piątek, 24 lutego 2017

Od Beatrice (CD Margaret)

        - Znam jakże cudowną i przyzwoitą tawernę, która będzie wręcz idealna do kontynuowania naszej świetnej zabawy! - Beatrice oczywiście miała na myśli, tawernę z której wywalono ją na zbity pysk, jednak ominięcie tego wydawało się jak najbardziej na miejscu. Miała już śmiało i pewnie postawić stopę na stopniu, gdy tak samo ''pewnie'' runęła by w dół po schodach. Przed tym zacnym upadkiem uratowała ją drobna i niziutka osóbka, która po chwili jednak okazała się dorosłą kobietą. Najpewniej gdyby nie kobiece atrybuty, uznała by ''to'' za dziecko. Jednakże etykieta wypada by podziękować za uratowanie dupy.
  - Dziękuje...? - Zaczęła, sama dziś nie wiedziała jakim cudem, udaje jej się zaczynać tak łatwo rozmowy. Kto by pomyślał, że alkohol potrafi działać takie cuda. Osoba zmierzyła ją nienaturalnie ciemnymi oczami.
  - Vanessa... Liderka Słowików z Knowhere, nie ma za co - odpowiedziała po chwili, jakby wahała się przed ujawnieniem swojej tożsamości. Ocalona uśmiechnęła się do nowo poznanej kobietki, choć gdyby tak uważniej się jej przyjrzeć, śmiało można powiedzieć, że Vanessa ją trochę przerażała.
  - Beatrice... Beatrice Martoi, pff Algat - parsknęła śmiechem na co czarnowłosa zareagowała wzruszeniem ramionami i po prostu odeszła zostawiając Mag i Beatrice same. Nie za bardzo się tym przejęła, szczerze nie zwróciła na to nawet uwagi. Pociągnęła Margaret za sobą, która wydawała się zapuszczać korzenie.
  W sumie okazało się, że z Mag całkiem sympatycznie się rozmawiało - była w szoku, że tak łatwo przychodziła jej wymiana myśli z nowo poznaną dziewczyną. Beatrice nie wiedziała tylko, czy był to efekt wypitego wina na pseudo balu, czy po prostu nowo poznana dziewczyna tak na nią działała. Na początku ich znajomości, dała by sobie prawą rękę odciąć (święta ręka, w której zawsze trzyma kufel piwa), że nie będzie z tego, żadnej głębszej znajomości. A tu okazuje się, że idą razem dalej się bawić i rozerwać. Jednak Margaret nie wydawała się pewna, czy robi dobrze. Wyglądała na lekko zagubioną i dość zdezorientowana otwartością Beatrice. Ale jak zawsze Tris, totalnie tego nie zauważyła i nie zwracając uwagi na słowa Mag, wepchnęła ją siłą do tej samej tawerny, z której ją wylano. Wciągnęła do nosa znajomy zapach piwa i dymu, który unosił się w pomieszczeniu. Gdy rozejrzała się nie dostrzegła tych mężczyzn, z którymi wszczęła bójkę. Po raz kolejny tego wieczoru, pociągnęła Margaret za sobą. Usadowiły się wygodnie przy jednym z pustych stolików, prosząc gospodarza o dwa kufle zimnego piwa.
***
        W całej gospodzie, rozległ się perlisty śmiech Beatrice i Margaret, która wyraźnie była już pijana i nie bardzo wiedziała, co się dookoła dzieje. Praktycznie wszystko ją śmieszyło a coraz słabsze żarty Tris, wzbudzały w Mag głośniejsze fale chichotu. Zmora w sumie śmiała się albo z swojej towarzyszki lub z samej siebie. Ewentualnie z wielkiego czerwonego nosa, typowego pijaka...
  - Poznaje cię ty dupny, śmierdzący gałganie! - Wrzasnęła nagle na całą tawernę, wstając z miejsca chamsko pokazując palcem na grubego mężczyznę. Wokoło rozległa się głucha cisza a w tle, brakowało tylko świerszcza
  Mężczyzna potrzebował dłuższej chwili by poznać jakże wychowaną kobietę, która na niego wskazywała. Margaret nie mogąc się powstrzymać parsknęła śmiechem, co było wręcz przekomiczne.
  - TY! Ty jesteś tą przebrzydłą francą!!! - wrzask mężczyzny idealnie komponował się ze śmiechem Mag. Beatrice uśmiechnęła się zawadiacko, rozrzucając dłonią swoje brązowe włosy.
  - We własnej osobie! - krzyknęła, na co Mag podniosła kufel piwa niczym do toastu, co wyraźnie Tris się spodobało.
  Zabsorbowana śmiechem z towarzyszką nie zauważyła, że mężczyzna potoczył się w ich stronę niczym wielka mięsna kula w rezultacie lądując na stole. Beatrice miała już sięgać po miecze (którymi i tak wiele by nie zdziała), gdy zauważyła, że podłoga pokryła się cienką warstwą lodu, przez co mężczyzna z impetem runął na stół łamiąc go na pół. Margaret, najwyraźniej przestraszona, tak właśnie zareagowała. Najbardziej komiczną częścią tej sytuacji było to, że trunek w kuflach także zamarzł. Niektórzy mieli je przymarznięte przy ustach, przez co szaleńczo rzucali się po tawernie, próbując się oswobodzić. Kiedy Beatrice zorientowała się, że wypadało by złapać Mag i ulatniać się z gospody mężczyzna był przy na wpół przytomnej Mag. Tris bez zastanowienia chwyciła gliniany kufel piwa i z całych sił przywaliła nim o głowę narwańca. Nie wzięła pod uwagę tego, że zawartość była zamarznięta. Po raz kolejny mężczyzna padł jak długa na ziemię a Beatrice korzystając z okazji, wzięła pod rękę pijaną Mag i wyszły z lokalu.
  W sumie wszystko szczęśliwie by się skończyło, gdyby nie to, że jakiś przechodzień lekko szturchnął niechcący Tris. Nie zwracając uwagi na ''pół martwą'' towarzyszkę, rzuciła się w wir potyczki słownej z której wyszła oczywiście zwycięsko. Poszła dumnie dalej, orientując się dopiero po chwili, że chyba czegoś jej brakuje. Spanikowana odwróciła się do tyłu, gdzie na środku ulicy leżały ''prawie zwłoki'' Mag. Szczęśliwy los chciał tak, że właśnie nadjeżdżał powóz a woźnica w sumie miał gdzieś, że na ulicy leży jakieś sponiewierane ciało. Beatrice rzuciła się na Margaret, ratując ją i siebie przed zmiażdżeniem przez kopyta konia i koła. Kolejnym szczęśliwym trafem okazało się, że obie wylądowały w rynsztoku. Kobieta głośno zaklęła, próbując się wydostać z wody pomieszanej ze ściekami. Sama wyszła z kanału, wyciągając, nadal bezwładne, ciało Margaret. Cała brudna i śmierdząca, przerzuciła dziewczynę przez ramię i ruszyła w stronę domu Dante.
***
        Wyraźnie czując już ciężar Margaret, kiedy dostrzegła drzwi do domu Rubkat, westchnęła z ulgą. Weszła do dużego holu, kładąc (żeby nie powiedzieć ''rzuciła'') Margaret na podłodze, która zachichotała cicho, ale nadal sprawiała wrażenie zwłok. Beatrice porozciągała się trochę i znowu zarzuciła sobie Mag przez ramię, kierując się w stronę schodów, gdzie znajdowała się mała łaźnia. Ciekawa była ile pieniędzy wybuliła na ten dom Dante, ale ta myśl uciekła tak szybko jak i się pojawiła. Była już praktycznie na górze, gdy Margaret ześlizgnęła się jej i bezwładnie niczym worek kartofli runęła w dół. Dziewczyna zakryła usta dłonią, bo nie wiedziała czy zacznie krzyczeć czy też parsknie śmiechem. Podeszła do najbliższych drzwi, mając nadzieję, że nikogo tam nie będzie - tak bardzo się przeliczyła. W pokoju, który był gabinetem Dante - siedziała właścicielka domu i ten sam mężczyzna z którym tańczyła na pseudo balu. Grali w karty, ale przerwali grę gdy ujrzeli Beatrice.
  - Eee, witajcie, co robicie? - zapytała jąkając się.
  - Gramy w Czarnego Piotrusia - odpowiedziała Dante, jednocześnie zrzucając ze stołu złote monety. Tris uznała, że tego nie widziała. Czy w ''Czarnego Piotrusia'' nie gra się przypadkiem w co najmniej trzy osoby? Ale nie zapytała się o to, bo Dante jeszcze kontynuowała - Co to był za hałas na schodach?
  Nastąpiła chwila milczenia, a Beatrice podrapała się w tył głowy.
  - To...? Em, to na pewno nie było bezwładne ciało Margaret! Skąd... to nic wielkiego - odpowiedziała, co Dante skomentowała tylko zmieszanym wyrazem oczu i w sumie nie dała po sobie poznać, że się tym jakkolwiek przejęła. Bea, już miała zamykać drzwi, gdy Dante znowu ją zatrzymała.
  - Beatrice! Nie wiedziałam, że umiesz grać na dudach - pochwaliła Tris stara przyjaciółka. Cisza znowu trochę potrwała nim odpowiedziała.
  - Bo nie umiem - odpowiedziała, a Dante zrobiła zdziwioną minę, więc pośpieszyła z wyjaśnieniem - Pod wpływem alkoholu, potrafisz wszystko - Skończyła i powoli, wręcz dramatycznie wolno zamknęła za sobą drzwi.
  Poszła na dół po, nadal nie przytomną, Margaret. Tym razem bez większych problemów trafiły do małej, skromnie urządzonej łaźni. Na jej środku stała duża drewniana wanna, wypełniona ciepłą, parującą wodą. Wrzuciła do niej kostkę mydła. Rozebrała Margaret wkładając ją do wanny.
  - Tylko się nie top - rzuciła przez ramię i sama wolno zaczynała szykować się do kąpieli. Gdy została na niej tylko sama halka spojrzała w stronę wanny. Niestety głowy Margaret - brak.
  Rzuciła się w jej stronę i spanikowana wyciągnęła głowę dziewczyny z podwody.
  - Mówiłam, że masz się nie topić! - krzyknęła zrozpaczona, a złośliwość rzeczy martwych sprawiła, że stanęła na jednym z mydeł które były przy wannie. Wpadła do wody i im bardziej chciała się wydostać, tym bardziej opornie jej to szło. Usłyszała skrzypienie drzwi i odruchowo skierowała tam swój wzrok.
  - Beatrice.. słyszałam hałas i... - na tym Dante skończyła, gdy zobaczyła Margaret i w połowie zanurzoną w wannie Tris. Bez słowa z bezcennym wyrazem twarzy wyszła z łaźni. Bea zrobiła się czerwona jak pomidor i swoją złość chciała wyładować uderzając pięścią w wodę - dobrze wiemy jak to się skończyło, ostatecznie wpadła do wody cała i jak poparzona z niej wyskoczyła.
***
        Wykończona, robiąc za cień samej siebie ubrała w piżamę Margaret i siebie. Zaniosła ją ledwo do sypialni gościnnej, która była sypialnią Mag. Rzuciła ją byle jak na łóżko a sama bez zastanowienia runęła na łoże, nie zwracając uwagi, że to nie jej komnata. Zasnęła wyjątkowo szybko i spała twardo niczym głaz.
***
        Otworzyła wolno oczy, ziewając szeroko. Przeciągła się leniwie i dopiero po dłuższej chwili spojrzała na wybudzającą się Margaret. Ta tylko kiedy dostrzegła Zmorę szybko przykryła się kołdrą czerwona jak burak. Beatrice przewróciła tylko oczami, nie zwracając na nią uwagi.
  - Proszę... powiedź, że tu do niczego nie doszło - powiedziała, z załzawionymi ze złości i przerażenia oczami. Bea słysząc jej przykry ton głosu postanowiła to wykorzystać i trochę pożartować - tryb zgrywus włączony. Coraz trudniej było jej zachować powagę i lada chwila zacznie się śmiać niczym obłąkana.
  - No cześć, kochanie - powiedziała, opierając się na łokciu puszczając do dziewczyny oczko.

Margaret? Czemu ja się na to godziłam :')
#NOHOMO ;P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz