-No cześć, widzę że nie nudzicie się beze mnie ptaszki.- Wyszczerzyła się w kpiącym uśmiechu dalej dysząc i sapiąc. Roztargana w brudnej i podartej koszuli z papugą na ramieniu.
-K*rrrrrrwa mać~!- Przywitała się papuga.
-Jasna cholera? Co Ci się stało?- Zapiała Thalia widząc mokrą, ranną i zakrwawioną dziewczynę, która jedynie z uśmiechem machnęła lekceważąco ręką.
-Phi... ty tego tam nie widziałaś...- Zachichotała, równocześnie ścierając krew z rozciętego łuku brwiowego by nie kapała na posadzkę, co oczywiście nie pomogło, bo jeszcze z ramienia oraz dłoni dalej sączyła się czerwona ciecz.
-Chyba nie chcę wiedzieć co to...- Mruknął Revan patrząc na posłankę spode łba.
-Wiesz długo by opowiadać... ale okazało się że jak jednego zabijesz... pojawiają się trzy, no i widzisz tu jest mały haczyk bo jeden przypomina górę, a trzy to już problem.
-Czekaj, czekaj... walczyłaś z czymś co się rozmnaża po zabiciu?
-To chyba powiedziałam prawda?
-I gdzie to te...- Nie dokończył bo przerwał mu głośny ryk, a zaraz po nim drugi.
-Chyba nawet ich poznasz... teraz już jest ośmiu.- Wyszczerzyła się, a tłum zebranych gapiów do tych czas jedynie szemrających między sobą nagle zaczął krzyczeć i rozpierzchać się.
-K*rrrwa...
-Sp*erdalamy!- Chow odepchnęła dwójkę przyjaciół, sama jednak nie zdążyła uskoczyć, jedynie otworzyć swój kij i zablokować paszczę ogromnego stworzenia które przygniotło ją do ziemi. Wielka, co najmniej sześciometrowa bestia, z paszczą wielkości czterech ludzi, najeżoną kłami większymi od dłoni i zakończonymi ostrzej od noży. Nie mówiąc o pazurach zdolnych jednym ruchem odciąć tobie głowę, a przy okazji też brzuch i nogi. Wielkie szaro-zielono-fioletowe cielsko przypominające połączenie niedźwiedzia z jaszczurką, na czterech pokracznych łapach, z czego przednie jak u tygrysa, a tylne niczym u drapieżnego ptaka. Cały stwór był pokryty liniejącą sierścią spod której wyłaziły ostre łuski, gdyby ktoś pytał co to za zwierze, jedyna znana odpowiedź Chow to: "To wielkie, zębate sk*rwysyństwo kategorii 12". Ale cofnijmy się trochę i zacznijmy od początku...
***
-Ty mały ch*ju… wiesz jak mi właśnie rozwaliłeś grafik...?- Westchnęła dziewczyna widząc bestie która podniosła łeb i spojrzała na nią. Zanim jednak zdążyła się cofnąć Ogromne cielsko z hukiem przebiło się przez ścianę burząc znaczną część budynku przy okazji zatapiając pod gruzem siebie oraz gońca. Wokoło zawalonego budynku zebrali się ludzie zaintrygowani tym dlaczego tak nagle sąsiedni budynek się zawalił, nikt jednak nie podszedł, wszyscy stali w bezpiecznej odległości od zgliszczy tylko szepcąc coś między sobą. Na ulicy zapadła zupełna cisza, a przynajmniej na chwilę bo już po chwili powietrze przeszył warkot bestii która wygrzebała się spod gruzów. Z ociekającym śliną pyskiem rzucił się na gapiów.
-Hola! Mordo nie tak szybko!- Chowlie uczepiła się ogona potwora który nieświadomie pomógł i jej wydostać się spod zgliszczy. Zły że coś się go uczepiło gwałtownie odwrócił się odrzucając dziewczynę na dobrych parę metrów, ledwo upadła bestia doskoczyła do niej i zamachnęła się szponiastą łapą. Szatynka ledwo uniknęła ciosu. Już kolejny raz tego wieczoru miała stanąć do walki. Jak najszybciej przeturlała się między łapami stwora by stanąć tuż za nim. Zębata paszcza jednak nie była aż tak głupia, odwróciła się i ponownie zaatakowała, tym razem jednak Sokolica zdążyła dobyć broni i bić niebezpieczną łapę, a następnie mocno kopnąć go w pysk, tak że cofnął się krok zdziwiony. Zadowolona uśmiechnęła się widząc dezorientacje stwora, ale nie na długo...
-O oł..- Mruknęła w tym samym momencie robiąc w tył zwrot i biorąc nogi za pas przed potrójnie bardziej wkurwionym przeciwnikiem. Wskoczyła szybko po parapetach na dach najbliższego, nie zbyt wysokiego budynku skutecznie unikając kolejnych ataków kłów i pazurów. Gdy prawie dotarła na szczyt z dołu doszły ją wysokie i piskliwe krzyki. Bestia widząc że jej już nie sięgnie rzuciła się na głupich ludzi którzy zamiast uciekać obserwowali dotychczasowe zmagania Sokolicy z zwierzakiem, a teraz sami stali się celem potworka.
-Ku...
-K*rrrwa mać~!- Dokończył za nią żółty ptaszek który nawet nie wiadomo kiedy znikł i znów się pojawił koło niej.
-Dokładnie...- Mruknęła po czym wyszczerzyła się z zbójeckim uśmieszkiem. -Ciebie nawet to nie zabije co?- Zapytała towarzysza, ale odpowiedź była tylko jedna... Chow ponownie chwyciła metalowy kij, wzięła rozbieg i skoczyła prosto na potwora.
-Dawaj! Iiiiii HA~~!- Złapała jedną ręką za futro na karku, a drugą uniosła nad głową i wywijała kijem niczym lasso. Stwór ponownie czując na sobie dziewczynę przestał interesować się przechodniami, a jedynie zaczął skakać, wymachiwać łapami i obijać się o budynki byle by pozbyć się pasażera. To jednak było niczym dla wprawionego jeźdźca. Chow wręcz się świetnie bawiła dosiadając czworonoga, nie mogła jednak męczyć go bez końca, o czym samym z resztą pomyślał wierzchowiec, sięgając po nią wielką łapą ostatecznie zrzucając z siebie i ciskając nią o ścianę budynku. Dziewczyna z jękiem podniosła się, ale ledwie stanęła na nogi białe zęby bestii kłapnęły tuż przed nią raz i kolejny. Starała się parować jego ataki oraz odpowiadać tym samym, jednak przeciwnik nie odpuszczał, a wręcz stawał się coraz agresywniejszy. Mimo to dziewczyna świetnie się bawiła walcząc z futrzakiem. Do czasu... Kobiecy krzyk ponownie przeszył powietrze, zwracając na siebie uwagę predatora, który widząc łatwiejszą zdobycz puścił się pędem na nieznajomą która stała jak wryta. Chow rzuciła się jeszcze raz chcąc odciągnąć jego uwagę, ale została tylko odepchnięta. Stwór niebezpiecznie szybko zbliżał się do kobiety, dopiero teraz Sokół zauważyła że za jej suknią chowała się dwójka dzieci. Najszybciej jak się dało wskoczyła między potwora i ludzi stawiając ostry kij na sztorc. Rozpędzony potwór rozszerzył paszczę gotowy połknąć ich wszystkich. Chow napięła wszystkie mięśnie, znowu krzyk, tym razem całym chórkiem i... cisza...
-K*rwaaa mać~!- Słowom tym towarzyszył mokry dźwięk czegoś spadającego. Goniec stała niemal cała w paszczy potwora, jej już wcześniej zranione ramię, teraz krwawiło jeszcze mocniej, na dodatek dłoń nabiła się na kieł besti, która stała z przebitym od środka podniebieniem na wylot. Dziewczyna złożyła jednym przyciskiem kij, a truchło opadło bezwładnie na ziemię.
-I co młody? Było zaczynać?- Poklepała z uśmiechem pysk umarlaka. Dopiero wtedy obróciła się w stronę kobiety którą właśnie obroniła i omal nie wybuchła śmiechem, widząc już czym był "mokry dźwięk". Wciąż zszokowana pani stała z otwartą buzią, trzymając dzieci a na jej włosach lśniła biała plama, zapewne dzieło Ozziego. Następnie rozejrzała się po ludziach którzy jakby nie mogli oderwać się od wydarzenia i dalej tam stali patrząc z różnych ukryć na nią.
-A wy co? Mało wam idioci? Przez was durnie jestem cała w jego ślinie!- Z teatralnym oburzeniem wydarła się na gapiów. -Do diabła z wami... Idę na bal!- Oznajmiła i ostentacyjnie ruszyła w stronę w którą jak jej się zdawało powinna iść na owy "bal", co wyglądało wręcz groteskowo, gdy metr za nią jeszcze leciała przeklinająca papuga. Nie przeszła nawet kilku metrów jak ludzie zaczęli się znów drzeć i uciekać.
-Co znowu?- Warknęła obracając się. Wręcz nie mogła uwierzyć w to co widzi. Z pyska martwego już stworzenia wypadły trzy czarne kulki które w szybkim i nienaturalnym tempie zaczęły rosnąc po chwili już przewyższając mamusię. Co ciekawe każdy był inny i każdy wyglądał jak mieszanka tysiąca gatunków. Nim zdążyła coś powiedzieć lub zrobić stwory rozpierzchły się atakując ludzi, uciekających z krzykiem. Chow biegała nerwowo wzrokiem zapamiętując wszystko wokoło, wiedziała już gdzie jest i co robić. Ulice stąd była karczma przy której zawsze stoi jakiś koń, a przecznicę dalej zakład z wyrobem lin, tuż obok... dokładnie tak... zaraz niedaleko trwającego u Orłów balu. Teraz mogła jedynie modlić się by jej plan zadziałał. Chwyciła proce załadowała ostrym kamieniem i z snajperską precyzją strzeliła prosto w oko jednego z trojaczków. Ten wydał z siebie coś między piskiem, a pianiem koguta i chyba stracił jedno oko, a przynajmniej je mrużył. Na pewno zadziałało, bo bestia rzuciła się na nią. Kolejne dwa strzały mniej precyzyjne również zwróciły uwagę przeciwników którzy ruszyli razem do ataku. Nie było teraz mowy o pomyłce, jeśli jeden był dość niebezpieczny to te trzy wyrośnięte dzieciaki no cóż... Chow puściła się pędem, co jakiś czas tylko rzucając za siebie nazbierane kawałki gruzu by nie stracić zainteresowania stworów. Skręciła gwałtownie sprawiając że tamci stracili na chwile równowagę dając jej chwilę. Akurat jakiś nieco podchmielony jegomość odwiązywał swojego wierzchowca co znacznie ułatwiło dziewczynie. Wskoczyła na siodło i pogoniła zwierzaka do galopu.
-Pożyczam.- Zawołała jedynie
-Złodziej!-Krzyczał za nią właściciel kopytnego, gdy jednak przebiegła obok niego trójka kilkumetrowych potworów, przetarł oczy i wrócił do baru, zapewne dalej pić. Jak na razie szło nieźle, rozjuszone stwory dalej ją goniły, a ona była coraz bliżej celu. Nagle koń przewrócił się, jedno z "szczeniąt" mamy potwora dosłownie wyrwało nogę wierzchowca. Chow przeturlała się po ulicy, zbierając następne siniki. Jednak to nie koń był celem "maluchów" a ona, to też rzuciły się na nią. Dziewczyna poczuła ogromny ból gdy jeden przygniótł ją łapą do ziemi, możliwe że nawet złamał jej żebro. Nagle wysuwające się ostrze przebiło ciężką łapę uwalniając ją z morderczego uścisku, następnym ciosem rozcięła skórę przy oczach, prawdopodobnie oślepiając już kolejnego zwierzaka, o co z resztą jej chodziło.
Wtedy zaatakował ją drugi otwierając paszczę, miał już skończyć jak mamusia, ale Chow wiedziała jak to może się skończyć więc tylko dźgnęła go w nos i pchnęła na trzeciego. Te zaczęły ze sobą walczyć, co pozwoliło się jej wymknąć. Wpadła niczym strzała do zakładu z linami i po prostu porwała najgrubszą jaką znalazła i wybiegła z powrotem na ulice do walczących teraz z sobą bestii. To co następnie się stało działo się tak szybko, że nawet nie można tego opisać. Dziewczyna z niesamowitą prędkością zaczęła biega między nimi równocześnie co jakiś czas któregoś mocno raniąc w łapę. Na rynku zrobiła się niesamowita kotłowanina między nimi na dziewczyną. Nagle zwierzaki zamarły a dumna z siebie dziewczyna stała podziwiając swoje dzieło, czyli nieokreśloną plątaninę kłów, pazurów i liny. Wszystkie trzy zostały z sobą zaplątane w nawet samej konstruktorce nieznany sposób, wszystkie wyglądały wręcz śmiesznie, bo każdy z potworów był ustawiony zupełnie inaczej, a wszystkie kończyny zostały zranione w taki sposób by były jak najmniej użyteczne i żeby nie mogli się wydostać.
-Panie! Co to jest?!- Zapytał jakiś mężczyzna oglądający wszystko z ukrycia.
-Ważne że się nie rusza...- Mruknęła zasapana, wiedziała że nie zostawi ich tak tutaj, a też sama ich nie wyniesie, więc? Cóż, najlepiej poprosić o pomoc w wyniesieniu śmieci muszkieterów.
-Pilnuj ich!- Zakomenderowała facetowi który wcześniej do niej mówił po czym pobiegła na sale balową znaleźć Thalię i Revana, miała nadzieję że nikt nie wpadnie na genialny pomysł zabicia bestyjek zanim nie wróci. Wpadła do sali bez trudu znajdując swoich znajomych. I tu wracamy do punktu wyjścia...
* * *
-Ch*lerne futrzaki miałyście na mnie czekać! Kto was zabił hę?- Wystękała siłując się szczękami będącymi coraz bliżej jej twarzy. W kark bestii wbił się znajomy hak i nieco odciągnął od niej stworzenie. Chow zerwała się na równe nogi i zobaczyła że cała sala, pełna ludzi właśnie patrzyła na nią oraz na obraz biegających po ulicy stworzeń za otwartymi na oścież wrotami. Wśród gapiów dostrzegła również te ważniejsze osobistości jak przywódcy klanów w tym i przywódca Orłów. Chow wyszczerzyła się tylko w ogromnym uśmiechu w stronę sali.
-No co? Trzeba rozruszać imprezę...
Chow ma rację, trzeba rozruszać imprezę :D