Ludzie nigdy nie należeli ani do najbardziej tolerancyjny, ani
szczególnie inteligentnych istot, nawet jeśli jakimś cudem udało im się
znaleźć na szczycie hierarchii tego świata. Owszem, nauczyli się budować
domy, wierze i pałace, okiełznali zwierzęta, zapanowali nad lądami i
morzami, ale wszczynali również wojny bez większego powodu, łamali
postanowienia świeżo zawartych rozejmów, wybierali swoich przywódców, w
pierwszej kolejności stawiając drzewo genealogiczne i dziedzictwo krwi
ponad charyzmę i rozwagę, marzyli o potędze, pozwalającej rozstawiać
wszystko i wszystkich po kątach, chociaż sami znajdowali się pod wpływem
niewielkich, bitych przez siebie samych monet i to od samego początku
ich wynalezienia. Wszyscy od zawsze mieli nie po kolei w głowie, a
jednak tylko Ci, którzy odważyli się to pokazać zostawali odsunięci od
reszty społeczeństwa, nawet jeśli w głowach pozostałych mieszkańców
przez cały ten czas dźwięczała jedna, wspólna myśl: "to również jestem
ja". A skoro poruszyliśmy już temat wynalazków, myślę, że inteligencję,
niezwykłą tolerancję, ale przede wszystkim geniusz gatunku ludzkiego
genialnie ukazuje niezwykły sposób, za pomocą którego mieszkańcy miast i
wsi pozbywali się rosnącej plagi w postaci czarownic, topiąc podejrzane
i niewinne kobiety w dziurawych, przepuszczających mnóstwo wody i
wpuszczających do środka niemałą ilość powietrza beczkach, zakładając,
że jedynym logicznym wyjaśnieniem dlaczego oskarżonej udało się przeżyć
podtapianie było zawieranie kontaktów z diabłem, co z marszu groziło
całopaleniem. Szkoda tylko, że nikt nie brał odpowiedzialności za te
kobiety, które jako "nie-czarownice" wyzionęły ducha, topiąc się w tych
mniej dziurawych beczkach wody...
Właściwie trudno jednoznacznie stwierdzić skąd w głowie Szkwał
pojawiła się historia o topieniu czarownic, skoro jedynym wspólnym
elementem "tortury", jakiej poddano jedną z magicznych istot
przytrzymywanych na tym nielegalnym, ale jakże ekscentrycznym i
interesującym targu, była obecność beczki. Ogromnej beczki, po brzegi
wypełnionej słodką, rzeczną wodą. Klatka, w której trzymano bestię,
rodem wyjętą z baśni i żeglarskich opowieści była zanurzona do połowy,
tak, że górna, bardzo często określana jako "ludzka" część morskiego
zwierzęcia wystawała ponad taflę wody.
Piratka przyglądała się potworowi, nie starając się ukryć odrazy, narastającej stopniowo z każą mijaną minutą.
Bestia (chociaż w tym momencie zdecydowanie bliżej jej było do
ludzkiej dziewczyny, po części dlatego, że mętna woda niemal całkowicie
przykrywała rybi ogon, a po części również dlatego, że ani razu nie
rzuciła się łakomie na stojącego najbliżej człowieka) również wpatrywała
się w szare, pirackie oczy swoimi pustymi, jak morskie głębie, śliskimi
ślepiami ryby, nawet raz przy tym nie mrugając. Sargent nie potrafiła
opisać jak bardzo nie było jej szkoda uwięzionej syreny, chociaż potwór
tak samo jak ona tęsknił za śpiewem burzliwego oceanu. Tak samo jak ona,
został pozbawiony swojego domu i uwięziony na lądzie w klatce, która
stanowiła jedynie nędzną imitację tego, co obie miały kiedyś. I podobnie
jak syrena straciła swoje dawne życie, pozostając (najprawdopodobniej
na zawsze) więźniem stałego kontynentu za sprawą gatunku, którego
przedstawicielka obecnie się w nią wpatrywała, tak również Thalia
Sargent straciła swoje dawne życie między innymi za sprawą ohydnych
kreatur, których przedstawicielkę obserwowała już od co najmniej
kilkunastu minut.
Mierzyły się wzrokiem do momentu, w którym Szkwał już nie mogła na nią patrzeć.
Będę z wami całkowicie szczera. Dziewczyna nie spodziewała się ujrzeć
tych istot po raz kolejny, a już na pewno nie za tego życia. O ironio,
fakt, że utknęła na lądzie powinien stanowić swego rodzaju gwarancję, że
już nigdy przenigdy nie będzie musiała oglądać tych przerośniętych
pół-śledzi na oczy, zaś los najwyraźniej postanowił sobie z niej zadrwić
i to w jeden z najokrutniejszych sposobów- podstawiając piratce jednego
z jej demonów tuż pod sam czubek nosa.
Oczywiście, Thalia nie byłaby Thalią, gdyby dosłownie kilka sekund po
zostawieniu syreny w swojej klatce-beczce nie spotkała czegoś, co
błyskawicznie przywróciło jej dobry humor... albo właściwie powinnam
powiedzieć, przywróciło jej ekscytację tym miejscem i sprawiło, że już
właściwie zapomniała o podstępnej, morskiej kreaturze.
- Czy można wiedzieć, gdzie mnie właściwie ciągniesz?- odezwał się
Szary, którego (po raz kolejny w ciągu ostatnich kilku dni) piratka
ciągnęła za sobą za rękaw, prowadząc go przez labirynt klatek, stoisk,
straganów i namiotów.
Wszystko to- nie tylko sam targ magicznych istot, ale właściwie już
samo spowite iluzją, niedostępne dla nieproszonych gości i niemile
widzianych par oczu miejsce zdawało się być wyjęte z innego świata.
Zupełnie, jakby Prześladowca i Szkwał, podążając za tajemniczą mapą,
trafili nagle do zupełnie innej krainy. Baśniowej opowieści,
rozwijającej się w cudzej głowie.
- Nie gadaj, tylko chodź szybciej. Zaraz zobaczysz!- słowa Thalii
najwyraźniej ani trochę nie zaspokoiły ciekawości mężczyzny, Nie wydały
się też szczególnie zachęcające, ponieważ dwójka Muszkieterów nie
przedzierała się przez labirynt stoisk ani odrobinę szybciej.
- Nie chcę niczego sugerować, ale uważam, że powinnaś poważnie
popracować nad byciem bardziej przekonującą.- zauważył Revan, ni to
specjalnie złośliwym, ni to specjalnie nauczycielskim tonem.- Czy to w
taki sposób kierowałaś załogą piratów? Ciągnęłaś ich wszystkich za
rękaw?
Piratka roześmiała się, próbując wyobrazić sobie podobną scenę,
jednak jakaś część jej umysłu w dalszym ciągu skutecznie uniemożliwiała
pokazywanie prawowitej właścicielce, a tym bardziej przekształcanie
wspomnień związanych z morskim życiem kobiety. Teraz jednak nie miało to
większego znaczenia. Ba! Zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że w
tamtej chwili nie było to w ogóle istotne, ponieważ głowa brunetki już z
łatwością dała się pochłonąć całkiem innej rzeczywistości.
- A myślałeś. że w jaki sposób zapanowałam nad więziennym buntem?-
odparła Sargent, szczerząc się w stronę Revana z zadowoleniem.- A oto i
mój skarb!- piratka stanęła obok Prześladowcy podekscytowana,
prezentując mu gestem rodem wyjętym z występów teatralnych... konia.
Wysokiego i dobrze zbudowanego ogiera o ośmiu nogach. Każdą z kończyn
przywiązano mocnymi linami do drewnianej belki, wysokiej na około pięć
stóp, co, patrząc na gwałtowne ruchy uwiązanego wierzchowca nie
sprawiało wrażenia przesadnego dbania o ostrożność.
"Przywiązaliśmy mu nogi..." - w głowie kobiety zabrzmiał męski głos,
który udało jej się przypadkiem podsłuchać w Ikramskim porcie jeszcze
kilka dni temu. " W s z y s t k i e nogi?"- Doskonale pamiętała tamtą
rozmowę, chociaż wówczas nie wydawała jej się niczym istotnym. Ot co,
dwójka niczym nie wyróżniających się mężczyzn rozmawiała o interesach...
teraz jednak wiedziała, czego owa transakcja dotyczyła. "Teraz bestyjka
już się nam nie wymknie! Będziecie mogli jej dosiąść bez problemu!"
Na usta piratki wkradł się złośliwy uśmieszek chochlika. To się
jeszcze okaże, panowie... Dziewczyna odwróciła się w stronę stojącego
obok Nocnego Prześladowcy. Z kolei mężczyzna, napotkawszy spojrzenie
kompanki sprawiał wrażenie, jakby już wiedział czego powinien się
spodziewać po kilku najbliższych minutach.
- Nie ma takiej opcji.- odparł, jeszcze zanim Thalia zdążyła chociażby
otworzyć usta.- Na Twoim miejscu nie robił bym tutaj zamieszania...
- A ja myślę. że właśnie powinniśmy je zrobić!- nie był to raczej zbyt
trafny argument, zwłaszcza, że padł z ust osoby, która zdawała się być
wręcz stworzona do siania chaosu i zamętu.- Obejrzyj się, Re! Spójrz
tylko co znajduje się dookoła. Jesteśmy na targu magicznych zwierząt!-
dodała z niezdrowo przesadzonym entuzjazmem, który sprawił, że
Prześladowca skrzywił się z niesmakiem.
- Mam poważne wątpliwości co do tego, czy postrzegamy to miejsce w taki sam sposób...
A owe wątpliwości na pewno nie były bezpodstawne. Piratka nie miała
pojęcia jak silna była, ani gdzie miała swoje źródło odraza, jaką
mężczyzna żywił do wszelkiego rodzaju handlu żywymi istotami. Nie była
też w stanie go zrozumieć, nawet jeśli jej samej wiele lat temu, będąc
jeszcze niczego nieświadomym dzieckiem, przyszło służyć pod czarną
chorągwią pirackiej łajby nie do końca z własnej woli. Zdarzało jej się
wówczas widywać targi niewolników, nie raz była też świadkiem wymiany
ludzi za towar i towaru za ludzi, oraz zaciągania długów i zakładów
przez piratów, którzy w zastaw oddawali niekoniecznie swoje życie.
Oczywiście, nie oznacza to, że niewolnictwo było jej całkowicie
obojętne, jednak podobnie jak sztormy, stanowiło pewną rutynę morskiego
życia, która chociaż nieraz potrafiła je obrzydzić, zesłać śmierć i
nieszczęście, była swego rodzaju prawem i odwiecznym, nieodłącznym
bytem.
- Też pytanie! To nasz skarb, widzisz?- dziewczyna po raz kolejny
machnęła Revanowi prowizoryczną mapą tuż przed nosem.- A ty jak je
postrzegasz?
- Jak zamach na wolność.- odparł mężczyzna spokojnie i niezwykle
poważnie, dobierając słowa z niezwykłą rozwagą.- Czy ty naprawdę nie
widzisz, że to miejsce niczym się nie różni od targu niewolników?
- Oczywiście, że widzę! Ale, ponieważ jesteś tutaj szpiegiem od Orłów,
klany i tak się o tym miejscu dowiedzą... zamieszania nie unikniemy.-
Thalia wzruszyła ramionami.- Rozejrzyj się raz jeszcze. To miejsce jest
tak nieuporządkowane... chaos, syf i cierpienie! Według mojej
niefachowej opinii, odrobina zamieszania im nie zaszkodzi.- kobieta
dodała, mrugając porozumiewawczo w stronę Prześladowcy, który z każą
minutą sprawiał wrażenie coraz mniej zachwyconego słowami towarzyszki.- A
skoro jesteś...
- Jeśli ściągnęłaś mnie tutaj, licząc na pomoc w sianiu chaosu...-
Revan przerwał Sargent w połowie zdania, dodając złośliwie- że też sama
nie umiesz sobie z tym poradzić. To nie licz na zbyt wiele.
- Za kogo ty mnie masz? Przecież w życiu bym Cię do czegoś takiego nie
zmuszała.- uśmiech, jaki bez przerwy tańczył na ustach piratki
zdecydowanie nie dodawał jej słowom wiarygodności.- Ale pomyślałam, że
skoro tak bardzo boli Cię niewolnictwo, a mi zaś potrzebny jest
wierzchowiec, nadający się do pracy w klanie gońców, to pomożesz mi
uwolnić konika. Co ty na to?
Revan? No chyba jej nie odmówisz x3