zbierać tłum. Bestia zarżała wyzywająco, jakby wyśmiewała tchórzliwych ludzi. Szaremu wydawało się, że słyszy dumny, władczy głos, mogący należeć do jakiegoś lorda. No dalej, dwunogi! Teraz chojraczycie, ale co będzie, gdy się uwolnię? Rozwiążcie mnie i stańcie do równej walki! Łatwo się śmiać ze związanego, co?!
Jakkolwiek wspaniale by nie brzmiał, przywodziło mu to na myśl tylko i wyłącznie żałosnego skazańca w celi, ukrywającego rozpacz i beznadzieję gromkimi, obraźliwymi okrzykami pod adresem oprawców. A ci się śmiali z więźnia, jakby był nieświadomy tego co go czeka. O ile cały targ nawet najemnego mordercę potrafił napawać obrzydzeniem, o tyle widok tak wspaniałej istoty upokorzonej w tak bardzo ludzki sposób już nawet nie bolał, co budził wściekłość. Revan nigdy po sobie nie okazywał podobnego uczucia i tym razem nie było inaczej. Nie znaczyło to jednak, że los ośmionogiego był mu obojętny. W końcu dlaczego pomimo strachu patrzymy z pewnym uwielbieniem na smoki i inne bestie? Dlaczego nazwano klany po dzikich zwierzętach i po co umieszczamy je na godłach? Niektóre stworzenia po prostu rodzą się z majestatem, siłą...i wolnością. A zazdrosny człowiek chcąc udowodnić swoją władzę zdecydował się je tej wolności pozbawić. To była kropla, która przelała czarę cierpliwości. Ktoś musiał zakończyć ten cyrk...
I Revan miał bardzo nieprzyjemne wrażenie, że będzie to wymagało wykorzystania brutalnej siły uosobionego, niekontrolowanego chaosu: Thalii. Mimo tego dalej wcale odpowiedzialnym za to wszystko łotrom nie współczuł. (A powinien, dodała w myślach autorka zaraz po postawieniu kropki.)
- Jeśli liczysz, że powiem teraz ,,Masz rację” to śnij dalej. - odpowiedział w końcu Prześladowca, Sargent nie musiała jednak długo się zastanawiać, by wyłapać w tym twierdzącą odpowiedź na swoją propozycję.
- Świetnie! - zatarła diabolicznie dłonie (a gest ten aż zaskakująco do niej Revanowi pasował). - To jaki mamy plan?
Mężczyzna powoli obrócił w jej stronę głowę, wyrobionym już zwyczajem podnosząc jedną brew w jawnym powątpiewaniu.
- No co? - zapytała z wyrzutem kobieta.
- Wiesz, z reguły gdy ktoś mi proponuje udział w jakimś przedsięwzięciu, zgadzam się zakładając, że pomysłodawca ma jakiś plan. - zauważył.
- I czego ty ode mnie oczekujesz? Jestem piratem! - Szkwał wskazała na siebie obiema rękami, jakby udzieliła właśnie najbardziej oczywistej odpowiedzi pod słońcem. - Chyba już to dzisiaj uzgodniliśmy.
- Najwyraźniej mam więcej wiary w twój intelekt niż ty sama... - mruknął na wpół do siebie Szary z westchnieniem zrezygnowania. Po chwili ponownie zwrócił się do towarzyszki: - Ujmę to inaczej: jak się do tego zabierzemy?
- Szczerze to część mnie nie spodziewała się, że sprawy zajdą do tego właśnie punktu, w którym zadajesz jakieś pytania. - Thalia uśmiechnęła się niewinnie (a ten gest do niej znowu nie pasował w ogóle). - Zakładałam improwizację kończącą się naszym sukcesem.
- Godny pochwały optymizm...
Tłumek wokół zaczynał się coraz bardziej zagęszczać. Revan i Thalia nie byli już w stanie patrzeć na rumaka inaczej niż ponad ramionami innych zwiedzających targ. Re jak mało kto znał zasady rządzące wzbieraniem zainteresowania przypadkowej publiczności i szybko zdał sobie sprawę, że coś zaraz ma się tutaj wydarzyć. Sztorm również zwróciła na to uwagę, próbując ocenić z jakim typem widowni mają tym razem do czynienia. Wokół nich nie było ani jednej kobiety, a sami faceci, z czego stanowcza większość rozmawiała między sobą, co jakiś czas ważąc w dłoniach własne sakwy. Jedno wszyscy mieli wspólne: uśmiech, którego przekaz Revan rozpoznał bezbłędnie - w ten sposób uśmiechali się tylko ludzie przekonani, że zaraz kogoś wykiwają i zgarną sporą wygraną.
Aukcjonerzy, pomyślał. Cudownie.
- Chyba nie mamy całego dnia... - rzucił do Thalii ostrzegawczo.
- Podzielisz się jeszcze jakimś błyskotliwym spostrzeżeniem, Kapitanie Hak? - odparła złośliwie piratka. Bez dłuższego namysłu pogładziła rękojeść szabli. - A skoro zeszliśmy do tematu haków...jak oceniasz szansę dwójki awanturników przeciwko bandzie handlarzy?
- Biorąc pod uwagę fakt, iż mówimy tu o CZARNORYNKOWYCH handlarzach, powinniśmy się spodziewać wszystkiego.
- Co masz na myśli?
- Ich zawód tkwi w tej samej niszy co mój i twój. Gdybym wyzwał cię na pojedynek, zaufałabyś mi, że będę walczył uczciwie?
- Sugerujesz coś, czy to tylko czczy przykład? - kobieta błysnęła zębami w krótkim, zbójeckim uśmiechu, zapewne wyobrażając sobie na ile sposobów mogłaby się w takiej sytuacji odegrać na Szarym. Gdy w odpowiedzi otrzymała jedynie wywrócenie oczami, wróciła do rzeczywistości. - Niech ci będzie. Boisz się wzniecać burdę? A może wykułeś w ciągu nocy surowy kodeks Orłów zabraniający dobrej zabawy?
- Zaskoczę cię, ale bliższa prawdy jest pierwsza opcja. - odpowiedział spokojnie Revan. - Jestem skrytobójcą, nie radzę sobie najlepiej w walkach jeden na trzech. Wbrew wszelkim pogłoskom jestem jak najbardziej ,,do unieszkodliwienia”. Jeśli zatłucze mnie banda rozeźlonych ochroniarzy wynajętych przez jeszcze bardziej złych uczestników aukcji, z kim potem będziesz się kłócić?
- I tak chodzi o dobre wrażenie na Dante, prawda?
Re westchnął przeciągle, udzielając zadowolonej Thalii bezsprzecznego potwierdzenia.
- Rozpędzenie zbiegowiska stalą na pewno nie jest godne pochwały. - zgodził się Poursuivant. Obok nich stanął jakiś kupiec, toteż dalsze słowa wypowiedział ciszej. - I narobiło by nam więcej roboty, jeśli faktycznie Orły lub Wilki zainteresują się zlikwidowaniem problemu u korzenia: organizatorzy rozbiegliby się na wszystkie strony świata i przeczekali burzę. Podsumowując: nie zaczynajmy bójki, póki tylko nie jest to konieczne.
- Ale jest opcja, że BĘDZIE konieczne? - w tonie Sargent niemal dało się usłyszeć proszącą nutę godną niecierpliwego dziecka.
Znając ciebie? Niewątpliwie, pomyślał mężczyzna, ale wolał nie wypowiadać tego na głos w obawie przed oczywistymi konsekwencjami.
- Kupców można pokonać na wiele sposobów nie wymagających niepotrzebnej krwi. - kontynuował, ignorując pytanie Szkwał. - Wykorzystamy ich własną broń...
- Spryt. - odgadła Thal.
- I pieniądze. - uzupełnił Re.
Tym razem to on został obdarzony niedowierzającym uniesieniem brwi.
- Czekaj, pogubiłam się. - Sargent pokręciła głową. - Jeden: nie mamy pieniędzy. Dwa: to chyba legalne.
- Jeden: wiem. Dwa: Biorąc pod uwagę miejsce i okoliczności, to całkowicie nielegalne. Nie musisz się martwić o swoją kryształową reputację.
- Planujesz licytować konia bez pieniędzy?
- Z całego zebranego towarzystwa tylko my wiemy, że moja rodzinna fortuna, którą za chwilę w razie czego zamierzam się pochwalić na forum publicznym, jest tylko mitem. Amatorskie aukcje mają ten mankament, że licytować może każdy, nawet całkowicie spłukany chłop, bo o pieniądze pytają dopiero po fakcie. - wyjaśnił. - Tu niestety muszę uwierzyć, że dzięki tobie nie dojdzie do sytuacji, w której faktycznie będę musiał chwalić się zawartością sakiewki.
- W skrócie: ty ich zajmujesz, ja uwalniam konia. - skwitowała kruczowłosa, śledząc już wzrokiem wchodzącego na drewniane podium mężczyznę w średnim wieku.
- W założeniu. Jedna porada: załatw to tak, by nikt się nie domyślał, że chodzi właśnie o tę aukcję. - dodał szybko Re. - Zrób to, co wychodzi ci najlepiej: chaos.
Na ustach kobiety zatańczył uśmiech tak złowrogi, że Prześladowca niemal pożałował swojej decyzji. Już miała ruszyć w stronę najbliższych namiotów, gdy nagle zawahała się wpół kroku.
- Licytacja to za mało czasu. - zauważyła, dobierając szybko słowa. Tymczasem facet na mównicy zaczynał już swoją wstępną przemowę. Czas zaczynał sypać się przez palce. - To zawsze kwestia kilku minut, nie kilkunastu...
- Nie zamierzam go przecież kupować. - uspokoił ją Revan, jednym uchem już słuchając zachwalającego towar sprzedawcę. - Będę u d a w a ł, że to robię.
- Nie pojmuję różnicy między tym, a wcześniejszymi założeniami.
- Zaufaj mi. - wzrok mordercy utkwiony był w podium. Mężczyzna wyczekiwał odpowiedniej chwili.
- Dopiero co...
- PRZEPRASZAM BARDZO! - zawołał nagle Re, zwracając na siebie uwagę wszystkich wokół.
Thalia zaklęła pod nosem i w ostatniej chwili umknęła w bok. Wydostała się niezauważenie z tłumu, po czym ruszyła w stronę pobliskich namiotów, które - jak miała nadzieję - należały do ludzi odpowiedzialnych za przetrzymywanie ośmionogiego konia. Teraz już nie miała innego wyboru jak wziąć się do roboty. Nawet jeśli to zdanie w życiu nie przeszłoby jej przez gardło...musiała Szaremu zaufać.
Tymczasem wokół jej towarzysza utworzyło się trochę pustego miejsca, jakby był kroplą oleju w wodzie. Sprzedający urwał swój monolog i także zerknął na szczupłego zamaskowanego mężczyznę w brązowo szarym stroju. Był zarówno zniesmaczony przerywaniem jego przygotowywanej cały ranek mowy, jak i autentycznie ciekawy o co też mogło chodzić. Zawsze to jakaś odmiana dla rutynowej aukcji.
- Słucham szanownego pana. - odpowiedział na tyle głośno, by słyszeli go wszyscy, nie tylko Revan. - Cóż też pana trapi?
- Pchły. - odpowiedział krótko Szary.
- Co proszę? - mężczyzna zamrugał z konsternacją. Takiej odpowiedzi się nie spodziewał.
- Czy. Ten ogier. Nie jest. ZAPCHLONY. - Prześladowca odezwał się tym razem głośniej, akcentując odpowiednie części zdania niczym urażony szlachcic. - Nie będę kupował hodowli pasożytów.
Kilku innych kupców obejrzało się podejrzliwie w stronę uwiązanego ogiera. Mimowolnie zdecydowali się trochę odsunąć, chociaż już z takiej odległości nie groziło im złapanie żadnego skórnego pasożyta.
- Z całym szacunkiem, ale pan chyba nie ma zielonego pojęcia o koniach. Z tego co mi wiadomo, konie nie mają PCHEŁ. - wyjaśnił aukcjoner, lekko zirytowany powodem przerywania prezentacji towaru.
- No dobrze, tu mnie pan ma: w kwestii koni jestem zielony. - przyznał się Poursuivant zakładając ręce na piersi. - Ale mam pewne pojęcie o pasożytach, zwłaszcza istot popularnie i błędnie nazywanych ,,magicznymi”. Jeśli nie rozumie pan zagrożenia wynikającego z jednego zapchlonego czy zawszonego zwierzaka wprowadzonego między inne, chyba nie mamy o czym gadać.
- Sugerujesz, że sprzedaję towar gorszej jakości?
- Sugeruję, że ten akurat koń może nie być najlepszej jakości. - Revan zaczął gestykulować jedną ręką, doskonale imitując człowieka, który wie o czym mówi...czyli, innymi słowy, doskonale kłamiąc. - To jakiś zaklasyfikowany gatunek, czy po prostu wynaturzony koń o ośmiu nogach?
- Co ma pan na myśli? - zapytał sprzedawca. Zaraz pokręcił jeszcze głową, dodając: - I kim pan w ogóle do cholery jest, by dyktować mi jakiekolwiek warunki?
- Kadmen Torque, herbu Czerwonego Jastrzębia, zaprzysiężony herold Pana Białych Piasków. - odpowiedział bez chwili wahania Re, po czym wrócił do tematu zanim ktokolwiek zaczął szukać w pamięci któregokolwiek z wymienionych przez niego tytułów: - Ośmionogi koń to doprawdy niesamowite stworzenie, przyznaję bez bicia. Jednakże martwi mnie, iż nie powstało ono drogą naturalną, a pod wpływem eksperymentu, czy też - nie dajcie bogowie - przypadku. Spójrzmy wszakże ileż to dzisiaj jest monstr wychodzących spod rąk szalonych alchemików. Zwierzę wyhodowane w niewoli jest wybrakowane, nie wspominając o tym, iż Pan Białych Piasków brzydzi się magią i alchemią.
- Zaraz temu twojemu Panu... - mruknął mężczyzna do siebie, ale urwał, z trwogą dostrzegając, że szanowny domniemany Kadmen Torque zyskał spore poparcie wokół siebie. Niedoszli licytujący z każdym argumentem robili się coraz bardziej podejrzliwi, aż w końcu również zaczęli domagać się odpowiedzi na zadane przez szarego herolda pytanie. - NIECH WAM BĘDZIE, psiakrew. Pójdę to sprawdzić... - powiedział w końcu i zszedł z podium, udając się w stronę jakiegoś faceta przyglądającego się aukcji niedaleko, najprawdopodobniej obecnego właściciela niesamowitego konia.
Revan założył ręce na piersi w niemym oburzeniu, nie wychodząc ze swojej roli. To szło aż zaskakująco gładko. Wręcz podejrzanie gładko. Wytykanie ludziom błędów i odnajdywanie dziur w całym nigdy nie wydawało mu się niczym trudnym, niemniej dalej dręczyło go wrażenie, że zaraz coś pójdzie nie tak.
Wtedy kątem oka dostrzegł przemykającą między namiotami wysoką postać, kierującą się w tym samym kierunku co wcześniej Thalia. Była to dosłownie chwila, mgnienie nie poparte żadnym dźwiękiem, jednak Szary był przekonany, że jego umysł niebezpodstawnie przywiódł mu na myśl spotkaną już wcześniej kobietę w białej masce. Mimowolnie poczuł lekki niepokój. Co wiedział o Shi? Nie przypominała żadnej innej kobiety jaką kiedykolwiek poznał. Nie lubiła handlu żywym towarem prawdopodobnie mocniej od niego. Miała broń i motyw. Nie miał pojęcia, do czego mogła być zdolna. Mogła właśnie ruszyć, by kogoś najnormalniej zabić. Mogła też chcieć zrobić coś więcej. I w ten sposób mogła stanowić zagrożenie dla powodzenia obecnego zadania Prześladowcy i Szkwał.
Czy Re właśnie nieumyślnie wywalczył trochę czasu także jej?
Shi, kimkolwiek jesteś, nie rób głupot, poprosił w myślach, na wszelki wypadek już opracowując plan awaryjny.
Thal? Daję to akurat tobie także na prośbę Red :P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz