poniedziałek, 19 grudnia 2016

Od Flo - Kolejna para rąk

        - Nie ukradłam tego obrazu.
  Zdanie to wybiło się już w mózgu Flo. Dziewczyna powtórzyła to już po raz enty tego wieczoru, a trójka upartych pałacowych strażników nie chciała jej w to uwierzyć. Kapitan, wysoki elf o włosach koloru blondu, przejechał sobie dłonią po twarzy, wyraźnie zmęczony gadaniem z rzekomą włamywaczką. Siedział w tym pokoju już przeszło godzinę, próbując przymusić kobietę do przyznania się do winy. Problem polegał na tym, że Oszustka tak naprawdę nie czuła się winna. Działała w słusznej sprawie.
  - Znowu zataczamy koło - powiedział wyczerpany psychicznie kapitan. - Teraz znowu powtórzysz, że zabrałaś ,,Czarnego łabędzia" by, cytuję, ,,Oddać go właścicielowi"...
  - Ależ to szczera prawda - oburzyła się kobieta. - Możecie się zapytać mistrza De Luvre, potwierdzi wam, że ma dość tego obrazu. A poza tym koniec końców znaleźliście kopię i zabraliście mi oryginał.
  A to ostatnie akurat prawdą nie było. Plan Flo zakładał wejście na Święto Tolerancji, co trudne nie było - każdy był zaproszony. Potem miała przekraść się do korytarza na piętrze sali balowej, podmienić ,,Czarnego łabędzia" na kopię i uciec. Tak przynajmniej zgadywali strażnicy. Kapitan przed nią wciąż trzymał w jednym ręku kopię obrazu, oczywiście nieidealną - jakiś zaproszony koneser zauważył, że tytułowemu łabędziowi na tle białego księżyca wystają z głowy trzy pióra zamiast czterech. Wiedźmę złapano przy wyjściu i zabrano obraz...jednakże nikt nie zauważył podczas odwieszania, że w rogu na tyle obrazu pojawiła się cienka, niebieska pieczątka. Gdyby ją zdrapać paznokciem, oczom ukazałby się jedynie nieudany szkic tego samego autora. De Luvre oddał go Florianie na jej prośbę, a dziewczyna sporządziła odpowiednią pieczęć, według której to właśnie ten szkic przeszło dziesięć lat temu stał się dziełem mistrza. Odbiła Fałszerstwo na ramie z podmienionym szkicem i tenże obraz wzięła ze sobą do drzwi. Po drodze zostawiła za donicą ten prawdziwy oryginał, który De Luvre pewnie już osobiście, bezpiecznie wyniósł, podczas gdy ona odwróciła uwagę strażników udając, że wynosi dzieło sztuki.
  Misterny i poplątany plan, ale zadziałał - malarz odzyskał swój obraz, a kapitan straży jest przekonany, że ma złodziejkę. Nawet jeśli wrzucą ją do aresztu, miała przygotowaną drogę ucieczki (drewniany więzienny talerz i rylec w postaci wygiętego widelca w zupełności jej wystarczą). A obraz Flo będzie wisiał na ścianie w miejscu oryginalnego, dalej ciesząc oko publiczności, póki ktoś przypadkiem nie uszkodzi pieczęci z tyły ramy co raczej nie groziło przez następne kilkadziesiąt lat. Tak więc wszyscy byli szczęśliwi.
  - Posłuchaj, nie mam ochoty przechodzić przez to po raz dziesiąty tego wieczoru - powtórzył znudzony kapitan. - Za drzwiami trwa bal, a mnie przyszło przesłuchiwać złodziejkę. Myślisz, że świetnie się bawię?
  - Mi tam się podoba - uśmiechnęła się złośliwie Oszustka.
  Mężczyzna warknął z frustracji. Jeden z pozostałych strażników mimowolnie parsknął śmiechem. W końcu blondyn wziął głęboki oddech dla uspokojenia nerwów.
  - No nic, trzeba będzie chyba poprosić o pomoc pannę Rubkat - powiedział, kierując te słowa do pozostałych, chociaż wciąż patrzył na Flo. Kobieta patrzyła mu prosto w oczy, dalej bezczelnie się uśmiechając.
  Drugi ze strażników uznał słowa kapitana za rozkaz i ruszył do drzwi. Zanim jednak zdążył nacisnąć klamkę jedno skrzydło otworzyło się z hukiem i do środka wpadł jeden z gości, mężczyzna w ozdobnym surducie. Gdy otrząsnął się z szoku zerwał się na nogi i zasłonił zdziwionym młodzieńcem.
  - Zabierzcie to ode mnie! - jęczał. - Pomóżcie!
  Dopiero teraz wszyscy dostrzegli ślad po pazurach na plecach przerażonego lorda. Kapitan czym prędzej wyjrzał na zewnątrz. W jego oczach pojawiło się coś na wzór strachu.
  - Cholera jasna! - wyrwało mu się. Opanował się szybko i wskazał w stronę czegoś w sali. Do uszu Flo dotarł jakiś ryk nieznanego jej wielkiego zwierzęcia. - Chłopcy, biegiem wyprowadzajcie gości z sali! Musimy zapanować nad tym chaosem!
  Strażnicy wybiegli. Dowódca już chciał iść za nimi, ale powstrzymało go grzeczne chrząknięcie za plecami. Obejrzał się na siedząca na krześle szarowłosą, rogatą dziewczynę. Ta z uśmiechem wyciągnęła przed siebie związane ręce. Mężczyzna przewrócił oczami i z westchnieniem rozciął prowizoryczne kajdanki. Koniec końców nie był w stanie zostawić kogokolwiek związanego w niebezpiecznej sytuacji.
  - Tylko marsz do drzwi. Nie masz tu teraz czego szukać - ostrzegł ją surowo.
  Flo kiwnęła głową potakująco, zabrała swoje rzeczy i wybiegła na zewnątrz zadowolona. Najwyraźniej los się do niej dzisiaj uśmiechnął i nawet nie będzie zmuszona dłubać widelcem w talerzach...
  Jej samozadowolenia prysnęło, gdy zobaczyła co naprawdę wydarzyło się na sali balowej.
  W wielkim prostokątnym pomieszczeniu, gdzie jeszcze przed chwilą tańczyli ludzie i grała muzyka, szalała trójka łuskowatych bestii rozmiarów niedźwiedzi. Oszustka zamarła jak słup soli. Spodziewała się zobaczyć tu bandytów napadających gości czy inne ,,typowe" przykłady psucia zabawy bogaczom, ale to wyszło ponad miarę. Drzwi balkonowe były dokumentnie rozwalone, dwa okna wybite, a kafelki w niektórych miejscach oderwane, przeryte pazurami. Bestie nie atakowały już gości - wszystkie zajęte były walką. Każdego dręczyły małe grupki ludzi, którzy najwyraźniej nie przyszli na to przyjęcie dla tańców. Dziewczyna szukała wzrokiem ofiar, ale chyba jeszcze nikt nie zginął. Potrąciło ją kilku przerażonych mężczyzn, z czego jeden z nich miał nieprzyjemnie poranione ramię. Floriana otrząsnęła się z szoku i pod wpływem impulsu zdecydowała, że chyba jednak zabawi tu trochę dłużej.
  Wyciągnęła spod tuniki naszyjnik. Spojrzała na wyryte na jego spodzie symbole i na swój miecz, biorąc głęboki oddech.
  - No przecież nie ucieknę jak przerażona sierotka - powiedziała do siebie przekonująco, po czym odchyliła kołnierz odsłaniając obojczyk, przycisnęła mają pieczęć do skóry i przekręciła.
  Na miejscu kamienia został okrągły, lekko wypukły symbol składający się z trzech nałożonych na siebie okręgów i drobnych run, przypominający pieczątkę z laku nakładaną na dokumenty. Od symbolu rozeszły się pod skórą niebieskie żyłki, znikając po chwili i wspomnienia Flo uległy zniekształceniu. Nagle wpadły jej do głowy wspomnienia ze szkoły miecza, do której - rzekomo - uczęszczała podczas nauk w Castelii, a w ręce wstąpiła siła wprawionego szermierza. Floriana ze Szkoły Miecza wzięła ostatni wdech i pewna siebie pobiegła pomóc.
  Ruszyła do najbliższego z potworów. Bestia ścigała dwie kobiety - zwinną, najwyraźniej uradowaną całą sytuacją szatynkę (z papugą?) i kruczowłosą, z miejsca bardziej przypominającą faceta, uzbrojoną w szablę. Dopiero teraz Oszustka zauważyła, że potwór ma w jednym oku wbity do połowy długości nóż.
  - DALEJ CWANIAKU! - wydzierała się szatynka. - JAK CHCESZ SIĘ NAJEŚĆ TO MUSISZ POBIEGAĆ!
  - PRÓBOWAŁEŚ KIEDYŚ OWOCÓW MORZA?! - dodała druga, skręcając gwałtownie. Stwór odruchowo ruszył za nią, kierowany słuchem przez brak oka.
  - EJ! JA JESTEM LEPSZA! - nie zgodziła się druga, ściągając ogłupiałego zwierzaka w swoją stronę.
  - KŁÓCIŁABYM SIĘ! - odparła czarna.
  Flo patrzyła jak głupia jak obie nieznajome igrają z potworem. Stała w pozycji szermierczej, gotowa zaatakować, ale potwór wydawał się w ogóle jej nie dostrzegać. Normalnie raczej by jej ten fakt nie przeszkadzał, ale bojowa wersja Floriany-wojowniczki nie lubiła być ignorowana. Zadzwoniła sztychem miecza o posadzkę. Reakcja była natychmiastowa - potwór wyhamował i obejrzał się w jej stronę. Gonitwa za tamtymi dwoma musiała go już znudzić, bo bez większych oporów ruszył w kierunku trzeciej możliwej kolacji. Wiedźma uśmiechnęła się pod nosem i pobiegła w stronę kolumnady z boku sali. Przebiegła między kolumnami chowając się za jedną z nich, a gdy tylko bestia wystawiła łeb ciachnęła ja na ukos pokracznego pyska i od razu uskoczyła przed wściekłym kłapnięciem zębami.
  Wtedy znikąd na grzbiet potwora wskoczył szczupły mężczyzna w brązowo szarym stroju, z twarzą ukrytą w cieniu kapelusza. Odwrócił uwagę potwora wbijając mu w kark hak, dając dziewczynie czas na cofnięcie się do tyłu. Zwierzę wierzgało wściekle próbując go zrzucić.
  - To chyba moje! - rzucił mężczyzna chwytając wolną ręką wystającą z oka rękojeść noża. Wyrwał ostrze, po czym bez większych ceregieli wbił je w drugie, całkowicie oślepiając potwora.
  Ryk rozdarł powietrze, brzmiąc wściekłością nawet w płucach walczących. Nieznajomy wyczuwając groźbę spadnięcia wyrwał swój hak i zeskoczył na ziemię, przetaczając się po kafelkach i wprawnie zrywając do razu na nogi. Stanął obok Flo otrzepując kaftan.
  - Ha, łatwizna... - mruknął do siebie, ale jakoś nie za bardzo przekonany do tych słów.
  Potwór miotał się po podłodze drapiąc oczy, na jakiś czas unieszkodliwiony. Tymczasem dwie kobiety, które Oszustka zauważyła na początku dobiegły na miejsce zdarzenia.
  - Ej! - rzuciła czarna, najwyraźniej do rogatej. - Pierwsze tu byłyśmy. Nie kradnij zabawy.
  - Ktoś tu się nie umie dzielić - burknęła szatynka zdmuchując z oka kosmyk włosów. Mimo obrażonego tonu na jej wargach widniał niepokojący uśmiech.
  - KURRRR*A MAĆ! - zaskrzeczała żółta papużka lądując na jej ramieniu.
  - Dobra, potem się dogadacie kto kogo okradł! - wtrącił się mężczyzna. - Najpierw trzeba unieszkodliwić tą gnidę zanim wstanie...

To kto dalej? :P

4 komentarze:

  1. To uczucie, kiedy Twoja postać nazywa siebie owocem morza, a ty wiesz, że już nigdy nie będziesz w stanie patrzeć na nią inaczej:
    https://www.robotbrush.com/wp-content/uploads/2014/01/larry_the_lobster_by.png

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Reddie (któej nie chce się logować na konto :P)20 grudnia 2016 17:22

      Aż sobie to na tapetę ustawiłam XD Thal od dzisiaj jest dla mnie Larry'm Lobsterem XD

      Usuń
    2. Wybrałam ten obrazek przede wszystkim ze względu na tytuł XD Piracki kapelusz to tylko dodatek

      Usuń