Mężczyzna na balach czół się jak ryba w wodzie tańce, wino i kobiety. A w
planach miał spędzić wieczór w towarzystwie miłych pań może nawet
trochę dłużej niż samo przyjęcie. Zdążył już nawet poznać całkiem młodą i
nie brzydką blond panią radną Ikramu. W jego założeniach jednak nigdzie
nie było żeby zaczęła krzyczeć przed północą... na dodatek wcale nie z
jego powodu, nie miała też uciekać czy panikować. Ale skoro już na balu
pojawili się nieproszeni goście to trzeba by było coś z tym zrobić. Na
sali było pełno członków klanów, więc oni zajęli szalejące bestie. Albus
stwierdził że zanim przystąpi do walki pozbędzie się zbędnej publiki,
która później mogłaby ucierpieć.
-Proszę pójść ze mną, pomogę pani się wydostać.- Z szarmanckim
uśmiechem załapał swoją rozmówczynię za rękę i jak gdyby nigdy nic
zaczął ją prowadzić w stronę wyjścia.
-Wszystkich proszę tędy!- Wołał nienaturalnie spokojnie jak na takie
okoliczności, oczywiście ludzie w panice biegali w wszystkich
kierunkach, więc aby uniknąć zbędnych wypadków utworzył szeroki korytarz
z ognia kierujący motłoch do drzwi. W tłumie zauważył czuprynę
krasnoludzicy z swojego klanu.
-Lena, wyprowadź tamtych!- Zakomenderował wskazując wzrokiem na drugi
koniec sali gdzie kotłowała się szlachta. Dziewczyna tylko skinęła głową
i pobiegła w tamtym kierunku. Albus otworzył drzwi wypuszczając tych
panikarzy.
-Jeszcze cię znajdę, na razie muszę tu posprzątać.- Pocałował blondynkę
w dłoń i zostawił na zewnątrz. Część szlachty wybiegła przez jego
ognisty korytarz, ale część jakby w ogóle nie zrozumiała że tam są
drzwi. Mag delikatnie uniósł ręce i zaczął nakazywać płomieniom otoczyć
ludzi a następnie spychać ich w stronę drzwi. Udało się, zauważyli
otwarte wyjście i pobiegli tam mijając go w biegu.
-Dziękuję państwu za współpracę, mam nadzieję że się wam bal podoba.-
Ukłonił się, ironicznie mimo że nikt go nawet nie zauważał w tym
momencie. Wyjrzał za nimi i stwierdził że chyba wszystkie stwory są już w
sali. chyba... najwyżej później na nie zapolują. Zerknął jeszcze na
sale i nie dostrzegł już nikogo z poza klanów.
-Lerrrso.- Rozkazał w nieznanym języku i wszystkie drzwi zatrzasnęły
się z hukiem nie pozwalając ucieknąć żadnemu z potworów, lepiej żeby
siedziały tutaj gdzie są ludzie zdolni z nimi walczyć niż żeby łaziły po
mieście gdzie są durni strażnicy którzy uwolnili te szkarady. Idioci...
Albus zauważył też że jeden z gobelinów zajął się od jego ognia. Już
miał to gasić kiedy dostrzegł że ktoś z Orłów wrzucił palący się
materiał na bestie, która zajęła się i zaczęła palić. Na ustach
mężczyzny zatańczył raczej rzadko spotykany rodzaj uśmiechu. Jak dawno
już nie czół swądu palącego się ścierwa? Raczej długo. Świętoszek
podbiegł do najbliższego sobie potwora.
-Igni...- Mruknął pod nosem a sierść stworzenia samoistnie zaczęła
płonąć. Mag przymrużył oczy przyśpieszając proces spalania. Już po
chwili bestia była jedynie kupką popiołu. Mimo to odczekał jeszcze
chwilę by sprawdzić czy to coś nie zmartwychwstanie. Nic jednak na to
nie wskazywało.
-Vintengard!- Zawołał do lidera Lwów, walczącego z inną poczwarą. -Spal go!
-Co?- Krasnolud nie do końca usłyszał słowa Białego. Mag wykonał dziwny
gest w kierunku krasnoluda, a jego topór zapłonął. Obaj mężczyźni
uśmiechnęli się porozumiewawczo.
-Niech płonie, niech wszystkie płoną.- Mruknął do siebie zamykając
oczy. W tym momencie wszystkie rodzaje broni na sali zaświeciły się od
ognia. To powinno wszystkim ułatwić zadanie. Korciło go by rzucić
zaklęcie samo zapłonu na wszystkie stwory, nie miał jednak serca
odbierać zabawy wszystkim innym. Dlatego zapłonęły tylko dwa najbliższe,
resztą zdążyli zając się inni. I tak szybko jak zaczął się chaos tak
szybko skończył. Tylko gdzie ,nie gdzie dogorywały resztki potworów, lub
zajęte ogniem ozdoby. Albus spokojnie podszedł do bufetu, nalał sobie
wina, powąchał je i wypił powoli.
-Ciekawa impreza nieprawdaż?- Zapytał ktoś stając koło niego i również sięgając po kieliszek.
-Rzeczywiście zacna- Przytaknął patrząc na sale.
Ktoś? I reszta? Nyan, mówiłam że posprzątam :D