poniedziałek, 20 lutego 2017

Od Margaret - Różne talenty muzyczne

        To był jeden z najbardziej udanych wieczorów Margaret. Właściwie to był pierwszy bal Margaret, na którym świetnie się bawiła, a przecież nic nie wskazywało na tak udaną i spektakularną potyczkę z potworami. Kiedy wszystkie bestie zgromadzone w sali padły, podeszła do jednego z ocalałych stołów i usiadła obok Beatrice - z którą spędziła ten uroczy wieczór przed napaścią potworów- nalała sobie wina do lekko pękniętego kielicha. To był chyba już czwarty tego wieczoru który wypiła, a trzeba przyznać, że nie posiadała mocnej głowy do alkoholu. Jeszcze przed całą tą jatką dziewczęta spokojnie rozmawiały przy winie na bardzo różne tematy. Charakter i szczerość Beatrice oczarowały Margaret. Dziewczyna nie miała jakoś oporów dyskutować z nowo poznaną osobą w tak szczery sposób. Może to przez to, że rozluźnił ją właśnie alkohol.Uśmiechnęła się do brązowowłosej trochę przymulona. Nie uśmiechała się zbyt często, po raz pierwszy (przy małej pomocy wina) nie myślała o tym jak być idealną, przestała uważać na każdy swój ruch. Swobodnie wyrażała swoje myśli tego wieczoru. Nie przypominała siebie, to tak jakby spotkać zupełnie inną osobę. Jednak, może to nie przez alkohol... może to sposób w jaki Beatrice prowadziła rozmowę, sprawił, że Mag obdarzyła ją jakąś dziwną sympatią?
  - Udany wieczór - powiedziała, spoglądając w stronę Beatrice.
  - Tak, gdyby tylko jeszcze chodź trochę gorzały ocalało... - zażartowała. Margaret mimowolnie się uśmiechnęła i wzięła łyk wina.
  - No, mi się podobało.
  - A czy ja powiedziałam, że mi się nie podobało? - zapytała Beatrice - Mi też się podobało, nie był to przynajmniej kolejny sztywny bal.
  - Eh, fajnie było ale się skończyło. - spojrzała na czerwoną ciecz w naczyniu które trzymała w ręku. Taki bal się więcej nie powtórzy, odejdzie w zapomnienie. Niczym przeczytana już powieść, którą trzeba odłożyć na półkę, by spoczęła pod pokładem kurzu, czekając aż ktoś ponownie ją przeczyta. Jednak, komu miałaby niby opowiadać tę historię? Z kim miałaby ją wspominać? Nie miała przecież za dużo znajomych... raczej nie miała ich w ogóle, już sam kontakt z bratem czasami ją wykańczał. Po prostu do tej pory wystarczyły jej książki... no i rozgadany brat. Nie widziała sensu w utrzymywaniu innych znajomości. Czy chciała to zmienić? Fajnie by czasami wymienić parę słów albo wyjść gdzieś wspólnie. Margaret wpatrując się w wino rozmyślała czy... czy chciała by zyskać kogoś, na kim zależało by jej i utrzymywała by z nim kontakt? Chciałaby mieć przyjaciela? Przecież jest samowystarczalna, ale to nie koliduje z posiadaniem kogoś zaufanego. Przecież przeczytała już wiele książek gdzie główny bohater przeżywał przygody ze swoimi przyjaciółmi. Więc i ona może.
  - Hej, właściwie, zostajesz jeszcze na trochę w Ikramie? - Nagle przerwała milczenie.
  - No tak... Dante mnie zaprosiła więc zostanę jeszcze. - odpowiedziała Beatrice, obserwując białowłosą.
  - A mogłybyśmy się jeszcze spotkać? - Zapytała niepewnie.
  - Jasne ale teraz... csiii... czy ty słyszysz to samo co ja? - Beatrice nagle wstała i podeszła do dwójki rozmawiających ze sobą postaci. Margaret podążyła w ślad za swoją ,,towarzyszką''. Nagle Beatrice weszła między Dante a jakiegoś mężczyznę, zmuszając ich, by odsunęli się od siebie. - Jak chcecie niby tańczyć... słyszycie tu gdzieś muzykę? - Zapytała spoglądając to raz na brązowowłosego, raz na kobietę.
  - Skoro tak, to bardzo proszę, skołuj nam muzykę - skwitowała Dante.
  - Już się robi! - Pochyliła się komicznie, wykonując coś na kształt ukłonu. Odwróciła się i spojrzała rozpromieniona na Mag. W jej oczach błyszczały iskierki. - Margaret! Chodź pomożesz mi! - Z entuzjazmem Beatrice złapała brunetkę za rękę i pociągnęła w miejsce gdzie wcześniej grała orkiestra. Mag poszła za nią, zaskoczona obrotem sprawy i siłą Beatrice. Gdy podeszły, Margaret zobaczyła instrumenty porzucone byle jak w pośpiechu. Beatrice puściła rękę dziewczyny i schyliła się po najbliższy instrument. Były to dudy.
  - To wygląda nieźle! - zawołała z entuzjazmem. Margaret omiotła wszystkie przedmioty, a jej spojrzenie zatrzymało się na skrzypcach. Przypomniało jej się, że przecież potrafi grać. Smyczek leżał niedaleko, tuż pod samą ścianą. Podchodząc do smyczka, usłyszała, niezwykle pięknie brzmiące dźwięki, trochę nie równe. Jakby ktoś po prostu szarpał struny. Jednak po chwili zaczęły się układać w piękną melodię. Margaret nie chcąc być gorsza szybko chwyciła za smyczek i również zaczęła grać. Przez pierwszą chwilę słychać było jedynie kocią muzykę, jednak w końcu, obie nawiązały jakąś dziwną, niemą nić porozumienia i zaczęły grać wspólnie w jednym rytmie, w jednym takcie i w tej samej gamie dźwięków. Margaret bez zastanowienia zatraciła się w grze, przeciągała smyczek po napiętych strunach skrzypiec. W sali ponownie rozbrzmiała piękna melodia, delikatna i wolna, na myśl przywodząca mglisty poranek. Nie była to symfonia, zagrana przez wielkiej sławy grajków, jednak tańczyć i słuchać się dało.
  Margaret przymrużyła oczy i spoglądała na innych spod rzęs. Większość wydawała się być zdumiona takim obrotem sprawy, inni pozostawali nieruchomo na swoich miejscach przysłuchując się. W końcu, niedaleko dziewcząt, Dante i brązowowłosy mężczyzna zaczęli tańczyć. Kręcili się po parkiecie, brudni, w zniszczonych strojach, ale szczęśliwi. Gdzieś w oddali niektóre z ciał wcześniej pokonanych potworów nadal płonęła, powoli, coraz mniejszym płomieniem, który rzucał już prawie jedyne światło na salę. Nawet z licznymi zniszczeniami w pomieszczeniu zapanował bardzo kameralny nastrój. Ku zdziwieniu Margaret, po chwili na zniszczonym parkiecie wyrwala się do tańca druga para. Z szarymi komórkami zalanymi, jak dla dziewczyny, dużą ilością alkoholu, trudno było ocenić kto właściwie tańczył.
  Grały tak jeszcze chwilę z Beatrice, aż znudzone po prostu przestały. Ukłoniły się komicznie, gdzie nie gdzie było słychać oklaski. Margaret pomyślała, że to już koniec ich popisu umiejętności. Jednak wtedy Beatrice ścisnęła dudy na powrót i zaczęła grać jakąś skoczną melodię. Brązowowłosa uśmiechnęła się do siebie i dołączyła się do grania. Instrumenty wydawały z siebie wesołe skoczne dźwięki, wysokie, niskie, czasem nieczyste. To, że grały nie przeszkadzało im się również wygłupiać. Najwyraźniej, muzyka przyciągnęła jeszcze kogoś. Przez otwarte drzwi do wielkiej, całkowicie zdewastowanej sali balowej, weszło dwóch mężczyzn. Tego samego wzrostu i w dokładnie takich samych strojach. Podeszli do grających dziewcząt i... również chwycili za instrumenty i zaczęli grać. Młodszy mężczyzna z blond włosami zaczął grać na klarnecie, starszy z widoczną siwizną i gęstą brodą, na trybie. Dźwięki przeplatały się ze sobą, tworząc przyjemną, skoczną melodię, trochę chaotyczną, ale Margaret teraz to nie obchodziło. Nie obchodziło jej czy gra poprawnie, czy nie. Po prostu dobrze się bawiła. Alkohol zerwał z niej ,, maskę'' lodowatych uczuć. Muzyka i radość wypełniała jej serce. Nawet nie próbowała tego, jak zwykle bywało, ukryć.
  Wszystko co dobre musi się niestety skończyć. Po paru dłuższych chwilach do sali wpadła grupa umundurowanych osób. To co zobaczyli wprawiło ich w osłupienie, a może nawet zazdrość. Wesoła kompania ucichła, patrząc wyczekująco na strażników.
  - Prosimy o jak najszybsze wyjście z sali - krzyknął jeden z ich. - Czy jest ktoś ranny?
  - No i po zabawie - wrzasnęła niezadowolona Beatrice ciskając dudami o podłogę, natomiast Margaret odłożyła skrzypce delikatnie na ziemię. Wszyscy zaczęli wstawać z podłogi i kierować się do wyjścia, w tym Beatrice. Margaret ruszyła za nią. Kiedy wyszły przed budynek uderzyło je chłode nocne powietrze. Margaret przystanęła na chwilę i spojrzała w górę. Na granatowym nieboskłonie jarzyły się jasne gwiazdy, niby iskierki, jednak najmocniej z nich świecił jasny księżyc oświetlający ziemie spowitą mrokiem. Rozcieńczał swym blaskiem, ciemność nocy, więc spokojnie można było wyjść na spacer, bo wszystko było bardzo dobrze widoczne. Margaret spojrzała na Beatrice. Chwilę zastanowiła się czy aby na pewno powinna się odezwać. Westchnęła i zapytała:
  - Co teraz?
  - No jak to “co”? - odpowiedziała kobieta i spojrzała uśmiechnięta, prosto w oczy Mag - Idziemy kontynuować naszą świetną zabawę! - zawołała entuzjastycznie.
  Zapowiadała się długa noc...

Beatrice? Przepraszam, że takie krótkie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz