sobota, 25 lutego 2017

Od Thalii (CD Revana) - Lądowa mapa skarbów?

        Dziewczyna wykrzywiła usta, nawet nie starając się ukryć tańczącego po nich grymasu niezadowolenia. Oparła się o drzwi jednego z pustych boksów, skąd mogła swobodnie przyglądać się krytycznym wzrokiem wierzchowcowi Szarego, powtarzając w myślach nadane mu imię. Werset, Werset, Werset… Cóż, nie da się ukryć, że sama nigdy nie nazwałaby tak swojego rumaka. Trudno powiedzieć, czy to lata spędzone na pokładzie przeróżnych okrętów, czy też własny, nieco specyficzny gust sprawiły, że Szkwał stała się zwolenniczką tych bardziej skomplikowanych, ewentualnie kilkuczłonowych imion… albo takich, które rzucane na lewo i prawo brzmiały, jak najgorsze obelgi (tak, imię Dexter zdecydowanie zalicza się do tej ostatniej grupy).
  Jednak, kiedy przesunęła spojrzenie z siwego ogiera w stronę wysokiego, płatnego mordercy z bandanką na twarzy, który od tej chwili uchodził za jego właściciela, imię konia przestało wydawać jej się aż takie dziwne. Właściwie, to, że wpadł na nie ktoś pokroju Revana nie stanowiło dla niej zaskoczenia.
  - Wyglądasz, jakby ktoś przystawił Ci zdechłą rybę pod nos.- zauważył z rozbawieniem Szary, napotkawszy skrzywioną twarz piratki.- No chyba mi nie powiesz, że jest aż tak złe.
  Brunetka jedynie wzruszyła ramionami, uśmiechając się przy tym szeroko. Chociaż cała ta rozmowa dotyczyła jedynie wyboru imienia dla jednej „czworonożnej lądowej szkapy”, jak to w myślach nazywała większość koni, przyjemnie było choć raz móc poczuć się, jak szanowany, nieomylny mentor, prowadzący za rękę swojego zbłąkanego ucznia przez ten tajemniczy świat. Z tą jedną, jedyną różnicą, że ani Thalia nie nadawała się na nauczycielkę (nie wspominając już nawet o nazywaniu jej nieomylną), ani Prześladowca zdecydowanie nie pasował do wizerunku niczego nieświadomego podopiecznego. Już na samą myśl o podobnej sytuacji, piratka parsknęła głośnym śmiechem, teatralnie ocierając wyimaginowaną łzę, „spływającą” po jej lewym policzku. Sytuacja, w której jedna osoba śmieje się, zdaniem tej drugiej, z niczego i zupełnie bez powodu mogłaby wydawać się niezręczna, gdyby Szary nie spędził w towarzystwie czarnowłosej kobiety wystarczająco dużo czasu, aby nauczyć się nie reagować na podobne, niezrozumiałe wybuchy wesołości w inny sposób, niż uniesieniem brwi, czy też pełnym zrezygnowania (tudzież irytacji) westchnięciem.
  - Eeeee tam, póki nie jest to Słodzik, albo Cukiereczek, jakoś ujdzie.- brunetka machnęła ręką, w końcu odpowiadając na pytanie towarzysza.- Poza tym…- tutaj jej wzrok spoczął na siwym łbie, który ogier wystawiał ponad drewniane drzwi swojego boksu.- … nie wydaje się być bardziej niezadowolony, niż wtedy, gdy chciałeś zostać przy „paskudzie”, więc chyba nie ma nic przeciwko.
  W tym momencie Werset, zupełnie, jakby nie tylko rozumiał, ale także od początku uczestniczył w dyskusji, parsknął głośno, kilka razy kiwając łbem. Thalia posłała płatnemu mordercy spojrzenie, mówiące „Widzisz?”, zaś zmieszany wzrok Revana, przyglądający się mokremu od końskiej śliny rękawowi koszuli piratki odpowiedział „Wydaje mi się, że za Tobą nie przepada”.
  - Przebrzydła cholera!- rzuciła dziewczyna, szukając wzrokiem czegoś, o co mogłaby wytrzeć rękaw (zignorujmy na chwilę fakt, że jeszcze kilka godzin temu nie przeszkadzało jej bycie umorusanym we krwi bliżej nieokreślonych chimer, które zaatakowały gości balu, przerywając tym samym Święto Tolerancji w pałacu Ikramu).- Wiesz co? Jednak „paskuda” pasowało Ci znacznie lepiej.- ogier zdawał się zupełnie nie przejmować żadną z rzucanych przez piratkę uwag, czego dostatecznym dowodem było odwrócenie się od dwójki Muszkieterów zadem.
  Thalia jedynie westchnęła z irytacją, choć wyglądała na zdecydowanie bardziej rozbawioną całą sytuacją, niż faktycznie wściekłą. Z drugiej strony, to, że zbójecki uśmiech praktycznie nigdy całkowicie nie gasł na jej twarzy mogło być bardzo mylące.
  - Właśnie dlatego statki są zdecydowanie lepsze. I pomyśleć, że ja też będę musiała wybrać sobie takie coś na stałe… wyobrażasz to sobie?- rzuciła w stronę Revana.
  - Aż trudno sobie wyobrazić, jak szybko się nawzajem pozabijacie.- mężczyzna odparł złośliwie, nie wiedząc nawet, że w tym momencie oboje zaczęli zastanawiać się nad przebiegiem podobnej sytuacji, wyobrażając sobie chyba każdy z możliwych wariantów.
  - Proszę Cię, chyba mnie nie doceniasz! Tyle lat użerałam się z tym włochatym pomiotem szatana, a z byle szkapą miałabym sobie nie poradzić?!
  - Chcesz mi powiedzieć, że kapucynki są niebezpieczniejsze od koni?- Prześladowca spojrzał na piratkę z wyraźnym powątpiewaniem, jakby mówił „jeszcze nic nie wiesz o życiu…”.
  Właśnie w tym momencie Werset, choć dalej odwrócony tyłem do drzwi boksu, parsknął po raz kolejny i tupnął na znak wyraźnego sprzeciwu.
  - A Ciebie nikt się o zdanie nie pytał.- dziewczyna rzuciła w stronę najbliższego boksu, z którego jeszcze niedawno wystawał siwy łeb konia, jednak już tym razem, być może to przez urażoną dumę, wierzchowiec nie zaszczycił ich odpowiedzią.
  - Czy mi się przesłyszało, czy ty właśnie zwróciłaś się do konia?- zauważył Prześladowca, przy okazji przypominając piratce jej zachowanie podczas wcześniejszej wizyty w stajni.- Ty, która wcześniej krytykowała rozmowy ze zwierzętami?- mężczyzna uniósł brwi, w teatralnym geście udawanego zdziwienia.- Czyżby to była… hipokryzja?
  Szkwał zmrużyła oczy i już otworzyła usta, gotowa rzucić jakąś ciętą ripostę, kiedy nagle, jakby rozmyśliła się i zamknęła je z powrotem, ograniczając się jedynie do otaksowania wzrokiem stojącego naprzeciwko niej mężczyzny. Mimo wszystko, było to lepsze, niż otwarte przyznanie się do braku sensownych argumentów, chociaż nie potrzeba mędrca, by dostrzec gołym okiem widoczny, ale jakże nieczęsto spotykany brak pomysłu na kontratak. Bądź co bądź, czy istnieje inny powód dla którego pirat miałby nie kontynuować dyskusji?
  Mimo wszystko, cisza trwała tak krótko, że nawet nie sposób było zdążyć się nią nacieszyć.
  - No patrzcie państwo!- kobieta teatralnie uniosła ręce do góry.- Ledwo co dołączył do klanu, a już wytyka innym nieprawość…
  - Przynajmniej d o ł ą c z y ł e m do klanu.- słusznie zauważył Revan.- W innym przypadku nawet przez myśl by mi nie przeszło, żeby pchać się na przyjęcie pełne arystokracji…
  - Z tą maską to pewnie wolisz karnawały, co?- dziewczyna odgryzła się z zadowoleniem, ale Szary najwyraźniej zdążył już w swoim życiu nasłuchać się zbyt wielu podobnych tekstów, dotyczących noszonej przez niego bandanki, by zwracać uwagę i odpowiadać na każdy z nich.
  - Zdaje się, że chciałaś wstąpić do Orłów.
  - I nadal chcę! Ale, póki co, daj mi się nacieszyć wolnością.- odparła, co zabrzmiało zupełnie tak, jakby to właśnie Poursuivant, a nie straż, czy też wykroczenia, jakich dopuściła się brunetka próbowały odebrać jej jakże cenną dla każdego pirata wartość.
  - Poważnie?- Szary przyjrzał się kobiecie z wyraźnym powątpiewaniem.- A od kiedy to ścigany pirat, bez swojego okrętu, czy załogi jest wolnym człowiekiem?
  Sargent uśmiechnęła się szeroko, zupełnie, jakby tylko czekała aż padnie zadane przed chwilą pytanie.
- Ja zawsze będę wolna.- odparła pewnie, przysuwając się prowokacyjnie w stronę rozmówcy, zupełnie, jakby nigdy nie słyszała o pojęciu przestrzeni osobistej.- Nie ważne gdzie, nie ważne kiedy, nie ważne kto będzie chciał mnie dopaść. Na morzach, na lądzie, w pałacu, czy rynsztoku, to bez znaczenia. Nawet za więziennymi kratami byłam bardziej wolna, niż pilnujący mnie strażnicy kiedykolwiek będą.- wyszczerzyła się zbójecko.- Jak to jest być związanym przez sznury społeczeństwa?
  - Jak to jest być przestępcą bez immunitetu?- Szary najwyraźniej nie dawał za wygraną.
  Szkwał odsunęła się gwałtownie.
  - A ty dalej swoje… poza tym, dołączenie do Orłów było moim pomysłem, nikt Cię tam nie zapraszał.- dziewczyna mruknęła, niczym niezadowolony siedmiolatek. Biorąc pod uwagę wygląd i reputację piratki, mogło wyglądać to całkiem komicznie.
  - Jakoś nie miałyście nic przeciwko, kiedy dołączyłem do wędrówki.
  - A może po cichu liczyłyśmy, że dostaniesz się w łapy strażników?- odpowiedziała szybko, nawet bez zastanowienia, po czym zaczęła wymieniać w zamyśleniu kolejne scenariusze.- Albo, że porwą Cię bandyci… równie dobrze mogłyśmy okraść Cię podczas snu, upchnąć komuś na targu niewolników, albo nawet sprzedać tamtej wróżbitce. Hmmm… tak, myślę, że znalazłaby dla Ciebie miejsce w swoim namiocie. Pewnie stałbyś obok kufra z voodoo i słoików z jelitami. A poza tym- piratka klasnęła w dłonie, jakby właśnie przypomniała sobie o czymś niezwykle ważnym… cóż, nie da się ukryć, iż mogło chodzić tylko o sprawę najwyższej wagi, skoro przypomnienie sobie o niej sprawiło, że dziewczyna musiała skończyć swoją, do niczego nieprowadzącą wyliczankę.
  Sargent sięgnęła do jednej z kieszeni spodni, wyjmując z niej bliżej nieokreślone zawiniątko. Była to ta sama mapa (nakreślona z wątpliwą precyzją, choć ewidentnie do czegoś prowadziła), którą Dexter ukradł mężczyznom, mijanym wcześniej przez piratkę i kapucynkę w porcie. Przez całe to zamieszanie związane ze Świętem Tolerancji, a później z atakiem bestii, Thalia zupełnie zapomniała o tajemniczej mapie. Ale skoro oto trzymała ją w ręku, może warto byłoby rzucić okiem na nakreśloną drogę? I, oczywiście, dowiedzieć się do czego prowadziła.
  - … Chyba mamy zdecydowanie ciekawsze zajęcie!- brunetka machnęła Prześladowcy świstkiem tuż przy twarzy, jakby to, że kilka sekund wcześniej rozłożyła go przed sobą umknęło zamaskowanemu mężczyźnie.
  - „My”…?- nawet nie miał zamiaru ukrywać zdziwienia, mieszającego się z błagalnym tonem, jakże typowym dla pytania „dlaczego akurat ja?”.
  - Oj nie marudź, będzie fajnie.- Szkwał wyszczerzyła się zbójecko po raz kolejny.
  Revan spojrzał na dziewczynę, dając wyraźnie do zrozumienia jak bardzo wątpi w jej słowa, choć wszystko wskazywało na to, że nie miał w tej sprawie nic do gadania.

Revan? Wybacz mi Nyan za okropny stan tego opka, brak jakigokolwiek ładu i składu, ale obecnie po prostu na więcej mnie nie stać

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz