czwartek, 2 marca 2017

Od Cichej - Za honor, dla skruchy

        ,,Nie ma nieodpowiedniego oręża w nieodpowiedniej sytuacji" - tak brzmiała dewiza nauczycieli Shi, gdy pierwszego dnia miała wybrać swoją broń, która będzie jej towarzyszyć całe życie. Starszyzna kasty żartobliwie mówiła, że zmiana broni jest jak zmiana żony: niby możesz to robić, ale prędzej zranisz siebie niż przeciwnika. Nie wspominając już o tym, że przez zbyt częste zmiany ludzie mogą zacząć się na ciebie dziwnie patrzeć. Shi wybrała naginatę i przez następne lata tkwiła na polu treningowym z bambusową tyczką, gdy wszystkie inne dzieciaki tłukły się drewnianymi katanami i straszyły gołębie sztucznymi sai. Mistrzowie od zawsze powtarzali, że wybór pierwszej broni ma kluczowe znaczenie, bo bierze w nim udział intuicja. Ci którzy polegali na sile, wybierali miecz, sprycie - łuk, zaskoczeniu - sai. Na naginatę nie patrzył nikt, ale po tylu latach wprawy Cicha znała prawdę: to była broń łącząca wszystkie te cechy. Była silna i nieprzewidywalna, a przy tym zupełnie niepozorna. Może to dlatego właśnie ona trafiła do Dal-Virii, a nie żaden z jej rówieśników? Pewnym było, że ta wiedza nie pozwalała jej nigdy czuć niepewności co do swojego wyboru...
  A już zwłaszcza teraz, gdy jej i jej przeciwnikowi nie dano żadnej innej broni. Los stał po jej stronie.
  Gdy na środek piaszczystego wybiegu dla koni (obecnie pustego, nie licząc dwójki zawodników) rzucono dwa drewniane kije, młody mężczyzna zaśmiał się gromko, uważając to za jakiś dowcip. Zresztą, nie tylko on - połowa gapiów parsknęła śmiechem. Gdy jednak człowiek wybrany na sędzię pokręcił przecząco głową, uciecha publiczności stała się jeszcze większa, a uśmiech blondyna zbladł.
  - Poważnie? - zapytał, starając się ignorować złośliwe przytyki sąsiadów. - Mamy się okładać kijami?
  Brodacz odpowiedzialny za reguły pojedynku jedynie wzruszył ramionami. Nie mógł dawać tak narwanemu młodzikowi miecza tylko dlatego, bo jakaś cudzoziemka rzekomo go obraziła. Nie chciał przelewu krwi, ani jego, ani nieznajomej, a przy okazji lekko utarł mu nosa. Jak taki z niego rycerzyk, to niech się nauczy pokory.
  Młodzieniec spojrzał na swoją przeciwniczkę. Odrobinę wyższa od niego kobieta nie wyglądała na tak bardzo  jak on przejętą całą to sytuacją. Może to były tylko pozory, a pod drewnianą maską kryły się prawdziwe emocje? Ale nie, jej ruchy zdradzały co innego. Stała wyprostowana, lekko przekrzywiła głowę przypatrując się to jemu, to sędziemu. Ręce trzymała za plecami, jak jakiś wysoko urodzony, chociaż ubiór na nic takowego nie wskazywał. I te bezczelnie uradowane oczy na białej masce. Sędzia wystąpił na środek pola i dał znak do zabrania broni. Blondyn podniósł nieszczęsny kij, przyglądając mu się ze wstrętem. Jego przeciwniczka wprawnie wsunęła stopę idealnie pod środek drzewca i podrzuciła laskę do góry, chwytając ją w otwartą dłoń, zupełnie jakby uchylanie się było poniżej jej godności. Dopiero po namyśle stwierdziła, że chyba nie wypada się tak popisywać.
  Żar przedpołudniowego słońca lał się z nieba, jakby jakieś złośliwe bóstwo przewidziało, że dzisiejszy dzień ktoś sobie wybierze na pojedynek. Jednak zagrodę przewidziano dla zwierząt, toteż otaczało ją kilka drzew, rzucających rozległe cienie porozdzierane siatką plam światła. Brodacz odchrząknął i ogłosił publiczności:
  - Jesteśmy dzisiaj świadkami pojedynku pomiędzy naszym współplemieńcem - wskazał na młodzika - Owenem Brentsonem, a... - urwał patrząc niepewnie na nieznajomą - ...Bezimienną przyjezdną. Za starą dal-virską tradycją, niech wyzywający poda powód, dla którego wyzwany stoi przed nim w szczerym polu, ażeby walce nie przyświecała bezmyślność.
  Owen uśmiechnął się pod nosem. Tu miał przewagę - publiczność już go znała i lubiła. Jeśli odpowiednio dobierze słowa, będą szczuć jego przeciwniczkę przez cały czas trwania pojedynku, znacznie ją rozpraszając. Wskazał oskarżycielsko na Shi.
  - Ta kobieta - zaczął - odważyła się oskarżyć mnie o uczestnictwo w czarnorynkowym handlu istotami żywymi.
  Gapie spojrzeli równocześnie w stronę Cichej. Ta jedynie przechyliła głowę. Oskarżyć? Chciała tylko go zapytać o miejsce, nie zarzucić udział w żadnym przedsięwzięciu. Pokazanie kartki z czytelnym podpisem wyżej wymienionego od dzisiaj wiąże się z obrazą? Ciekawa sprawa - przejął go bardziej wyimaginowany powód niż fakt, że Śmiejąca w ogóle nie powinna być w posiadaniu tego dokumentu. Zamkniętego w jego biurku. Na klucz. Ludzie są doprawdy dziwni.
  - Z tegoż powodu żądam pojedynku o swój honor oraz dla widoku skruchy wyzwanego - blondyn niemal wyrecytował te słowa z pamięci. Pewnie takie rzeczy to jednak częste widowiska w tej okolicy.
  Sędzia spojrzał w stronę Cichej, raczej nie spodziewając się, by cudzoziemiec znał tradycyjną formułę. Kobieta jednak doskonale wiedziała co ma odpowiedzieć, ale - oczywiście - nie zamierzała tego zrobić. I miała ku temu więcej niż jeden, oczywisty przecież, powód. Dlatego tylko skinęła głową na znak, że zgadza się z celem pojedynku. Brodacz usunął się więc na stronę.
  - Tak więc zaczynamy - rozporządził. - Do skruchy wyzwanego...albo wyzywającego - dodał, rzucając narwanemu młodzikowi znaczące spojrzenie.
  Dwoje walczących zaczęło powoli krążyć po jakby wytyczonym wcześniej okręgu. Shi, bokiem trzymając gardę gotową do obrony, obserwowała postawę przeciwnika. Owen trzymał kij zdecydowanie za nisko, bardziej jakby korzystał z buławy. Zdecydowanie nie miał doświadczenia do takiego typu broni, nie mniej jednak szanse wyrównywała konstrukcja tyczek - dla Cichej były zdecydowanie zbyt krótkie, nie wspominając, że nikt nie myślał o ich wyważeniu. W końcu dla ludzi pokroju Owena to były tylko kije, a każdym kijem okłada się tak samo. Włóczykij przyzwyczajona do wagi swojej naginaty mogła mieć z tym większe problemy. Trzymała gardę wzniesioną ku górze, spodziewając się po niedoświadczonym młodziku wysokiego zamachu. Nie zamierzała atakować pierwsza, a Owen najwyraźniej stracił nieco pewności widząc wprawne ruchy przeciwniczki. Mogli tak się kręcić w nieskończoność, a Cicha miała zdecydowanie lepsze rzeczy do roboty niż poniżanie zbyt dumnych młokosów. Chciała to załatwić szybko. Tak więc zatoczyła w piasku trzymaną na przedzie prawą stopą idealne półkole, wyprostowała się trzymając kij jedną ręką za plecami, wyciągnęła lewą dłoń do przodu...
  I zgięła wyzywająco palce.
  Prowokacyjny gest podziałał jak płachta na byka. Mężczyzna rozpędził się robiąc zamach od boku, na wysokość barku. Kobieta zamiast osłaniać się zrobiła coś czego się zupełnie nie spodziewał - zanurkowała tuż pod drzewcem. Broń nie znajdując żadnego celu leciała dalej, ciągnąc za sobą blondyna, który ledwo utrzymał równowagę. Wtedy jednak jego przeciwniczka prostując się z powrotem za nim wykonała obrót i kij z impetem uderzył w plecy młodzieńca. Niezdarnie uratował się przed upadkiem. Do jego uszu dotarły chichoty kilku osób na widowni. Nie pozwolił się jednak rozproszyć. Stanął ponownie w postawie bojowej, nie zamierzając dać się tak drugi raz podpuścić. Palce Cichej zadrobiły na drzewcu. Wyskoczyła nagle do przodu, wyrzucając trzymaną jedną ręką broń do przodu, jakby chciała dźgnąć przeciwnika w pierś. Owen nie mając pojęcia jak zablokować coś takiego zrobił unik w bok. Koniec kija minąłby jego mostek o cal, gdyby Shi w ostatniej chwili nie chwyciłaby oręża oburącz i zamiast tego znowu zamierzyła się na jego grzbiet. Zaskoczony obrócił się blokując cios, ale Śmiejąca natychmiast wykonała piruet ,,tnąc" ukosem od dołu. Uderzenie w żebra odepchnęło blondyna na bok i wytrąciło mu powietrze z płuc. Ktoś odważył się głośniej zaśmiać, nie wspominając, że na obliczu sędziego widniał wyraźny uśmiech już od pierwszego udanego ciosu nieznajomej.
  Chłopak zaczynał tracić cierpliwość. Rzucił się naprzód z bojowym okrzykiem i zamachnął się trochę wyżej niż przewidywał regulamin. Cicha blokowała pełne furii ataki, czekając aż Owen się zmęczy. Gdy któreś z jego zamachnięć w końcu było zbyt słabe, odepchnęła kij gardą, ponownie wytrącając młodziaka z równowagi, po czym podcięła mu od tyłu nogi na wysokości kostek. Upadł na plecy, gapiąc się chwilę bezmyślnie w niebo, dopóki nie przysłonił mu go cień cudzoziemki. Przekrzywiła głowę, jakby pytając się czy aby na pewno chce to dalej ciągnąć i wyciągnęła do niego rękę w geście pomocy. Ten jednak odtrącił ją ze zirytowanym warknięciem i sam się podniósł. Cicha przyglądała mu się niezrozumiale, jak ponownie przyjmuje bojową pozycję, tym razem chwytając kij nieco szerzej, jakby próbując ją imitować. Wzruszyła ramionami i dla urozmaicenia zaatakowała pierwsza, robiąc szeroki zamach z góry. Owen obronił się, nie spodziewając się jednak takiej siły. Sekundę później jego przeciwniczka rozpoczęła serię szybkich dźgnięć na wysokości brzucha. Blondyn unikał i próbował parować, ale Shi dostrzegając jak unosi gardę w ułamku sekundy zmieniała kierunki ciosów. W końcu młodzik odskoczył do tyłu chcąc chwilę odsapnąć, by po chwili po prostu zaszarżować jak z włócznią. Włóczykij usunęła się delikatnie w bok, pozwalając drzewcu ześlizgnąć się po jej broni i w odpowiednim momencie odepchnęła nacierającego. Gdy ten zatoczył się próbując ustać na nogach, na jego bark z góry padł ukośnym ciosem kij. Uderzenie okazało się ostatecznym - przygwożdżony i wytrącony z równowagi mężczyzna upadł z sapnięciem na czworaki, upuszczając drzewce. Rozległy się wiwaty. Sędzia widząc, że publiczność wybrała już zwycięzcę, zdecydował się zakończyć męki biednego Owena i ogłosił wszem i wobec, że Bezimienna podołała wyzwaniu.
  Gapie się rozeszli, a przygnieciony wstydem Owen dalej siedział na klęczkach w piachu. Westchnął głęboko zastanawiając się jak bardzo ucierpiała na tym jego reputacja. Gdy podniósł głowę zobaczył stojącą przed nim nieznajomą w białej masce. Nie miała już w rękach drewnianego kija, tylko cienki, długi oręż przypominający ikramską lancę. Patrzyła na niego jakby wyczekująco.
  - Co znowu? - warknął chłopak, podnosząc się na nogi. - Mam ci się kajać? Przepraszać?
  Kobieta bez słowa wyciągnęła spod płaszcza kartkę papieru, podejrzanie przypominającą jakąś umowę handlową. Co więcej, na dole widniał podpis Owena Brentsona.
  - No dobra, przyznaję się - powiedział. - Handluję tymi małymi potworkami na czarno. Zadowolona? Co ci to niby daje?
  Pokazała mu kolejny papier. Na tym nadrukowana była mapa Dal-Virii. Cicha trzymając obie kartki w jednej dłoni wskazywała palcem to na jedną, to na drugą. Szczególnie na słowa ,,dobijmy targu" i granice Ironwood. Blondyn zmrużył oczy, dopiero po chwili pojmując, że miała na myśli tylko słowo ,,targ" i konkretne miejsce na mapie w okolicach rzeki Dos. Domyślił się już o co chodziło. Nie miał pojęcia, czemu dziwna kobieta chciała maczać palce w tego typu interesach, ale chyba był jej coś winien, skoro pokonała go w, jakby nie było, uczciwej walce.
  - To...tutaj - powiedział niepewnie, pokazując miejsce gdzie Dos wpadała do Io. - Z dala od szlaków. Poznasz po dźwiękach.
  Cicha ukłoniła się z wolną ręką zaciśniętą w pięść na wysokości serca (chłopak uznał to za podziękowanie) i po namyśle uścisnęła mu po męsku dłoń, jak prawdziwy rycerz gratulujący przeciwnikowi pojedynku. Po tym odwróciła się i odeszła bez słowa, zostawiając pokonanego Owena samego z własnymi myślami.
  Oddalając się od wioski spojrzała jeszcze raz na mapę. Dostała co chciała, może nie takimi metodami jak zwykle, ale nie zamierzała narzekać. Ważne były dla niej efekty, nie środki...chociaż gdyby miała wybór, nie marnowałaby swojego czasu na niepotrzebne bijatyki. Pokręciła niedowierzająco głową, myśląc ile to głupich ludzi bije się o sprawy, które można by spokojnie rozwiązać bez użycia miecza.
  Ludzka pycha wciąż pozostawała dla niej kwestią niepojętą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz