czwartek, 16 lutego 2017

Od Flo (CD Reimenth'a) - Różne definicje ,,zwalania z nóg"...

        Flo zerwała się na równe nogi nieco speszona. Białowłosy odsapnął, próbując niezdarnie wstać. Coś musiało go mocno walnąć. Uwadze Oszustki nie umknęła rana na udzie, chociaż ciężko było stwierdzić czy nie był ranny też gdzie indziej przez oblepiającą koszulę krew.
  - Wybacz za to podcięcie - zaczął, oglądając się w stronę walki niemal na drugim końcu sali - ale coś zwaliło mnie z nóg - dodał patrząc w stronę jednej z bestii.
  - Nie przejmuj się - stwierdziła Wiedźma, szukając wzrokiem swojego miecza. - Mam dwie lewe nogi, pewnie sama bym się na kogoś prędzej czy później wywaliła...
  To akurat nie było do końca prawdą. Pieczęć szermierza dalej działała, wmawiając ciału Flo, że spędziło lata na treningach. Jej siła i równowaga ulegały znaczącej poprawie. Jakakolwiek pomyłka w tym momencie świadczyłaby o niekompetencji tworzącego pieczęć Fałszerza, a rogata elfka była mistrzynią w tej dziedzinie. Jej pieczęci nie zwykły zawodzić.
  Zobaczyła swój miecz i skoczyła w jego kierunku. Złapała rękojeść, w ostatniej chwili rzucając się do tyłu na ziemię, by uratować się przed spotkaniem z zębatą paszczą. Szatynka z klanu Orłów zagwizdała na potwora, dając Wiedźmie chwilę czasu na zebranie się z powrotem do kupy.
  - Tnijcie mu łapy! - zawołała kurierka.
  - Jesteś pewna? - rzuciła niepewnie elfka.
  - A nie widziałaś nigdy żywego inwalidy bez nogi?! TNIJCIE, CHOLERA JASNA!
  - KURRRR*A MAĆ! - ożywiła się żółta papużka. Ta to w ogóle nie przejmuje się sytuacją. Floriana zaczynała zwierzakowi zazdrościć.
  Białowłosemu chłopakowi powtarzać dwa razy nie trzeba było. Mimo najwyraźniej poważnego obicia i zranionej nogi bez oporów dołączył do walki, starając się mierzyć w tylną lewą kończynę. Uniknął zdradzieckiego ogona i wbił miecz na wysokości zgięcia. Ostrze kierowane impetem przebiło łuskę...ale utknęło w skórze. Szermierz przeklął i wyrwał broń w ostatniej chwili.
  - Za jednym razem to chyba nie zadziała - powiedział.
  - NO CO TY NIE POWIESZ? - Orlica dalej zajęty była ściąganiem na siebie głównej uwagi monstrum. - RĄBCIEŻ NA ZMIANĘ, ALBO DAJCIE MI MIECZ I SAMA TO ZROBIĘ!
  Ani Flo, ani białowłosy nie mieli chyba ochoty oddawać swojej broni w obce ręce. Zebrali się więc do kupy i zaczęli na zmianę atakować tą samą łapę. Bestia z każdym ciosem zwracała się w ich kierunku, ale Szatynka nie pozwalała jej o sobie zapomnieć, dzieląc ją po łbie cienkim metalowym kijem. W końcu po kilku próbach rogata poczuła, jak jej miecz uderza w kość. Powietrze rozdarł ryk bólu i wściekłości. Potwór już ostatecznie zapomniał o istnieniu kurierki, kierując ślepia na Oszustkę. Całym swoim ciałem mówił, że chce kogoś w końcu zamordować, a najlepiej, by był to któryś z dręczących go małpoludów. Jednak nie było mu dane nacieszyć się smakiem krwi - czyjeś ostrze dokończyło dzieła, łamiąc ostatecznym uderzeniem twardą kość. Noga potwora pod ciężarem cielska wygięła się nie w tą stronę w którą powinna, przysparzając mu kolejnych cierpień i zmuszając do upadku. Szatynka złapała skądś podpaloną szmatkę i cisnęła nią w grzbiet potwora. Bestia niezgrabnie rzuciła się do ucieczki, gubiąc wbity w nogę miecz...białowłosego. Sam chłopak uskoczył przed uciekającym potworem i podniósł broń zdyszany.
  W przeciągu kilku minut ryk ostatniego potwora został urwany zniecierpliwionym cięciem.
  Wszyscy obecni popatrzyli po sobie. Zmęczeni, brudni od cuchnącej juchy, niektórzy w zniszczonych strojach wieczorowych. I nikt nie wiedział co ze sobą zrobić. Wyjść do przysłuchujących się wszystkiemu na zewnątrz ludzi? Zebrać manatki i pójść jakby nigdy nic do swoich pokoi?
  Zastanowienie przerwały kruczowłosa piratka i kurierka z papugą na ramieniu - po prostu położyły się na podłodze, bezmyślnie gapiąc w sufit. Wszyscy ich przykładem usiedli na porytych kafelkach, pod ścianami, czy też bez pytania nalewali sobie wina z ostałych cudem dwóch stołów. Dopiero po kilku minutach zaczęły się rozmowy. I gdyby nie zniszczona sala i płonące cielska hybryd, wchodzący tu nieobeznany z sytuacją człowiek mógłby uznać, że trwa tu prywatne spotkanie towarzyskie dla członków klanów. W sumie to teraz wszystkim przydałaby się taka mała kameralna impreza, bez muzyki i arystokratów. Tylko tego typu odludki, mające przynajmniej jakieś wspólne tematy (nawet jeśli nawiązują one do rzeczy, których nie powinno się omawiać w kulturalnym towarzystwie). Skoro nikt nie wpadł na organizację mniejszego pomieszczenia dla wszystkich nie lubiących wielkich imprez, to zajęli sobie salę sami...no może z pomocą kilku potworów.
  Flo usiadła na podłodze, nie zastanawiając się nawet zbytnio co robi. Przecież mogła teraz uciec, zanim wejdzie tu straż i zda sobie sprawę, że dalej mogą ukarać złodziejkę obrazów. Ale w sumie...po co? Nie chciała przełamywać tych kilku minut wytchnienia. Jeśli teraz wyjdzie, ściągnie na siebie uwagę i wszyscy gapie wleją się tu z powrotem. Nie, lepiej niech myślą, że nie powinni się wtrącać. Dziewczyna więc jedynie odchyliła głowę w stronę chłodnego prądu powietrza wdzierającego się przez rozbity witraż. Nie zdawała sobie sprawy jak zatęchłe od nienaturalnie krzepnącej krwi stało się wiszące w sali powietrze, dopóki nie poczuła świeżego powiewu.
  Coś zaswędziało ją na szyi. Zirytowana obsunęła tunikę z ramienia i zdrapała granatową pieczęć. Ze skóry schodziła porównywalnie do plastra, ale nie szczypiąc przy tym tak strasznie. Gdy tylko ją oderwała, zmięła ją w palcach, rozdzierając na drobne części. Zawsze tak robiła. Kto wie, czy przypadkiem oderwany lak nie trafiłby do jakiegoś Fałszerza, zdolnego odczytać wzór pieczęci, a co za tym idzie całą przepisaną historię Flo. Mógłby wykorzystać jej wzory na własną korzyść, a Wiedźma, jak każdy szanujący swoją pracę Fałszerz, nie lubiła się dzielić.
  Nagle zauważyła, że metr dalej usiadł białowłosy, spoglądając ciekawie na to co robi. Powstrzymał się jednak od pytań i chwała mu za to. Floriana przypomniała sobie o czymś istotnym.
  - Dziękuję. Za tamto - powiedziała, a dla skorygowania kiwnęła głową w stronę martwego cielska z połowicznie odciętą łapą.
  - Chyba innego wyjścia nie miałem - chłopak uśmiechnął się lekko. - A tak w ogóle, to jestem Reimenth...ale mówią mi Rei.
  - Floriana - przedstawiła się Oszustka. Po chwili dodała, również z uśmiechem: - Ale mówią mi Flo.

Rei? Wybacz mi ten czas, błagam *^*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz